zlych zamiarow, dziobnal zakrzywione piorko, lezace na trawniku tuz przy wylozonej miekkim plastykiem drodze. Widocznie chcial zdobyc je za wszelka cene, aby wymoscic swoje gniazdo. Jego starania nie dawaly jednak rezultatow, nawet kiedy zaczal pomagac sobie skrzydlami.

Widok ten rozweselil Res. Wszystko inne, poza tym wroblem, przestalo dla niej istniec.

Wrobel rozzloscil sie widocznie nie na zarty, szarpal za piorko, rozrzucajac strzepy trawy, ale. cel jego wysilkow tkwil nadal na swoim miejscu.

Res spojrzala gniewnie na jakiegos przechodnia, ktory zblizal sie do nich. Ale ptak odskoczyl tylko na chwile i znowu wzial sie do roboty.

Po chwili przebieglo jakies dziecko. Wrobel odlecial na pobliskie drzewo i zniknal w gestwinie.

Res znow oparla glowe o lawke. Czula sie rozczarowana. Powrocily mysli natretne i meczace. Pamiec podsunela jej rozmowe z Mexerem, a raczej jego pouczenia sprzed niespelna pietnastu minut, i Res mimo woli zaczela znowu wyszukiwac argumenty. Ale jednoczesnie uswiadomila sobie z przykroscia, ze nawet najbardziej celne nie zdolaja sklonic Mexera do podjecia tej pracy.

Obiektywnie kazdy przyzna, ze nie zaniedbalam niczego, aby pomyslnie doprowadzic prace do konca, pomyslala. A co sadzil Mexer? Ze to tylko spekulacje, za slabo podbudowane naukowo. To, ze rozwiazala wiele problemow w sposob mozliwy do przyjecia, nie ma chyba dla niego zadnego znaczenia. Grala o wysoka stawke i przegrala. Res usmiechnela sie gorzko. Glupie powiedzenie, pomyslala z ironia.

Ten strach Mexera przed najmniejszym nawet ryzykiem! Ha! Chcialabym wiedziec, co jego instytut ma zamiar zrobic, aby zniszczyc zalew bakterii. Zniszczyc! Tak jak gdyby to rozwiazywalo sprawe.

Przez chwile Res przypomniala sobie, jak sama usilowala podejsc do tych mikrobow przemoca. Byla szczesliwa, ze jej sie wtedy nie udalo. A jednak…

Cos przemknelo obok niej. Znajomy wrobel siedzial znowu nie opodal. Upodobal sobie tamto piorko.

Res obserwujac ptaka otrzasnela sie z przykrych mysli. Z trudem powstrzymywala sie od smiechu widzac, jak wrobel to szarpal, to znow dziobal, wreszcie stracil rownowage, kiedy udalo mu sie to piorko schwycic. Teraz pofrunal na drzewo. Jego lot, mimo balastu, byl lzejszy.

Masz racje, wrobelku, nie nalezy sie poddawac, pomyslala i zerwala sie z miejsca. Spojrzala na instytut, mruknela: – Zobaczymy! – odgarnela noga zdzbla trawy i zdecydowanym krokiem ruszyla w strone tarasu restauracji.

O tak wczesnej popoludniowej porze bylo tu spokojnie. Res wyszukala sobie miejsce, z ktorego mogla objac wzrokiem sale, w roztargnieniu wodzila palcem po klawiaturze pulpitu dyspozycyjnego, po czym podjawszy nagla decyzje, zaprogramowala dosyc obfite menu.

Dopiero teraz rozejrzala sie wokolo. Sala jadalna, urzadzona z przepychem, robila wrazenie zaniedbanej: kwiaty na stolach sprzed dwoch dni, poplamione tu i owdzie tasmy obslugujace, smieci na dywanie oddzielajacym dwa rzedy stolow.

Res nie obejrzala jeszcze wszystkiego, kiedy obok niej odezwal sie brzeczyk, a tasma obslugujaca zatrzymala sie.

Res spojrzala na potrawy i… oslupiala. Jeden talerz pusty. Na pstragu z sasiedniego polmiska pietrzyl sie bigos, w kompotierce znajdowal sie plyn, ktory przypominal raczej rozpuszczone maslo, a na tasmie lezaly polane sokiem kostki ananasa.

Pierwszym odruchem Res byl gniew. Potem pomyslala, ze to wszystko wyglada humorystycznie. Odszukala na klawiaturze odpowiedni przycisk i wcisnela go, wzywajac porzadkowego.

Zadziwiajaco szybko zjawil sie blady, mlody mezczyzna.

– Spojrz tylko, prosze – powiedziala uprzejmie Res, wskazujac reka na tasme.

Mezczyzna popatrzyl, zmarszczyl czolo, po czym zauwazyl:

– Co za lajdak! Znowu staje deba. Teraz przesuwa tasme za szybko. To znaczy – w zamysleniu przytknal palec do policzka – przekaznik chyba nawalil…

– Tak, tak – przerwala mu Res niecierpliwie. – Ale moj przekaznik jest w calkowitym porzadku. I wyobraz sobie, ze sygnalizuje glod. A wiec postaraj sie, zeby ten lajdak nie wlozyl teraz pstraga do kompotu.

– Oczywiscie, oczywiscie – zapewnil porzadkowy. Uruchomil tasme, po czym zniknal.

Ten drobny incydent ozywil Res. To zadanie musze jakos doprowadzic do konca, pomyslala. Zobaczymy, kto ma racje. Szkoda tylko, ze narazimy sie na duze straty. Zapragnela nagle porozmawiac z kims, nie tylko o pracy i swojej porazce, ale tak po prostu.

Kiedy wroce od dzieci, pogadam sobie z Ewa, postanowila.

Tasma obok niej szarpnela gwaltownie, potem jeszcze raz i jeszcze. Res usmiechnela sie. Byla pewna, ze bladolicy obsluguje teraz tasme recznie. Zreszta to, Co wkrotce podjechalo, odpowiadalo scisle zamowieniu i smakowalo bez zarzutu. Widocznie “ten lajdak” umial jednak przygotowac potrawy.

Nie odbierzesz mi apetytu, pomyslala zlosliwie o Mexerze, ktory, jak wiedziala, cierpial na rzadka juz chorobe, chroniczny niezyt zoladka. W tej chwili nie wspolczula mu ani troche.

Jeszcze raz przypomniala sie jej dyskusja z nim. Jezeli on przeforsuje ten swoj plan zniszczenia, to moge zapomniec o swojej hipotezie… Odbierze mi materialy potwierdzajace moje przypuszczenia. Glupia sprawa!

Uplynela godzina, zanim uzyskano polaczenie. Res specjalnie w tym celu wymienila maly wideofon w pokoju hotelowym na aparat, ktory wyswietlal w naturalnych wymiarach.

Telekomputer zaanonsowal ja juz wczesniej, Ewa nie byla wiec zaskoczona.

– Czesc, Res – powitala ja. – Dobrze, ze znowu cie widze. Kiedy spotykalysmy sie ostatnim razem? W zeszlym roku, na Sylwestra, prawda? Co slychac u twoich pozeraczy betonu? Dobrze wygladasz! Do twarzy ci w tych krotkich wlosach, wiesz? Ja z moja plaska czaszka nie moglabym sobie na to pozwolic. Ale powiedz, co slychac, jak dzieci?

– Uff! – jeknela Res. – Czy twoj Gwen… jestescie chyba jeszcze razem? – Kiedy Ewa skinela energicznie glowa, Res mowila dalej: – No wiesz, nigdy nic nie wiadomo! Byl podobno lekkoduchem. A wiec czy cie twoj Gwen nie uspokoil?

Ewa zasmiala sie.

– Pewnie moja praca sprawia, ze mu sie to jeszcze nie udalo – wyjasnila.

Res skinela glowa.

– Musicie poprawic swoje uslugi, zeby nie bylo tylu zazalen. Czy te nowe automaty kulinarne nie sa przypadkiem z waszej budy? Wlasnie mialam z nimi przygode. Gwen jest w domu?

– Skadze! – odparla Ewa. – Razem z komisja ONZ przebywa gdzies w Algierze, a wiec nie tak daleko od ciebie. Maja zatrzymac piasek, czy cos takiego. Zupelnie oszalal na tym punkcie. Ale powiedz mi, jak dzieci? Co z praca?

– Wlasnie wracam od mojej dwojki. Czuja sie wspaniale. Spotkalismy sie po raz pierwszy od dwoch tygodni. Zobacz! – Res polozyla przed obiektyw zdjecie stereoskopowe dwojga dzieci, osmioletniego chlopca i dziesiecioletniej dziewczynki. – Te nowe domy opieki to istny raj dla dzieciakow. I zawsze korzystam z codziennej wideogodziny. Jestesmy z tego bardzo zadowoleni. A ty trzymasz swoja Maud nadal w domu?

Ewa znow skinela glowa.

– No tak, a jezeli chodzi o prace – opowiadala dalej Res – to wlasnie wylecialam od Mexera. Skonczylam z tym, przynajmniej na razie.

– Co takiego? – Ewa byla szczerze zdziwiona. – Oszalalas? Tyle sie nad tym nameczylas. Przeciez to, ze Tom was opuscil, bylo tez zwiazane z twoim obsesyjnym umilowaniem pracy, musisz przyznac. A teraz co? Mexer to ten karierowicz, teoretyk, tak? Czy to nie on napisal prace dyplomowa, z ktora nikt nie wiedzial, co robic?

– Stop, stop! – zawolala Res ubawiona. – Tak, to on. Ale widocznie jednak cos znaczy, skoro dostal awans. Akademia potrzebuje tez ludzi superpilnych. Zreszta znam go lepiej niz ty. Studiowalam z nim razem przez piec lat.

– Tak, wiem. I nic ci nie przychodzi do glowy? Nie sadzisz, ze on widzi w tobie rywala? Tacy ludzie czuja to na odleglosc! Gdyby twoja praca zostala oceniona pozytywnie, moze i ty bys awansowala. Wszystko jasne! – Ewa stuknela dlonia w czolo, jak gdyby odkryla akurat, w jaki sposob mozna pokonac predkosc swiatla.

– To absurd! – zaprotestowala bez przekonania Res. – Przeciez zyjemy w dwudziestym drugim wieku!

– O, tak! – powiedziala Ewa z przekasem. – Nikt teraz nie morduje ani nie kradnie. Ludzie przestali oszukiwac. Zboczency seksualni i kleptomani zostali wyleczeni dzieki waszej slynnej metodzie oddzialywania na geny, wiem o tym. Nadal jednak brakuje leku na chorobliwa ambicje czy zawisc. I podobno nadal istnieja zazdrosc, obraza i tym

Вы читаете Ekspedycja Mikro
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату