lezalo na dworze, poddane dzialaniu wysokiej temperatury, ze trzeba uciec sie do metody botanicznej albo zoologicznej. Ta ostatnia to moja dzialka.
– Zoologicznej?
– Badam faune zerujaca na zwlokach, glownie owady. Identyfikujac gatunki w roznych stadiach rozwoju, mozna uzyskac dosc dokladne przyblizenie czasu zgonu.
W czasie jazdy Crandall dokladnie wyjasnil swojemu sluchaczowi, co dzieje sie ze zwlokami pozostawionymi na otwartym terenie.
– Na rozkladajacych sie zwlokach zeruja cztery rozne kategorie owadow. Najpierw pojawiaja sie owady padlinozerne, jak na przyklad muchy miesne i ich larwy, a potem drapiezcy i pasozyty padlinozercow, a zwlaszcza
– Na poczatek – ciagnal Crandall – podobnie jak lekarze sadowi, dokonuje ogolnych ogledzin ciala, by w przyblizeniu ustalic stopien rozkladu. Zalezy on od temperatury otoczenia, pory roku, mikroklimatu, wilgotnosci oraz innych czynnikow srodowiskowych, ktore musze uwzglednic. Po uzyskaniu szczegolowych danych na miejscu odnalezienia zwlok i polaczeniu ich z wynikami identyfikacji entomologicznej, zazwyczaj jestem w stanie okreslic w miare dokladnie czas zgonu.
Przejechali przez most Verrazano-Narrows i po pietnastu minutach dotarli na miejsce. Zwloki odnaleziono niecale dziesiec metrow od brzegu zatoki Raritan. Riley zatrzymal woz i razem z Crandallem ruszyli w strone zoltej tasmy, ktora ogrodzono miejsce zbrodni. Ofiara lezala na bagnistej rowninie porosnietej trzcinami i wysoka trawa. Od strony wody nadciagnal podmuch wiatru, niosacy odor smierci. Riley zgial sie wpol i zwrocil sniadanie. Crandall podal mu kilka papierowych chusteczek.
– Powinienem byl pana przed tym ostrzec – powiedzial. – Chce pan maske?
– A to cos da? – spytal Riley, blady i zdenerwowany.
– Raczej nie.
– To po co mi ona?
– Otoz to – powiedzial Crandall. – Po pewnym czasie przyzwyczai sie pan. Sadzac po tym smrodzie, zgon nastapil od trzech do osiemnastu dni temu. Skoro jednak jest az tak silny, zaloze sie, ze raczej wczesniej niz pozniej. Da pan sobie rade?
– Sprobuje – odparl Riley slabym glosem.
Przeszli pod tasma i ruszyli w kierunku wskazanym przez policjanta. Przez rozgarniete sitowie wiodla wydeptana sciezka. Szczatki spoczywaly w zaroslach, kilka metrow dalej. Byly to nagie zwloki mlodej kobiety, lezacej na boku z rekami nad glowa, do ktorej przylegaly resztki dlugich jasnych wlosow. Crandall pochylil sie i otworzyl walizke, przygladajac sie zwlokom.
Jedyne, co dalo sie stwierdzic na pewno, to ze ofiara byla czlowiekiem. Nie miala oczu i warg. Choc byla rasy bialej, resztki odslonietej skory prawie calkowicie sczernialy. Tkanki zaczynaly sie kurczyc i w miare wydostawania sie wewnetrznych gazow cialo zapadalo sie. Tu i owdzie, zwlaszcza w okolicach twarzy, spod skory wylanialy sie kosci.
Nie zwazajac na smrod, Crandall wyjal lupe i dokladnie obejrzal glowe ofiary. W nozdrzach roilo sie od oslizlych pedrakow, a w oczodolach wily sie zoltawe larwy. Crandall pomyslal, ze przy takiej temperaturze i wilgotnosci po dziesieciu dniach powinno ich byc wiecej. Wyciagnal pincete i kilka butelek z plynem. Przez nastepne dziesiec minut ostroznie chwytal owady roznych gatunkow, usmiercal je w czterochlorku wegla, po czym konserwowal w alkoholu etylowym.
Po zakonczeniu pracy Crandall schowal wszystkie narzedzia na miejsce, zamknal walizke i podszedl do detektywa Rileya, ktory wycofal sie pod sama tasme oznaczajaca miejsce zbrodni. Kilka minut pozniej byli juz na autostradzie.
Po powrocie do swojego gabinetu Crandall przeprowadzil makroskopowa i mikroskopowa analize odnalezionych owadow, robiac przy tym szczegolowe notatki. Zajelo mu to dwie godziny. Najliczniej reprezentowanymi gatunkami byly
Jesli zatem De Paolo widziano przed dziesiecioma dniami, nie mogly to byc jej zwloki. Policja musiala kontynuowac poszukiwania corki gangstera.
– Naprawde niepokoje sie o nia – powiedziala Morgan. – Bez przerwy siedzi na oddziale intensywnej terapii i wpatruje sie w inkubator Bena.
– Jak kazda matka martwi sie o swoje dziecko – stwierdzil Brad. – One wszystkie tak sie zachowuja. Kazdego dnia widze je w szpitalu.
– Brad, nie o to chodzi. Jennifer prawie w ogole nie bywa w domu i nie sypia. Nie widzialam, zeby cos jadla. To chyba nie jest zdrowe, prawda?
Brad usmiechnal sie pod nosem. Wiedzial, ze tylko matka mogla okazywac tak zarliwa troske i takie oddanie. W oczach innych bylo to ogromne poswiecenie graniczace z obledem.
– Dobrze, porozmawiam z nia. Szczerze mowiac, nie liczylbym na to, ze cokolwiek sie zmieni, dopoki Ben nie zostanie odlaczony od respiratora.
– A kiedy to nastapi? Wzruszyl ramionami.
– Poczekamy, zobaczymy.
Obydwoje saczyli kawe. Ich spotkania w szpitalnej kafeterii staly sie codziennym rytualem. Juz nie skakali sobie do oczu, jak to jeszcze do niedawna bywalo. Dobrze sie ze soba czuli, rozmawiajac przy kawie, choc na razie ich znajomosc pozostawala czysto zawodowa.
Minelo kilka dni od wypisania Jennifer ze szpitala. Bardzo szybko doszla do siebie. Chciala, co prawda, zostac tu, by byc blisko swoich dzieci, ale nawet jej siostra, w koncu osoba dosc wplywowa w AmeriCare, nie mogla zalatwic jej finansowania nieuzasadnionego pobytu w szpitalu. A poniewaz Morgan rzadko udawalo sie zastac Jennifer w domu, czesto zagladala na oddzial intensywnej terapii noworodkow przed praca albo w przerwie na lunch, by dowiedziec sie o stan dzieci.
– Jak tam, stary dobry Hugh probowal sie z toba kontaktowac? – spytal Brad.
– Od kilku dni nie. – Morgan wczesniej powiedziala mu o nocnym telefonie od Brittena i jego zaskakujacej porannej wizycie. – Jestem pewna, ze wielu kobietom pochlebiloby jego zainteresowanie, ale… slyszales, ze w zeszlym roku kandydowal na dyrektora stanowego systemu szkolnictwa wyzszego?
– Tak. Przez kilka tygodni o niczym innym nie mowilo sie na uniwerku. – Uniosl na nia wzrok znad kubka z kawa. – Posluchasz mojej rady? Trzymaj sie z dala od tego typa, Morgan. Mowi sie o nim, ze kiedy sie czegos uczepi, jest nieustepliwy jak pirania. Mysle, ze czeka na okazje, by zemscic sie na wladzach uczelni, a potrafi byc naprawde bezwzgledny.
Morgan odwrocila sie, probujac ukryc ogarniajacy ja niepokoj. Nie wspomniala Bradowi o e-mailu od Brittena ani o telefonach, ktorych nie odbierala. Zywic podejrzenia, to jedno; ale uzyskac ich potwierdzenie, to zupelnie co innego.
Afryka Wschodnia, 1981
Najpierw wypatroszyl brazowa koze.
Zwierzeta byly kluczem do zrozumienia bozej woli. Bogini Ngai wyrazala j a przez slady pozostawione przez nie na pastwiskach albo – jesli czlowiekowi sie spieszylo – przez ich wnetrznosci. A jemu w tej chwili sie spieszylo.
Jako syn