zamknieta kaste, ze wlasciwie nigdy sie o nich nie mowilo i nikt procz mnie nie zwracal sie do nich w zadnych sprawach nie dotyczacych bezposrednio wykonywanej pracy. Jeden lub dwaj z mojego dzialu, ci, z ktorymi najczesciej mialem stycznosc i – powodowany tym, co obecnie poprawnie charakteryzuje jako w najlepszym razie protekcjonalna i afektowana akceptacje – staralem sie nawiazac przyjazna rozmowe, rozsadnie wycofywali sie i trzymali na dystans. Bardziej anizeli calkowity brak stosunkow miedzy bialymi i czarnymi zdumiewala mnie najwyrazniej powszechna zlosliwosc, z jaka protestanci traktowali katolikow. Po raz pierwszy zwrocil na nia moja uwage ciemny pulchny irlandzki kowal, z ktorym czesto pracowalem i ktory dorastal w Irlandii Polnocnej, doswiadczajac tam wrogosci protestanckich „oranzystow' – nigdy przedtem nie slyszalem tego slowa – a teraz znalazl sie w stoczni marynarki wojennej Norfolk w Portsmouth w Wirginii, nie akceptowany i wysmiewany przez innych. Oswiecony przez niego, od razu dostrzeglem, jak nieufnie traktuja i bojkotuja go jego koledzy.
Czarni byli pogardzani i ignorowani, katolicy zas znienawidzeni i otoczeni wrogoscia. Lecz nowojorski Zyd, taki jak ja, stanowil prawdziwa nowosc. Miejscowi nigdy kogos takiego nie widzieli; bylem jedynym Zydem na calej hali. Ja z kolei nigdy jeszcze nie spotkalem poludniowcow. Istniala miedzy nami wzajemna ciekawosc, ktorej chetnie holdowalismy.
Kiedy gawedzilismy w naszej grupce podczas przerw na lunch i na kawe, inni podchodzili blisko, zeby sie na mnie pogapic i szczerzac zyczliwie zeby, posluchac naszej rozmowy. Zawsze sie ze soba dogadywalismy – prawie zawsze – a oni z duza uprzejmoscia i troska wyjasniali mi sekrety roznych mechanizmow i zwiazane z praca zagrozenia, z ktorych nie zdawalem sobie wcale sprawy. Pierwszego dnia brygadzista kazal mi zawiezc do sciernicy beczke ze srubami, zeby zetrzec z ich glowek niepotrzebne metalowe fredzle. Spojrzalem na beczke, spojrzalem na reczny wozek i nie wiedzialem, co robic. Zdawalem sobie sprawe, ze to nic nie da, ale postanowilem sprobowac: na oczach brygadzisty i jego zastepcy przykucnalem, objalem rekoma beczke najszerzej, jak moglem, i usilowalem ja podniesc. Zastepca brygadzisty, facet o nazwisku Beeman, ktory rzadko sie usmiechal do mnie i do kogokolwiek innego, dal znak reka, zebym sie odsunal, i pokazal, jak latwo jest wsunac dolna krawedz wozka pod beczke i przeniesc caly jej ciezar na kola. Szybko sie tego nauczylem. Beeman zaprowadzil mnie do elektrycznej sciernicy, zeby zobaczyc, czy wiem, jak wklada sie gogle, i pokazac mi, co mam zrobic. Udowodnilem, ze tego tez potrafie sie szybko nauczyc.
Harmonijne stosunki, jakie utrzymywalem z kolegami z pracy, zostaly zaklocone tylko raz, podczas jednej z naszych codziennych przerw na lunch, kiedy rozmowa zeszla na tematy religijne i pospieszylem z wyjasnieniem, ze Jezus byl w rzeczywistosci Zydem i mial zydowskich rodzicow. Krag bialych twarzy natychmiast zastygl w zgodnym bezruchu i zorientowalem sie, ze nikt im tego przedtem nie powiedzial i nie zycza sobie, by ktos to mowil – teraz ani kiedykolwiek. Zjezyli sie nawet moi najblizsi kumple. A ja dyskretnie postanowilem nie rozwijac tematu. Symboliczne litery INRI na obrazach ukrzyzowania z pewnoscia by ich nie przekonaly; poza tym przyznaje, ze nie wiedzialem wowczas, iz stanowia one skrot lacinskich slow i oznaczaja: Jezus Nazarejczyk Krol Zydowski.
Wiele lat pozniej, w roku 1962, po publikacji „Paragrafu 22' spotkalem w letnim kurorcie Fire Island Mela Brooksa i uslyszalem, jak przemawiajac tym swoim ochryplym krzykiem, bez ktorego trudno go sobie wyobrazic, oswiadczyl, ze kazdy Zyd powinien miec za przyjaciela duzego goja. Moim najlepszym przyjacielem w kuzni byl najwiekszy z pracujacych tam robotnikow, niezgrabny poczciwy facet bedacy rowniez synem jednego z brygadzistow. Z takim protektorem nikt nie osmielilby sie mi dokuczac, ale i bez niego nie spotykaly mnie zadne zaczepki ani bardziej subtelne proby nekania. Przez wszystkie tygodnie, ktore tam spedzilem, nikt nie wytykal mi mojego zydo-stwa, choc wiele bylo docinkow na temat mojego nowojorskiego pochodzenia, osobliwych wyrazen oraz barbarzynskiej wymowy. Ja z kolei uwazalem, by nie dawac im za bardzo do zrozumienia, ze sa ciolkami z Poludnia.
Pewien mezczyzna pochodzacy z wiejskich rejonow Karoliny Polnocnej, z ktorym czesto pracowalem i ktorego nikt nie nauczyl podstaw dzielenia i mnozenia, potrafil mimo to liczyc i mierzyc, stawiajac slupki z pionowych kresek. Ostatnia, piata, przecinala na ukos pozostale cztery. Do moich obowiazkow nalezalo dostarczanie mu odpowiedniej ilosci dlugich pretow, ktore mial pociac na okreslona liczbe mniejszych kawalkow. On sam jednak swietnie sobie z tym radzil, zaznaczajac kreda trzy-stopowe odcinki, na ktore trzeba bylo pociac majacy mniej wiecej trzydziesci stop pret. A potem ukladal je w palenisku i kujac nadawal ksztalt, jaki mialy przybrac. Pewnego dnia, kiedy bylem zajety przy krajarce i liczylem jednoczesnie kawalki, ktore mierzyl i zaznaczal, zerknalem na cale szczescie na maszyne i zdazylem dostrzec ostrze, ktore opadalo wlasnie na moje wsuwajace metal palce. Przerazony cofnalem reke, ratujac w ostatniej chwili palce przed ucieciem. Nigdy juz nie odwrocilem wzroku, zeby porozmawiac z nim ani kimkolwiek innym przy tej krajarce i do dzisiaj traktuje te niedoszla tragedie jako jedno z najbardziej przerazajacych zyciowych doznan, straszniejsze od tego, co przytrafilo mi sie podczas drugiej misji do Awinionu i innych niebezpiecznych rzeczy, ktore wydarzyly sie w czasie wojny. Niewykluczone, ze, niczym w klasycznym koszmarze, tym, co przeraza mnie najbardziej we wspomnieniu krajarki, jest okropnosc, do ktorej w ogole nie doszlo; wszystko, co dzialo sie na wojnie, jednak sie wydarzylo. W retrospekcji oceniam te brakujace palce, ktorych nie stracilem, na rowni z utonieciem, do ktorego (wbrew nawiedzajacym mnie dzisiaj stale obawom) nie doszlo w trakcie kilku moich plywackich eskapad do boi dzwoniacej.
Epizod weselszy od tej niedoszlej katastrofy przy krajarce wiaze sie z mlodym mistrzem kowalskim z pobliskiej Karoliny Polnocnej. Po kilku tygodniach – kiedy, jak przypuszczam, doszedl w koncu do wniosku, ze jestem swoj chlop – zaproponowal pare razy, zebym pojechal z nim na weekend do miasta, gdzie mieszkal i gdzie, jak obiecywal, przedstawi mnie dziewczynom, ktore marza o tym, aby mnie spotkac i od ktorych bede mogl dostac, ile tylko chce, tego, czego chce.
Pokusa byla silna, ale powstrzymujace mnie obawy silniejsze: na moje szczescie i nieszczescie zawsze wybiegam ostroznie mysla naprzod i nawet pijany, przewiduje konsekwencje swojego postepowania; tutaj zas zdawalem sobie jasno sprawe, ze bede musial zrezygnowac z nadgodzin w jednym dniu, a jesli przenocuje, to nawet przez dwa dni. Mysl, ze przyjdzie mi pozniej wykonywac za osiem dolarow robote, ktora moglbym wykonac za dwanascie, okrywala kirem zniechecenia moje lubiezne wizje.
Byl jeszcze drugi powod, raczej zabawny, ktory pomogl mi poskromic zadze. W wiejskiej gwarze, ktora mowiono w jego rejonie, powszechnie uznawane za wulgarne slowo oznaczajace zenskie genitalia brzmialo tak samo jak to, ktorym gdzie indziej powszechnie okresla sie meski organ plciowy – co przyjmowalem z pewnym szokiem za kazdym razem, gdy odnosil je do nich, i do czego nielatwo bylo sie przyzwyczaic. Piszac to teraz, zastanawiam sie, czy nie chcial mnie przypadkiem przedstawic osobnikom plci meskiej, chlopcom i mezczyznom, ale mocno w to watpie, poniewaz rozmawialismy jak zwykle o spolkowaniu z kobietami. A moje nocne i dzienne fantazje na ich temat skupialy sie zawsze na tym, co on nazywal inaczej, a my nazywalismy cipka.
Kolejnym powodem praktycznie codziennej wesolosci moich kolegow byly robocze buty, ktore wybral mi na Manhattanie zapobiegliwy brat Lee. Jak zwykle troszczac sie o bezpieczenstwo moje i innych, Lee dlugo szukal i znalazl robocze buty wzmocnione od srodka stalowymi plytami, ktore chronily palce i przednia czesc stopy przed zmiazdzeniem przez spadajace przedmioty. Zaden z nas nie mial najmniejszego pojecia, jakiego rodzaju masywne obiekty beda mi zagrazac w stoczni; w fabrykach zdarzaja sie przeciez wypadki. W konsekwencji chodzilem do pracy w butach, ktore byly nienormalnie duze, dlugie i bardzo ciezkie.
Jak sie okazalo, wsrod moich kowali z Wirginii istnial ludowy przesad, wedle ktorego wielkosc stopy mezczyzny wskazuje bezposrednio na rozmiary i zasieg jego penisa. Zaden z moich kolegow nie widzial ani nawet nie slyszal o wzmacnianych od srodka butach i moje stopy wydawaly im sie najwiekszymi, najdluzszymi, najgrubszymi i najpotezniejszymi, jakie kiedykolwiek widzieli. Z tego wzgledu wiele po mnie oczekiwano. Moze to z powodu wzmocnionych butow moj kowal chcial zawiezc mnie do swego rodzinnego miasteczka i przedstawic kobietom, ktore tam znal. Trudno bylo stawiac czolo stalym docinkom, przybierajacym forme falszywych pochwal i podziwu.
Za zadne skarby nie chcialem ich rozczarowac. Z pisuarow staralem sie korzystac tylko wtedy, kiedy ubikacje byly puste. Wymagalo to wiecej szczescia i sprytu, niz mialem, gdyz w panstwowej stoczni marynarki wojennej toaleta jest, podobnie jak w innych miejscach pracy na calym swiecie, nie tylko toaleta, lecz przystania, w ktorej szuka sie krotkiej chwili wytchnienia od nieuchronnej monotonii roboty. Nie chcac ryzykowac ewentualnej demaskacji i sciagac sobie na glowe zjadliwych, okrutnych i zgrzebnych kpin, ktore na pewno by sie posypaly – jakbym to wylacznie ja byl odpowiedzialny za ich przesadne oczekiwania – ponioslem wkrotce stosowny wydatek i po nabyciu zwyczajnej pary butow wyrzucilem moje pancerne. Kiedy ktos przy palenisku zauwazyl zmiane i wyglaszal jakis komentarz, wzruszalem niedbale ramionami i wyjasnialem: „Obrzezane. No wiecie'.
Niebezpieczenstwo odniesienia tam jakichs obrazen nie bylo w praktyce wieksze od tego, ktore grozi mi dzisiaj, gdy chce przygotowac sobie jakis goracy posilek w kuchni. Praca polegala, jak juz wspomnialem, w glownym rzedzie na dogladaniu palenisk i dostarczaniu rozzarzonego metalu prawdziwemu fachowcowi; trzeba