dwoma zamknietymi slojami, z ktorych jeden wisial na stojaku przy lozku i nieustannie wlewal plyn przez rozciecie w bandazach do jego ramienia, drugi zas, prawie niewidoczny na podlodze, odbieral plyn Z cynkowej rurki wyrastajacej z jego krocza. Obie mlode pielegniarki bez przerwy przecieraly te szklane sloje. Byly dumne ze swojej gospodarnosci. Bardziej gorliwa byla siostra Cramer, zgrabna, ladna, bezplciowa dziewczyna o zdrowej, nieciekawej twarzy. Siostra Cramer miala ladny nosek i swieza, promienna cere usiana zachwycajacymi plamkami uroczych piegow, ktorych Yossarian nie cierpial. Zolnierz w bieli wzruszal ja do glebi. Jej cnotliwe bladoniebieskie oczy jak spodeczki napelnialy sie potwornie wielkimi lzami w nieoczekiwanych sytuacjach, co doprowadzalo Yossariana do szalu.
– Skad, do diabla, siostra wie, ze ktos tam w ogole jest? – pytal.
– Niech sie pan nie wazy mowic do mnie w ten sposob
– odpowiadala oburzona.
– Niech siostra odpowie. Przeciez siostra nawet nie wie, czy to naprawde on.
– Kto?
– Ten, kto ma byc pod tymi wszystkimi bandazami. Moze siostra placze nad kims zupelnie innym. Skad siostra wie, ze on w ogole zyje?
– To okropne, co pan mowi! – zawolala siostra Cramer. – Prosze natychmiast isc do lozka i przestac z niego zartowac.
– Ja nie zartuje. Tam w srodku moze byc kazdy. Kto wie, moze nawet Mudd?
– O czym pan mowi? – spytala siostra Cramer drzacym glosem.
– Moze to jest wlasnie nieboszczyk.
– Jaki nieboszczyk?
– Mam w namiocie nieboszczyka, ktorego w zaden sposob nie moge sie pozbyc. Nazywa sie Mudd.
Siostra Cramer zbladla i rozpaczliwie szukajac pomocy, zwrocila sie do Dunbara.
– Niech mu pan nie pozwoli mowic takich rzeczy – poprosila.
– A moze tam w srodku nie ma nikogo – pospieszyl z pomoca Dunbar. – Moze dla kawalu przyslali tu same bandaze. Siostra Cramer odsunela sie od niego przestraszona.
– Pan oszalal – krzyknela rozgladajac sie blagalnie dokola.
– Obaj jestescie nienormalni.
W tym momencie zjawila sie siostra Duckett i zapedzila ich do lozek, siostra Cramer zas zajela sie wymiana slojow zolnierza w bieli. Nie bylo to zbyt klopotliwe, gdyz wpuszczano do niego stale ten sam przezroczysty plyn bez widocznych ubytkow. Kiedy naczynie zasilajace jego ramie bylo prawie puste, naczynie stojace na podlodze bylo prawie pelne i wowczas odlaczano je od gumowych przewodow i szybko przestawiano, zeby plyn mogl znowu splywac do jego ciala. Zamiana naczyn nie stanowila problemu dla nikogo poza pacjentami, ktorzy obserwowali te procedure co godzine i byli nia niezmiennie zafrapowani.
– Dlaczego nie moga polaczyc tych dwoch slojow ze soba, eliminujac posrednika? – zastanawial sie kapitan artylerii, z ktorym Yossarian przestal grywac w szachy. – Po diabla on tu jest potrzebny?
– Ciekawe, co on takiego zrobil, ze na to zasluzyl – ubolewal chory na malarie chorazy z tylkiem pokasanym przez komary, kiedy siostra Cramer spojrzala na termometr i odkryla, ze zolnierz w bieli nie zyje.
– Poszedl na wojne – sprobowal odpowiedziec pilot mysliwca ze zlotawym wasikiem.
– Wszyscy poszlismy na wojne – odparl Dunbar.
– O to wlasnie chodzi – powiedzial chory na malarie chorazy. – Dlaczego akurat on? W tym systemie kar i nagrod nie widac zadnej logiki. Spojrzcie, co mnie sie przytrafilo. Gdybym zlapal za te piec minut rozkoszy na plazy syfilisa albo trypra, mozna by mowic o jakiejs sprawiedliwosci, tymczasem ugryzl mnie ten cholerny komar. Malaria! Kto mi powie, dlaczego malaria ma byc skutkiem rozpusty? – krecil glowa zdumiony chorazy.
– A co ja mam powiedziec? – wtracil Yossarian. – W Marakeszu wyszedlem kiedys wieczorem z namiotu, zeby sobie kupic cukierkow, i zlapalem tego twojego trypra, kiedy pewna dama z Kobiecego Korpusu Pomocniczego, ktora pierwszy raz widzialem na oczy, wciagnela mnie w krzaki. Mialem naprawde ochote na cukierki, ale czy moglem odmowic?
– To rzeczywiscie wyglada na mojego trypra – zgodzil sie chorazy – a ja tymczasem nadal mam czyjas malarie. Chcialbym przynajmniej raz zobaczyc jakis porzadek w tych sprawach, tak zeby kazdy dostal dokladnie to, na co zasluzyl. Nabralbym moze troche zaufania do wszechswiata.
– A ja mam czyjes trzysta tysiecy dolarow – przyznal sie dziarski miody kapitan mysliwca ze zlotawym wasikiem. – Obijalem sie od dnia, w ktorym sie urodzilem. Przeslizgnalem sie jakims cudem przez szkole i studia i odtad juz tylko podrywalem rozne slicznotki, ktore sadzily, ze jestem dobrym materialem na meza. Nie mam zadnych ambicji. Jedynym moim marzeniem jest ozenic sie po wojnie z jakas dziewczyna, ktora bedzie miala wiecej pieniedzy niz ja, i poswiecic sie dalszemu podrywaniu slicznotek. Te trzysta tysiecy dolarow otrzymalem, jeszcze zanim przyszedlem na swiat, od dziadka, ktory dorobil sie fortuny sprzedajac pomyje na skale miedzynarodowa. Wiem, ze nie zasluguje na te pieniadze, ale niech mnie diabli, jezeli je wypuszcze z rak. Gekawe, kto jest ich prawowitym wlascicielem?,- Moze moj ojciec – wystapil z hipoteza Dunbar. – Przez cale zycie ciezko harowal i nigdy nie mial pieniedzy, zeby poslac siostre i mnie na studia. Nie zyje juz, wiec mozesz sobie zatrzymac te pieniadze.
– Gdyby jeszcze znalezc wlasciciela mojej malarii, mielibysmy spokoj. To nie znaczy, ze mam cos przeciwko malarii. Moge rownie dobrze dekowac sie na malarie jak na co innego. Po prostu uwazam, ze dzieje sie niesprawiedliwosc. Dlaczego ja mam miec czyjas malarie, a ty mojego trypra?
– Mam cos gorszego niz twoj tryper – powiedzial Yossarian. – Przez tego twojego trypra musze brac udzial w akcjach bojowych, dopoki mnie nie zabija.
– To jeszcze pogarsza sprawe. Gdzie tu jest jakas sprawiedliwosc?
– Dwa i pol tygodnia temu mialem przyjaciela nazwiskiem Clevinger, ktory uwazal, ze to jest bardzo sprawiedliwe.
– Jest to najwyzszy rodzaj sprawiedliwosci – tryumfowal wowczas Clevinger klaszczac w dlonie i smiejac sie wesolo. – Przypomina mi to Hipolita Eurypidesa, gdzie mlodziencza swawolnosc Tezeusza staje sie zapewne przyczyna ascetyzmu jego syna, co sciaga na nich nieszczescie i doprowadza ich wszystkich do zguby. Moze ten epizod z dama z Kobiecego Korpusu Pomocniczego nauczy cie, jak niebezpieczna jest rozwiazlosc plciowa.
– To mnie nauczylo, jak niebezpieczne moga byc cukierki.
– Czy nie widzisz, ze twoje klopoty wynikaja rowniez z twojej winy? – mowil dalej Clevinger z nie ukrywana satysfakcja. – Przeciez gdyby nie te dziesiec dni w szpitalu z choroba weneryczna tam, w Afryce, to moglbys zaliczyc dwadziescia piec lotow i wrocic do kraju, zanim zginal pulkownik Nevers i na jego miejsce przyszedl pulkownik Cathcart.
– A ty? – odpowiedzial Yossarian. – Nie zlapales trypra w Marakeszu, a masz takie same klopoty jak ja.
– Nie wiem – wyznal Clevinger udajac zatroskanie. – Widocznie mam jakis bardzo ciezki grzech na sumieniu.
– Naprawde w to wierzysz? Clevinger rozesmial sie.
– Oczywiscie, ze nie. Lubie tylko z ciebie pozartowac.
Zbyt wiele bylo niebezpieczenstw, z ktorymi Yossarian musial sie nieustannie liczyc. Byli na przyklad Hitler, Mussolini i Tojo, i wszyscy trzej uparli sie, zeby go zabic. Byl porucznik Scheisskopf, fanatyk defilad, i nalany pulkownik z wielkim wasem, fanatyk odwetu, i oni tez chcieli go zabic. Byli Appleby, Hayermeyer, Black i Korn. Siostry Cramer i Duckett, byl tego prawie pewien, tez pragnely jego smierci, podobnie jak Teksanczyk i facet z Wydzialu Sledczego, co do ktorego nie mial najmniejszych watpliwosci. Jego smierci pragneli barmani, murarze i kierowcy autobusow z calego swiata, wlasciciele domow i lokatorzy, zdrajcy i patrioci, kaci, krwiopijcy i lokaje. To byla tajemnica, ktora Snowden wyjawil mu w locie nad Awinionem – wszyscy oni chcieli go wykonczyc i Snowden puscil na ten temat farbe, zalewajac caly tyl samolotu.
Poza tym mogly go zalatwic gruczoly limfatyczne. Byly nerki, oslonki nerwowe i cialka. Byly guzy mozgu. Byla choroba Hodgkina, bialaczka i amiotroficzna lateralna skleroza. Byly zyzne, czerwone pastwiska tkanki lacznej, gotowe przyjac i wykarmic komorke rakowa. Byly choroby skory, choroby kosci, choroby pluc, choroby zoladka, choroby serca, krwi i arterii. Byly choroby glowy, choroby szyi, choroby piersi, choroby kiszek, choroby krocza. Byly nawet choroby stop. Miliardy sumiennych komorek utlenialo sie dzien i noc jak tepe zwierzeta w skomplikowanym procesie utrzymywania go przy zyciu, a kazda z nich byla potencjalnym zdrajca i wrogiem. Bylo tych chorob tyle, ze jedynie ktos z chora wyobraznia mogl myslec o nich tak czesto jak on i Joe Glodomor.
