gabinet. Wszedlszy do srodka, wlaczyl komputer i zalogowal sie do systemu. Po wczytaniu danych personalnych Morgan Robinson zauwazyl, ze jako swoja najblizsza krewna wpisala siostre, Jennifer Hartman.

Palce Brittena blyskawicznie smigaly po klawiaturze. Wedrowal po sieciach komputerowych, az wreszcie dostal sie do systemu informacyjnego Szpitala Uniwersyteckiego. Po kilku minutach na jego twarz wyplynal usmiech. Jennifer Hartman rzeczywiscie byla pacjentka tej placowki. Niedawno urodzila bliznieta, ktore obecnie lezaly na oddziale intensywnej terapii noworodkow. Po pietnastu minutach Britten wiedzial juz wszystko o trojce interesujacych go pacjentow. Jeden z nich, nowo narodzony chlopiec, byl w dosc ciezkim stanie.

Poszli na lunch do Old Dock Inn. Choc restauracja byla zatloczona, udalo im sie znalezc wolny stolik przy oknie, z widokiem na morze. Britten zamowil zestaw krabow, a Morgan poprzestala na salatce i kawie.

– Mam nadzieje, ze twoja siostra czuje sie dobrze? – spytal Britten.

– W takim stopniu, w jakim to mozliwe. Jest jej naprawde ciezko. Urodzila jedenascie tygodni przed terminem przez cesarskie ciecie. Jedno z jej dzieci jest w stanie krytycznym.

– Przykro mi to slyszec. Co mu jest?

– Zakazenie paciorkowcem grupy B – powiedziala Morgan. – Wiesz, o co chodzi?

Britten usmiechnal sie poblazliwie.

– Moja droga doktor Robinson – powiedzial – choc nie jestem lekarzem, nic, co dzieje sie w Szpitalu Uniwersyteckim, nie uchodzi mojej uwagi. Z wyksztalcenia jestem ekonomista, ale wyspecjalizowalem sie w ochronie zdrowia.

– Nie chcialam cie urazic, mowiac…

– Trudno jest mnie urazic – ciagnal Britten. – Chociaz pewne uniwersyteckie szychy czasem probowaly. Wiesz, ze w zeszlym roku bylem kandydatem na dyrektora calego stanowego systemu szkolnictwa wyzszego?

– Nie – powiedziala Morgan. – Nie slyszalam o tym.

– Tak jak wszyscy – stwierdzil Britten – i to bylo moim najwiekszym problemem. Okazalo sie, ze moja nominacja zostala zgloszona dla formalnosci. Czlonkowie zarzadu dokonali wyboru juz wczesniej i spodziewali sie, ze zaden z pozostalych kandydatow nie potraktuje tej propozycji powaznie. A ja wlasnie tak ja potraktowalem.

Wypowiedzial te slowa ze zloscia, a oczy zaplonely mu nienawiscia. Morgan nie musiala byc psychiatra, by domyslic sie, jak bardzo przezyl ten afront. Wygladalo na to, ze doktor Britten nie zapomina doznanych krzywd.

– Musialo ci byc ciezko – stwierdzila.

– Prawde mowiac, wyszlo mi to na dobre. Dzieki temu wreszcie moglem ustalic, co jest dla mnie naprawde wazne. Uznalem, ze najlepiej mi bedzie w sektorze prywatnym i mysle, ze potwierdzily to moje tegoroczne osiagniecia w AmeriCare.

– Domyslam sie, ze nie darzysz uczelnianych bonzow zbyt duza sympatia. Usmiechnal sie.

– Niestety, nie.

– Skoro wiec ustalilismy, co kryje sie w duszy Hugh Brittena, moze powiesz mi, czemu chciales sie ze mna spotkac.

Britten zaczekal, az kelnerka rozstawi naczynia i odejdzie od stolika.

– Czy to nie oczywiste? – spytal. Morgan spojrzala na niego dziwnie.

– Slucham?

– Spojrz na mnie, Morgan – powiedzial. – Mam trzydziesci siedem lat i nie zywie zludzen co do mojego wygladu. Kobiety nie mdleja z zachwytu na moj widok. Jestem jednak dosc dobrze uposazony i wielu ludzi przyznaloby, ze mam przed soba wspaniala przyszlosc. Wszystko osiagnalem dzieki swojej inteligencji, konsekwencji w dzialaniu i bezkompromisowemu dazeniu do realizacji wlasnych celow. Jakkolwiek na to spojrzec, jestem dobra partia. – Zawiesil glos. – Moze zastanowisz sie nad tym?

– Nad czym mam sie zastanawiac?

– Prosze, Morgan, nie badz tepa. Nie chce dluzej byc sam. Juz jakis czas temu wpadlas mi w oko. Z twoja uroda i osobowoscia i moim intelektem stanowilibysmy niezrownana pare, nie sadzisz?

Ucisk w zoladku Morgan rozchodzil sie na cale cialo, przyprawiajac ja o mdlosci. On jej pragnal. Patrzac na twarz Brittena, na ktorej zagoscil wyraz dziwnego rozmarzenia, Morgan doszla do wniosku, ze jest on albo kompletnie pozbawionym wyczucia palantem, albo bardzo niebezpiecznym czlowiekiem.

ROZDZIAL 9

Jeszcze przed rokiem rezydencja Arnolda Schuberta byl wytworny, wielki dom w Head of the Harbor. Po separacji z zona musial zamienic go na skromne mieszkanie w St. James. I choc nie zyl juz w takim luksusie, do jakiego byl przyzwyczajony, wciaz mial swoja muzyke i, co wazniejsze, wolnosc. Gdyby tylko, myslal, doszly do tego jeszcze pieniadze.

Mial nerwy napiete jak postronki. Szybko odwracane na jego widok spojrzenia swiadczyly o tym, ze wszyscy slyszeli o spartaczonej aborcji. Choc bal sie, ze zostanie z tego powodu pozwany do sadu, wydawalo mu sie, iz na razie proces jest jeszcze za wczesnie; pelnomocnik powoda musial przeciez zapoznac sie z aktami medycznymi i uzyskac wstepne opinie bieglych, a to na ogol trwalo co najmniej rok…

Srodze sie jednak przeliczyl. Poprzedniego dnia przyszedl do niego list polecony od adwokata Alyssy. „To nie jest nakaz', przeczytal Schubert. Ale z powodu „razacego zaniedbania i braku kompetencji' panstwo Cutrone zamierzali domagac sie od niego dziesieciu milionow odszkodowania. List konczyla sugestia, by Schubert jak najszybciej skontaktowal sie ze swoja firma ubezpieczeniowa w sprawie ewentualnego pokrycia kosztow.

Nastepnego dnia, poznym popoludniem, wciaz zdenerwowany, siedzial w salonie sluchajac Verdiego, kiedy zadzwonil telefon. Doktor westchnal. Odkad rozpoczely sie jego klopoty malzenskie, znow przyjmowal wiecej wezwan, bo potrzebowal pieniedzy. Odbijalo sie to jednak niekorzystnie na jego zanikajacym spokoju ducha. Niechetnie podniosl sluchawke.

– Milo spedzasz niedziele? – uslyszal. Schubert od razu rozpoznal ten glos.

– Tak, dziekuje. Jak dotad jest spokoj.

– Ach, samotnosc. Czasami kazdy jej pragnie. Zaslugujesz na nia, jak najbardziej. To wiaze sie z powodem, dla ktorego do ciebie dzwonie. No, teraz sie naslucham, pomyslal Schubert.

– To znaczy…

– To znaczy, ze doskonale wywiazujesz sie ze swoich obowiazkow. Liczba aborcji, tak wczesnych, jak i pozniejszych, wzrasta. Mamy juz z tego pewne korzysci, ty zreszta tez. Ale jesli chcemy, zeby dalej tak bylo, musimy unikac bledow, prawda?

Schubert zesztywnial.

– O czym pan mowi?

– Jak to, nie wiesz? O niekompetencji! O latwych do unikniecia bledach, takich jak chocby usuniecie niewlasciwego blizniaka! W dodatku tego, ktoremu powinienes byl pomoc. Dobry Boze, czlowieku, student pierwszego roku medycyny nie mialby takiej wpadki!

– Ja…

– Nie gadaj tyle! Rusz glowa, na litosc boska. Interes dobrze sie rozwija, ale jesli zaczniesz odwalac takie numery, wszyscy bedziemy mieli klopoty! Chwytasz, o czym mowie?

Schubert zrozumial. Jego rozmowca slynal z fanatycznej surowosci, ktora nie pozwalala mu tolerowac bledow czy dawac ludziom drugiej szansy.

Nastepnego ranka po zakonczeniu obchodu Brad poszedl do glownego patologa, Bernarda Kornheisera. Nie dawal mu spokoju fakt, ze nie przeprowadzono sekcji zwlok zmarlych noworodkow. We wszystkich przypadkach, w ktorych przyczyna zgonu byla nieznana, autopsja mogla rozwiac czesc watpliwosci. Jak sie jednak okazalo, sekcji poddano tylko jedno ze zmarlych dzieci. Nawet jesli to nie Komheiser ja przeprowadzil, mogl przynajmniej obejrzec z Bradem preparaty.

– Chodzi o mala Strickland, zgadza sie? – spytal patolog. Brad skinal glowa.

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату