mozliwie jak najmniejsza powierzchnie.

Wyladowali w miejscu, gdzie nie mogly ich juz dosiegnac lekkie, wybiegajace na lad fale. Piaszczyste podloze usiane bylo zwirem. Tu i owdzie rosl pojedynczo oset. Dopiero po chwili dostrzegli grupy mew i innych ptakow morskich, przygladajacych im sie z zaciekawieniem ze wszystkich stron, rowniez z raf, dokad schronily sie, sploszone pojawieniem sie samolotu.

Z lewej strony, nieco dalej, plaza sie rozszerzala. Przed laty merze wdarlo sie bardziej w glab wyspy, podmywajac ja i tworzac wsrod skal piaszczysta zatoke. Stalo tam kilka najezonych palm, a z gory po skalach wiodlo cos, co przed laty moglo sluzyc za schody. Widoczne tez byly resztki ogrodzenia. Hal powiodl po nim wzrokiem i odkryl je rowniez na rafach w poblizu miejsca ladowania. Budowa tego ogrodzenia kosztowala z pewnoscia wiele wysilku.

Hal spojrzal przez lornetke i zawolal ze zdumieniem:

– Ogrodzenie jest w zupelnie dobrym stanie, z nierdzewnego drutu kolczastego. Czekajcie, tam sa jakies tabliczki! – Zaczal sylabizowac, odganiajac ruchem reki Djamile, ktora chciala odebrac mu lornetke.

– Uwaga – zaczal tlumaczyc po chwili. – Wstep grozi smiercia. Caly obszar wyspy jest skazony bronia chemiczno-bakteriologiczna… Aha – mruknal po chwili, po czym wyjasnil: – Co piecdziesiat do stu metrow stoi taka tabliczka.

– Wydaje mi sie, ze gdybym niespodziewanie natknal sie na cos takiego, ucieklbym stad jak najdalej – powiedzial profesor.

– Taki byl tez chyba cel tych napisow – odparla zamyslona Djamila.

– Wlasnie – pokiwal glowa Hal.

Zadne z nich nawet przez chwile nie pomyslalo o realnym niebezpieczenstwie. Po prostu byl to straszak, ktory mial utrzymac z dala od wyspy przypadkowych gosci. Mieszkancow nie bylo tu z pewnoscia od dawna. O prowadzonych tu kiedys badaniach wojskowych wiedziano wtedy przynajmniej na Antigui, mimo scislej tajemnicy. A naczelny prorok Nhak uczynil na pewno wszystko, aby jeszcze bardziej podkreslic niedostepny charakter wyspy. Bez watpienia ogrodzenie i tabliczki byly jego dzielem: Uzycie na pokaz tak trwalego, nierdzewnego drutu nie dopuszczalo innych wnioskow. r Moze sprobujemy tamtedy? – Hal wskazal na schody.

Nikt sie nie sprzeciwil. Dopiero teraz Halowi przyszlo cos do glowy.

– Gela – powiedzial do mikrofonu – w jaki sposob zniesliscie “Ocean” po tej stromej skale? – Nie czekajac na odpowiedz, mowil dalej: – Wydaje mi sie, ze mimo stosunku masy do oporu powietrza statek zostalby uszkodzony, gdybyscie po prostu go zepchneli.

Gela rozesmiala sie.

– Statek powietrzny – wyjasnila po chwili. – Zbudowalismy specjalnie w tym celu olbrzymi sterowiec, ktory przeniosl nas nad kipiela.

– Tak, ale… – w glosie Hala brzmialo zdumienie. – Dlaczego w takim razie od razu nie…

– Statek powietrzny moze cos zdzialac jedynie podczas pogody bezwietrznej – przerwala mu. – Musielibysmy miec niezwykle silne maszyny, zeby zachowac zdolnosc manewrowania podczas wiatru. Czy wiesz, ile bysmy czekali, az on ustanie?

Hal dal za wygrana.

– Czy znacie te schody, ktore prowadza pod gore?

Gela nie odpowiadala. Dopiero po chwili zapytala:

– Co masz na mysli?

Dopiero teraz Hal uswiadomil sobie, jak niedorzeczne bylo jego pytanie. Skad tamci mogli wiedziec, ze to schody? Transoptery wynalezli dopiero niedawno. Dlatego wyjasnil:

– Tedy wioda schody wykute w skale. Moze w ten sposob uda nam sie wydostac pieszo na gore i tam puscic “Ocean” na wode.

– Poczekaj – powiedziala Gela i zamyslila sie. – Mowisz: schody? Moze to wlasnie nazywamy Wielka Kaskada? Podczas ulewnych deszczy tworzy sie tu schodkowy wodospad. Tak przynajmniej twierdzili smialkowie, ktorzy odwazyli sie wyjsc na zewnatrz tuz po deszczu. Dawniej zginelo tu wielu naszych, wielu wygnancow. Jezeli to jest ta kaskada, to na gorze prowadzi az do jej zrodla zeglowny szlak. Chwileczke, pomowie z Chrisem.

Wkrotce Gela odezwala sie ponownie:

– Jest tak, jak mowilam. Sprobujemy. Na gorze “Ocean II” moze doplynac do domu o wlasnych silach.

– Dobrze – powiedzial Hal, po czym zwrocil sie do pozostalych, przysluchujacych sie uwaznie calej rozmowie. – Oni chyba znaja te schody. Idziemy! Uwaga! – odezwal sie znowu do Geli. – Wyjme was teraz z samolotu. Trzymajcie sie mocno!

Wolalby, zeby skrzyneczke niosl kto inny, ale rozmowa, ktora przeprowadzil, sprawila, ze postanowil zrobic to sam. Przypomnial mu sie moment, kiedy tak niezrecznie podniosl “Ocean”, i oblal go pot.

W miare zblizania sie do schodow, plaza sprawiala wrazenie bardziej uporzadkowanej. Dokola lezalo mniej zwiru, wal, raczej sztucznego pochodzenia, ciagnal sie na ksztalt tamy az do wody. Gaj palmowy byl nieco zaniedbany, ale wykazywal pewien okreslony uklad. U podnoza schodow staly parami betonowe slupy, niewatpliwie pozostalosci po lawkach.

– Tu zabawiali sie mikserzy Jej Krolewskiej Mosci od gazow i bakterii – powiedziala drwiacym tonem Djamila. – To plaza.

W miejscu, gdzie zaczynaly sie schody – z bliska ten pofalowany tor zwiru o szerokosci jednego metra nie przypominal juz schodow – widniala rowniez tabliczka ze znanym obwieszczeniem. Zatknieta na palu i oslonieta plastykiem przetrwala do dzis.

Profesor Fontaine poswiecil jej wiecej uwagi. Kilkakrotnie zagwizdal z uznaniem przez zeby.

– Mieli w tym swoj cel – powiedzial wreszcie. – Napis zabezpieczono dodatkowo, umieszczajac go miedzy dwiema plytkami ze szkla organicznego, a wiec mial sluzyc nie tylko ludziom wspolczesnym Nhakowi.

– Wchodzimy? – zapytala Djamila.

– Czy twoje wahanie oznacza, ze napis na tabliczce dziala jeszcze do dzis? Gdyby bylo tu napisane: “Miny”, nie mialabys chyba tyle obiekcji, co? – zadrwil Hal. – W kazdym razie mewy nic sobie z tego nie robia.

– Przeciez oni wynalezli to swinstwo nie przeciw mewom, a przeciw ludziom.

– Nie slyszalem tez jeszcze nigdy, aby mewy zachorowaly na grype, cholere albo jak to sie tam nazywalo – Hal nie ustepowal.

– To wszystko bzdury – wtracil niecierpliwie profesor Fontaine. – Przeciez oni nie narazaliby siebie samych!

– Moze nastapila jakas awaria – upierala sie przy swoim Djamila.

– A pochwaly, jakie zebrali, to za co? – Profesor machnal reka. Dla niego sprawa byla jasna. – Chodzcie – dodal i zaczal wspinac sie po schodach na gore.

W polowie wysokosci, zadyszani – zwlaszcza Hal, ktory musial dodatkowo uwazac na skrzynke – natkneli sie na ogrodzenie. Drut nie byl bardzo zniszczony, tylko od spodu przetarty o skaly.

Tam, gdzie schody stykaly sie z ogrodzeniem, nie znalezli zadnego otworu.

– A wiec zalozyli to pozniej. W glebi wyspy musi jeszcze byc ladowisko – rozumowal logicznie profesor.

Ogrodzenie mialo wysokosc okolo dwoch i pol metra, a u gory wygiete bylo na zewnatrz. Slupy, zespolone ze skalnym podlozem, mialy taka sama oslone, jak tamten u podnoza schodow. Tablica ostrzegawcza rzucala sie w oczy z daleka.

– I co teraz? – zapytala Djamila.

Ale Fontaine szedl juz dalej. W odleglosci kilku metrow od schodow utworzyla sie rynna erozyjna, czego nie mogli przewidziec budowniczowie. Ogrodzenie bylo podmyte w tym miejscu przez wode i zwir.

Fontaine niczym kozica skakal i wspinal sie do gory, po czym przecisnal sie przez otwor. W chwile potem, juz po drugiej stronie ogrodzenia, niezmordowany biegl w strone schodow.

Hal musial glosno krzyczec, aby go zatrzymac, l podal mu przez mniejszy otwor skrzyneczke.

– Nie macie zamiaru dojsc wreszcie na sama gore? – zapytala ubawiona Gela. – W ciagu calej ekspedycji nie przezylismy tylu wstrzasow, co teraz. Spokojniej bylo nawet w zoladkach ryb.

– Zaraz bedziemy na miejscu – dyszal Hal. – Ja tez bym wolal znajdowac sie teraz w statku powietrznym. – Przecisnal sie przez otwor w parkanie. Na schodach czekal juz zniecierpliwiony profesor ze skrzynka w reku. Nie wygladalo na to, aby zamierzal wyreczyc Hala w dzwiganiu jej.

– Niezle was tu umiescili – odezwal sie Hal do Geli. – Wcale sie nie dziwie, ze przez tyle czasu nikt was nie odkryl. Te chytre tablice…

Вы читаете Ekspedycja Mikro
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату