– Charles ma racje – zaoponowala Gela. – Niebezpieczenstwo zagraza nam wlasnie dlatego, ze te olbrzymie istoty nie widza nas. Nie musza nas wcale atakowac. Pomysl tylko, co by sie stalo, gdybysmy byli tam w dole. – Wskazala na krawedz pniaka. – To cos wtloczyloby nas po prostu w ziemie, zupelnie nieswiadomie.
– A skad wiesz, czy na przyklad przedwczesny start i ustawiczna ucieczka przed czyms nieznanym, nie sa jeszcze bardziej niebezpieczne? Nie mowie juz nawet o zuzyciu sie maszyny, ale wezmy na przyklad te manewry wymijania dzis po poludniu. Czy one nie byly grozne? A widzisz! Musimy poznac lepiej tutejsze zycie. Musimy zbadac jego formy i zgodnie z tym postepowac. – Chris chwycil jeden z talerzy i poczal go wycierac.
– A gdyby taka czarna plyta opuscila sie na nas? – zapytal Ennil.
Chris wzruszyl ramionami. Potem, widzac bojazliwy wzrok Carol, wyjasnil:
– Powierzchnia jest tu tak nierowna, ze kazdy moglby skryc sie bezpiecznie w jednym z tych zaglebien. Oczywiscie – usmiechnal sie ironicznie – jezeli chodzi o helikopter, to zostalaby z niego miazga.
Gela spogladala na Chrisa. On po prostu udaje, pomyslala. Zauwazyla, ze bardzo zbladl i ze jego reka, w ktorej trzyma noz, drzy. Nie stracil jednak przez to w jej oczach. Nagle wydalo jej sie, ze to wszystko nie jest realne. Poczula ulge, jak gdyby zbudzila sie z meczacego snu. Gdyby to istnialo naprawde: niebezpieczenstwa, katastrofa “Oceanu I”, smierc Harolda, to co oni by tu robili? Czy nie powinni raczej wrocic jak najszybciej na swoja spokojna wyspe?
Gela, zbudz sie! Nad czym tak dumasz? – zawolal Karl, ktoremu Gela przeszkadzala w sprzataniu.
Odsunela sie na bok. Raptem ogarnal ja gniew na ludzi z ministerstwa, ktorzy zorganizowali wyprawe, na Tocsa, Chrisa… Ale w nastepnej chwili zadala sobie pytanie: A ty? Dlaczego tu jestes? Nikt cie do tego nie zmuszal, chcesz kontynuowac to, co rozpoczal Harold, chcesz tego dokonac!
Ale przeciez Chris, ten hazardzista, odczuwa na pewno to samo. Gdyby chociaz nie mial zawsze racji! Jak postapilby Harold? Z podobnej wyprawy on i jego towarzysze nie powrocili.
Harold z pewnoscia nie ryzykowalby tak bardzo, ale moze wlasnie to doprowadzilo do zguby?
Calkiem nieoczekiwanie Chris zarzadzil:
– Przesuniemy nasz oboz. – Chwycil pare przedmiotow i zaniosl je do helikoptera. – Poszukamy jakiejs kotliny, ktora uchroni nas przed niepozadanymi niespodziankami, ale pozostaniemy w obrebie tego plaskowyzu. – Widocznie wolal nie uzywac okreslenia “pniak”. Wszyscy zrozumieli tez, co mial na mysli, mowiac o “niepozadanych niespodziankach”.
Obrali kurs na wschod. W odleglosci pieciuset stop od skraju plaskowyzu odkryli niemal idealne miejsce. Bylo to male wglebienie, ktorego dno wygladalo na calkowicie rowne. Z gory widac bylo wyraznie sloje pniaka.
Helikopter byl tym razem rowniez zabezpieczony. Mimo to Chris rozstawil warty, ktore zajely posterunki na gornej krawedzi zaglebienia.
Pierwsza warta objela Carol. Chris zorganizowal to w ten sposob, ze nie musiala pelnic sluzby po zapadnieciu zmroku.
Karl wykorzystal swiatlo dzienne, aby napelnic maszyne paliwem z umocowanych tia zewnatrz kanistrow. Charles zajal sie minikartoteka i swoim materialem filmowym. Spojrzal z roztargnieniem, kiedy Chris, z karabinem przewieszonym przez ramie, powiedzial:
– Ide na godzine na zwiad. Z Gela.
– Oczywiscie – skinal glowa Charles. Zgodnie z instrukcja czlonkowie ekspedycji oddalali sie dwojkami, nigdy pojedynczo. Do tej pory tylko Gela pozostala bezczynna.
Gela spojrzala na nich zaskoczona. A zreszta dlaczego nie, pomyslala po chwili, lepsze to niz takie przesiadywanie. Ten obfitujacy w wydarzenia dzien dal sie jej niezle we znaki, nie odczuwala wiec potrzeby zajecia sie czyms powazniejszym, na przyklad przygotowaniem raportu dla “Oceanu II” lub skontrolowaniem oprzyrzadowania, co nalezalo wlasciwie do jej obowiazkow. W pewnym sensie byla zadowolona, ze to wlasnie ona ma mu towarzyszyc, a nie Carol albo Karl.
Chris zamienil z Carol kilka slow, okreslil cel zwiadu i uzgodnil z nia sygnal na wypadek czegos nieprzewidzianego, po czym razem z Gela wspieli sie po lagodnym stoku kotliny. Wkrotce dotarli do skraju plaskowyzu. Po przekroczeniu rozpadliny spostrzegli, ze podloze jest tu ciemnobrunatne.
– To kora – zauwazyl Chris usmiechajac sie na wspomnienie ojczystych drzew i kory, ktorej nie mozna bylo nawet porownac z tutejsza ani pod wzgledem wymiarow, ani pod wzgledem struktury. Jego uwaga swiadczyla wyraznie o tym, ze nadal nie traktuje powaznie tego makroswiata.
Teraz to juz naprawde nie ma ku temu podstaw, pomyslala gniewnie Gela. Dlatego tez slowa jej zabrzmialy bardziej szorstko, nizby tego pragnela:
Chris, ekspedycja wyslana z “Oceanu II” ma konkretna misje do spelnienia. Miedzy innymi powinien byc wyjasniony problem synow niebios. Wiesz rownie dobrze jak ja, ze z raportow “Oceanu I” wynika jednoznaczny wniosek, jakkolwiek techniczna strona jego przekazu pozostawiala nieraz wiele do zyczenia. – Gela urwala, ale widzac, ze Chris kroczy przed nia nadal bez slowa, mowila dalej. – Wysmiewajac ten swiat olbrzymow, dyskredytujesz cala ekspedycje, tak jest! A takze zaloge “Oceanu I”! Teraz, kiedy zostales kierownikiem, nie mozesz pozwolic sobie na taka postawe! – Gela pomyslala nagle o Haroldzie, ktory podchodzil do wszystkiego z rozwaga i rezerwa, nie dzialajac nigdy pochopnie.
Odzylo jej w pamieci pewne zdarzenie: trzymajac sie za rece spacerowali z Haroldem po dobrze sobie znanych okolicach miasta, po swoich sladach, jak to nazywali. Bylo to na kilka dni przed jego wyjazdem. Dzien ten jeszcze dlatego zachowal sie tak wyraznie w jej pamieci, ze zdobyla wlasnie kwalifikacje inzyniera badacza, a przebieg egzaminu, ktory miala juz za soba, opowiedziala ze szczegolami Haroldowi. Byli pelni radosci i planow… Slyszala slowa Harolda: “Bede na siebie uwazac. Za dwa lata wrocimy tu z nowymi zadaniami dla nastepnych pokolen. Swiat makro uratuje nas. Nie bedzie to latwe, ale wspolnie dokonamy tego!” I Gela wykazala wielkie opanowanie, mimo ze uzyskanie lacznosci stawalo sie coraz wiekszym problemem, a rozlaka byla ciezka do zniesienia. Wreszcie “Ocean I” po nie konczacej sie tulaczce dobil szczesliwie do celu, ale potem wiesci docieraly znieksztalcone, gdyz zaklocila je wzmozona aktywnosc Slonca, kiedy zas ta ustala, przestaly w ogole dochodzic…
W ciagu nastepnych trzech lat nie dowiedziano sie niczego nowego; “Ocean I” zaginal.
Jeszcze jedno wspomnienie stanelo przed oczami Geli jak zywe. Oto inni cieszyli sie ze zdanych egzaminow, a ona krazyla po placu przed Akademia, ze skierowaniem na poklad “Oceanu II” w kieszeni, ale bez cienia radosci, przepojona jednym tylko goracym pragnieniem: pokazac temu niesamowitemu, wrogiemu ludziom swiatu makro, co potrafi; wydrzec mu jego sekrety, rowniez te zwiazane z “Oceanem I” i losami Harolda.
– Jak sadzisz, co to moglo byc? – zapytal Chris. Przystanal, czekajac na nia.
Nagle pytanie wyrwalo ja z zamyslenia. Uplynela chwila, zanim zrozumiala, ze Chrisowi chodzi o tamte zielonkawe slupy z tak nieprawdopodobnie wielkimi, ciemnymi plytami, ktore przeszly nad pniakiem.
– Nie wiem – odparla nieco zaskoczona, gdyz spodziewala sie innej reakcji Ghrisa na swoje wyrzuty. – Moze to jakies zwierze? Wydaje mi sie, ze istnieja tu zjawiska przekraczajace zdolnosc naszego pojmowania. Powinnismy je zbadac. – Ostatnie slowa wypowiedziala bez przekonania. Krotki pobyt w tym swiecie, liczne i przede wszystkim niebezpieczne przezycia odebraly jej wiare w zdobycie jakichs wiesci o zaginionym “Oceanie I”, tym bardziej ze oni wyladowali w zupelnie innym miejscu. Zgasla wiec iskierka nadziei, ze mimo wszystko Harold jeszcze zyje.
– Jestem niemal przekonany, ze byl to jeden z nich. – Chris przerwal znowu tok jej rozmyslan. Musiala sie skoncentrowac.
– Co znaczy jeden z nich? – zapytala i raptem zawolala zaskoczona: – Nie, to przeciez niemozliwe!
Chris znowu przystanal.
– Wiec co? – zapytal.
– Czyli: kolumny to byly nogi, a plyty… plyty to byly buty – krzyknela glosno. – Nieprawdopodobne!
Smieszne, pomyslala. Wlasciwie dlaczego nie? Proporcje sie zgadzaja.
I nagle odczula, ze rodzi sie w niej strach. W jaki sposob mamy sie z tym uporac? Jak w ogole nawiazac jakikolwiek kontakt?
Jednoczesnie opanowalo ja jeszcze inne uczucie, cos jakby podziw dla Chrisa. Wysuwa takie przypuszczenie, jakby byla to najzwyklejsza rzecz pod sloncem. Moze pozbawiony jest wszelkich uczuc, moze rozni sie pod tym wzgledem od innych ludzi. Potrzasnela z niedowierzaniem glowa. Przypomniala sobie jego spojrzenia, kiedy sadzil, ze nikt tego nie widzi, czule spojrzenia… Albo ma nerwy ze stali. W kazdym razie odzyskala do niego zaufanie, ktore utracila po kilku jego posunieciach, na przyklad podczas lotu. Czula, ze cos ciagnie ja ku niemu, jak – dawno temu, kiedy byla jeszcze dzieckiem – do brata Sinclaira, kiedy bronil ja przed dokuczliwymi towarzyszami