Dopiero teraz McOld sie ozywil. Skrzywil sie, jakby poczul niemily zapach, posunal ksiege ku Gwenowi, po czym powiedzial ukladnym tonem:

– Moga panstwo udac sie do czytelni. – Co tez bez zbednych rozmow uczynili.

Mimo dziwnego zachowania sie tego zywego zabytku, jakim byl McOld, Hala nie interesowala zbytnio tresc ksiag. Ostatecznie to, czym zajmowala sie angielska armia na Wyspach Podwietrznych, mialo wspolnego z ich misja tyle co nic. Dlatego tez bez zapalu kartkowal z Djamila pierwszy folial, przegladajac stare szkice, rachunki za dostarczony prowiant, plany sluzbowe i inne papierzyska. Zapach byl trudny do zniesienia.

Wreszcie Gwen znalazl chyba cos interesujacego, bo zatrzymal sie dluzej, zagwizdal kilka razy przez zeby i zawolal:

– Aha!

Hal i Djamila spojrzeli na niego.

– Hm? – zapytal Hal.

– To byla wytwornia trucizn! – wyjasnil Gwen. – Zajmowano sie tu udoskonaleniem i produkcja gazow, gazow psychicznych i innego swinstwa. Tfu!

Hal zaczal rozumiec wahanie archiwariusza przed udostepnieniem im tych staroci. On sie wstydzi, pomyslal, wstydzi sie za swoich przodkow! Na pewno odgrywal tu tez role tak pielegnowany przez Anglikow konserwatyzm. Mimo woli usmiechnal sie.

– Nie widze w tym nic smiesznego – powiedzial szorstko Gwen. – To jest bezprzykladne swinstwo!

– Tak, tak – zgodzil sie Hal. – Ale po co rozpamietywac sprawy, ktore naleza juz do przeszlosci. Rowniez wsrod Anglikow, i to na zawsze. – Zamknal gwaltownie ksiazke. Kurz podraznial mu gardlo. – Powinnismy raczej szukac odpowiedzi na bardziej istotne pytanie: W jaki sposob udalo sie maluchom pozostawac tak dlugo w ukryciu?

– Wlasnie – ton glosu Gwena nadal nie byl uprzejmy. – A klucz do tej zagadki moze lezec w ksiedze.

Znalezli jednak tylko informacje, na ktorej mogli oprzec przypuszczenia: koncowa czesc drugiego tomu zawierala dokumenty na temat likwidacji bazy. Z godna podziwu dokladnoscia wpiete tu byly pokwitowania i raporty, zapiski i rachunki za sprzedaz lub kasacje urzadzen i maszyn. Tu i owdzie widnialy nawet liczby dotyczace wartosci produkcji. Hal obliczyl w przyblizeniu, ze produkcja z jednego miesiaca moglaby zniszczyc cala ludzkosc. Wynalazki stanowily powazna grozbe, nawet jezeli pomijalo sie hodowle niebezpiecznych dla zycia bakterii. Poprzez rzeczowy ton raportow przebijala duma z odkrycia nowych srodkow zaglady.

Znalezli to dopiero na koncu: akt kupna. Za dosyc zawrotna kwote dolarow Zjednoczone Krolestwo oddawalo bezludne wyspy nalezace do archipelagu Wysp Podwietrznych – tu nastepowaly dokladne dane geograficzne – wraz z ruinami niejakiemu panu Gladford. Umowa byla podpisana przez lorda straznika pieczeci Jej Krolewskiej Mosci Elzbiety krolowej Anglii oraz przez jakiegos amerykanskiego adwokata. Stosownie do tego, tym bardziej ze nastepna strona zawierala pokwitowanie, umowa nabierala mocy prawnej.

– To na pewno te trzy wyspy, o ktorych oni mowili.

Hal wiedzial, ze Gwen ma na mysli maluchow.

– Owszem – potwierdzil – ale o ktora chodzi, nadal nie wiemy. Nie sadze, aby osiedlili sie na wszystkich trzech wyspach. Musimy to wyjasnic na miejscu. Rozumiemy juz wprawdzie niektore powiazania, ale moglibysmy dowiedziec sie o tym rowniez pozniej. Ten Gladford to na pewno ktos podstawiony. Zreszta wydaje mi sie, ze pojscie tym tropem to strata czasu. Podobno w Stanach Zjednoczonych istnieje do tej pory prywatna wlasnosc gruntu?

– Tak, z pewnym ograniczeniem! – Gwen zmarszczyl brwi. – W przeciwnym razie musielibysmy starac sie o zgode rzadu.

– Kto za wiele pyta… Zreszta misja bedzie przebiegala pod patronatem ONZ.

Hal stal na pokladzie rufowki katamaranu. W gorze furkotala flaga ONZ. Widok szalejacej na horyzoncie kipieli przywiodl mu na mysl rozne wspomnienia, rowniez o archiwariuszu, ktorego folialy rzucily nieco swiatla na tajemnice wysp.

Statek plynal na najnizszych obrotach. Nad woda wisiala mgla, fale przed ciemnym pasmem rozbijaly sie wysoko i groznie, mapy wskazywaly lokalne mielizny. Nie prowadzila tedy zadna regularna linia zeglugi. Katamaran mial wprawdzie minimalne zanurzenie, ale nalezalo wystrzegac sie wszelkiego ryzyka.

Pochmurna pogoda powstrzymala ich rowniez przed wyslaniem samolotu rozpoznawczego bliskiego zasiegu. Musieliby leciec zbyt nisko, a mali pasazerowie odradzili im to. Bali sie, ze samolot moglby przy locie koszacym uszkodzic zadaszenie wyspy.

Tuz po uzyskaniu lacznosci radiowej poczyniono przygotowania do wizyty makrosow w Blessed Island – z mieszanymi uczuciami, jak zauwazyla poprzedniego dnia Gela w rozmowie z Halem.

Na samo wspomnienie o tym Hal spojrzal mimo woli w gore na mostek kapitanski. Z lewej strony wystawal szklany pojemnik, nie wiekszy od przecietnej walizki. Tam znajdowali sie wszyscy czlonkowie ekspedycji maluchow. Jezeli chodzi o srodowisko naturalne, mieli nawet lepiej niz makrosi, gdyz w pojemniku miescil sie prawdziwy modelowy krajobraz z roslinami i nieduzym jeziorem. Za mieszkanie posluzyl im ich pojazd specjalny “Ocean II”.

Hal usmiechnal sie mimo woli na wspomnienie “Oceanu II”. Karl mowil o nim zawsze jak o cudzie techniki, co sprawilo, ze wszyscy zapragneli go zobaczyc. Zreszta pojazd nie mogl lezec tak bez konca na wybrzezu. W zwiazku z tym Gwen zobowiazal Hala do sprowadzenia go.

Hal polecial samolotem dalekiego zasiegu. Z przodu u gory, jak teraz na mostku katamaranu,, umieszczona byla mala skrzyneczka, w ktorej znajdowali sie Karl i Chris. Zainstalowano rowniez transopter, a kurs wytyczal im promien wiodacy, wyslany z “Oceanu II”.

No, a potem ujrzeli to cudo w malym zaglebieniu nadbrzeznej skarpy.

Widok tej zabawki przypomnial Halowi czasy dzieciece, kiedy u babci natknal sie ha model samochodu lezacy w jakiejs szufladzie. Babcia nie chciala mu go dac; byla to ulubiona pamiatka dziadka, kiedy jeszcze zyl, gdyz stanowila kopie samochodu, ktory kupil sobie z oszczednosci. Hal usmiechnal sie ponownie, kiedy przypomnial sobie, jak to go wtedy zasmucilo. Zaraz, jak sie nazywala ta seria modeli? Matchbox. Pewnie dlatego, ze modele byly rozmiarow pudelka od zapalek. Hal niejednokrotnie zastanawial sie, co to takiego “zapalki”.

Ten doskonaly technicznie, dumny “Ocean II” przypomnial mu teraz tamten model samochodu. Co prawda pojazd mial dlugosc niemal pieciu centymetrow, byl wiec kolosem, biorac pod uwage wielkosc pasazerow. “Ocean II” mial ksztalt pontonu, z dwoma niezwykle gietkimi lancuchami gasienicowymi, przechodzacymi przez cala dlugosc.

Na zyczenie Hala wszyscy czlonkowie ekspedycji mieli znajdowac sie we wnetrzu statku, zamknietego hermetycznie. Chris postanowil udac sie na poklad, a Karl nie odstepowal Hala.

Wreszcie Hal wyjal skrzyneczke. Transopter musial oczywiscie zostac na swoim miejscu. Na Hala uderzyly siodme poty. Na szczescie utrzymywal z maluchami lacznosc radiowa, w przeciwnym razie cale przedsiewziecie zakonczyloby sie fiaskiem.

Skrzyneczke przesunal jak najblizej “Oceanu II”. Zalowal, ze nie wzieli ze soba helikoptera. Skrzyneczke trzymal wedlug wskazowek otrzymywanych droga radiowa.

– Co tak drzysz! – zawolal z zartobliwa ironia Karl. – W koncu to Chris ma przeskoczyc na poklad!

Hal staral sie trzymac skrzyneczke spokojnie i zachowac mozliwie jak najmniejszy, a zarazem staly odstap od statku, nie mogl wiec obserwowac, co sie dzieje dokola. Nie widzial tez maluchow, krzatajacych sie na pokladzie rufowki, ani tego, ktory przeskoczyl. Zdziwil sie, ale jednoczesnie odetchnal z ulga, kiedy Karl zauwazyl ironicznie:

– No, mozesz sie juz odprezyc.

– Juz wszystko zalatwione? – zapytal z lekkim niedowierzaniem i wlasciwie zbytecznie Hal.

Czubkami palcow ujal ostroznie “Ocean II”, ale okazalo sie, ze zle ocenil jego ciezar. Pojazd zachwial sie miedzy kciukiem a palcem wskazujacym. Aby ujac go obydwiema rekami, odstawil na piasek skrzyneczke z Karlem, uczynil to jednak zbyt raptownie. Ciekawe, co oni sobie o mnie pomysla, przemknelo mu przez glowe.

Natychmiast rozlegl sie w sluchawkach glos:

– Bylismy juz wtedy w niebezpieczenstwie, kiedy nie wiedzac nic o nas, nie uwazaliscie zbyt dobrze. Ale teraz zdaje mi sie, ze jest jeszcze gorzej! – Karl zachichotal przy ostatnich slowach, a Hal poczul ze krew uderza mu do glowy. Pomyslal o pasazerach “Oceanu II”, skazanych z jego winy na gwaltowne wstrzasy.

– Przepraszam – powiedzial. Pragnac sie zrehabilitowac, dodal: – Uwazaj, wloze teraz statek do

Вы читаете Ekspedycja Mikro
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату