nasz widok, byl nie wiedziec czemu niezwykle uradowany.

– Don? – zapytal z niedowierzaniem. – Skad sie tu wziales?

– Prosto z piekla – powiedzialem. – Z jego ziemskiej filii.

– Byles w tej Sodomie? – popatrzyl na mnie nieomal z przerazeniem.

– Bylem – przytaknalem. – Opowiem wszystko, ale najpierw przynies nam cos do picia. Jezeli oczywiscie i ty nie jestes mirazem.

Ale stary Johnson nie byl mirazem. Nie byla mirazem rowniez i whisky z lodem. O, jak milo bylo usiasc na schodkach i sluchac opowiadania o tym, jak wygladalo miasto ogladane z zewnatrz, to miasto, o ktorym juz w Pismie Swietym powiedziano: „Z prochu powstales i w proch sie obrocisz”.

Johnson zobaczyl je nieoczekiwanie. Siedzial, drzemal, nagle sie obudzil, rozejrzal sie i zamarl – z lewej strony, tam, gdzie nigdy nie bylo niczego oprocz zeschnietej gliny, wyroslo miasto-blizniak Sand City. Na prawo Sand City i na lewo Sand City. Johnson opowiadal: – Pomyslalem sobie: to juz koniec swiata! Pijany nie jestem, a wszystko widze podwojnie. Wszedlem do domu, wyszedlem znowu – to samo: po srodku ja, a po obu stronach dwa blizniacze miasta, niczym Sodoma i Gomora. Fatamorgana czy co? Ostatecznie to pustynia, wszystko moze sie zdarzyc. A to miasto-blizniak stoi sobie w najlepsze, ani mysli sie rozplynac. I jak na zlosc nie przejezdza szosa ani jeden samochod. A potem nagle sciemnilo sie, mgla nie mgla, dym nie dym, zupelnie jakby chmura opuscila sie nad sama ziemie, pomaranczowoczerwona chmura, jak o zachodzie, kiedy wieje wiatr.

Sluchajac opowiesci Johnsona zauwazylem, ze kazdy z nas widzial inne barwy – mgla raz byla malinowa, raz wisniowa, raz purpurowa, raz czerwona.

Pozniej opowiadala mi o tej mgle takze Maria. Rzeczywiscie czekala na mnie, ubrana byla tak samo jak tamta nakrecana widmowa lalka. To wlasnie Maria opowiedziala nam, co sie stalo w miescie. Nie pisze o tym. Posylam ci pare wycinkow z gazet. Lepiej ode mnie polapiesz sie w tej fantasmagorii”.

LOT MOSKWA-PARYZ

Wycinek z dziennika „Sand City Tribune”:

Wczoraj mozna bylo w naszym miescie zaobserwowac interesujace zjawisko meteorologiczne. O siodmej trzydziesci wieczorem, kiedy wzdluz calej State street rozjarzyly sie juz elektrycznym swiatlem witryny barow i kin, splynela na miasto dziwaczna purpurowa mgla. Notabene niektorzy sa zdania, ze byla ona raczej fioletowa. Nie byla to wlasciwie mgla, poniewaz widzialnosc nawet na dalsze odleglosci pozostawala nadal bardzo dobra i wszystko widac bylo bardzo wyraziscie, jak to sie czesto zdarza rankiem w pogodny bezchmurny letni dzien. Co prawda potem mgla stala sie gestsza i przypominala zwykly kalifornijski „smog” tak dobrze znany kazdemu, kto mieszkal w Los Angeles. Twierdzi sie u nas, ze „smog” w Kalifornii jest jeszcze gestszy niz londynski. Nikt nie potrafi powiedziec dokladnie, jak dlugo mgla gestniala, nie musialo to trwac zbyt dlugo, poniewaz wiekszosc zapytywanych przez nas naocznych swiadkow zapewnia, ze mgla nieomal przez caly czas byla przejrzysta i ze tylko wszystko, co znajdowalo sie w polu widzenia – domy, ludzie, a nawet powietrze – przybralo ciemnomalinowy, niemal pasowy odcien i robilo wrazenie ogladanego przez okulary o czerwonych szklach. Poczatkowo ludzie zatrzymywali sie, patrzyli na niebo, ale nie dostrzegajac na nim niczego niezwyklego spokojnie powracali do swoich zajec. Mgla nie miala rowniez wplywu na obroty lokali rozrywkowych, nie zauwazono jej tam po prostu. Zjawisko to mozna bylo obserwowac mniej wiecej przez godzine, po czym mgla – jesli okreslenie „mgla” jest tu wlasciwe – rozwiala sie i miasto przybralo znowu swoj normalny wieczorny wyglad.

Urodzony w naszym miescie i goszczacy u nas obecnie uczony meteorolog James Backley, ktorego wielu sposrod nas pamieta jeszcze z czasow, kiedy chodzili do szkoly, oswiadczyl nam, ze wyzej opisane zjawisko nie jest zjawiskiem meteorologicznym. Jego zdaniem byla to najprawdopodobniej gigantyczna chmura zlozona z rozpylonych w powietrzu drobinek jakiegos barwnika syntetycznego przywiana zapewne przez wiatr z jakiejs lakierni polozonej w odleglosci stu do stu piecdziesieciu mil. Takie nagromadzenie rozpylonych, ale nie dajacych sie rozproszyc drobinek barwnika daje sie zaobserwowac niezmiernie rzadko, zdarza sie jednak i bywa niekiedy przenoszone na wielomilowe odleglosci.

Inne wyjasnienie tego zjawiska proponuje nam nasz muszkieter, wlasciciel baru „Orion” i przywodca klubu „wscieklych”, Lemmie Coshen. – Szukajcie czerwonych – powiedzial – jezeli nie chcecie zeby pomalowali wam na czerwono nie tylko polityke, ale nawet powietrze, ktorym oddychamy. – Czy to aby nie w zwiazku z tym zostal pobity przy wyjsciu z baru bawiacy przejazdem w naszym miescie adwokat nowojorski Roy Desmond, ktory, zapytany na kogo odda swoj glos w zblizajacych sie wyborach prezydenta, odmowil odpowiedzi? Policjantom, ktorzy przybyli na miejsce zajscia, nie udalo sie niestety ujac winowajcow.

Wywiad z admiralem Thompsonem opublikowany w pismie „Time and People” zatytulowany byl tak:

SAND CITY TO MIASTO ZAD2UMIONYCH – MOWI ADMIRAL – SZUKAJCIE PIETY ACHILLESA ROZOWYCH OBLOKOW.

Od kilku dni niewielkie miasteczko na Poludniu polozone przy szosie federalnej numer szescdziesiat szesc przykuwa uwage calych Stanow Zjednoczonych. Dzienniki donosily juz o czerwonej mgle, ktora niespodzianie zasnula miasto, i opublikowaly relacje agenta handlowego Leslie Bakera o jego niesamowitych przezyciach w miescie-sobowtorze. W zwiazku z tym korespondent nasz poprosil o rozmowe admirala w stanie spoczynku Thompsona, ktory byl jednym z uczestnikow amerykanskiej wyprawy antarktycznej i pierwszym naocznym swiadkiem dzialalnosci rozowych oblokow.

– Jakie jest panskie zdanie o tym, co zaszlo w San City, admirale?

– Prosze mowic do mnie po prostu Thompson. Jestem osoba prywatna, nie jestem w sluzbie czynnej, Jezeli zas chodzi o moje zdanie, to jako szary czlowiek jestem przerazony perspektywa losow ludzkosci.

– Sadzi pan, ze istnieja powody do obaw?

– Oczywiscie. Obloki nie poprzestaja juz na modelowaniu poszczegolnych osob, syntetyzuja teraz cale fragmenty spoleczenstwa. Przytocze jedynie pare przykladow z ostatnich dni. Transatlantyk „Alameda” wraz z cala zaloga i wszystkimi pasazerami, dom towarowy w Buffalo w dniu wyprzedazy, zaklady tworzyw sztucznych w Evansville. Przeciez wszystkim naocznym swiadkom nie mogl sie przysnic taki sam sen, sen, ze tuz obok ich zakladu wyrosl, a nastepnie zniknal zaklad-sobowtor, zaklad-kopia. Nikt nie zdola mnie przekonac, ze to byl miraz dajacy sie wytlumaczyc roznica temperatur w niejednakowo nagrzanych warstwach powietrza atmosferycznego. Nie jest wazne, ze obiekty te istnieja zaledwie niewiele minut. Istotne jest to, ze nikt nie potrafi mi udzielic przekonywajacej odpowiedzi na pytanie, ktore mianowicie z tych dwoch zakladow zniknely, a ktore pozostaly!

– Mowiac w klubie „Apollo” o wydarzeniach w Sand City powiedzial pan, ze to miasto zadzumionych. Jak nalezy rozumiec to panskie sformulowanie?

– Doslownie. To miasto musi zostac odizolowane, a jego mieszkancy powinni byc systematycznie testowani i oddani pod scisly nadzor. Wylania sie tu ten sam problem – czy sa to ludzie, czy tez sobowtory? Niestety ani wladze, ani spoleczenstwo nie udzielaja temu problemowi dostatecznej uwagi.

– Czy nie przesadza pan, sir? – zaprotestowal nasz korespondent. – Czy doprawdy mozna zarzucic krajowi obojetnosc wobec przybyszow?

Admiral odparl z ironia:

– Nie mozna, oczywiscie, jesli bedziemy mieli na mysli spodnice a la rozowy oblok i fryzury „jezdzcy znikad”. Albo powiedzmy, kongres spirytystow, ktory uznal, ze obloki te to sa dusze zmarlych, ktore powrocily na ziemie obdarzone nadludzka moca. Rzeczywiscie, czyz majac to wszystko w pamieci mozemy mowic o obojetnosci! A moze ma pan na mysli senatorow „korsarzy”, ktorzy wyglaszaja o „jezdzcach” dwunastogodzinne mowy w tym jedynie celu, by uniemozliwic uchwalenie projektu ustawy o podatkach, ktora dotyczyla by wielkiej wlasnosci? Albo maklerow gieldowych, ktorzy wykorzystuja obloki do gry na znizke? Albo wieszczbiarzy, ktorzy w zwiazku z oblokami wyznaczaja koniec swiata na pojutrze? A moze chodzi panu o producentow takich filmow jak „Bob Merrill, postrach jezdzcow znikad”? To wszystko to tylko peknieta rura kanalizacyjna, nic wiecej. Ja mowie o czym innym…

– O wojnie?

– Z kim? Z oblokami? Nie jestem idiota i nie uwazam potencjalu militarnego ludzkosci za dostateczny w walce z cywilizacja, ktora jest w stanie tworzyc z niczego dowolne struktury atomowe. Ale przy calej swojej potedze – dodal admiral – cywilizacja ta moze zdradzic nam jakis swoj slaby punkt, swoja piete Achillesa. A zatem dlaczego nie mielibysmy sami poszukac tej piety? Wydaje mi sie, ze nasi uczeni nie dosc energicznie daza do nawiazania

Вы читаете Jezdzcy z nikad
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату