Byl przystojnym, wysokim mezczyzna o waskim nosie. Przerwal na chwile dluga wspinaczke, rozkoszujac sie slabym wieczornym powiewem plynacym w gore zbocza. To naprawde byla boza ziemia, a on mial na niej swoj dom. Patrzac w dal, zobaczyl pasmo wyciosanych z granitu gor, Ildonyo Ogol, spowitych cierniami i akacjami. W dole, naprzeciwko rozpadliny, po kres horyzontu rozciagala sie rownina Serengeti, obfitujaca w antylopy gnu, kongoni, impala i zebry. Mezczyzna odetchnal gleboko i ruszyl w dalsza droge, ciagnac kozy za soba.

Na polanie przywiazal je do pala i rozpalil ogien. Przez nastepna godzine kopal w ziemi gleboka dziure, ktora nastepnie wylozyl liscmi bananowca. Potem zaczekal, az zapadnie zmrok i na niebie rozblysna gwiazdy. W koncu wstal i odspiewal blogoslawienstwo. Zwilzajac liscie woda z tykwy, posypal je swietym prochem z butelki z kosci sloniowej.

Nadszedl czas.

Rzuciwszy okiem na niebo, wyjal noz z pochwy i podszedl do bialej kozy. Jednym plynnym ruchem reki rozcial jej nos i wtarl w rane sproszkowane wapno. Nastepnie odwiazal zwierze od pala i, krwawiace, oprowadzil wokol jamy, pozostawiajac czerwony slad. Potem to samo zrobil z brazowa koza, tyle ze okrazajac jame, szedl w odwrotnym kierunku.

W nocnym powietrzu unosil sie zapach mimoz. Odlozywszy noz, mezczyzna zaczal dusic brazowa koze, az bezwladnie opadla na ziemie. Kiedy opalizujace slepia zwierzecia zamglily sie, rozplatal mu brzuch za pomoca pangi. Nastepnie wyszarpnal lsniace, wilgotne wnetrznosci na sucha ziemie. Zwierze bylo juz w agonii, gdy wreszcie poderznal mu gardlo. Zabiwszy w podobny sposob biala koze, zaciagnal parujace wnetrznosci do jamy. Wrzucil je do srodka, po czym przykucnal, by odczytac z nich przyszlosc.

Zmruzyl w skupieniu oczy. Wnetrznosci prawidlowo zarznietego ofiarnego zwierzecia mogly wiele powiedziec. Dobry mindumugu potrafil czytac w nich jak w ksiazce. W blasku ognia mezczyzna z uwaga przygladal sie stygnacej masie, przebijajac patykiem sliskie zwoje, szukajac odpowiedzi na nurtujace go pytania. W koncu pojal, ze policja rzeczywiscie go sciga i aresztowanie jest tylko kwestia czasu. Mezczyzna podniosl sie. Najwyzsza pora opuscic ziemie przodkow.

Z nadejsciem switu na niebie pojawia sie krazace sepy. Zwabione wonia krwi i cuchnacych trzewi marabuty zaczna krazyc wsrod truchel, z ktorych w innych okolicznosciach mozna by spreparowac okazale szkielety. Wtedy jednak jego juz tu nie bedzie. Mezczyzna ruszyl w dol wzgorza przy glosnych dzwiekach nocnej symfonii fisi, hien.

ROZDZIAL 11

Glowny hol siedziby AmeriCare wygladal imponujaco. Okna siegaly od podlogi po sufit, a sciany byly wylozone wloskim marmurem. Wszystko to razem tworzylo wrazenie potegi i za kazdym razem, gdy Morgan wchodzila do budynku, wstepowaly w nia nowe sily. Mialo to jednak swoja cene. Bylo nia odhumanizowanie miejsca pracy i chlod, ktory dawal sie we znaki wszystkim pracownikom.

Winna temu byla nie tylko architektura. Wkrotce po rozpoczeciu pracy w AmeriCare Morgan uswiadomila sobie, ze niemal we wszystkich firmach tego typu panuje atmosfera podszytej chciwoscia nerwowosci, przejawiajaca sie w bezustannym odrzucaniu wnioskow klientow i ciaglych wysilkach na rzecz ograniczenia kosztow dzialalnosci. Poczatkowo, gdy przechodzila przez hol, usmiechala sie i witala ze wszystkimi. Jednak straznik nigdy nie zdobyl sie w odpowiedzi na nic wiecej niz ponury pomruk, a inni pracownicy byli rownie zamknieci w sobie. Po pewnym czasie Morgan zrezygnowala z prob nawiazania z nimi kontaktu.

Jednym z nielicznych wyjatkow byla jej sekretarka, Janice. Ta pelna zycia, towarzyska blondynka zawsze miala dla swojej szefowej usmiech i cieple slowo. Janice byla w wieku Jennifer i Morgan traktowala ja bardziej jak siostre niz podwladna.

– Co u twojej siostry, Morgan? A u siostrzenca? – spytala Janice.

– Obydwoje ledwo sie trzymaja – powiedziala. – Zycie Bena wisi na wlosku, a Jen sama sobie szkodzi. Przyszlo cos do mnie?

– Przynioslam akta, o ktore prosilas. Leza na twoim biurku. Aha, szukal cie doktor Hunt.

– A czego on chce?

– Nie powiedzial, ale slowo daje, ciarki mnie przechodza na jego widok.

Morgan wiedziala, co Janice ma na mysli. Martin Hunt, ktorego poznala podczas wstepnej rozmowy kwalifikacyjnej, wydawal sie ulepiony z innej gliny niz pozostali kierownicy. W odroznieniu od nadetych bufonow pokroju Daniela Morrisona doktor Hunt odznaczal sie zyczliwoscia, ktora wydawala sie tu zdecydowanie nie na miejscu. Prawde mowiac, to wlasnie dzieki niemu Morgan postanowila wziac te prace.

Swoje lagodne usposobienie po czesci zawdzieczal wyksztalceniu medycznemu. Od poczatku lat osiemdziesiatych programy studiow medycznych stopniowo byly przystosowywane do wymogow spoleczenstwa coraz bardziej nastawionego na konsumpcje. Gdy wczesniej kladziono nacisk przede wszystkim na leczenie i analize poszczegolnych przypadkow, nagle wieksza uwage poczeto zwracac na zagadnienia etyczne, profilaktyke i komunikacje miedzy pacjentem a lekarzem, wymagajaca od tego ostatniego zrownowazonej osobowosci i umiejetnosci sluchania. Wazne bylo to, by mlodych lekarzy przestano uwazac za „panow doktorow', a raczej widziano w nich godnych zaufania doradcow. Hunt zaczal studia u progu tej nowej ery i Morgan zawsze miala wrazenie, ze byl nadzwyczaj pilnym studentem.

Jednak w odroznieniu od niej Martin Hunt nie podjal pracy w swoim fachu. Dziesiec lat starszy od Morgan, zonaty, z dwojka prawie doroslych dzieci, ulegl presji finansowej. W dynamicznie rozwijajacej sie branzy ubezpieczen zdrowotnych powstalo wiele atrakcyjnych miejsc pracy i zaraz po odbyciu rocznego stazu Hunt zajal sie administracja ochrony zdrowia. Mimo nieco skostnialej organizacji firmy szybko znalazl w niej swoje miejsce.

Doktor Hunt stal sie dla Morgan posrednikiem miedzy nia a kierownictwem. Jednak roznil sie od niej tym, ze praktycznie nie mial zadnego doswiadczenia w pracy z chorymi i nie znal zwiazanych z tym emocji i bolu. Choc dal sie lubic, nie wiedzial, czym jest wspolczucie. Poczatkowo Morgan myslala, ze jakos bedzie mogla to zniesc, ale w miare uplywu czasu coraz bardziej ja to draznilo.

Przeniosla wzrok z komputera na teczke lezaca na biurku. Zawierala kopie karty chorobowej dziecka, ktore umarlo w Szpitalu Uniwersyteckim North Shore. Przebieg wypadkow byl zatrwazajaco znajomy: powaznie chore dziecko, ktorego stan mimo poczatkowych powiklan powoli zaczynal sie poprawiac, nagle umieralo. Nastapil spadek nasycenia tlenem, co doprowadzilo do zapasci sercowo-naczyniowej. Liczaca sobie zaledwie trzy dni dziewczynka, doznala rozleglych oparzen trzeciego stopnia w pozarze domu. W ciagu nastepnego miesiaca przeszla cala serie zabiegow i przeszczepow skory, w czasie ktorych doszlo do niewydolnosci nerek. Jednak dzieki troskliwej opiece personelu mala powoli zaczynala wychodzic na prosta. Jej stan ustabilizowal sie i wygladalo na to, ze po paru miesiacach na oddziale intensywnej terapii bedzie mozna ja wypisac ze szpitala. I nagle umarla.

Po plecach Morgan przeszedl dreszcz. Zawod, ktory wykonywala, wymagal od niej znajdowania odpowiedzi, a w tym przypadku zadnych nie bylo. Co gorsza, to dziecko, tak jak pozostale, zostalo ubezpieczone w AmeriCare. Przypomnialy jej sie uwagi Brada na temat prawdopodobienstwa wystapienia takiej zbieznosci; czy fakt, ze AmeriCare ubezpieczala wszystkie dzieci, ktore ostatnio zmarly na oddziale intensywnej terapii mogly byc zbiegiem okolicznosci? Choc Morgan zawsze byla sceptyczka, musiala przyznac, ze to raczej niemozliwe.

Siedziala ze wzrokiem wbitym w monitor komputera, analizujac prognozy finansowe firmy. Choc bronila sie przed mysla, ze pieniadze mogly miec cos wspolnego ze smiercia dzieci, byla ciekawa, jak te tragiczne wydarzenia odbily sie na dochodach AmeriCare. Za pomoca wydruku z ksiegowosci Szpitala Uniwersyteckiego Morgan zestawila koszty opieki nad trojka dzieci zmarlych na oddziale intensywnej terapii. Nastepnie wcisnela kilka klawiszy i przeprowadzila odpowiednie obliczenia. Przecietnie kazde dziecko kosztowalo firme sto siedemnascie tysiecy dolarow miesiecznie. Jesli te sama sume odniesc do noworodkow numer cztery i piec i przyjac, ze musialyby one spedzic na oddziale jeszcze co najmniej trzy miesiace, AmeriCare zaoszczedzila na ich smierci poltora miliona dolarow.

Morgan wydela wargi. Jak na branze ubezpieczen zdrowotnych nie byla to zawrotna suma, ale nie byla tez blaha. Drobne oszczednosci poczynione tu i owdzie mogly znaczaco odmienic losy firmy. Byloby to w zgodzie z dazeniami zarzadu do ograniczenia kosztow. Jakie jeszcze zmiany wprowadzila AmeriCare, by wyjsc na swoje,

Вы читаете Dostawca
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату