„Jestes w gruncie rzeczy fizykiem?”
„Dlaczego w gruncie rzeczy?”
„Nie czepiaj sie slow – powiadam. – Istnieje hipoteza o lustrzanej symetrii praw przyrody?”
„Cos w tym rodzaju. Prawa sie nie zmieniaja, jezeli zamiast samego siebie wezmiemy swoje lustrzane odbicie. Ale dlaczego cie to interesuje? j Przeciez jestes socjologiem?”
Nie odpowiedzialem mu, tylko pytalem dalej:
„Jezeli jakies zjawisko istnieje w naszym swiecie, to czy mozemy teoretycznie przyjac jego odbicie w lustrze jako istniejace samodzielnie?”
Oleg usmiechnal sie poblazliwie:
„Jezeli opuscisz w teatrze lustrzana kurtyne, to otrzymasz dwie widownie, przy czym kazda z nich bedzie uwazac te druga za swoje odbicie”.
„A gdy ustawie kilka zwierciadel, to uzyskam kilka odbic?”
„Ile tylko zechcesz. Pod dowolnymi katami, nawet skrecone i asymetryczne. Przejscie od jednego do drugiego, jezeli wymyslisz cos takiego, mozesz nazwac zlozona inwersja”.
„Konczcie te gadanine – przerwal Robert – fantasta moze sie przespacerowac do swoich dziewczyn z antyswiata. Rozdawaj, Hofman”.
Wolno poszedlem w strone tajemniczych drzwi na brudnych tapetach. Co je otwiera? Wiara w Niezwykle? Smieszne pragnienie czynienia cudow? Hipnoza czy telepatia? A moze ich mechanizm nastawiony jest na moje biopole? Albo jestem po prostu chory i potrzebna mi pomoc okulisty lub psychiatry? Nie wiem i nie podejmuje sie tego rozstrzygac.
Pograzony w takie mysli szedlem, wiedzac, ze ide sladem mego poprzednika. Przeszedl za Alicja cala kraine cudow, a ja jestem dopiero na poczatku drogi. Ile swiatow luster bede musial jeszcze minac, zanim nie odnajde swego – jedynego i niepowtarzalnego. Ide i mysle: przeciez wreszcie znalazl swoj, a wiec znajde i ja. Otworzylem znowu skrzypiace nie istniejacymi zawiasami, nigdy nie istniejace drzwi, stapnalem w mrok i okazalo sie, ze klecze kolo szklanego pudelka na Hedonie.
– A wiec „stopien” zadzialal. Mag stal sie sirgiem – stwierdzil Kapitan.
– Nie wiem, kto kim. Jedno jest pewne: opanowali calkowicie mechanizm materializacji wspomnien i wyobrazen. Zadziwiajacy realizm. W najdrobniejszym szczegole.
– Z nami bylo tak samo – powiedzial Alik.
Rozdzial III
Z Malym i Alikiem dzialo sie, co nastepuje:
Najpierw ich zdziwily, a nawet rozsmieszyly nagie ciala wiszace w powietrzu jak jablka na drzewie. Ale potem zaczeli sie nudzic.
– Wymyslmy cos, dobrze? – zaproponowal Alik.
Maly ziewnal.
– Co?
– Moze jakis problemik rozwiazemy w nowy sposob?
– Jaki?
– Powiedzmy, poprawke do teorii Einsteina.
– Zglupiales?
– A dlaczego by nie? Zalozmy, ze sa czasteczki, ktorych predkosc przewyzsza predkosc swiatla. Co?
– Co „co”?
– W czasie praktyki pracowalem w Ameryce przy jednym akceleratorze – wyjasnil zamyslony Alik. – Ulokowany byl na skalistym terenie w malenkim nadmorskim miasteczku. Nowe zalozenia konstrukcyjne, szczegolnie w zakresie przyrostu pola magnetycznego i czestotliwosci pol elektrycznych, pozwalaly doprowadzic jego moc do nieslychanej jeszcze do niedawna energii trylionow wolt i jednoczesnie bardzo zmniejszyc jego rozmiary i wage. W porownaniu ze swymi gigantycznymi przodkami, ten z latwoscia mozna bylo ustawic na boisku hokejowym. Teraz mamy podobny na Waldaju. Wlasnie tam mozna osiagnac juz nie „pod”, ale nadswietlne predkosci.
– Do tej pory ich nie osiagnieto.
– Wyobraz sobie, ze pracujemy przy takim akceleratorze. Tylko uwaznie sledz moja mysl. Mam jeden maly pomysl wspolnego projektu. Znasz te aparature? Mozesz sobie wyobrazic?
– Zalozmy.
– No to wyobrazaj sobie. Noc. Jestesmy razem na sobotnioniedzielnym dyzurze przy pulpicie. Ja, powiedzmy, jestem fizykiem eksperymentatorem, mam obserwowac kaprysy materii przy predkosciach podswietlnych, a ty jestes inzynierem mechanikiem, ktory kontroluje dzialanie calej aparatury zespolu. Jasne?
Swiatlo zgaslo i zapalilo sie znowu, przesunawszy i czas, i przestrzen. Teraz byli obaj przy glownym pulpicie akceleratora, sterujacym predkosciami czasteczek elementarnych. Normalne predkosci podswietlne juz nie zadawalaly eksperymentatorow i probowali oni, jak do tej pory bezskutecznie, przekroczyc ograniczona przez Einsteina wartosc trzystu tysiecy kilometrow na sekunde. Zaledwie trylionowe czesci tej minimalnej w naszej codziennej praktyce jednostki czasu oddzielaly wskazniki predkosci od tej ostatecznej granicy, za ktora przedrostek „pod” przeksztalcal sie w „nad”. Takie przeksztalcenie, jak do tej pory, jeszcze nie mialo miejsca, ale jeden z tworcow akceleratora byl niewzruszenie przekonany, ze wreszcie ono nastapi. Odkryl juz szesc nowych czastek elementarnych, ktore oznaczyl duza litera „T” z numerem porzadkowym od jednego do szesciu, ale wszystko to byly czasteczki epoki podswietlnej. Nowa, poszukiwana czasteczka T powinna pojawic sie poza jej obrebem, kiedy to drzace wskazowki licznikow predkosci przekrocza upragniona granice. W tym tez celu tej nocy z soboty na niedziele jeszcze bardziej zwiekszono moc akceleratora.
Wszystko bieglo normalnym torem. Maly i Alik nigdy nie pracowali w Sluzbie Kosmicznej, nigdy nie byli na Hedonie i nie znali innych obowiazkow oprocz tych, ktore spelniali podczas dyzuru. Jak zawsze brzeczal zespol automatycznych przyrzadow, i jak zawsze w klimatyzowanym powietrzu sali gromadzila sie nuda. Cudu nie bylo.
– Wcale go nie bedzie – stwierdzil Maly, po dokonaniu kolejnego obchodu automatyki. – Nie wierze w poprawki do Einsteina.
– A tachion? – spytal Alik. – Gdzie jest ten twoj tachion?
– Nie moj, lecz Geralda Feinberga. Przepowiedzial jego ruch z predkoscia nadswietlna ze czterdziesci lat temu.
– Przepowiedzial, to nie znaczy, ze odkryl.
– Neptuna tez najpierw przepowiedziano, ale nie odkryto. Pomiedzy planeta a czasteczka elementarna nie ma w danym przypadku roznicy: obie zostaly uznane za istniejace, zanim zostaly odkryte.
Maly, nawet nie odpowiadajac, zaglebil sie w rozwiazywaniu zadania szachowego – mata w dwoch ruchach. Alik leniwie go obserwowal: Maly nagle zaczal wiercic sie na krzesle, zerwal sie, upuscil krola na podloge, powoli postawil go z powrotem, posiedzial nad szachownica i wstal z westchnieniem.
– Rowniez istnieje, ale nie odkryty – powiedzial.
– O czym mowisz? – spytal Alik.
– O decydujacym ruchu. Przyszlo olsnienie i zgaslo, jak zywot twojego tachiona. Trylionowe czesci sekundy. Moze dlatego, ze oczy mi sie kleja.
– Napij sie piwa.
– Cieple piwo pije tylko na polecenie lekarza. – Maly z obrzydzeniem popatrzyl na plecaki, rzucone kolo pulpitu. Po zakonczeniu dyzuru planowali wycieczke na brzeg morza. – Najprawdopodobniej