– Jakie tablice? – zapytala Gela.

Hal uswiadomil sobie, ze tamci nie znaja w ogole tych napisow ostrzegawczych, a przynajmniej nie wiedza nic o ich przeznaczeniu. Wspinajac sie dalej i dyszac ciezko, zaczal opowiadac jej o wszystkim, co dotychczas odkryli na wyspie. Przysluchiwala sie uwaznie, nie przerywajac mu ani na chwile. Jedynie na samym poczatku wtracila, ze wywola rowniez radiostacje na “Oceanie”, aby cala zaloga mogla wysluchac interesujacych wiesci.

Wkrotce znalezli sie na gornej krawedzi skal. Stali na lekko spadzistej platformie, pokrytej zaroslami i ptasim kalem. Przed nimi widniala rozlegla, wznoszaca sie lagodnie rownina, porosla karlowatymi, tuz na urwiskiem nawet poszarpanymi krzewami i ulomnymi, przewaznie kolczastymi drzewami. W wielu miejscach sterczaly z ziemi zwietrzale, czerwonobrunatne skaly koralowe. Pomiedzy nimi, na skapych, wyplukanych warstwach osadowych, rosla gdzieniegdzie trawa, oraz mech i oset. Chmara roznorodnego ptactwa gniezdzila sie w zaroslach, halasujac przerazliwie, ale bez przesadnej trwogi. Od czasu do czasu jakas zielona, polyskliwa jaszczurka przemykala do swej kryjowki.

Trojka podroznikow zapuszczala sie coraz bardziej w glab wyspy.

– Jeszcze troche i mozecie spuscic na wode “Ocean II” – odezwala sie znowu Gela. – Niedlugo nadleca tu nasze helikoptery, ktory beda nam towarzyszyly. Ale nie wezcie ich za muchy, zreszta tych juz raczej nie ma. Wytepilismy je chyba skutecznie. Dlatego tez nie obawiamy sie juz tak bardzo ptakow, ktore musialy przestawic sie na inne pozywienie. Wiecie przeciez, jak bardzo jestesmy zalezni od naszych samolotow, bez nich bylibysmy strasznie nieporadni.

– Przejdzmy jeszcze kawalek – powiedzial Fontaine, kiedy Hal chcial juz zdjac skrzynke.

Latwo mu mowic, pomyslal Hal, w koncu to nie on ja dzwiga.

Tuz za pobliska grupa krzakow zaczynaly sie ruiny. Tutaj rowniez teren przypominal raczej twierdze.

Kolczasty drut, ktory niegdys wienczyl tu mury, byl juz od dawna skruszaly. Widocznie nie wykonano go z tego samego trwalego materialu, co ogrodzenie. tym, ze kiedys istnial, pozwalaly jedynie przypuszczac brunatne slady na przezartym, pokrytym algami betonie.

W wielu miejscach natykali sie na szerokie wylomy w murach. Za nimi widnialy ruiny niskich domkow, z ktorych wnetrz wystawaly korony wspaniale rozwinietych, bo oslonietych tu od wiatru krzewow drzew. Za tym dosyc rozleglym kompleksem blyszczalo cos jasnego.

Z tego wlasnie kierunku rozleglo sie brzeczenie, ktore nagle zabrzmialo wokol nich. Odglos wydal sie Halowi i Djamili znajomy.

– Sa juz twoi ludzie – poinformowal Gele.

– To dobrze – szepnela. – Jestem naprawde podniecona! Zaluje prawie, ze obiecalam towarzyszyc wam przez najblizszy czas.

– Cos podobnego! – udal oburzenie Hal.

– Chyba to, rozumiesz, prawda? – zapytala.

– Oczywiscie. Zreszta mamy czas, tak ze mozesz wziac sobie troche urlopu. Musicie nam tylko powiedziec, gdzie mozemy sie zatrzymac, nie stwarzajac dla was niebezpieczenstwa.

– Poczekaj, nasi cos nadaja – przerwala mu Gela. Po chwili powiedziala: – To dla was. Kilka metrow dalej zobaczycie otwarta przestrzen. Tam zostawcie “Ocean” i poczekajcie na wiadomosc ode mnie. Mozecie poruszac sie bez obawy. Nikt z naszych nie znajduje sie poza zadaszeniem.

Hal przekazal instrukcje Geli, Djamili i profesorowi. Fontaine mruknal cos pod nosem, ale skinal na znak zgody glowa.

Tymczasem doszli do niemal calkowicie wolnego od rumowiska miejsca, skad roztaczal sie widok na szczytowy front pokaznych szklarni.

Hal postawil skrzynke ostroznie na ziemi, obracajac ja strona wejsciowa ku szklarniom, po czym otworzyl klape. I oto znajdujacy sie wewnatrz “Ocean II” ruszyl do przodu gwaltownie, nawet jak na pojecie makrosow.

Poprzedzaly go trzy helikoptery wyslane jako eskorta. Pozostale cztery lub piec wzbily sie juz nad ziemie.

“Ocean II” lawirowal zrecznie po nagich miejscach nierownej ziemi, przeslizgiwal sie miedzy liscmi ostu, zdazal najkrotsza droga do nastepnego nie poroslego odcinka, zahamowal ostro, kiedy droge przebiegla mu jaszczurka, po czym wjechal do najblizszej szklarni. Helikoptery wzlecialy wyzej, a po chwili spuscily sie do wystajacego ucha, pelniacego najwidoczniej role wywietrznika.

– Uff! – jeknal Fontaine. – Odpocznijmy. – To mowiac przetarl sobie czolo chusteczka odswiezajaca.

Pozostalym bylo rowniez goraco, ale w tym podnieceniu nie zdawali sobie nawet z – tego sprawy. Twarz Djamili blyszczala od potu. Kiedy nie bylo wiatru, bliskosc rownika dawala sie we znaki.

– Mam nadzieje, ze to nie potrwa dlugo – profesor, plonac z niecierpliwosci, kontynuowal swoj monolog. – Ale i tak nie posiadamy uprawnien do prowadzenia rozmow! Wezwijmy Gwena – zaproponowal, zwracajac sie do Hala.

– Przeciez Gela wie, ze nie jestesmy kompetentni – odparla Djamila. – Jakos to bedzie! A z Gwenem mozemy porozmawiac.

Profesor polaczyl sie z nim. Wspolnie doszli do przekonania, ze mimo najlepszych checi maluchow uplynie i tak sporo czasu, moze nawet kilka dni, zanim dojdzie do oficjalnych rozmow. Gdyby jednak sprawe przyspieszono, mozna bylo powiadomic szybko sekretarke generalna, ktora w takim wypadku przeprowadzilaby oczywiscie wszystkie rozmowy. Tak ustalila z Gwenem.

Zreszta Gela, ktora razem z Karlem miala utrzymywac z nimi lacznosc, zarezerwowala dla siebie troche czasu. Ostatecznie nie widziala sie ze swoimi bliskimi od kilku lat.

Na katamaranie zaroilo sie od ciekawskich. Chcieli przynajmniej byc jak najblizej ekranow. Czas wykorzystano na przygotowania. Ladowanie musialo odbyc sie na szczytowej platformie schodow, bez narazania na niebezpieczenstwo samolotu lub szklarni. Pilotowania podjela sie Djamila.

Profesor i Hal podeszli do szklarni. Nie mogli przebolec faktu, ze tak blisko celu sa zmuszeni do bezczynnosci.

Pierwsze wrazenie, jakie odniesli na widok szklarni, potwierdzilo w pelni obawy maluchow: nie przetrzymaliby kolejnej burzy.

Trudno bylo ocenic teraz stan dachu, ale ramy szczytowe i krokwie byly calkowicie przegnile. Szyby byly jednak z malymi wyjatkami cale.

Jedno nie ulegalo watpliwosci: gdyby obiekt nie byl tak osloniety, jakby w martwym zakatku raf, za murami i gestymi zaroslami, katastrofa nastapilaby juz dawno. A maluchy – i to wlasnie przejmowalo groza obydwu mezczyzn – nie byli nawet w stanie ani rozpoznac niebezpieczenstwa, ani mu zaradzic.

Hal uswiadomil sobie, ze pod tymi dachami, ktore pierwszy silny wiatr zerwalby w jednej chwili, zyje ponad dwiescie tysiecy ludzi. Polowa z nich nie przezylaby takiego kataklizmu. Ile ofiar spowodowalyby same odlamki szkla! Teraz, kiedy niebezpieczenstwo bylo znane, ale nie mozna bylo mu zapobiec, pozostawalo tylko jedno wyjscie: ewakuacja.

– No dobrze – zauwazyl Fontaine, ktory widocznie rozmyslal nad tym samym. – Jedna taka krokiew to dla nich wysokosc naszych dziesieciu wiezowcow ustawionych jeden na drugim. Trzeba najpierw opanowac technologie! Wydaje mi sie, ze nie dadza sobie rady.

– Wtedy pozostanie ewakuacja – upieral sie Hal przy swoim wniosku. – W przeciwnym razie nie mozna za nic reczyc.

Profesor wzruszyl ramionami.

– Dla mnie istotna jest rozbieznosc miedzy ich wielkoscia a predkosciami, jakie osiagaja. Swoimi helikopterami potrafia w ciagu kilku minut przeleciec nad obszarem, ktory zamieszkuje sto tysiecy ludzi. Wydaje mi sie, ze tylko dzieki temu udalo im sie przekroczyc ocean. – Po tym spostrzezeniu profesor siegnal do kieszeni po kolejne ciasteczko.

Po raz pierwszy Hal zauwazyl, ze skladaja sie one z bialej masy, ktora, sadzac po zjadanych przez profesora ilosciach, rozplywala sie chyba bardzo szybko w ustach. Od dalszych rozwazan zostal nagle uwolniony.

Brzeczac, nadlecial minihelikopter Geli. Natychmiast wznowiono lacznosc radiowa. Gela podnieconym glosem mowila:

Nasz rzad prosi o krotkie spotkanie jutro o dziesiatej waszego czasu. Jednoczesnie chcielibysmy prosic o wykorzystanie w tym celu waszej techniki. Wybierzcie miejsce spotkania. Niestety, ze wzgledow bezpieczenstwa nie moze sie ono odbyc pod naszym zadaszeniem.

– Ach – westchnal rozczarowany profesor, kiedy Hal przekazal mu slowa Geli. – Zapytaj ja o transoptery.

Вы читаете Ekspedycja Mikro
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату