Hal nie byl przekonany, czy w takiej sytuacji poradziliby sobie. Zycie toczylo sie teraz inaczej niz dawniej. Bylo z pewnoscia bardziej ustabilizowane, ale mniej bezpieczne.
Czym natomiast charakteryzowala sie epoka, z ktorej prawdopodobnie pochodzili mali przybysze? Wojny, morderstwa i inne przestepstwa kryminalne, wzajemna wrogosc niemal wszystkich wobec wszystkich, szukanie wlasnej korzysci za wszelka cene, chciwosc, wyzysk, pospiech oraz znieczulica – oto cechy tej epoki wystepujace w wielu krajach.
Hal odegnal od siebie te niezbyt przyjemne mysli i podal reke Djamili. Wstali. Widocznie zbyt dluga zajmowalem sie tamtym okresem, pomyslal. Zreszta czy centrala encyklopedyczna jest zaprogramowana tak zupelnie obiektywnie? Czy ocena tej epoki nie jest za bardzo uproszczona? No nic, poczekajmy troche. Najblizsze tygodnie przyniosa ostateczne rozwiazanie.
Sekretarka generalna poprosila na narade do duzego stolu umieszczonego w pawilonie. Nagle znow pojawila sie Res. Przechodzac obok Hala podsunela mu pod nos maly pojemnik z odrobina szarozielonej substancji.
– Z gory – wyjasnila.
Dopiero po chwili Hal uswiadomil sobie, ze prawdopodobnie miala na mysli baze maluchow.
Nic sie nie zmienilo: do decydujacego spotkania mieli sie przygotowac w ciagu dwoch tygodni. Obydwie strony uznaly spotkanie za cel glowny. Zadna ze stron nie wykorzystywala mozliwosci codziennego kontaktu. Bywaly dni, kiedy technicy pozdrawiali sie wzajemnie, ale po stwierdzeniu, ze nie ma zadnych spraw do omowienia, przerywali lacznosc. Czlonkowie komisji uwzglednili prosbe maluchow, ktorzy chcieli przyleciec duzym samolotem, potrzebny byl im jednak pas startowy. Obiecali udostepnic zarys swojego rozwoju, poprosili jednak o odpowiedni do ich aparatury filmowej powiekszajacy uklad optyczny.
Zanosilo sie wiec na sensacje, wydarzenie szczegolnej wagi, w miare zas uplywu czasu roslo coraz bardziej podniecenie wszystkich zainteresowanych – oprocz profesora, ktory pozornie zachowal spokoj. Hal odnosil jednak wrazenie, ze Fontaine zjada teraz wiecej ciastek niz zwykle.
Odkrycie nowej bazy maluchow w ruinach starej lesniczowki przeszlo niemal bez echa, tym bardziej ze tamci przeniesli swoja baze z powrotem na brzoze. Makrosi usuneli stamtad aparature, aby nie wzbudzac podejrzen swoich gosci, ktorzy i tak mogli obserwowac ich dokladniej.
Nie kryjac sie juz, zamieszkali wiec otwarcie na polanie i Hal z zalem spogladal nieraz, przewaznie z rana, kiedy dla poprawy nastroju gimnastykowano sie troche, na ten piekny zakatek zeszpecony przenosnymi domkami, wszelkiego rodzaju sprzetem oraz pojazdami.
Nadciagal piekny, cieply maj, ale nikt z grupy nie ludzil sie nadzieja, ze skorzysta z pogody. Wystarczylo jednak pomyslec o oczekujacym ich wydarzeniu, aby zal szybko zniknal.
W tym czasie Hal zostal wezwany do kombinatu. Royl powital go jowialnie, zapytal o zdrowie. Podczas rozmowy czulo sie jednak wyraznie, ze wedlug niego nadszedl juz czas, aby Hal powrocil do swych obowiazkow w zakladzie. Wreszcie zrzucil maske. Zauwazyl jakby mimochodem:
– Wiem, Hal, nie chcialbym nalegac, jezeli nie chcesz o tym mowic, dobrze, dobrze – tu uniosl rece obronnym gestem – ale czy z tej sprawy w ogole cos sie wykluje? Wiesz, jak wazne dla produkcji sa te katalizatory. A ty jestes w koncu za nie odpowiedzialny. I nie miej mi tego za zle, twoj zastepca… on nie bardzo sie nadaje.
Royl stal sie bardziej natarczywy, kiedy dowiedzial sie, ze trudno teraz przewidziec, jak dlugo potrwaja jeszcze prace komisji.
Hal postanowil poprosic o pomoc Gwena, jednak ta sytuacja niepokoila go troche. Z drugiej strony mial nadzieje, ze spotkanie z przybyszami pomoze mu rozwiazac ten problem szybciej i skuteczniej.
Tym razem panowalo wieksze podniecenie niz przed pierwsza rozmowa. Zreszta zaangazowano tez wiecej osob: w pawilonie zajeli miejsca w polkolu niemal wszyscy wtajemniczeni. Tylko nieliczni obserwowali urzadzenia na zewnatrz.
Juz na pol godziny przed wyznaczonym terminem wiekszosc uczestnikow zajela miejsca. Wrzalo jak w ulu, ludzie zachowywali sie jak przed wielkim swietem.
Gwen, Ewa, Djamila i Hal siedzieli na skraju polany w skapym cieniu mlodego modrzewia, naprzeciwko brzozy, gdzie na wysokosci pieciu metrow w miejscu obcietej galezi dzialo sie z pewnoscia cos ciekawego. Zachowywali sie tak, jakby to wszystko nie interesowalo ich ani troche. Jezeli moge ocenic reszte wedlug siebie, pomyslal Hal, to nasza czworka przypomina paczke materialu wybuchowego, do ktorej ktos zbliza wlasnie zapalony lont. Co chwila podnosil wzrok, zreszta nie tylko on jeden, spogladajac machinalnie na brzoze.
Nieco dalej rozlozyl sie na trawie Fontaine. Lezal oparty plecami o zmurszaly pien i nie zwracajac uwagi na to, ze sprochniale drzewo brudzi mu ubranie, medytowal. Spogladal to w gore, to znow na trawe, ale Hal byl pewien, ze profesor nie widzi niczego.
– Najbardziej ciekawi mnie, jak oni zyja – odezwal sie Gwen. – Na pewno zaaklimatyzowanie sie w tym srodowisku – tu uniosl prawa reke i wskazal nia na zdzbla trawy, trzesawisko i lesne poszycie – jest dla nich bardzo trudne.
– Wydaje mi sie, ze stanowia przedziwna mieszanine stagnacji i ewolucji – zauwazyl Hal, – Przypomnijcie sobie wydarzenie z mrowka i inne, z tym wszystkim musza sie przeciez uporac.
– Nadal jestes przekonany, ze oni pochodza… z tej starej ksiegi? – zapytala uszczypliwie Ewa.
– Nadal – potwierdzil Hal niewzruszenie. Zreszta nie tylko ja – dodal tajemniczo, myslac o Res.
– A twoja wersja o kosmosie? – nie dawala za wygrana Ewa, zwracajac sie tym razem do Djamili.
Ta usmiechnela sie.
– Nie jestem pewna. Chociaz… od ostatniego dziesieciolecia rzadko kto watpi w fakt, ze Ziemia przezyla w swych czasach prehistorycznych wizyte z kosmosu. Jeszcze do niedawna nikt nie chcial w to wierzyc, jako ze takie teorie podkopywaly podwaliny starozytnej wiedzy. Moze wiec oni odwiedzili nas ponownie? Pokryjomu dowiedzieli sie wszystkiego, aby moc sie latwiej dopasowac…
– A bogowie, ktorzy wtedy zstapili na ziemie, byli mikroskopijnymi istotami, tak? – zapytal ironicznie Hal.
– Na tym wlasnie polega dopasowanie – odparla z naciskiem Djamila. – W ten sposob moga pozostac niewidzialni. – Rozesmiala sie swobodnie. – Uspokoj sie, to juz niedlugo! – Spojrzala na zegarek. – Mozemy juz wejsc – powiedziala, wstajac powoli.
Zaledwie zajeli miejsca w komfortowym i przestronnym pomieszczeniu z plastyku, pojawili sie goscie.
Wyladowali – prowadzeni przez radiolokacyjne scianki kierujace – na stole konferencyjnym, na wyznaczonym miejscu, przed ustawionymi tam obiektywami i ekranami.
Tu takze technicy dokonali rzeczy niezwyklej: na ekranach widac bylo obraz stereoskopowy makrosow, ktorych wielkosc nie przekraczala trzech milimetrow; w porownaniu z przybyszami byli nadal olbrzymami, ale juz w rozsadnej proporcji.
Przybyla cala eskadra helikopterow – piec, jak policzyl Hal – tworzac szpaler. Kiedy silniki ucichly, przyrzady kontrolne zameldowaly kolejny przylot. Tym razem byla to duza maszyna, eskortowana przez dwa mniejsze samoloty w ksztalcie rakiet.
Hal spogladal przez urzadzenie optyczne na stol. Samolot mial dosyc pokazna dlugosc wynoszaca niemal cztery centymetry! Wbrew wyobrazeniom Hala z samolotu nie wysiadl zaden dostojny brodacz, ale mlody, wysportowany mezczyzna, ktory przeskoczyl kilka ostatnich stopni trapu. Za nim ukazali sie mloda kobieta i kilku mezczyzn, w tym rowniez starszych. Wszystko to Hal mogl obserwowac wylacznie dzieki urzadzeniom optycznym.
Osobliwe ubrania i fryzury gosci nie zdziwily nikogo; wszyscy zdolali sie juz zapoznac z tamta epoka.
Przybysze mieli na sobie solidne ubrania z antycznymi zamkami i naszytymi kieszeniami. W ogole wszystko, co nosili, bylo uszyte z czesci. Widocznie nie znali jeszcze ubran mono-czesciowych.
Kobieta odziana byla identycznie. Hal z trudem rozpoznal jej plec. Pod grubym materialem jej ksztalty odznaczaly sie raczej skromnie. Ubranie nie mialo zadnego przeswitujacego miejsca, nie widac bylo na nim zadnej gry kolorow, nie sprawialo tez wrazenia wygodnego. Prawdopodobnie mozna bylo sie w nim spocic.
Hal zerknal na siedzaca tuz obok Djamile. W porownaniu z tamta kobieta byla odziana jedynie w mgielke. No coz, to byla nowoczesna tkanina z regulowana temperatura. Nawet ten szczegol prowokowal do natretnej mysli: w jakim stopniu bedzie mozliwe porozumienie? Nie porozumienie, ale wzajemne zrozumienie sie?
Uwage Hala zajely znowu wydarzenia rozgrywajace sie na stole. Z helikopterow wysiedli juz wszyscy, niektorzy nosili jakies przyrzady. Teraz tworzyli grupe liczaca dwadziescia piec osob, wsrod ktorych Hal dostrzegl kilka kobiet.
Na ich czele szedl mlody mezczyzna; Hal domyslal sie, ze jest to ow Chris Noloc, ktory zamienil z nimi