sposob powstala platforma. Mial on jednak zastrzezenia co do wyboru miejsca na baze: istnialo niebezpieczenstwo, ze synowie niebios zetna rowniez i to drzewo.
Nie ulegalo watpliwosci, ze taki czyn pociagnalby za soba nieobliczalne skutki. Poniewaz jednak zarowno Tocs, jak i czlonkowie kolektywu kierowniczego byli zdania, ze do momentu nawiazania kontaktu z makrosami nie uplynie juz duzo czasu, przystali na to ryzyko. Podjeto jednak srodek zapobiegawczy: po urzadzeniu bazy wlasciwej miala zostac zalozona w. poblizu druga, rezerwowa.
Przede wszystkim wybudowano lotnisko, nastepnie pomieszczenia, warsztaty i hale magazynowe. Do budowy stosowano glownie elementy prefabrykowane, przewiezione z “Oceanu” helikopterem ciezarowym. Szesc z siedmiu znajdujacych sie na “Oceanie” helikopterow mialo stacjonowac w bazie, jeden pozostal na statku. Zmontowano rowniez duzy samolot dalekiego zasiegu, mogacy pomiescic cala zaloge bazy. Samolot mial stac zawsze w pogotowiu. i Juz pierwsze mrozne noce pokazaly, ze z zima nie bedzie zartow.
Chris jako kierownik “Highlife”, jak zartobliwie nazwano baze, udawal sie codziennie z samego rana, jeszcze przed rozpoczeciem pracy, na obchod infekcyjny.
Pewnego ranka opuscil swoja sypialnie, przeszedl po cichu przez dlugi korytarz i zatrzymal sie zaskoczony przed drzwiami wyjsciowymi. Nie mozna ich bylo otworzyc! Jednoczesnie zauwazyl, ze swiatlo z – zewnatrz, wpadajace przez okienko nad drzwiami, jest inne niz zwykle, jakby przytlumione. Chris wylaczyl na chwile skape oswietlenie korytarza i teraz widzial wyraznie, ze swiatlo z zewnatrz dziwnie sie mieni, przypominajac podswietlony krysztal. Jeszcze raz sprobowal otworzyc drzwi, opierajac prawa noga o framuge i ciagnac z calych sil za klamke. Daremnie! Wrocil do sypialni, gdzie rowniez znajdowalo sie okno, ale i tam nie mogl go otworzyc, a widocznosc byla rowna zeru.
Chris zrozumial, ze przed ich mieszkaniem cos lezy, jakas matowa powloka, tak wytrzymala, ze mogla skutecznie opierac sie sile czlowieka. Kiedy fakt ten dotarl do jego swiadomosci, zrobilo mu sie goraco. Znowu wybiegl z sypialni. A w narzedziowni czekala kolejna niespodzianka: zawartosc tlenu w powietrzu wynosila zaledwie dziewietnascie procent. Blyskawicznie wylaczyl ogrzewanie gazowe. Potem pobiegl z powrotem do sypialni i zbudzil telefonicznie dyspozytora. Oprocz niego nikt jeszcze nie zauwazyl chyba tej osobliwej i niebezpiecznej powloki.
Chris rozumowal w nastepujacy sposob: im dluzej zaloga bedzie spac, tym mniej zuzyje tlenu. Nie grozilo im wiec jeszcze bezposrednie niebezpieczenstwo.
Ale wszyscy znajdowali sie w jednym domu i to – i jak sie teraz okazalo – nie bylo rozsadne.
Wkrotce zjawil sie dyspozytor, niosac waz gumowy i rure.
– To chyba lod – powiedzial. – Trzeba go bedzie rozmrozic.
Ostroznie podeszli do drzwi wyjsciowych. Dyspozytor podlaczyl waz do pobliskiego zaworu, a z przodu wetknal do niego rure i zapalil ulatniajacy sie gaz. Wylot rury zajal sie rownomiernym, kopcacym plomieniem. W ten sposob rozpoczelo sie systematyczne ogrzewanie metalowych drzwi. W miejscu, gdzie trafial plomien, pojawiala sie brzydka czarna plama, pachnialo tez spalenizna.
Wkrotce odniesli pierwszy sukces. Drzwi ustapily pod silnym naporem, przejscie bylo jednak nadal zablokowane. Dyspozytor ogrzewal topniejacy lod bez zbytniego pospiechu. Krople wody, czarne, okopcone, toczyly sie pod ich nogi. Minelo sporo czasu, zanim zaloga wydostala sie na zewnatrz.
Caly “Highlife” pokryty byl rownomierna warstwa lodu. Pojazdy samochodowe i samoloty tworzyly ponure, szkliste pagorki; teraz nie bylo co marzyc tym, aby wprowadzic je do jakiejkolwiek akcji. Rowniez dostep do magazynow i warsztatow trzeba bylo sobie utorowac. Wyprawa zostala sparalizowana uwieziona.
Ludzie krzatali sie, nie ukrywajac zatroskania.
Dopiero kolo poludnia lodowa obrecz zelzala. Na powierzchni ukazaly sie kaluze. Sytuacja poprawila sie jeszcze bardziej, kiedy slonce podnioslo sie wyzej. Lod zamienil sie w wode, ktora splywala gdzies albo wsiakala w liczne szpary i pory podloza.
Przedsiewzieto srodki zaradcze. Przede wszystkim zainstalowano podgrzewane rury, ktore mialy zabezpieczac doplyw powietrza do pomieszczen, poza tym zbudowano hale dla samolotow i samochodow. Potrzebne do tego czesci sprowadzono z “Oceanu”.
Juz wkrotce okazalo sie, ze praca na zewnatrz przy temperaturze ponizej punktu zamarzania moze nawet zagrazac zyciu. Jeden z technikow znalazl sie pewnej nocy wsrod krysztalow lodu, nieustepliwych i wysokich na kilka stop. Krysztaly wokol niego rosly nadal, odcinajac doplyw powietrza. Pomoc nadeszla w ostatniej chwili.
Warstwa lodu tworzyla sie tak gwaltownie, ze Chris, w trosce o swoich wspoltowarzyszy, wydal scisly zakaz prowadzenia jakichkolwiek prac na zewnatrz juz przy temperaturze zerowej.
Zanim zdolano ustalic, w jakim stopniu wystepujace tu bakterie maja dzialanie higroskopijne i ocieplajace, co mogloby zostac wykorzystane w ich bazie, wydarzylo sie cos, co uniemozliwilo dalsze prace na zewnatrz. Wokol “Highlife'u” utworzyla sie gesta, biala warstwa z bezladnie porozrzucanych olbrzymich krysztalow lodu.
Ennil okreslil te warstwe jako atmosferyczny snieg, w odroznieniu od sniegu wytwarzanego sztucznie w laboratoriach.
Jak wykazala sonda akustyczna, warstwa sniegu wynosila tu dziewiecset stop.
Chociaz poruszanie sie po oblodzonej powierzchni drewna miedzy krysztalami lodu wydawalo sie mozliwe, to takie przedsiewziecie krylo w sobie caly szereg niebezpieczenstw: krysztaly mogly runac w dol, a olbrzymie bryly lodu odlamywaly sie, wypelniajac soba jaskinie.
W ciagu dnia z gory sciekala woda, ktora zamarzala noca, tworzac coraz to grubsza warstwe lodu. Innym niebezpieczenstwem byla grozba zabladzenia. Wszelkie dzwieki byly silnie tlumione, jaskinie tworzyly osobliwy labirynt. Z tego powodu ludzie regularnie wyrabywali w lodzie sztolnie, ktore laczyly najwazniejsze obiekty. Poprowadzono nawet szyb pionowy, nie zdolano jednak wyjsc nim na zewnatrz: nastapily widocznie nowe opady sniegu. Rure trzeba bylo przedluzyc o siedemdziesiat stop. Jednak juz na drugi dzien po przebiciu powloki lodowej szyb wystawal ponad nia na wysokosc trzydziestu stop, tak bardzo zmniejszyla sie w ciagu dnia warstwa sniegu.
Chris odwiedzil Gele w jej izbie i poprosil ja, aby poszla z nim na pierwsza obserwacje terenu ze snieznej wloczni, jak nazwal szyb. Gela zgodzila sie chetnie. Kazda odmiana w monotonnym rozkladzie dnia sprawiala przyjemnosc, chociaz roboty nie brakowalo: sporzadzono mape topograficzna, wykorzystywano fotogrametryczne zdjecia ludzi makro w celu uzyskania danych o ich rzeczywistych wymiarach, porownywano i katalogowano informacje o roslinach i zwierzetach, wykonywano tez nowe zdjecia.
Swieta Bozego Narodzenia wniosly nieco urozmaicenia. Wprawdzie pozniej Chris zalowal, ze nie zadbal o jeszcze lepsza atmosfere, ale w duchu przyznal, ze i on znalazl sie pod wplywem nastroju, jaki udzielil sie wszystkim. Zalodze potrzebne byly optymizm i wiara w przyszlosc mimo czyhajacych na nia stale niebezpieczenstw, mimo niepewnosci, z jaka wiazalo sie kazde nowe przedsiewziecie, i wreszcie mimo pozornie wrogo nastawionego wobec ludzi srodowiska. Cel ich byl bowiem szlachetny: nawiazac kontakt z innymi istotami rozumnymi, nawet jezeli nie bedzie to latwe.
W snieznym pancerzu, pod warstwa dziwacznych krysztalow, w blasku zmajstrowanej przez Karla imitacji choinki, nawiedzaly ich mysli o domu i najblizszych. Przede wszystkim jednak o tych, ktorzy zgineli podczas podobnych wypraw. To wlasnie martwilo Chrisa. Chodzilo mu tez o Gele. Gela nie byla w stanie ukryc, o czym mysli tego wieczoru. Jedynie Karl dbal, zeby uroczystosc zakonczyla sie w radosnym nastroju. Poparty przez Ennila, oglosil, ze ogromne, zielone dziwadlo, ktore w kasynie powiesil u sufitu, to jemiola. Uparl sie tez, aby odswiezyc dawny angielski zwyczaj calowania sie pod jemiola. Byl przekonany, ze wiekszosc ich przodkow pochodzila ze Starej Anglii, owego mitycznego kraju. Spojrzal na obecnych, jakby oczekiwal potwierdzenia swojej tezy, ale byla ona w rownej mierze smiala, co nieprawdopodobna, gdyz wlasnie pochodzenie ludzi mozna bylo zaliczyc do tego typu zagadek, ktore graniczyly juz z legenda. Wiekszosc przyjela jednak jego propozycje calowania chetnie, gdyz oznaczala ona prawdziwe urozmaicenie, a poza tym prawie wszyscy byli jeszcze mlodzi.
Codzienna monotonie przerywala lacznosc z “Oceanem II”, dokad przekazywali najrozmaitsze odkrycia i wyniki badan albo po prostu komunikaty o stanie bazy. Inna lacznosc ze swiatem nie istniala, nawet z najblizsza okolica. Czesc zespolu pracowala z zapalem nad nadajnikiem. Byla to z pewnoscia najbardziej istotna czynnosc. Totez ci, ktorzy przy tym byli zajeci, juz od kilku dni mieli niezmiernie wazne miny. Widocznie znajdowali sie na wlasciwej drodze, aby zrozumiec programy radiowe makrosow.
Na zewnatrz panowala oslepiajaca jasnosc.
– Jak tu pieknie, Haroldzie – rozmarzyla sie Gela.
Rzeczywiscie bylo ladnie. Wszedzie olsniewajaca biel. Ale tylko w poblizu szybu zdolali zidentyfikowac owa