zaby?
Nately mial ochote zmiazdzyc te oblesna gebe. Rozejrzal sie blagalnie szukajac sojusznikow do obrony przyszlosci kraju przed brudnymi kalumniami tego szczwanego grzesznego oszczercy. Czekalo go jednak rozczarowanie. Yossarian i Dunbar w dalekim rogu rzucili sie orgiastycznie na cztery czy piec figlarnych panienek i szesc butelek czerwonego wina, Joe Glodomor zas dawno juz znikl w jednym z tajemniczych korytarzy, popychajac przed soba jak zarloczny despota tyle najrozlozystszych mlodych prostytutek, ile potrafil zagarnac w swoje watle ramiona, by wepchnac do jednego podwojnego loza.
Nately poczul sie zawstydzony i zbity z tropu. Jego dziewczyna rozlozyla sie bez wdzieku na miekkiej kanapie z wyrazem leniwego znudzenia. Nately'ego oniesmielala jej apatyczna obojetnosc, ten sam senny i bezwladny spokoj, ktory tak zywo, tak mile i tak bolesnie zapamietal z czasu ich pierwszego spotkania, kiedy go ignorowala podczas gry w oko w pokojach szeregowcow. Jej otwarte usta mialy ksztalt litery O i tylko Bog jedyny wiedzial, na co jej szkliste i mgliste oczy patrzyly z taka cieleca apatia. Staruch czekal spokojnie, przypatrujac sie Nately'emu z pelnym zrozumienia usmiechem, w ktorym byla pogarda i wspolczucie zarazem. Gibka, ksztaltna blondynka o pieknych nogach i skorze koloru miodu ulozyla sie rozkosznie na poreczy fotela starucha, pieszczac kokieteryjnie jego kanciasta, trupioblada twarz. Nately zesztywnial z obrzydzenia i oburzenia na widok tej starczej lubieznosci. Odwrocil sie zalamany, zastanawiajac sie, dlaczego po prostu nie idzie ze swoja dziewczyna do lozka.
Ten podly, sepi, szatanski starzec przypominal Nately'emu ojca, poniewaz stanowil jego calkowite przeciwienstwo. Ojciec Nately'ego byl elegancko ubranym, siwowlosym dzentelmenem o nienagannych manierach; ten staruch byl nieokrzesanym lumpem. Ojciec Nately'ego byl czlowiekiem trzezwo myslacym, rozwaznym filozofem; staruch byl lekkomyslnym rozpustnikiem. Ojciec Nately'ego byl czlowiekiem dyskretnym i kulturalnym; staruch byl pospolitym gburem. Ojciec Nately'ego wierzyl w honor i mial na wszystko odpowiedz; ten staruch nie wierzyl w nic i umial tylko zadawac pytania. Ojciec Nately'ego mial dystyngowane siwe wasy; staruch w ogole nie mial wasow. Ojciec Nately'ego – podobnie jak ojcowie wszystkich jego znajomych – byl czlowiekiem dostojnym, madrym i godnym szacunku; ten staruch byl w najwyzszym stopniu odpychajacy i Nately znowu rzucil sie w wir dyskusji, zdecydowany odeprzec podstepna logike i insynuacje starego w tak blyskotliwy sposob, aby zwrocic uwage znudzonej, flegmatycznej dziewczyny, w ktorej sie tak bez pamieci zakochal, i zyskac sobie jej podziw na zawsze.
– Szczerze mowiac, nie wiem, jak dlugo bedzie istniec Ameryka
– kontynuowal nieustraszenie. – Zgadzam sie, ze nie mozemy trwac wiecznie, skoro sam swiat ma ulec kiedys zagladzie. Ale wiem na pewno, ze bedziemy istniec i odnosic tryumfy jeszcze bardzo, bardzo dlugo.
– Jak dlugo? – draznil go stary bluznierca z blyskiem zlosliwej radosci w oku. – Krocej niz zaby?
– Znacznie dluzej niz pan i ja – wypalil niezbyt zrecznie Nately.
– Tylko tyle? To niewiele, jezeli uwzglednic panska odwage i naiwnosc oraz moj bardzo podeszly wiek.
– Ile ma pan lat? – spytal Nately, mimo woli coraz bardziej zaintrygowany i urzeczony staruchem.
– Sto siedem – rozesmial sie stary serdecznie na widok obrazonej miny Nately'ego. – Widze, ze w to pan rowniez nie wierzy.
– Nie wierze ani jednemu panskiemu slowu. – Nately zlagodzil swoja wypowiedz niesmialym usmiechem. – Wierze tylko w to, ze Ameryka wygra wojne.
– Przywiazuje pan zbyt duza wage do wygrywania wojen
– szydzil niechlujny, niegodziwy staruch. – Prawdziwa sztuka polega na przegrywaniu wojen i na tym, zeby wiedziec, ktore wojny mozna przegrywac. Wlochy od stuleci przegrywaja wojny i niech pan popatrzy, jak dobrze na tym wychodza. Francja wygrywa wojny i znajduje sie w stanie ciaglego kryzysu. Niemcy przegrywaja i kwitna. Niech pan spojrzy na nasza historie ostatnich lat. Wlochy wygraly w Abisynii i natychmiast wpadly w powazne tarapaty. Zwyciestwo zrodzilo w nas taka manie wielkosci, ze pomoglismy rozpetac wojne swiatowa, ktorej nie mielismy szansy wygrac. Teraz jednak, kiedy znowu przegrywamy, wszystko idzie ku lepszemu i jezeli tylko uda nam sie poniesc kleske, na pewo znowu bedziemy gora.
Nately wpatrywal sie w starego z oslupieniem.
– Naprawde nie rozumiem pana – powiedzial. – Mowi pan jak szaleniec.
– Ale za to zachowuje sie jak czlowiek normalny. Bylem faszysta, kiedy rzadzil Mussolini, i jestem antyfaszysta, odkad go obalono. Bylem fanatycznie proniemiecki, kiedy przyszli tu Niemcy, zeby nas bronic przed Amerykanami, a teraz, kiedy przyszli Amerykanie, zeby nas bronic przed Niemcami, jestem fanatycznie proamerykanski. Moge pana zapewnic, moj oburzony przyjacielu – madre, pogardliwe oczy starego zaplonely jeszcze zywiej, a coraz bardziej przestraszony Nately nie mogl wydobyc z siebie slowa – ze pan i panski kraj nie znajda we Wloszech bardziej oddanego zwolennika ode mnie, ale tylko tak dlugo, jak dlugo pozostaniecie we Wloszech.
– Alez pan jest dwulicowcem! – zawolal Nately z niedowierzaniem. – Choragiewka na dachu! Bezwstydnym, pozbawionym skrupulow oportunista!
– Mam sto siedem lat – przypomnial mu stary lagodnie.
– Czy nie ma pan zadnych zasad?
– Oczywiscie, ze nie.
– Zadnej moralnosci?
– Alez ja jestem czlowiekiem bardzo moralnym – zapewnil go stary lajdak z zartobliwa powaga, gladzac nagie biodro rozlozonej kuszaco na drugiej poreczy fotela ksztaltnej czarnulki ze slicznymi doleczkami w buzi. Usmiechnal sie do Nately'ego sarkastycznie, siedzac miedzy dwiema nagimi dziewczynami i obejmujac je wladczym gestem w aurze samozadowolenia i wyswiechtanego splendoru.
– Nie moge w to uwierzyc – powiedzial Nately z uraza, starajac sie uparcie widziec starego w oderwaniu od dziewczyn. – Po prostu nie moge w to uwierzyc.
– Jest to najszczersza prawda. Kiedy Niemcy wkraczali do miasta, tanczylem na ulicach jak mlodziutka balerina i o malo nie zerwalem sobie pluc wykrzykujac: Heil Hitler! Powiewalem nawet mala hitlerowska choragiewka, ktora wyrwalem slicznej malej dziewczynce, kiedy jej matka odwrocila sie na chwile. Gdy Niemcy opuscili miasto, pospieszylem witac Amerykanow z butelka doskonalego koniaku i koszykiem kwiatow. Koniak byl oczywiscie dla mnie, a kwiaty dla naszych wyzwolicieli. W pierwszym samochodzie jechal bardzo sztywny, nadety stary major i trafilem go prosto w oko czerwona roza. Wspanialy rzut! Trzeba bylo widziec, jak podskoczyl.
Nately jeknal i zerwal sie zdumiony na rowne nogi, czujac, ze krew odplywa mu z twarzy.
– Major… de Coverley! – krzyknal.
– Zna go pan? – spytal stary uradowany. – Co za czarujacy zbieg okolicznosci!
Nately byl tak oszolomiony, ze go nie slyszal.
– Wiec to pan zranil majora… de Coverley! – zawolal przerazony i oburzony. – Jak pan mogl zrobic cos podobnego? Piekielny staruch zachowal niezmacony spokoj.
– Jak moglem tego nie zrobic, chcial pan spytac. Trzeba bylo zobaczyc tego zarozumialego starego nudziarza, jak siedzial w aucie godnie niczym sam Wszechmogacy, z ta swoja wielka, surowa glowa i glupia, uroczysta mina. Niezwykle kuszacy cel! Trafilem go w oko roza American Beauty. Uznalem, ze bedzie najodpowiedniejsza. Nie sadzi pan?
– To bylo okropne, co pan zrobil! – krzyknal Nately z wyrzutem. – To wstretny, zbrodniczy postepek! Major… de Coverley jest oficerem naszej eskadry!
– Naprawde? – droczyl sie z nim niepoprawny staruch szczypiac swoj ostry podbrodek z udana skrucha. – W takim razie musi mi pan przyznac, ze jestem bezstronny. Kiedy wjezdzali Niemcy, omal nie zasztyletowalem mlodego, krzepkiego oberleutnanta galazka szarotki.
Nately byl przerazony i oszolomiony niezdolnoscia wstretnego starucha do zrozumienia bezmiaru swego przestepstwa.
– Czy nie zdaje pan sobie sprawy z tego, co pan zrobil? – besztal go gwaltownie. – Major… de Coverley jest cudownym, szlachetnym czlowiekiem i wszyscy go uwielbiaja.
– Jest smiesznym starym glupcem i nie ma prawa zachowywac sie jak smieszny mlody glupiec. Co sie z nim dzieje teraz? Nie zyje?
– Nikt nie wie. Gdzies zniknal – odpowiedzial Nately cicho, z naboznym lekiem.
– A widzi pan? Do czego to podobne, zeby czlowiek w jego wieku narazal te resztke zycia, jaka mu pozostala, dla czegos tak absurdalnego jak ojczyzna.
Nately natychmiast znow byl gotow do walki.
– Narazanie zycia dla ojczyzny nie jest absurdem – oswiadczyl.
