zainteresuje.
Zmarszczyla brwi, spogladajac na niego uwaznie. Nikt przeciez nie leci szesc godzin po to, zeby opowiadac glupie kawaly, pomyslala.
Stali oparci o kadlub samolotu.
I nagle przyszlo olsnienie.
– Myslisz, ze to moze miec jakis zwiazek z… Chyba oszalales!
– Mozliwe – mruknal Hal. Jego entuzjazm ulatnial sie. Teraz zalowal, ze tu przybyl. – Na nic innego nie wpadlem.
– Chcesz zaraz wracac?
– Musze!
Siegnela po swoj nadajnik, wiszacy na lewym przegubie. – Mark – odezwala sie po uzyskaniu polaczenia – przylec do mnie. Jestem przy sluzie.
– Powiedzialem ci to poufnie. – Hal poczul sie zmuszony do poinformowania jej o tym.
– W porzadku. – Spojrzala na niego. A wiec to tak, pomyslala.
Po kilku minutach wyladowal obok nich samolot jednoosobowy, z ktorego wysiadl dobrze zbudowany mezczyzna, sniady, o szpakowatych skroniach i kedzierzawych wlosach.
– Mark – powiedziala Res bez zadnego wstepu. – W pojemniku sa chyba trzy komorki. Zajmijcie sie tym. Wroce za pare dni. W razie czego mozecie sie ze mna polaczyc… – Zastanawiala sie przez chwile, po czym podala numer Ewy, partnerki Gwena.
Hal poczul, ze kreci mu sie w glowie. Ciekawe, jak sie z tego wytlumacze, pomyslal. Bzdura! To wazna sprawa, a Res powinna wziac w tym udzial. Tak uwazam.
– Wezmiesz mnie ze soba? – zapytala go Res. – Tylko ze wtedy musialbys sie nastawic na polgodzinny postoj. Chcialabym odwiedzic dzieci.
Machnal reka.
– Moim zdaniem powinnas brac w tym udzial – odparl i po krotkiej chwili wahania otworzyl przed nia drzwiczki samolotu.
Wsiadla tak, jak stala. Potem zastanowila sie przez chwile.
– Czy u was jest zimno? – Nie czekajac na odpowiedz rzekla: – Wszystko jedno, Ewa na pewno znajdzie cos dla mnie. A zreszta macie chyba tam na polnocy jakies magazyny. – Zwrocila sie jeszcze do Marka: – ~Nie zajmuj sie niczym, co by ci zabralo zbyt duzo czasu. Moze bedziesz mi potrzebny.
Spojrzala jeszcze na niego – dosyc dlugo, pomyslal Hal – potem zamknela drzwiczki i wystartowali.
Przenocowali u matki Hala. Po powrocie do domu Hal nie zastal Djamili. Wykorzystal to, aby zajac sie ksiazka. Kartkowal ja, czytal, sprawdzal, czy jednak sie nie mylil. Ciekawe, skad ta ksiazka wziela sie u sasiadow matki? Odziedziczyli ja po rodzicach…
Wreszcie znalazl rozdzial, ktory tak bardzo wryl mu sie w pamiec. Czytal rozgoraczkowany, ku zdziwieniu Djamili, ktora wkrotce przyszla z dziecmi. Prawda, jutro mamy weekend, uswiadomil sobie nagle…
– Chyba znalazlem – powiedzial niemal uroczyscie. – Przynajmniej to jest jakas ewentualnosc! Poniewaz dzieci zajely teraz cala ich uwage, Hal przerwal ten temat, tym bardziej ze Djamila spogladala na niego ze zdumieniem. Wyjasnil jej tylko, ze nie chodzi o katalizatory i ze nie wyjezdzal sluzbowo, lecz do matki – ale to w oczach Djamili nie znalazlo zrozumienia.
Mieli teraz zreszta cos innego na glowie: syn gadal jak nakrecony, corka wtracala swoje trzy grosze, a oni sami zadawali mnostwo pytan, na ktore otrzymywali niezwykle madre odpowiedzi. Potem przyszla kolej na najnowsze tance i piosenki.
Dopiero znacznie pozniej wrocili do ksiazki. Kiedy Hal otworzyl ja, plonac z niecierpliwosci, Djamila zapytala:
– A wiec, co takiego odkryles?
Wskazal na miejsce zaznaczone tlustym drukiem.
– Ludzie o zmienionych wymiarach, albo cos w tym rodzaju – usilowala przetlumaczyc. Antyczny angielski znala nie lepiej niz Hal, a wiec raczej slabo. Zamknela ksiazke i zaczela sylabizowac tytul. “Doswiadczycie tego” Kahn i Wiener? – zastanowila sie przez chwile. – Nie slyszalam nic o nich. Podala ksiazke Halowi. – Opowiedz mi to – poprosila. – Nie mam teraz sily czytac.
– Autorzy sa zdania… – zaczal Hal – wiesz, ksiazka napisana w latach szescdziesiatych dwudziestego wieku.
– Cos podobnego! – wykrzyknela Djamila.
– A wiec oni sa zdania – powtorzyl Hal – ze w roku dwutysiecznym bedzie mozna…
I Hal zaczal opowiadac o Stanach Zjednoczonych Ameryki Polnocnej, ostoi kapitalu, oraz badaniach prowadzonych ze szkoda dla ludzkosci.
Djamila przysluchiwala sie uwaznie.
Oczywiscie ksiazka nie zawierala tego wszystkiego, inna tez byla w niej interpretacja. Ale Hal zdazyl juz wyszukac potrzebne mu dane w centrali encyklopedycznej i podczas dlugiego lotu wymienic poglady z Res Strogel. O tamtej epoce wspomnial rowniez raport Fontaine'a. Kto by teraz obciazal swoj umysl tego rodzaju faktami, w dodatku nieistotnymi?
– A jezeli nasza wiedza ma jakas luka? – zastanawial sie glosno Hal. – Wprawdzie w epoce przejsciowej nie bylo zadnej wojny domowej, ale na pewno byl to okres raczej burzliwy. Moze jacys wazni ludzie uratowali sie i dzialali dalej w ukryciu, co?
– Wiec uwazasz – Djamila podjela ten watek z pewnym niedowierzaniem – ze ci ludzie mogliby byc tymi przecinkami, ktore widziales? – Sprawiala teraz wrazenie wytraconej z rownowagi, co nie zdarzalo jej sie czesto. – Takim owocem tamtych nieludzkich badan? – Wstrzasnal nia dreszcz. – Jaki by to moglo miec cel? – W jej glosie znowu zabrzmialo niedowierzanie. Spojrzala na Hala. – Po co mieliby byc tacy mali? Nie bujasz czasem?
Milczac wzruszyl ramionami. Skad mial to wiedziec? Ludziom chodzily kiedys po glowach nie tylko takie mysli.
– W kazdym razie wiem – odparl gwaltownie – ze wtedy popelniono za sprawa takich wlasnie ludzi wiele zla i przerazajacych wprost rzeczy, calkiem zreszta swiadomie. Wyprobowywano na kobietach i dzieciach bomby i srodki palne, skazano chemicznie cale obszary, rozumiesz, nie jakies tam wydzielone tereny doswiadczalne, ale obszary zamieszkane przez ludzi, niszczac przy tym wszelkie przejawy zycia, a ludzi nie tylko traktowano jak bydlo, ale maltretowano ich i zabijano.
Patrzyla na niego z przerazeniem. Oczywiscie slyszala juz o tym, ale w szkole, a wiac dawno temu. Teraz natomiast wydalo jej sie nagle, ze czeka ja bezposrednia konfrontacja z tamta epoka.
– Pomniejszanie ludzi byloby w porownaniu z tamtym niewinna zabawa – dodal Hal. – Z punktu widzenia naszej wspolczesnej nauki nie jest to zaden problem.
– Bzdura! – przerwala mu Djamila. – Do poparcia twojej tezy brakuje argumentow! – Aby podkreslic wage swych slow, uderzyla w ksiazke, wzbijajac tuman kurzu. – Wszystko dlatego, ze przypomniales sobie o tej starej ksiedze. Mogles sobie naprawde darowac te podroz. Na pewno zyli wtedy rowniez ludzie, rozsadni, ktorzy przeciwstawiliby sie takim fantastom. Tak jest! Ostatecznie historia to wyjasnila!
Jej argumenty nie zrobily na Halu zadnego wrazenia.
– To, ze mowia po angielsku i lataja amerykanskimi helikopterami, tlumaczy chyba lepiej ta ksiazka – wzbil z niej kolejny klab kurzu – niz twoja bardzo fantastyczna historyjka o gosciach z kosmosu, musisz to przyznac. Poinformuje o tym Gwena.
To, ze znalazl w Res sojuszniczke, zatail, jak rowniez fakt, ze zamieszkala u Gwena.
XIII
Nowa baza miala charakter prowizoryczny. Niezbedny material zostal dostarczony z “Oceanu” na pokladzie duzego samolotu transportowego o napedzie odrzutowym. Przedtem trzeba bylo jednak dniem i noca porzadkowac teren pod ladowisko. Podloze, ktore Ennil okreslil jako makrocegle, wykazywalo sporo nierownosci. Z braku czasu, jak rowniez odpowiedniego laboratorium, musieli zrezygnowac z mutacji bakterii, ktore zajelyby sie wyrownaniem terenu.