zawodu. Juz i tak czuje sie nikomu niepotrzebny.

– Ja miewam bardzo dziwne sny, od kiedy dowiedzialem sie, ze zostales ranny – wyznal kapelan. – Przedtem snilo mi sie zawsze, ze moja zona umiera, ze ktos ja morduje albo ze dzieci dlawia sie na smierc kawalkami pozywnego jedzenia. Teraz sni mi sie, ze plywam w wodzie, ktora otacza mnie ze wszystkich stron, i rekin odgryza mi lewa noge dokladnie w tym miejscu, gdzie masz bandaz.

– Cudowny sen – oswiadczyl Dunbar. – Zaloze sie, ze major Sanderson bedzie zachwycony.

– Potworny sen! – zawolal major Sanderson. – Pelno w nim bolu, kalectwa i smierci. Jestem pewien, ze mial go pan, zeby mi zrobic na zlosc. Prawde mowiac, mam watpliwosci, czy powinno sie trzymac w wojsku czlowieka z takimi odrazajacymi snami.

Yossarianowi zaswital promyk nadziei.

– Mozliwe, ze ma pan racje, panie majorze – podchwycil chytrze. – Moze rzeczywiscie powinno sie mnie skreslic z personelu latajacego i odeslac do Stanow.

– Czy nigdy nie przyszlo panu do glowy, ze goniac ciagle za kobietami stara sie pan po prostu zagluszyc podswiadomy strach przed impotencja?

– Tak jest, panie majorze. Myslalem o tym.

– Dlaczego wiec pan to robi?

– Zeby zagluszyc strach przed impotencja.

– Dlaczego nie znajdzie pan sobie jakiegos dobrego hobby?

– Major Sanderson przyjrzal mu sie z przyjaznym zainteresowaniem.

– Na przyklad wedkarstwo. Czy naprawde uwaza pan, ze siostra Duckett jest taka pociagajaca? Ja bym powiedzial, ze jest raczej koscista. Koscista i bez wyrazu. Wie pan, jak ryba.

– Za malo znam siostre Duckett.

– To dlaczego zlapal ja pan za biust? Tylko dlatego, ze go ma?

– To Dunbar ja zlapal.

– O, pan znowu swoje! – wykrzyknal major Sanderson z miazdzaca pogarda i zniechecony cisnal olowek. – Czy pan naprawde mysli, ze mozna sie uwolnic od ppczucia winy, udajac, ze sie jest kims innym? Nie podoba mi sie pan, Fortiori, wie pan o tym? Zupelnie mi sie pan nie podoba.

Yossarian poczul, jak owiewa go chlodny i wilgotny podmuch leku.

– Ja nie jestem Fortiori, panie majorze – powiedzial niesmialo.

– Ja jestem Yossarian.

– Kim pan jest?

– Nazywam sie Yossarian, panie majorze. I jestem w szpitalu z powodu rany w nodze.

– Nazywa sie pan Fortiori – przerwal mu major Sanderson wojowniczo. – I jest pan w szpitalu z powodu kamienia w gruczole slinowym.

– Niech pan bedzie powazny, majorze! – wybuchnal Yossarian.

– Ja chyba wiem, kim jestem.

– A ja mam dowod w postaci oficjalnych dokumentow wojskowych – odparl major Sanderson. – Niech pan sie lepiej wezmie w garsc, poki jeszcze nie jest za pozno. Raz jest pan Dunbarem, teraz znow Yossarianem. Jeszcze troche i zacznie pan twierdzic, ze jest pan Washingtonem Irvingiem. Wie pan, co panu jest? Cierpi pan na rozszczepienie osobowosci, ot co.

– Niewykluczone, ze ma pan racje – zgodzil sie Yossarian dyplomatycznie.

– Wiem, ze mam racje. Cierpi pan na manie przesladowcza. Uwaza pan, ze ludzie chca panu zrobic krzywde.

– Bo ludzie chca mi zrobic krzywde.

– Widzi pan? Nie ma pan za grosz szacunku ani dla naduzyc wladzy, ani dla przebrzmialych tradycji. Jest pan osobnikiem zdeprawowanym, niebezpiecznym i powinno sie pana wyprowadzic i rozstrzelac!

– Mowi pan powaznie?

– Jest pan wrogiem ludu!

– Czy pan zwariowal?! – krzyknal Yossarian.

– Nie, nie zwariowalem – ryczal wsciekle Dobbs w szpitalu, wyobrazajac sobie, ze mowi tajemniczym szeptem. – Mowie ci, ze Joe Glodomor ich widzial. Wczoraj, kiedy polecial do Neapolu po jakies lewe lodowki dla farmy pulkownika Cathcarta. Maja tam wielki osrodek uzupelnien, gdzie roi sie od setek pilotow, bombardierow i strzelcow wracajacych do kraju. Maja po czterdziesci piec lotow i to wszystko. Ci z Purpurowymi Sercami nawet mniej. Swiezo przybyle uzupelnienia wala hurma do innych grup. Wladze chca, zeby wszyscy odbyli sluzbe poza krajem, nawet personel administracyjny. Co to, nie czytasz gazet? Musimy go zabic jak najpredzej!

– Zostaly ci tylko dwa loty – przekonywal go Yossarian polglosem. – Po co masz ryzykowac?

– W czasie tych dwoch lotow tez moge zginac – odpowiedzial Dobbs wojowniczo, grubym, drzacym z podniecenia glosem. – Mozemy go zabic zaraz jutro rano, jak bedzie wracal ze swojej farmy. Rewolwer mam przy sobie.

Yossarian wytrzeszczyl oczy ze zdumienia, kiedy Dobbs wyciagnal z kieszeni rewolwer i zaczal wymachiwac nim w powietrzu.

– Czys ty zwariowal? – syknal goraczkowo. – Schowaj to. I nie wrzeszcz tak, ty idioto.

– Co sie przejmujesz? – spytal Dobbs z mina obrazonej niewinnosci. – Przeciez nikt nas nie slyszy.

– Hej, zamknijcie sie tam! – rozlegl sie glos z drugiego konca sali.

– Czy nie widzicie, ze ludzie chca spac?

– A ty czego sie, do cholery, madrzysz? – ryknal Dobbs i obrocil sie z zacisnietymi piesciami, gotow do walki. Odwrocil sie blyskawicznie z powrotem do Yossariana, ale zanim zdazyl cokolwiek powiedziec, kichnal poteznie szesc razy, zataczajac sie na nogach jak z waty i wznoszac bezskutecznie lokcie, aby powstrzymac kolejny atak. Powieki jego zalzawionych oczu byly zaczerwienione i spuchniete.

– Co on sie tu rzadzi – spytal pociagajac spazmatycznie nosem i wycierajac go grzbietem swojej krzepkiej dloni – jakby byl gliniarzem?

– On jest z Wydzialu Sledczego – poinformowal go Yossarian spokojnie. – Mamy ich tutaj trzech, a dalsi sa w drodze. Nie, nie musisz sie obawiac. Szukaja tu falszerza nazwiskiem Washington Irving. Mordercy ich nie interesuja.

– Mordercy? – obruszyl sie Dobbs. – Dlaczego nazywasz nas mordercami? Czy tylko dlatego, ze chcemy zamordowac pulkownika Cathcarta?

– Ciszej, do diabla! – rozkazal mu Yossarian. – Nie umiesz mowic szeptem?

– Przeciez mowie szeptem.

– Nie, krzyczysz.

– Wcale nie krzycze. Ja…

– Hej, zamknij sie tam, dobrze? – zaczeto nawolywac ze wszystkich katow sali.

– Stluke was wszystkich! – wrzasnal Dobbs i wdrapal sie na chwiejny taboret szalenczo wymachujac rewolwerem. Yossarian zlapal go za reke i sciagnal na dol. Dobbs znowu zaczal kichac. – Mam alergie

– przeprosil, kiedy juz skonczyl. Z nosa mu cieklo, z oczu plynely strumienie lez.

– Szkoda. Bylbys wielkim przywodca, gdyby nie to.

– Pulkownik Cathcart to naprawde morderca – skarzyl sie Dobbs ochryplym glosem, chowajac brudna, pognieciona chustke w kolorze ochronnym. – On nas wszystkich wymorduje, jezeli nie zrobimy czegos, zeby go powstrzymac.

– Moze juz nie zwiekszy ilosci lotow. Moze na szescdziesieciu poprzestanie.

– On zawsze zwieksza ilosc lotow. Wiesz o tym lepiej ode mnie. – Dobbs przelknal sline i zblizyl swoja pelna napiecia twarz tuz do twarzy Yossariana, a muskuly na jego brazowej, kamiennej szczece wezbraly w drgajace wezly. – Powiedz tylko, ze to jest w porzadku, a jutro rano sam wszystko zalatwie. Rozumiesz, co do ciebie mowie? Chyba teraz mowie szeptem, nie?

Yossarian oderwal wzrok od plonacych blaganiem oczu Dobbsa.

– Dlaczego, do jasnej cholery, nie pojdziesz po prostu i nie zalatwisz tego? Dlaczego nie przestaniesz gadac o tym ze mna i nie zrobisz tego sam?

– Boje sie zrobic to sam. Boje sie cokolwiek robic sam.

– Na mnie mozesz nie liczyc. Bylbym szalony mieszajac sie do czegos takiego teraz, kiedy mam rane w nodze warta milion dolarow. I tak odesla mnie do domu.

Вы читаете Paragraf 22
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату