Dreedle z rak nieprzyjaciela. Czy tak?
General Peckem rozesmial sie dobrotliwie.
– Nie, Scheisskopf. Dreedle jest po naszej stronie i to wlasnie on jest naszym nieprzyjacielem. General Dreedle dowodzi czterema grupami bombowymi, ktore musimy przejac, aby moc kontynuowac nasza ofensywe. Pokonujac generala Dreedle zdobedziemy samoloty i bazy niezbedne do rozszerzenia naszych operacji na dalsze rejony. A losy tej bitwy sa juz, nawiasem mowiac, prawie przesadzone.
– General Peckem smiejac sie cicho podszedl do okna i z rekami zalozonymi na piersi oparl sie o parapet, wielce zadowolony ze swego dowcipu i swego madrego, zblazowanego cynizmu. Swiadomosc, ze tak wykwintnie dobiera slowa, lechtala go mile. General Peckem lubil sluchac samego siebie, a najbardziej lubil sluchac, jak mowi o sobie.
– General Dreedle po prostu nie jest w stanie stawic mi czolo – puszyl sie. – Stale wkraczam w jego kompetencje, wtracajac sie do spraw, ktore nie powinny mnie obchodzic, a on nie wie, jak na to zareagowac. Kiedy mnie oskarza, ze podwazam jego autorytet, odpowiadam, ze moim jedynym celem jest zwrocenie uwagi na jego bledy, aby przez wyeliminowanie niedolestwa przyblizyc ostateczne zwyciestwo. A potem pytam go niewinnie, czy jest przeciwny przyblizeniu ostatecznego zwyciestwa. Oczywiscie mruczy, jezy sie i porykuje, ale w gruncie rzeczy jest bezradny jak dziecko. Po prostu brak mu klasy. Miedzy nami mowiac, zapija sie coraz bardziej. Ten biedny balwan w ogole nie powinien byc generalem. Nie ten poziom, zupelnie nie ten poziom. Dzieki Bogu, nie jest wieczny. – General Peckem zasmial sie lekko, z luboscia, i poplynal gladko dalej, ku swojej ulubionej literackiej aluzji.
– Czasem wyobrazam sobie siebie jako Fortynbrasa, cha! cha! z dramatu Williama Shakespeare'a pod tytulem Hamlet, czlowieka, ktory krazy i krazy za scena czekajac, az wszystko sie rozpadnie, a wtedy wkracza na zakonczenie i wszystko zagarnia. Shakespeare jest…
– Nie znam sie na dramatach – przerwal mu bezceremonialnie pulkownik Scheisskopf.
General Peckem spojrzal na niego zdumiony. Nigdy dotad powolanie sie na swietosc jaka byl dla niego Hamlet, nie zostalo zignorowane i podeptane z tak brutalna obojetnoscia. Zaczal sie z gleboka troska zastanawiac, co tez za gowniana glowe przyslano mu z Pentagonu.
– A na czym pan sie zna? – spytal kwasno.
– Na defiladach – odpowiedzial skwapliwie pulkownik Scheisskopf. – Czy bede mogl wysylac pisma w sprawie defilad?
– Pod warunkiem, ze nie bedzie ich pan organizowac. – General Peckem ze zmarszczonym czolem wrocil na swoj fotel. – I pod warunkiem, ze nie bedzie to kolidowac z panskim glownym obowiazkiem, to znaczy zadaniem rozszerzenia prerogatyw Sluzby Specjalnej tak, aby obejmowaly rowniez dzialania bojowe.
– Czy moge oglaszac defilady, a potem je odwolywac? General Peckem rozpromienil sie w jednej chwili.
– Alez to znakomity pomysl! Niech pan wysyla tylko cotygodniowe zawiadomienia o odwolaniu defilady. Niech pan sie nawet nie trudzi ich oglaszaniem. To wywolaloby zbyt duze wzburzenie. – General Peckem znowu promienial serdecznoscia. – Tak, Scheisskopf
– powiedzial – mysle, ze pan wpadl na dobry pomysl! Ostatecznie ktory dowodca zechce sie z nami klocic o to, iz zawiadamiamy jego zolnierzy, ze w najblizsza niedziele nie bedzie defilady? Bedziemy po prostu stwierdzac ogolnie znany fakt. Ale jest w tym zawarta piekna mysl. Tak, zdecydowanie piekna. Dajemy w ten sposob do zrozumienia, ze moglibysmy zarzadzic defilade, gdybysmy chcieli. Pan mi sie zaczyna podobac, Scheisskopf. Niech pan sie zapozna z pulkownikiem Cargillem i'powie mu o swoim projekcie. Jestem pewien, ze przypadniecie sobie do gustu.
W minute pozniej do gabinetu generala Peckema wtargnal niesmialo wsciekly z urazy pulkownik Cargill.
– Jestem tutaj dluzej niz Scheisskopf – poskarzyl sie. – Dlaczego to on ma odwolywac defilady, a nie ja?
– Bo Scheisskopf ma doswiadczenie w sprawie defilad, a pan nie. Pan moze odwolywac wystepy artystyczne, jezeli pan chce. A wlasciwie dlaczego by nie? Niech pan pomysli o tych wszystkich miejscach, w ktorych w danym dniu nie ma wystepow. Niech pan pomysli o wszystkich miejscach, do ktorych nie przyjedzie zaden znany artysta. Tak, Cargill, mysle, ze pan wpadl na dobry pomysl! Sadze, ze przed chwila otworzyl pan przed nami cale nowe pole dzialania. Niech pan powie pulkownikowi Scheisskopfowi, aby pracowal nad tym pod panskim kierownictwem. I niech go pan przysle do mnie, kiedy juz mu pan wyda instrukcje.
– Pulkownik Cargill mowi, ze pan mu powiedzial, ze mam pracowac pod jego kierownictwem nad sprawa wystepow artystycznych – poskarzyl sie pulkownik Scheisskopf.
– Nic podobnego nie mowilem – odpowiedzial general Peckem.
– W zaufaniu powiem panu, Scheisskopf, ze nie jestem zbyt zadowolony z pulkownika Cargilla. Jest powolny i zadziera nosa. Chcialbym, zeby mial pan oko na to, co on robi, i zobaczyl, czy nie da sie go troche zdopingowac do pracy.
– Wtyka we wszystko nos – protestowal pulkownik Cargill.
– Nie daje mi zupelnie pracowac.
– Ten Scheisskopf jest jakis dziwny – potwierdzil z zamyslonym wyrazem twarzy general Peckem. – Niech pan go ma dobrze na oku i postara sie zorientowac, co on knuje.
– Teraz on sie wtraca w moje sprawy – awanturowal sie pulkownik Scheisskopf.
– Niech sie pan tym nie przejmuje, Scheisskopf – powiedzial general Peckem winszujac sobie, ze tak zrecznie wlaczyl pulkownika Scheisskopfa w swoja wyprobowana metode dzialania. Jego dwaj pulkownicy prawie juz sie do siebie nie odzywali. – Pulkownik Cargill zazdrosci panu sukcesu w sprawie defilad. Obawia sie, ze zechce panu powierzyc sprawe rozrzutu bomb.
Pulkownik Scheisskopf zamienil sie w sluch.
– Co to jest rozrzut bomb?
– Rozrzut bomb? – powtorzyl general Peckem rozbawiony i zadowolony z siebie. – To termin, ktory wymyslilem zaledwie kilka tygodni temu. Nic nie znaczy, ale nie wyobraza pan sobie, jak szybko sie przyjal. O dziwo, przekonalem nawet roznych ludzi, ze ma dla mnie znaczenie, aby bomby wybuchaly blisko siebie, tak zeby to wygladalo porzadnie na fotografii lotniczej. Pewien pulkownik na Pianosie przestal sie juz nawet przejmowac tym, czy trafi w cel, czy nie. Lecmy tam troche sie z niego posmiac. Pulkownik Cargill peknie z zazdrosci, a poza tym dowiedzialem sie dzis rano od Wintergreena, ze general Dreedle leci na Sardynie. General Dreedle wpada w szal, kiedy sie dowiaduje, ze wizytowalem ktoras z jego baz, podczas gdy on wizytowal inna. Mozemy nawet zdazyc tam na odprawe. Maja bombardowac mala, nie broniona wioszczyne i zmienic cale osiedle w kupe gruzow. Wiem od Wintergreena (Wintergreen jest teraz bylym sierzantem, nawiasem mowiac), ze cala akcja jest zupelnie niepotrzebna. Jedynym jej celem jest powstrzymanie niemieckich posilkow, mimo ze wcale nie planujemy ofensywy. Ale tak to juz jest, kiedy sie wysuwa miernoty na odpowiedzialne stanowiska. – Leniwym ruchem wskazal na ogromna mape Wloch. – Ta gorska wioszczyna jest tak pozbawiona znaczenia, ze nawet jej tu nie ma.
Przybyli do grupy pulkownika Cathcarta za pozno, aby wziac udzial we wstepnej odprawie, i nie slyszeli, jak major Danby przekonywal:
– Alez ona tam jest. Powiadam wam, ze ona tam jest.
– Gdzie? – pytal Dunbar wyzywajaco, udajac, ze nie widzi.
– Jest na mapie dokladnie tam, gdzie droga lekko skreca. Widzicie ten lekki zakret na swojej mapie?
– Nie, nie widze.
– Ja widze – wyrwal sie Havermeyer i zaznaczyl punkt na mapie Dunbara. – A tutaj dobrze widac wioske na zdjeciach lotniczych. Rozumiem, o co tu chodzi. Celem ataku jest zbombardowanie wioski tak, zeby obsunela sie po zboczu, tworzac na drodze zator, ktory Niemcy beda musieli usuwac. Czy tak?
– Tak jest – powiedzial major Danby ocierajac chusteczka spocone czolo. – Ciesze sie, ze ktos z obecnych zaczyna rozumiec. Ta droga beda sie posuwac z Austrii do Wioch dwie dywizje pancerne. Wioska jest zbudowana na tak stromym stoku, ze caly gruz ze zburzonych domow zwali sie na droge.
– A co to za roznica? – dopytywal sie Dunbar, ktorego Yossarian obserwowal w podnieceniu, z mieszanina podziwu i leku. – Oczyszczenie drogi zajmie im najwyzej kilka dni.
Major Danby staral sie uniknac dyskusji.
– Widocznie w sztabie uznali, ze robi to jakas roznice – odpowiedzial pojednawczym tonem. – Sadze, ze dlatego zarzadzili ten atak.
– Czy ludnosc wioski zostala ostrzezona? – spytal McWatt. Major Danby przestraszyl sie widzac, ze McWatt rowniez przejawia opor.
