elementem ryby?
– Opowiedzcie o tym – poprosila Djamila, nachylajac sie do przodu.
Karl opowiadal zwiezle, okraszajac fakty dowcipnymi uwagami. Byl juz pozno, kiedy zakonczyl swoje wywody slowami:
– Reszte widzieliscie sami.
Przez pewien czas gospodarze milczeli, zaskoczeni niezwyklymi losami gosci, wreszcie odezwal sie Gwen: – Nie odpowiedzielismy na wasze pytanie. Nie zapadly jeszcze decyzje, ale mamy dla was propozycje: pokazemy wam w skrocie nasze mozliwosci, powiemy wam, co potrafimy. Potem odwieziemy was do domu na Wyspy Podwietrzne. Jeszcze w drodze powiadomicie swoj rzad, a my ustalimy wtedy wspolne postepowanie. Przedstawie ten projekt sekretarce generalnej, a ona zglosi odpowiedni wniosek na zebraniu plenarnym. Jestem pewien, ze jezeli zgodzicie sie na to, dojdzie w ten sposob do rozwiazania problemu. Wkrotce nastapilo pozegnanie. Daremnie Res, szepcac cos goraczkowo do Gwena, usilowala przedlozyc inne, wazne dla niej sprawy. Hal zauwazyl, ze Gwen odradza, krecac z uporem glowa. Wreszcie Res ustapila, pamietajac, ze nie nalezy do komisji kontaktowej, a zostala jedynie zaproszona przez Gwena. Dla Hala cala ta scena stala sie klopotliwa, goscie natomiast nie zauwazyli chyba niczego. Ladowali wlasnie na helikopter zielone rosliny, prezent od gospodarzy.
Po chwili pryzmat zamigotal, emitujac przez okno promien wiodacy. Minihelikopter brzeczac zniknal w oddali.
XVIII
Res Strogel byla rozgniewana. Zarzucala Gwenowi nadmierny pospiech, z jakim obiecal maluchom odwiezc ich do domu. Obawiala sie, ze goscie beda teraz mysleli tylko o tym, zamiast pomoc w rozwiazaniu innych problemow.
Swej prywatnej wizycie nadala teraz charakter oficjalny, tlumaczac jednoznacznie, ze wedlug niej przybysze sa w stanie zniszczyc potok drobnoustrojow, ktory najprawdopodobniej, i to podkreslala z naciskiem, wzial swoj poczatek wlasnie u nich.
Hal tylko czesciowo zgadzal sie z jej wywodami. Jezeli chodzilo o to ostatnie, przychylal sie do argumentow Gwena, ktore Res, choc z oporami, w koncu zaakceptowala: bez dowodow czy uzasadnionego przypuszczenia takie bezposrednie pytanie mogloby ich obrazic i wzbudzic nieufnosc. A tego typu podejrzenie mogloby wywolac panike, stworzyc dystans pomiedzy nimi a goscmi.
Ze swej strony Gwen zaproponowal, zeby Res wraz z grupa swoich wspolpracownikow, o ile bedzie chciala, wziela udzial w ekspedycji towarzyszacej przybyszom w drodze powrotnej. Gdyby wynikly tam jakies punkty zapalne, mozna by bylo przedsiewziac odpowiednie kroki.
To wyjscie odpowiadalo Res, tym bardziej ze obecnie potok parl – naprzod pod ich kontrola i w wytyczonych granicach.
Po dlugich rozwazaniach postanowiono odbyc podroz do Wysp Podwietrznych nie droga lotnicza, lecz jednym z nowoczesnych katamaranow i zabrac ze soba trzy samoloty.
Wszystkim marzylo sie dotarcie do Antiguy i wyplyniecie tam na morze, ale wlasnie ta wyspa cieszyla sie szczegolnym uznaniem turystow i stanowila osrodek wypoczynkowy. Dopoki zas nie byly znane zamiary rzadu maluchow, nalezalo dzialac dyskretnie. Hal glosowal za statkiem powietrznym. Ich pojecie o uksztaltowaniu i wielkosci wyspy bylo jednak zbyt mgliste, a goscie znali swoja ojczyzne oczywiscie z innej perspektywy. Na przyklad przeliczenie jednostek miary, a co za tym idzie ustalenie proporcji wielkosci nie wypadly zadowalajaco. Nie udalo sie rowniez okreslic, o ktora z licznych sasiadujacych z Antigua wysepek chodzi, przy czym nikt nie mogl zagwarantowac, ze glownym punktem rozpoznawczym jest istotnie Antigua. Wreszcie wyznaczono trzy wyspy, ktore ewentualnie mogly wchodzic w rachube.
Gwen i profesor Fontaine, ktorzy przygotowywali ekspedycje, wyslali samolot rozpoznawczy i zgodnie z teoria prawdopodobienstwa, na podstawie zdjec lotniczych ustalili kolejnosc badan. Wyspy lezaly zreszta obok siebie, w kierunku polnocnowschodnim od Antiguy: Gujana, North Sound i Long Island. Na wszystkich trzech wyspach byly resztki budowli o wspolnych cechach, ktore jednoznacznie swiadczyly o pochodzeniu makro, wszystkie trzy byly tez uwazane za bezludne i niedostepne. Poniewaz za czasow Nhaka wyspy te znajdowaly sie pod panowaniem Wielkiej Brytanii, Gwen zmobilizowal za posrednictwem sekretarki generalnej Rade Koordynacyjna wysp brytyjskich. Po stosunkowo dlugim okresie czterech dni nadeszla wiadomosc, ze w wyniku uporczywych staran odnaleziono dokumenty archiwalne, z ktorych wynika, iz wymienione wyspy nalezaly wowczas do “terytorium nadzwyczajnego”, ale sa nadal bezludne.
Informacja wydala sie Gwenowi niejasna. Co to za “terytorium nadzwyczajne”? W odpowiedzi na powtorne pytanie okazalo sie, ze chodzilo o obiekt wojskowy.
Ponownie skorzystano z uslug centrum encyklopedycznego. W koncu uformowal sie pewien obraz calosci: bazy wojskowe nie byly wprawdzie dostepne dla osob cywilnych, musialy jednak byc przez kogos, zaopatrywane, w zwiazku z czym nie mozna bylo utrzymac scislej tajemnicy. Poza tym tego typu jednostki wojskowe pedzily w poblizu szalone “dolce vita”, czemu psychostratedzy nie sprzeciwiali sie zupelnie.
Biorac to pod uwage, Gwen nie rozumial ostroznego tonu w przekazywanych im wiadomosciach. Pertraktacje za posrednictwem wizji nie dalyby niczego. W zwiazku z tym Gwen, Djamila i Hal zdecydowali sie na wizyte w centralnym archiwum. Nie znajac Londynu, kierowali sie promieniem wiodacym, i w ten sposob doszli do samego archiwum, posepnego, ciemnego budynku w nieprzytulnym rzedzie ulic. Wizyta miala byc mozliwie jak najkrotsza. Z promienia wiodacego mogly wprawdzie korzystac jedynie najwyzsze czynniki administracji, ale Gwen wykorzystal swoja aktualna funkcje.
W archiwum przyjal ich naczelny archiwariusz, mezczyzna w podeszlym wieku. Wygladal tak, jak zwyklo sie wyobrazac archiwariuszy.
Hal na jego widok nie mogl sie powstrzymac od usmiechu, za co otrzymal od Djamili dosyc mocnego kuksanca w bok.
Archiwariusz sprawial wrazenie, jakby ostatnie sto lat nie pozostawilo na nim sladu. Chodzil pochylony, nosil przedpotopowe okulary, a lysine okalaly mu szare kosmyki. Mial chytre, rozbiegane oczy, waskie jak kreska usta i Hal nie zdziwilby sie wcale, gdyby po kazdym jego ruchu z ciala wznosily sie kleby kurzu.
Ten wlasnie czlowiek usilowal niedlugo potem, kiedy zajeli juz miejsca w ciemnym, przeladowanym meblami pokoju, odprawic ich zrecznie z kwitkiem. Wypytywal dlugo o ich zyczenia, mimo ze juz wczesniej zlozyli szczegolowy meldunek, wreszcie wyciagnal dwa pliki o grubosci okolo dziesieciu centymetrow, owiazane i zabezpieczone tekturowymi okladkami. Byly to luzne kartki, mocno juz sfatygowane i pozolkle. Widocznie zwiazano je juz dawno i przenoszono czesto z miejsca na miejsce.
Hal wyciagnal szyje, aby odczytac wyblakle litery na okladce. Wydawalo mu sie, ze bylo tam napisane: “scisle tajne”. Aha, pomyslal ubawiony.
Na razie stary nie przekazywal im papierow. – To bylo laboratorium wojskowe – powiedzial. – Wtedy chodzilo o to, aby miec stale cos w zanadrzu, dla unikniecia rownowagi sil. – Usmiechnal sie, zadowolony widocznie ze swego sformulowania. – A Wyspy Podwietrzne mialy korzystne polozenie, niedaleko od kontynentu amerykanskiego, w poblizu Kuby, ktora wylamala sie pierwsza.
Hal zastanawial sie nad nim. Jego slowa brzmialy tak, jakby zalowal tego stanu rzeczy, a przeciez fakt ten mogl miec jakies znaczenie najwyzej dla jego pradziadka.
– Pozwoli pan? – zapytal Gwen, siegajac szybko po lezaca na wierzchu ksiege.
Nie pozwolil. Nawet przesunal ja niby przypadkowo dalej, poza zasieg jego reki. Po chwili zapytal:
– Dlaczego tak bardzo zalezy panu na odkryciu celu, jakiemu sluzyly te wyspy?
– A dlaczego panu zalezy tak bardzo, zebysmy sie o tym nie dowiedzieli? – odparowal ostro Gwen.
W przeciwienstwie do Hala, ktory byl juz gotow przebolec czterogodzinna podroz do Londynu i wrocic nie wskorawszy niczego, Gwen chcial widocznie przeprowadzic probe sil. Wyciagnal swoja legitymacje czlonkowska ONZ i podsunal ja pod nos parna McOld, jak przedstawil sie archiwariusz. Tamten ogladal ja na wszystkie strony, az Gwen zniecierpliwiony chwycil za telefon.
– Chcialbym polaczyc sie z kancelaria waszego premiera. Pan pozwoli!