zaspokojonego obzarstwa. Z usmiechem zadowolenia wciagnela gleboko powietrze i spojrzala na niego tkliwie rozkochanym wzrokiem.

– Okay, Joe – zagruchala, a jej plonace ciemne oczy byly senne i pelne wdziecznosci. – Teraz moge pojsc z toba do lozka.

– Nazywam sie Yossarian.

– Okay, Yossarian – odpowiedziala z cichym, przepraszajacym smieszkiem. – Teraz moge pojsc z toba do lozka.

– Kto cie prosil? – spytal Yossarian. Lucjana byla zaskoczona.

– Nie chcesz pojsc ze mna do lozka?

Yossarian smiejac sie kiwnal glowa i wsunal jej reke pod spodnice. Dziewczyna podskoczyla przerazona i natychmiast zabrala nogi, zarzucajac siedzeniem. Zaczerwieniwszy sie wstydliwie obciagala spodniczke i rzucala na boki sploszone, skromne spojrzenia.

– Teraz moge pojsc z toba do lozka – powtorzyla swoje lekliwe przyzwolenie. – Ale nie teraz.

– Wiem. Kiedy pojdziemy do mojego pokoju. Dziewczyna potrzasnela glowa, mierzac go nieufnym spojrzeniem i sciskajac kolana.

– Nie, teraz musze isc do domu, bo mamma nie lubi, kiedy tancze z zolnierzami albo pozwalam sie zapraszac na kolacje, i bedzie na mnie bardzo zla, jesli nie wroce do domu. Ale napisz mi na kartce, gdzie mieszkasz. Jutro rano przyjde do twojego pokoju i bedziemy robic fiki-fik, zanim pojde do mojego francuskiego biura. Capisci?

– Gowno prawda! – zawolal Yossarian wsciekly i zawiedziony.

– Casa vuol dire gowno? – spytala Lucjana z niewinna mina.

Yossarian wybuchnal glosnym smiechem, po czym wyjasnil jej rozbawiony:

– To znaczy, ze chce cie teraz odprowadzic tam, gdzie musze cie, do diabla, odprowadzic, tak zebym zdazyl wrocic do nocnego klubu, zanim Aarfy wyjdzie z tym wspanialym kociakiem, nie dajac mi szansy zapytania o jakas jej ciotke czy przyjaciolke, Jttsra bylaby do niej podobna.

– Cotne?

– Subito, subito – poganial ja czule. – Mamma czeka. Pamietasz?

– Si, si. Mamma.

Yossarian dal sie ciagnac dziewczynie przez cudowna rzymska wiosenna noc chyba z mile, az wreszcie dotarli do chaosu zajezdni autobusowej ryczacej klaksonami, palajacej czerwonymi i zoltymi swiatlami i rozbrzmiewajacej warkliwymi wymyslaniami nie ogolonych kierowcow, obrzucajacych plugawymi, jezacymi wlosy przeklenstwami siebie nawzajem, pasazerow i grupki niespiesznych, obojetnych przechodniow, ktorzy blokowali im droge i nie reagowali, dopoki nie potracil ich autobus, a wtedy odpowiadali przeklenstwami na przeklenstwa. Lucjana znikla we wnetrzu jednego z niewielkich zielonych pojazdow i Yossarian pospieszyl co tchu z powrotem do kabaretu i do metnookiej tlenionej blondynki w rozchelstanej pomaranczowej bluzce. Wygladala na oczarowana Aarfym, ale Yossarian biegnac modlil sie zarliwie o jej rozkoszna ciotke albo o jej rozkoszna przyjaciolke, siostre, kuzynke czy matke, ktora bylaby rownie lubiezna i zdeprawowana. Odpowiadala mu idealnie; byla rozpustna, rubaszna, wulgarna, amoralna, podniecajaca fladra, o jakiej snil i marzyl od miesiecy. Byla prawdziwym skarbem. Placila sama za siebie, miala samochod, mieszkanie i pierscien z lososiowa kamea, ktora doprowadzala Joego Glodomora do szalu wspaniale wyrzezbionymi postaciami nagiego chlopca i dziewczyny na skale. Joe Glodomor skamlal, sluzyl i dawal lape, sliniac sie i drac pazurami podloge z pozadania, ale dziewczyna nie chciala sprzedac pierscienia, mimo ze ofiarowywal jej wszystkie pieniadze, jakie mieli przy sobie, oraz swoj superaparat fotograficzny na dodatek. Nie interesowaly jej pieniadze ani aparaty fotograficzne. Interesowalo ja wylacznie lajdaczenie sie.

Nie bylo jej, kiedy Yossarian przyszedl. Nie bylo juz nikogo, wyszedl wiec natychmiast, bladzil nieszczesliwy i odepchniety po ciemnych, pustych ulicach. Yossarianowi rzadko doskwierala samotnosc, ale teraz czul sie osamotniony w uczuciu piekacej zazdrosci o Aarfy'ego, ktory lezal w lozku z dziewczyna idealnie odpowiadajaca Yossarianowi i ktory na dodatek mogl sobie uzyc, kiedy tylko chcial, gdyby w ogole chcial, z jedna albo z obiema naraz szczuplymi, oszalamiajacymi arystokratkami, ktore mieszkaly pietro wyzej i zapladnialy wszystkie fantazje seksualne Yossariana, ilekroc mial fantazje seksualne – z piekna, bogata, kruczowlosa hrabina o czerwonych, wilgotnych, nerwowych wargach i z jej piekna, bogata, kruczowlosa synowa. Yossarian byl szalenczo zakochany w nich wszystkich, kiedy teraz wracal do oficerskich pokojow. Byl zakochany w Lucjanie, w lubieznej, pijanej dziewczynie w rozchelstanej satynowej bluzce, w pieknej, bogatej hrabinie i w jej pieknej, bogatej synowej, ktore nie pozwalaly mu sie dotknac i nawet nie chcialy z nim poflirtowac. Lasily sie do Nately'ego i ulegaly Aarfy'emu, ale Yossariana uwazaly za pomylonego i odsuwaly sie od niego z pogarda i niesmakiem, ilekroc zrobil im nieprzyzwoita propozycje albo usilowal je uszczypnac na schodach. Obie byly wspanialymi istotami o miesistych, jasnych, spiczastych jezykach i ustach jak pelne, cieple sliwki, nieco slodkich i lepkich, i nieco przejrzalych. Mialy klase; Yossarian nie byl pewien, co to jest klasa, ale wiedzial, ze one to maja, a on nie, i ze one o tym wiedza. Idac wyobrazal sobie bielizne, jaka obciska ich smukle kobiecosci – cieniutkie, gladkie, obcisle rzeczy z najglebszej czerni albo opalizujacej, pastelowej promiennosci ozdobionej koronkowym haftem, przepojone kuszaca wonia wypielegnowanego ciala i perfumowanych soli kapielowych, ktora unosi sie obiecujacym obloczkiem spomiedzy ich blekitnobialych piersi. Znowu pragnal znalezc sie na miejscu Aarfy'ego i nieprzyzwoicie, brutalnie i radosnie kochac sie z jedrna, pijana ladacznica, ktora sie nim guzik interesowala i ktora zapomnialaby o nim natychmiast.

Ale kiedy Yossarian wszedl do pokoju, Aarfy juz tam byl i Yossarian spojrzal na niego z tym samym uczuciem leku i zdumienia, z jakim rano nad Bolonia reagowal na widmowa, kabalistyczna, niezmienna obecnosc Aarfy'ego w przedniej kabinie samolotu.

– Co ty tu robisz? – spytal.

– Slusznie, spytaj go! – zawolal rozwscieczony Joe Glodomor. – Niech ci powie, co on tu robi!

Kid Sampson z przeciaglym, teatralnym jekiem zrobil pistolet z palca wskazujacego i kciuka i strzelil sobie w skron. Huple, wydmuchujac baloniki z gumy do zucia, patrzyl na to wszystko z dziecinnym, pustym wyrazem na swojej twarzy pietnastolatka. Aarfy najspokojniej w swiecie uderzal fajka o dlon, przechadzajac sie tam i z powrotem w korpulentnym samozadowoleniu, wyraznie ucieszony tym, ze jest osrodkiem zainteresowania.

– Nie poszedles z tamta dziewczyna? – spytal Yossarian.

– Oczywiscie, ze z nia poszedlem – odpowiedzial Aarfy. – Nie sadzisz chyba, ze puscilbym ja sama do domu?

– I nie pozwolila ci zostac u siebie?

– Owszem, chciala, zebym u niej zostal – zachichotal Aarfy. – Nie martw sie o starego, poczciwego Aarfy'ego. Ale nie moglem przeciez naduzyc zaufania tego uroczego stworzenia tylko dlatego, ze troche za duzo wypila. Za kogo ty mnie masz?

– Jakie naduzywanie zaufania? – powiedzial zrozpaczony i zdumiony Yossarian. – Jedynym jej marzeniem bylo pojsc z kims do lozka. O niczym innym nie mowila przez caly wieczor.

– To dlatego, ze byla troche wstawiona – wyjasnil Aarfy. – Ale palnalem jej male kazanie i zmadrzala.

– Ty bydlaku! – zawolal Yossarian i opadl bezwladnie na kanape obok Kida Sampsona. -Dlaczego, do cholery, nie oddales jej ktoremus z nas, jezeli sam jej nie chciales?

– Widzisz? – odezwal sie Joe Glodomor. – Mowilem, ze z nim jest cos nie w porzadku.

Yossarian kiwnal glowa i spojrzal na Aarfy'ego podejrzliwie.

– Powiedz mi cos, Aarfy. Czy ty w ogole rzniesz jakies dziewczyny?

Aarfy, rozbawiony, znowu zachichotal zarozumiale.

– Jasne, ze lubie sobie popchnac. Spokojna glowa. Ale nigdy porzadna dziewczyne. Wiem dobrze, jaka dziewczyne mozna popchnac, a jaka nie, i nigdy nie popycham porzadnych dziewczyn. To byla mila panienka. Widac bylo, ze pochodzi z dobrej rodziny. Namowilem ja nawet w samochodzie, zeby wyrzucila przez okno ten swoj pierscionek.

Joe Glodomor podskoczyl w gore z rykiem potwornego bolu.

– Co zrobiles? – zawyl. – Co zrobiles? – l bliski lez zaczal walic Aarfy'ego piesciami po barkach i ramionach. – Powinienem cie zabic za to, cos zrobil, ty parszywy bydlaku. To grzech, co ty robisz. To zwyrodnialec, panowie. Powiedzcie sami, czy to nie zwyrodnialec?

– Najgorszy, jaki moze byc – przyznal Yossarian.

– Co wy wygadujecie? – spytal Aarfy z autentycznym zdziwieniem, wciagajac obronnym gestem glowe pomiedzy swoje dobrze nabite, owalne barki. – Nie wyglupiaj sie, Joe – prosil z usmiechem lekkiego zaklopotania. – Przestan mnie walic, dobrze?

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату