chwili osunelo sie na bok i jego slepia stanely w slup.
Wyniki eksperymentow na innych zwierzetach byly identyczne. Roztocza wywolywaly gwaltowna reakcje u wszystkich kregowcow plucodysznych, zarowno mlodych, jak i starych, choc najsilniej dzialaly na ssaki naczelne. Mezczyzna co dwanascie miesiecy powtarzal czynnosci, ktore na wlasny uzytek okreslal badaniem efektywnosci. Roztocza wciaz byly rownie zabojcze jak wtedy, gdy w Afryce po raz pierwszy na wlasne oczy zobaczyl, co potrafia zrobic z czlowiekiem.
Wprowadzanie roztoczy do pluc noworodkow okazalo sie nieco wiekszym wyzwaniem, poniewaz trzeba bylo zrobic to tak, by nie wzbudzic niczyich podejrzen. Mezczyzna przede wszystkim potrzebowal skutecznego srodka przenoszenia. Glowil sie nad tym kilka miesiecy, by w koncu uznac, ze najlepszy sprzet przez caly ten czas mial przed oczami. Pracujac w szpitalu, mezczyzna mial nieograniczony dostep do respiratorow, wystarczylo wiec tylko troche w nich podlubac.
W respiratorach i wentylatorach bylo mnostwo rurek, przez ktore plynal gaz. Sercem kazdego urzadzenia byl elektrycznie sterowany tlok albo pompa mieszkowa, polaczona z komputerem w celu uzyskania optymalnej skutecznosci. Pompa tloczyla wilgotne powietrze, w razie potrzeby wzbogacane w tlen. Rurki roznych rozmiarow biegly od urzadzenia do pacjenta. Nimi wlasnie zainteresowal sie mezczyzna.
Wyjal zasuszone liscie z torebek herbaty i na ich miejsce wsypal zanieczyszczona marihuane. Nastepnie zwinal torebki w skrety i zakleil je z pietyzmem. Byly na tyle cienkie, by zmiescic sie w rurce respiratora pod dolnym filtrem. Kiedy tloczone przez pompe powietrze uderzy w zawiniatko, roztocza wydostana sie z niego i podmuch poniesie je w strone potencjalnej ofiary.
Pozostawalo jeszcze przetestowac te technike. Mezczyzna przeprowadzil eksperyment na poddanej tracheotomii kozie. Przywiazal ja do kija, podlaczyl respirator i uruchomil go. Nastepnie odsunal sie na bezpieczna odleglosc. Koza zdechla pietnascie minut po zaczerpnieciu pierwszego lyku zanieczyszczonego marihuana powietrza. Mezczyzna byl gotow. Nie mial watpliwosci, ze opracowany przez niego sposob bedzie rownie skuteczny, gdy zastosuje go wobec ludzi.
Po zakonczeniu eksperymentow nadeszla pora, by uczcic sukces. Mezczyzna pozbyl sie szczatkow kozy i posprzatal pokoj. Od dwudziestu lat palil trawe i nic tak nie koilo jego nerwow i nie dawalo takiej przyjemnosci jak haust THC, tetrahydrokanabinolu. Zrobil sobie grubego skreta, zapalil i zaciagnal sie gleboko. W ciagu kilku sekund czasteczki THC zaczely sie wiazac z receptorami w podwzgorzu, w cudowny sposob modyfikujac proces uwalniania dopaminy i serotoniny. Zmysly mezczyzny przeszly metamorfoze; blogo usmiechniety, odchylil sie na oparcie fotela i ulegl ogarniajacej go euforii.
Nigdy nie przyszlo mu do glowy, ze jego trwajacy od dziesiatkow lat zwyczaj wypalania dwoch skretow dziennie moze przysporzyc mu klopotow. Nie dosc, ze nie potrafil przyznac sie przed soba, iz jest uzalezniony, to jeszcze wmawial sobie, ze zasluguje na chwile ucieczki od stresu zwiazanego z praca. Pozostawalo jednak faktem, ze jego nalog byl niebezpieczna skaza na skadinad silnym charakterze. Juz raz narobil sobie przez to klopotow.
ROZDZIAL 12
Kiedy Brad Hawkins kupowal dom, wiedzial, ze wymaga on natychmiastowego remontu. Przez nastepne piec lat tym wlasnie sie zajmowal. Dwudziestopiecioletni dom mimo skromnych rozmiarow i rownie skromnej konstrukcji, bezustannie wymagal takich czy innych napraw. Poniewaz Brad nie nalezal do osob towarzyskich, weekendy na ogol spedzal albo tu, albo na swojej lodzi. Tym razem jednak, po raz pierwszy od dobrych kilku lat, zaprosil do siebie gosci.
W miejscowym sklepie znalazl przeceniony grill marki Weber oraz elektryczny palnik. Brad uwielbial gotowac i uznal, ze pizza z grilla i swieze ryby powinny zaspokoic wymagania wszystkich gosci. Poprosil sprzedawce, by pokroil tunczyka i makrele na grube steki, ktore on sam nastepnie podzielil na prostokatne kostki. Pokryl je warstwa zasuszonych wodorostow, posypal ziarnem sezamowym, po czym upiekl na silnym ogniu. Nastepnie pokroil kostki na cienkie plasterki i podal z imbirowo-sojowym sosem na lisciach salaty. Goscie byli pod wrazeniem.
– Gdzie sie nauczyles tajnikow wschodniej kuchni? – spytala Morgan.
– Samo przyszlo – odparl. – Nie trzeba sie duzo napracowac, a Michaelowi takie jedzenie odpowiada.
– Jest przepyszne, doktorze Hawkins – powiedzial Nbele. – Bardzo delikatne mieso. Przypomina w smaku ryby z jeziora Turkana, w moich rodzinnych stronach.
– A gdzie to jest, Nbele? – spytala Morgan.
– We Wschodniej Afryce Rownikowej. W Kenii.
– Masz tu jakas rodzine? – pytala dalej.
– Kuzyna. I jeszcze siostre w Montrealu. Reszta rodziny zostala w Afryce.
– Gdzies w poblizu Wielkiego Rowu? – spytal Michael.
– Bardzo blisko – odparl Nbele. – Niewielu Amerykanow slyszalo o tym miejscu.
– Wiesz, ze w zeszlym roku wyladowali tam kosmici?
– Nie – powiedzial Nbele. – Gdzie to wyczytales?
– W serwisie wiadomosci o UFO na Yahoo. Jest tam duzo fajnych rzeczy.
Nbele usmiechnal sie.
– Kiedy bylem maly, widywalismy kosmitow na okraglo
– Naprawde?
– Och, tak. Pojawiali sie w gorach, noca. Niektorzy mysleli, ze to wielkie ptaki, jak sepy. Ale inni wierzyli, ze to przybysze z innego swiata.
– Nbele – powiedzial Brad ostrzegawczym tonem. – Mikey ci wierzy.
– Aleja mowie prawde, doktorze. Moj lud mowi, ze to bogowie, ktorzy odwiedzaja nas od stuleci. – Otarl usta serwetka. – Chodz, Mikey. Pogramy w pilke. Powiem ci wszystko, co wiem.
Brad patrzyl w milczeniu, jak jego syn zrywa sie od stolu i prowadzi Nbele do ogrodka.
– Jak w historii o zaczarowanym flecie. Wystarczy, ze powiesz „kosmici', i wszedzie za toba pojdzie. Ten dzieciak czasami mnie niepokoi.
– Nie probuj poskramiac wyobrazni Mikeya, Brad. Nie ma w jego zachowaniu niczego niezwyklego. Dzieci w takim wieku sa z natury ciekawe wszystkiego.
– Slowa godne pediatry. A propos, masz jakies nowe pomysly w zwiazku ze smiercia noworodkow i twoim pracodawca?
Morgan z pewnymi oporami powiedziala mu, co wynikalo z przeprowadzonej przez nia analizy sytuacji finansowej firmy: ze choc AmeriCare rzeczywiscie mogla dzieki smierci ciezko chorych noworodkow zaoszczedzic pewna sume pieniedzy, to bladla ona w porownaniu z tym, co firma zyskiwala na wzroscie liczby aborcji.
– Znasz doktora Schuberta? – spytala.
– Jasne, znam Arniego – odparl. – Typ samotnika, ale ciezko pracuje.
– Czy wydaje ci sie zdolny do, jakby to nazwac, podbijania liczby aborcji? Powiedzmy, kosztem porodow terminowych?
Brad powoli uniosl brwi.
– Nigdy nie przyszlo mi to do glowy. Schubert jest dosc dziwny. Wlasciwie nikt go tak naprawde nie zna. Podobno byla zona zdziera z niego kupe forsy.
– Czyli przydaloby mu sie troche wiecej pieniedzy?
– Jak nam wszystkim. – Skonczywszy jesc, Brad odsunal talerz. – Dowiedzialas sie czegos jeszcze?
– W komputerze szukalam przypadkow podobnych do tych, ktore nas interesuja – powiedziala. – Stanowe Biuro Demograficzne prowadzi rejestr zgonow. Udalo mi sie zalogowac do ich bazy danych i przejrzec archiwa. Wyglada na to, ze wiecej takich przypadkow nie odnotowali.
– Morgan, wejdz ze mna na chwile do domu. Chce ci cos pokazac. – Zaprowadzil ja do malego gabinetu sasiadujacego z sypialnia. Na biurku stal mikroskop. Brad wyjal z tekturowej teczki szkielko, polozyl je pod obiektywem, powiekszyl obraz dziesiec razy i przywolal Morgan gestem reki. – Zobacz.
Przylozyla oczy do okularow i ustawila ostrosc.
– Co to wlasciwie jest? Zawsze mialam problemy z anatomia patologiczna.