dwoch mezczyzn.
– Taka goscinnosc to rozumiem! – szepnal Karl. – Tak, staralismy sie! – Gospodyni uslyszala jego szept, widocznie zainstalowano tu wspaniale dzialajaca aparature akustyczna. – Tylko ze mamy ograniczona swobode ruchow. Wystarczy jeden krok na lewo albo na prawo, i wypadniemy z hologramu. Witam was serdecznie! Nazywam sie Djamila Buchay, to jest moj partner Hal Reon i moi przyjaciele; Ewa Man, Gwen Kasper i Res Strogel. – Mowila swobodnie, jakby spotkanie z kims dwa tysiace razy mniejszym bylo dla niej zupelnie normalne. To wlasnie stwarzalo odpowiedni nastroj i budzilo zaufanie.
– Jak wy do tego doszliscie? – Karl trzymal jeszcze w reku lisc rosliny.
– Dziekujemy za mile zaproszenie – odezwala sie Gela. Przedstawila swoich wspoltowarzyszy. Kiedy wymienila nazwisko Karla, dodala: – Pilot, rzemieslnik do wszystkiego i w ogole diabel, nie czlowiek, przewaznie bardziej wygadany niz dzis.
Karl usmiechnal sie i usiadl na elastycznej kostce z gabki.
– To jest nasze specjalne pozdrowienie dla was, nazwijmy to: osmielacz – odpowiedziala Djamila na pytanie Karla.
– Mozna to tez nazwac efekciarstwem – zauwazyl Gwen, usmiechajac sie.
– Posiadamy kilka odmian tej rosliny i silny srodek powiekszajacy. A oto wynik. Powinno to wam dodac otuchy! – Djamila spojrzala na Gwena i – skinela glowa. Miala na sobie trykot, obcisly i lsniacy, mieniacy sie roznymi kolorami.
Stroj rownie atrakcyjny co osoba, pomyslal Karl. Tylko te wlosy! Dwie kobiety mialy fryzury jakby z zupelnie prostych wlosow, krotkich na czubku glowy, wystrzyzonych niemal calkowicie w obrebie czola, nieco dluzszych na karku. I ten polysk, tworzacy cos w rodzaju aureoli. Wprawdzie pasuje wspaniale do calosci, rozmyslal dalej Karl. Ale kto by sie osmielil poglaskac ja po glowie… Wole juz te trzecia! Tu przynajmniej nie musialbym sie obawiac o calosc fryzury. No, ale to i tak nie dotyczy zadnego z nas. Ten trafny wniosek zakonczyl jego rozwazania. Zajal sie teraz obserwacja ubran: Ewa Man nosila… tak, wlasnie co? Jedynie jej surowa twarz o wydluzonym nosie i blisko siebie osadzonych oczach miala wyrazne kontury. Wszystko inne bylo u niej zamazane. Mimo wytezania wzroku, wrazenie nie znikalo. Wydawalo sie, ze kobiete przeslania dopasowana scisle do ciala bariera cieplna, powodujaca drganie powietrza, fale przebiegajace po jej ciele w gore i w dol. Najprawdopodobniej nie miala poza tym nic na sobie, ale nie mozna bylo tego stwierdzic z cala pewnoscia.
Karl zerknal na Gele i Carol. Wygladaly na zafascynowane. A Karl nie mogl pozbyc sie mysli, ze ze strony gospodarzy cos sie za tym wszystkim kryje – wieczna kobiecosc… Zaprzeczal jednak temu stroj tej trzeciej, Res Strogel. Tak jak mezczyzni miala na sobie podobna do tuniki blyszczaca szate, biala, stroje mezczyzn byly w kolorach rozowym i turkusowym.
Karl pomyslal o swoim zaczynajacym sie juz odznaczac brzuchu i doszedl do przekonania, ze tego typu ubior jest bardzo korzystny i wygodny.
Obserwacje nie przebiegaly tak niepostrzezenie, jak by zyczyly sobie tego obydwie strony. Rozmowa zaczela sie rwac.
– Wybaczcie nam – powiedziala otwarcie Carol – ale jestesmy jednak troche zaskoczeni.
To przelamalo lody. Wszyscy rozesmieli sie szczerze. Wydawalo sie teraz, ze kolory na sukni Djamili zmieniaja sie juz nie tak czesto, a biegnace po ciele Ewy fale ustapily miejsca poruszajacej sie lekko gestej mgle.
– Sluchajcie, w jaki sposob zauwazyliscie nasza obecnosc w waszym swiecie? – zapytala Gela. – Czy to naprawde dwoje naszych zwrocilo na siebie wasza uwage na jakiejs polanie lesnej?
– To dobre: lesna polana! – Hal nie kryl swego rozbawienia. – Zazwyczaj nazywam inaczej te czesc ciala Djamili, na ktorej wyladowal helikopter.
Makrosi rozesmieli sie serdecznie, goscie natomiast spogladali na nich przez chwile z zaskoczeniem, potem zrozumieli wszystko i rowniez wybuchneli smiechem.
– Jak to, to byliscie wy, naprawde? – Gela, nie przestajac sie smiac, bez zenady wskazala palcem na Djamile. – A wiesz, kto po tobie spacerowal?
On! – Ostentacyjnie wyciagnela reka w strone Karla, po czym dodala: – I ja.
Karl smial sie wprawdzie wraz z innymi, ale czul sie jakos nieswojo. Mimo woli spojrzal na Djamile. Pod jej lekka szata rysowaly sie piersi, osloniete migotliwa gra barw. Ogarnelo go zaklopotanie.
Kiedy minal juz atak wesolosci, Djamila powiedziala:
– Hal ostrzegl mnie wtedy, ze na mojej piersi wyladowal helikopter, ale pomyslalam, ze po prostu zartuje. No coz, zaskoczyliscie nas swoim, pojawieniem sie, to pewne. Nie wszyscy ludzie na swiecie wiedza o waszym istnieniu, ale to sie wkrotce zmieni. A teraz inna sprawa: Czym moglabym was ugoscic, albo raczej w jaki sposob? Karl rozesmial sie.
– Wlasciwie wszystkim – odparl – jezeli tylko porcje beda odpowiednio male.
Djamila wstala. Natychmiast zniknal jej obraz hologramowy. Tuz obok stolu wyrosla sciana o porowatej strukturze, na ktorej migotaly i odbijaly sie fluoryzujace barwne punkty swiatla laserowego. Nastepnie w ich polu widzenia ukazal sie paznokiec, ktory wsuwal na olbrzymi stol, bedacy dla nich podloga, chybotliwa tace. Staly na niej, nieco topornie wykonane, trzy male pojemniki, zawierajace po jednej kropli brunatnej cieczy. Karl ujal tace i postawil ja na stole. Po chwili ukazala sie Djamila, znowu w rozmiarach mikro. Na twarzach gospodarzy rysowala sie napieta uwaga.
Karl przejal inicjatywa. Podbiegl do helikoptera. Po chwili wrocil z dwiema metalowymi plytkami, przywiazanymi sznurkami do kieszeni, i zanurzyl je kolejno w naczyniach. W momencie dotyku kopulasta kropla skurczyla sie. Napiecie powierzchniowe, ktore mogloby utrudnic picie, zniknelo.
– Wypijemy za nasza owocna wspolprace! – powiedziala Gela, widzac niezdecydowanie gospodarzy, ktorzy widocznie nie byli pewni, jak goscie poradza sobie z poczestunkiem. – I za to, zebysmy znowu upodobnili sie do ludzi.
Uniesli naczynia. Goscie musieli posluzyc sie obydwiema dlonmi. Kielichy gospodarzy byly podobne, ale dla nich mniejsze i misterniej wykonane. Karl, przytykajac kielich do ust, pomyslal mimo woli, ile trudu musialo kosztowac makrosow wykonanie takich naczyn.
Wypili. Byl to napoj trudny do zidentyfikowania, ale smaczny i – jak sie wkrotce okazalo – bardzo pobudzajacy.
Teraz Djamila skierowala rozmowe na temat, ktory intrygowal ich najbardziej: pochodzenie maluchow.
– Opowiedzcie cos o swojej ojczyznie – zaproponowala wprost.
– To, co najwazniejsze, znacie juz chyba – odparla Gela. – Wydaje mi sie, ze powinniscie odnalezc w naszej spolecznosci swoja wlasna historie, bo my zyjemy teraz chyba tak, jak wasi przodkowie w latach osiemdziesiatych dwudziestego wieku.
– Moze nie tak dokladnie – zauwazyl Gwen. – Wtedy ludzkosc dzielila sie wlasciwie na trzy obozy, scierajace sie wzajemnie, co wplywalo na wiele decyzji. Tego juz chyba nie macie.
– To prawda – potwierdzil Karl – ale istnieja rozne prady. Na przyklad dawna sekta nie jest juz przy wladzy, ale jest jeszcze dosyc silna i ma zwolennikow niestety nie tylko wsrod ludzi starszych, przy czym jest oczywiscie odsunieta od rzadow. Wladze posiadamy my, wszyscy postepowi robotnicy w sojuszu z przychylnymi nam czlonkami dawnej elity, widzimy jednak, ze za pozorna swiadomoscia obywatelska kryja sie u niektorych niechec do nowosci, wzajemna nieufnosc, maskowanie zla, zaklamanie i egoizm. Nawet rzad walczy teraz o odpowiednie kryteria, ktore pomoglyby odroznic wroga od przyjaciela. Mozecie sobie teraz wyobrazic, ile zalezy od powodzenia naszej ekspedycji, ktorej celem jest nawiazanie kontaktu z wami.
– Coz, wydaje mi sie, ze nasza pomoc dla was jest bez watpienia mozliwa. – Partnerka Gwena wyciagnela reke, wskazujac na mutanty roslin, przy czym jej dlon wymknela sie z zasiegu hologramu. Przez chwile wydawalo sie, ze od sciany odrywa sie olbrzymi glaz, przechylajac sie nad stolem.
Ewa spojrzala na Hala, ktory skinal z aprobata glowa, i dopiero wtedy zaczela mowic dalej:
– Jestem tez przekonana, ze chcemy wam pomoc. Nie zostalam wprawdzie upowazniona do obiecywania wam czegokolwiek, ale nie sadze, aby byl to problem. A czy u was wszyscy beda chcieli naszej pomocy?
– Wydaje mi sie – wtracil Gwen – ze takie male rozmiary maja rowniez swoje zalety. Byc moze niektorzy z was nie beda chcieli wzorowac sie na nas, lecz zapragna po prostu powstrzymac upadek.
– Gadasz bzdury! – oburzyla sie Ewa. – Moglby ktos pomyslec, ze popierasz te idiotyczna naprawe swiata, gloszona przez dawnych prorokow.
– Malo bedzie takich, ktorzy nie popra zmiany. Nasza bezpieczna mikroprzestrzen staje sie za ciasna, a