CZESC TRZECIA. Giulietta i duchy
KONFERENCJA PRASOWA W HOTELU „BRETAGNE”
Zblizajaca sie data rozpoczecia kongresu sprawiala, ze Paryz doslownie pekal w szwach z powodu nadmiaru turystow. Nasza delegacje zakwaterowano w wielkim, pierwszorzednym hotelu „Bretagne”, ktorego wlasciciel musial byc z pewnoscia dumny ze staroswieckosci swego przedsiebiorstwa. Bylo cos balzakowskiego w skrzypiacych drewnianych schodach tego hotelu, w jego aksamitnych portierach, w starych wspanialych jego zyrandolach. Na stolach, na parapetach okien, na marmurowych plytach kominkow, wszedzie, doslownie wszedzie palily sie swiece. Amerykanom to sie podobalo, nam nie przeszkadzalo. Zreszta nie bylismy w pokojach nawet dziesieciu minut – te dwie godziny, ktore nam pozostaly do czekajacej nas konferencji prasowej, ja i Irena poswiecilismy na spacer po ulicach „stolicy swiata”. Ja gapilem sie na kazde arcydzielo architektury, Irena troskliwie i uprzejmie objasniala mi, kiedy i dla kogo wzniesione zostalo owe arcydzielo.
– Skad znasz tak dobrze Paryz? – zdziwilem sie.
– Jestem tu juz po raz trzeci, a w ogole to urodzilam sie w Paryzu, tymi wlasnie ulicami jezdzilam w dziecinnym wozeczku. Moze porozmawiamy o tym kiedy indziej – powiedziala zagadkowo i nagle sie rozesmiala. – Nawet portier w naszym hotelu powital mnie jak stara znajoma.
– Kiedy to bylo?
– Wtedy, kiedy placiles za taksowke. Weszlam z Ziernowem do hallu, a wtedy portier – lysy jegomosc o wygladzie senatora – przyjrzal sie nam z zawodowa obojetnoscia, po czym nagle szeroko otworzyl oczy, odstapil o krok i zaczal sie na mnie gapic jak ciele na malowane wrota. „Co sie panu stalo?” – zaniepokoilam sie. Stoi i milczy. Wiec Ziernow zapytal:
„Pan zapewne poznaje mademoiselle?”. „Nie, nie – opamietal sie portier – po prostu mademoiselle jest ogromnie podobna do jednej naszej klientki”. Ja jednak odnioslam wrazenie, ze portier rozpoznal wlasnie mnie, chociaz nigdy przedtem nie zatrzymywalam sie w tym hotelu. To dziwne.
Kiedy wrocilismy do „Bretagne”, portier nie spojrzal nawet na Irke, usmiechnal sie natomiast do mnie i powiedzial, ze juz na mnie czekaja: „Prosze isc wprost na konferencje”.
Dziennikarze rzeczywiscie juz na nas oczekiwali w restauracji hotelowej. Amerykanie takze juz przyszli, zajeli prawie cale podwyzszenie dla orkiestry. Kamerzysci telewizji krzatali sie wokol swoich aparatow. Dziennikarze z aparatami fotograficznymi i kamerami filmowymi, z notatnikami i magnetofonami rozsiedli sie juz za stolikami. Kelnerzy roznosili butelki o roznokolorowych etykietach. Przy nas takze stal stolik pelen butelek, zatroszczyli sie o, to Amerykanie. Irena pozostala na sali, tlumaczenie nie bylo potrzebne – wszyscy albo prawie wszyscy obecni tam dziennikarze znali francuski lub angielski. Co prawda we francuskim nie bylem najmocniejszy, rozumialem, kiedy sie do mnie w tym jezyku zwracano, ale mowilem z trudem, wszelako sadzac, ze obecnosc Ziernowa na sali uwolni mnie od obowiazku odpowiadania na pytania, wszedlem tam. Niestety bylem w bledzie. Dziennikarze zamierzali wycisnac z „naocznych swiadkow” wszystko, co z nich zdolaja wycisnac, ja zas na domiar zlego bylem takze autorem filmu, ktory juz od dwoch tygodni bulwersowal Paryz.
Prowadzil konferencje Mac Adow, astronom z Mac Murdoch. Mac Adow zdazyl sie juz przyzwyczaic do tego, ze dziennikarze co chwila wysilali sie na dowcipy o Mac Adow z Mac Murdoch, albo cytujac szekspirowska komedie zaczynali robic „wiele halasu o Mac Adow”. Po angielsku brzmialo to dosc efektownie: „Much ado about Mac Adow”. Trudno jednak bylo wyprowadzic z rownowagi pana Mac Adow. Mac Adow prowadzil nasz statek przez te „burze prasowa” i robil to z wprawa doswiadczonego sternika. Nawet jego glos byl godny kapitana, glos ten w razie potrzeby potrafil osadzic nazbyt natarczywych dziennikarz;.
Bynajmniej cie przypadkiem napomknalem o burzy. Przed trzema godzinami w innym hotelu paryskim odbylo sie spotkanie dziennikarzy z innym „naocznym swiadkiem fenomenu”, rowniez delegatem na kongres, admiralem Thompsonem. Admiral odmowil wziecia udzialu w naszej konferencji prasowej z powodow, ktore wolal wyjawic korespondentom w osobnej rozmowie. Zrozumielismy, co im mial do powiedzenia, skoro tylko padly pod naszym adresem pierwsze pytania z sali. Odpowiadali ci delegaci, do ktorych zwracali sie korespondenci, na pytania, ktore nie byly zaadresowane do nikogo osobiscie, odpowiadal Mac Adow. Oczywista nie zapamietalem wszystkiego, ale to co zapamietalem, zapamietalem tak dokladnie, jak gdybym mial zapis tego na tasmie magnetofonowej.
– Czy wie pan cos o konferencji prasowej admirala Thompsona?
To byla wlasnie pierwsza pilka tenisowa zaserwowana z sali w nasza strone. Ale natychmiast sciela ja rakieta przewodniczacego:
– Niestety nic mi o niej nie wiadomo, ale jesli mam byc szczery, niezbyt mnie to martwi.
– Niemniej admiral zlozyl sensacyjne oswiadczenie. Wyjezdza na Grenlandie.
– Beda panowie mogli o tym doniesc w swoich gazetach. Prosze o zadawanie pytan.
– Co by pan powiedzial, gdyby niektore delegacje zazadaly na forum ONZ zastosowania represji wobec rozowych oblokow?
– Nie jestem ministrem obrony, by odpowiadac na takie pytania.
– A gdyby byl pan ministrem obrony?
– Nigdy nie marzylem o tym stanowisku.
Sala odpowiedziala smiechem i oklaskami. Mac Adow skrzywil sie – nie lubil teatralnych efektow. Nawet sie nie usmiechnawszy usiadl w milczeniu, poniewaz pognebiony dziennikarz takze juz zamilkl.
Ale juz go zastapil nastepny. Nie zaryzykowal pojedynku na krasomowstwo z Mac Adowem i wybral sobie inna ofiare.
– Pytanie do profesora Ziernowa. Czy zgodzi sie pan z pogladem, ze dzialalnosc rozowych oblokow moze stanowic zagrozenie dla ludzkosci?
– Z cala pewnoscia nie – natychmiast odcial sie Ziernow. – Dotad obloki nie uczynily ludziom zadnej szkody. Znikniecie z Ziemi masywow lodowych tylko poprawi nam klimat. Zadnego uszczerbku nie doznala ani przyroda, ani twory rak ludzkich.
– Czy jest pan o tym calkowicie przekonany?
– O ile wiem, jedyna wyrzadzona przez nie szkoda to znikniecie taboretu, na ktorym siedzial w Mirnym moj sobowtor. Nie jest to nazbyt wielka strata dla ludzkosci.
– Pytanie do profesora Ziernowa! – znowu krzyknieto z sali. – Co pan sadzi o oswiadczeniu admirala, ze sobowtory to piata kolumna przybyszow, to dzialania prewencyjne przed przyszla wojna galaktyczna?
– Sadze, ze admiral naczytal sie powiesci fantastycznych i watki z tych powiesci bierze teraz za rzeczywistosc.
– Pytanie do autora filmu, Anochina. Admiral jest zdania, ze pan jest sobowtorem i ze panski film takze zostal nakrecony przez sobowtora, a ujecia zaglady panskiego sobowtora w tym filmie to zdjecia pokazujace unicestwienie samego Anochina. W jaki sposob dowiedzie pan, ze nie odpowiada to prawdzie?
Wzruszylem tylko ramionami – jakze moglbym tego dowiesc? Zamiast mnie odpowiedzial Mac Adow:
– Nie ma powodu, by Anochin tego dowodzil. W nauce obowiazuje nienaruszalna „presumpcja ustalonego stanu rzeczy”. Uczeni nie musza dowodzic falszywosci jakiegos goloslownego oswiadczenia – obowiazek udowodnienia jego prawdziwosci spoczywa na jego autorze.
Na sali znowu zaczeto bic brawo. Ale wysoki, chudy i plaski jak deska Mac Adow tym razem przerwal klaszczacym.
– Panowie, to nie przedstawienie.
– A co nam moze powiedziec o Thompsonie przewodniczacy? – padlo pytanie z sali. – Przez caly rok wspolpracowal pan z admiralem w ekspedycji antarktycznej. Co pan o nim sadzi jako o uczonym i jako o czlowieku?
– Pierwsze rozsadne pytanie skierowane pod moim adresem – usmiechnal sie pod wasem Mac Adow. – Niestety nie bede mogl zaspokoic ciekawosci pytajacego. Wprawdzie pracowalismy z admiralem w tej samej ekspedycji i w tym samym punkcie geograficznym, ale w roznych dziedzinach. Admiral jest administratorem, ja – astronomem. Prawie nie stykalismy sie ze soba. Admiral nie zdradzal szczegolniejszego zainteresowania moimi obserwacjami astronomicznymi, ja – jego talentami administracyjnymi. Mam nadzieje, ze sam admiral nie pretenduje do miana uczonego, w kazdym razie nie sa mi znane zadne jego prace naukowe. Jako czlowieka zas prawie go nie znam, aczkolwiek jestem przekonany, ze dziala on w najlepszej wierze nie powodujac sie wzgledami osobistymi czy tez politycznymi. Admiral nie jest zaangazowany ani w ruchu antykomunistycznym, ani