– Nie rozumiem, dlaczego pan na mnie krzyczy – powiedzial z obrazona mina kapral Whitcomb, podchodzac do kapelana i wymachujac mu palcem przed nosem dla wiekszego efektu. – Oddalem panu przed chwila najwieksza przysluge, jaka ktokolwiek kiedykolwiek panu oddal, a pan nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Za kazdym razem, kiedy ten czlowiek chce doniesc o panu swoim przelozonym, ktos w szpitalu wykresla z listu wszystkie szczegoly. On od tygodni staje na glowie, zeby pana oddac w rece wladz. Wlasnie podpisalem jego list jako cenzor nawet go nie czytajac. W ten sposob panskie akcje w Wydziale Sledczym bardzo pojda w gore. Damy im w ten sposob do zrozumienia, ze nie boimy sie ujawnienia calej prawdy o panu. Kapelan czul, ze kreci mu sie w glowie od tego wszystkiego.

– Ale pan nie ma przeciez prawa cenzurowac listow? – spytal.

– Jasne, ze nie – odpowiedzial kapral Whitcomb. – Tylko oficerowie maja prawo to robic. Cenzurowalem go w panskim imieniu.

– Ale ja tez nie mam prawa cenzurowac listow.

– Pomyslalem i o tym – uspokoil go kapral Whitcomb. – Podpisalem go za pana innym nazwiskiem.

– A czy to nie jest falszerstwo?

– O to tez moze sie pan nie martwic. Jedynym czlowiekiem, ktory moze skarzyc o falszerstwo, jest ten, czyj podpis sfalszowano, a ja dla panskiego dobra wybralem osobe niezyjaca. Uzylem nazwiska Washingtona Irvinga.

Kapral Whitcomb wpatrywal sie uwaznie w twarz kapelana, szukajac w niej oznak buntu, a potem ciagnal dalej bezczelnie, z ukryta ironia:

– Chytrze to wymyslilem, prawda?

– Nie wiem – powiedzial bliski placzu kapelan drzacym glosem, krzywiac sie w groteskowych grymasach udreki i niezrozumienia. – Nie sadze, zebym zrozumial wszystko, co mi pan powiedzial. Dlaczego ten list mialby podniesc moje akcje, skoro podpisal go pan nazwiskiem Washingtona Irvinga, a nie moim?

– Poniewaz oni sa przekonani, ze to pan jest Washingtonem Irvingiem. Nie rozumie pan? Beda wiedzieli, ze to pan.

– Ale przeciez chodzi o to, zeby wyprowadzic ich z bledu. Czy to nie bedzie dowodem przeciwko mnie?

– Gdybym wiedzial, ze tak pan bedzie krecil nosem, to wcale bym panu nie probowal pomoc – oswiadczyl z oburzeniem kapral Whitcomb i wyszedl. Po sekundzie wrocil. – Oddalem panu najwieksza przysluge, jaka ktokolwiek kiedykolwiek w zyciu panu oddal, a pan nawet sobie z tego nie zdaje sprawy. Nie potrafi pan okazac wdziecznosci. To jeszcze jedna panska wada.

– Przepraszam – powiedzial kapelan ze skrucha. – Naprawde bardzo mi przykro. To dlatego, ze jestem tak kompletnie zaskoczony tym, co od pana uslyszalem, ze sam nie wiem, co mowie. Jestem panu naprawde bardzo wdzieczny.

– W takim razie moze mi pan pozwoli wysiac te listy? – zazadal natychmiast kapral Whitcomb. – Czy moge przystapic do pracy nad projektem?

Kapelanowi szczeka opadla ze zdumienia.

– Nie, nie – jeknal. – Nie teraz. Kapral Whitcomb wybuchnal gniewem.

– Jestem panskim najlepszym przyjacielem, a pan nawet o tym nie wie – oswiadczyl zaczepnie i wyszedl z namiotu. Wszedl z powrotem.

– Jestem po panskiej stronie, a do pana to w ogole nie dociera. Czy wie pan, jak powazna jest panska sprawa? Ten facet z Wydzialu Sledczego pobiegl do szpitala, zeby wyslac nowy meldunek w panskiej sprawie o tym pomidorze.

– O jakim pomidorze? – spytal kapelan mrugajac.

– O tym dorodnym pomidorze, ktory pan ukrywal w dloni, kiedy pan tu przyszedl. O, jest! Ten, ktory pan teraz trzyma w reku.

Kapelan rozluznil palce ze zdumieniem i zobaczyl, ze nadal sciska w dloni dorodny pomidor, ktory dostal od pulkownika Cathcarta. Pospiesznie polozyl go na stoliku brydzowym.

– Dostalem tego pomidora od pulkownika Cathcarta – powiedzial i umilkl zaskoczony tym, jak smiesznie zabrzmialo jego wyjasnienie. – Nalegal, zebym go wzial.

– Przede mna nie musi pan klamac – odparl kapral Whitcomb.

– Nic mnie nie obchodzi, czy go pan ukradl, czy nie.

– Ukradl? – wykrzyknal zdumiony kapelan. – Po coz mialbym krasc tego dorodnego pomidora?

– Wlasnie to nas najbardziej zastanowilo – powiedzial kapral Whitcomb. – I ten facet z Wydzialu Sledczego wpadl na pomysl, ze moze pan miec w nim jakies wazne tajne dokumenty.

Kapelan opadl bezwladnie pod miazdzacym brzemieniem rozpaczy.

– Nie ukrylem w nim zadnych waznych tajnych dokumentow

– stwierdzil naiwnie. – Zaczyna sie od tego, ze w ogole nie chcialem go przyjac. Prosze, moze go pan sobie wziac. Niech pan sam zobaczy.

– Ja go nie chce.

– Prosze, niech go pan zabierze – blagal kapelan ledwie slyszalnym glosem. – Chce sie go pozbyc.

– Ja go nie chce – ucial kapral Whitcomb i wyszedl sztywno, z gniewna twarza, powstrzymujac usmiech wielkiej radosci, wywolany tym, ze ukul potezny nowy sojusz z przedstawicielem Wydzialu Sledczego i ze znowu udalo mu sie okazac kapelanowi swoje niezadowolenie.

– Biedny Whitcomb – westchnal kapelan czujac sie odpowiedzialny za zle samopoczucie pomocnika. Siedzial niemo, pograzony w ciezkiej, paralizujacej melancholii, i czekal, ze kapral Whitcomb lada chwila wejdzie z powrotem. Zawiedziony, uslyszal stanowczy chrzest krokow kaprala cichnacy w oddali. Nie mial na nic ochoty. Postanowil zastapic obiad tabliczka czekolady ze swojej szafki i kilkoma lykami letniej wody z manierki. Mial uczucie, iz otacza go gesta, przytlaczajaca mgla ewentualnosci, w ktorej nie mogl dostrzec ani promyka swiatla. Bal sie tego, co pomysli pulkownik Cathcart, kiedy dotrze do niego wiadomosc, ze jego kapelana podejrzewa sie o to, iz jest Washingtonem Irvingiem, a potem zaczal sie zagryzac tym, co pulkownik Cathcart mysli o nim juz teraz za to, ze osmielil sie poruszyc sprawe szescdziesieciu lotow bojowych. Tyle jest cierpienia na swiecie, dumal kapelan sklaniajac ponuro glowe pod ciezarem tragicznych mysli, a on nie potrafi pomoc nikomu, a juz najmniej sobie samemu.

21 General Dreedle

Pulkownik Cathcart nie myslal o kapelanie, gdyz pochlanial go calkowicie nowy i grozny problem, ktoremu na imie bylo Yossarian!

Yossarian! Na sam dzwiek tego szkaradnego, wstretnego nazwiska oblewal go zimny pot i oddech wiazl mu w gardle. Kiedy kapelan po raz pierwszy wymienil nazwisko Yossariana, zabrzmialo ono w glebi pamieci pulkownika jak zlowrozbny gong. Gdy tylko za kapelanem zamknely sie drzwi, cale haniebne wspomnienie o nagim zolnierzu w szeregach splynelo na niego bolesnym, duszacym wodospadem gryzacych szczegolow. Pulkownik pocil sie i mial dreszcze. Ujawniala sie nieprawdopodobna i zlowieszcza zbieznosc, tak szatanska w swoich implikacjach, ze mogla wrozyc jedynie cos niezwykle ohydnego. Czlowiek, ktory stal nago w szeregu, kiedy general Dreedle mial go dekorowac Krzyzem Zaslugi, rowniez nazywal sie Yossarian! A teraz czlowiek nazwiskiem Yossarian grozil rozpetaniem skandalu w zwiazku z podniesieniem liczby obowiazkowych lotow bojowych do szescdziesieciu. Pulkownik Cathcart zastanawial sie ponuro, czy to ten sam Yossarian.

Wstal i z wyrazem ogromnej zgryzoty zaczal przechadzac sie po pokoju. Stal w obliczu tajemnicy. Nagi czlowiek w szeregu, przyznawal ponuro, stanowil plame na jego honorze. Podobnie kombinacje z linia frontu przed lotem na Bolonie i siedmiodniowe opoznienie w zniszczeniu mostu w Ferrarze, chociaz w koncu zbombardowanie mostu, przypomnial sobie z radoscia, stalo sie lisciem do wienca jego slawy, choc znowu strata samolotu przy powtornym nalatywaniu na cel, przypomnial sobie ze smutkiem, byla plama na honorze, mimo ze zdobyl nowy lisc do wienca slawy, otrzymujac zgode na odznaczenie bombardiera, ktory okryl go uprzednio hanba, zawracajac po raz drugi na cel. Ten bombardier, przypomnial sobie nagle z oslupieniem, rowniez nazywal sie Yossarian! To juz trzeci! Ze zdumieniem wybaluszyl swoje lepkie oczy i obejrzal sie z lekiem, zeby zobaczyc, co sie dzieje za jego plecami. Jeszcze przed chwila w jego zyciu nie bylo Yossarianow; teraz mnozyli sie jak skrzaty. Sprobowal wziac sie w garsc. Yossarian to nie jest czesto spotykane nazwisko; moze wcale nie ma trzech

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату