– Ja tez. To probka pobrana od zmarlego dziecka, ktore jako jedyne poddano sekcji zwlok.
Morgan uwaznie ogladala preparat, przesuwajac go wolno po stoliku mikroskopu.
– Tkanka plucna?
– Brawo. Widzisz cos niezwyklego?
– Coz, wyglada to troche jak astma. Kiedy pracowalam w szpitalu, mialam sporo do czynienia z chorobami pluc. Widoczny duzy obrzek, mnostwo sluzu.
– Kornheiser stwierdzil, ze moglo to byc nastepstwem masazu serca -powiedzial Brad.
– No coz, to on jest ekspertem. Pamietam, ze podobnie wygladaly wycinki pobrane od dzieci z anafilaksja – powiedziala, majac na mysli silna alergiczna reakcje na obce bialko.
– Te dzieci byly chyba na to za male, nie sadzisz? – spytal Brad. – Moze byl to jakis alergen, z ktorym weszly w kontakt po raz pierwszy? Widzisz te wszystkie granulocyty eozynochlonne?
Morgan wlaczyla silne wzmacnianie obrazu.
– Tak, rzeczywiscie. Interesujaca hipoteza. Masz na mysli jakis konkretny alergen?
– Tu mnie zagielas. Widzisz cos jeszcze?
Morgan powoli przesunela wzrokiem po preparacie.
– Nie, ja… co to, artefakt?
Brad pochylil sie i spojrzal w okular. Na samym brzegu szkielka widoczne bylo cos, co wygladalo jak maly owad w ogromnym powiekszeniu. Przypominal wesz.
– Nie wiem. Czegos takiego raczej nie widzi sie w drogach oddechowych. Jezu, myslisz, ze doktor Kornheiser ma wszy?
Morgan parsknela smiechem. Usmiech nie zniknal z jej twarzy, gdy Brad odstawil mikroskop i wyprowadzil ja na dwor. Okazalo sie, ze doktor Hawkins jest obdarzony poczuciem humoru. Czula na ramieniu dotyk jego dloni i sprawialo jej to przyjemnosc.
Najbardziej niezwykla cecha kolekcji szkieletow Hugh Brittena byla jej roznorodnosc. Choc nie gardzil kosccami zwierzat, zdecydowanie bardziej interesowali go ludzie. Najbardziej dumny byl ze zgromadzonych przez siebie dziwadel, a zwlaszcza swojego ostatniego zakupu – blizniat Nieves. Mimo to uwazal swoja kolekcje za niepelna. Zawsze istnial jeszcze ten jeden eksponat, ktorego mu brakowalo, im bardziej niezwykly, tym lepszy. W tej chwili Britten poszukiwal dziecka, ktore byloby praktycznie pozbawione glowy.
Chodzilo o plod z anencefalia, czyli taki, ktoremu brakowalo wiekszej czesci mozgu, co uniemozliwialo odpowiednie wyksztalcenie sie czaszki. Z niewiadomych przyczyn ten najwazniejszy narzad nie rozwijal sie; pozostawal tylko prymitywny pien. Cierpiace na te przypadlosc dzieci byly pozbawione gornej czesci czaszki, mialy tylko zle rozwinieta zuchwe. W glowie wielkosci piesci tkwilo dwoje groteskowo wybaluszonych oczu, przypominajacych slepia fladry. Ofiary tej strasznej choroby, pozbawione kory mozgu, zyly nie dluzej niz kilka dni.
Najwiekszym problemem dla Brittena bylo odnalezienie zywego okazu. Dzieki rozwojowi technik diagnozy prenatalnej na swiat przychodzilo niewiele dzieci z anencefalia. Szerokie zastosowanie badan alfafetoproteiny w surowicy krwi matki i ultrasonografia umozliwialy wczesne wykrycie takich powiklan jak anencefalia, co pozwalalo na usuniecie chorych plodow. Rzadko zdarzalo sie, by w takim przypadku kobiety chcialy donosic ciaze. Dzieci z anencefalia na ogol rodzily sie tylko wtedy, gdy ich matki odmawialy badan prenatalnych. Jesli Britten chcial dodac jedno z nich do swojej kolekcji, musial odszukac taka wlasnie pacjentke.
Okazalo sie to zaskakujaco latwe. AmeriCare byla liderem w dziedzinie komputeryzacji leczenia ambulatoryjnego. Zaraz po przyjeciu oferowanego mu stanowiska Britten zasugerowal, aby firma stworzyla komputerowa baze danych wszystkich pacjentek leczacych sie na bezplodnosc. Kliniki poloznicze mialy od tej pory przesylac wszelkie uzyskane informacje do centralnego komputera AmeriCare. Teoretycznie, dzieki szybkiemu rozpoznaniu mozliwych do przeoczenia problemow, menedzerowie mogli interweniowac, chcac zredukowac koszty. Wystarczylo, ze Britten wpisal kluczowe slowo „anencefalia'. Reszte zrobil za niego komputer.
Cierpliwosc Britteifa zostala wynagrodzona. Virginia Ryan z Yonkers w stanie Nowy Jork byla w trzydziestym piatym tygodniu ciazy, kiedy u jej dziecka rozpoznano anuncefalie. Personel kliniki wprowadzil diagnoze do sieci, a stamtad wylowil j a komputer Brittena. Kolekcjoner nie posiadal sie z radosci. Natychmiast polecil sekretarce, by zadzwonila do gabinetu ginekologa tej Ryan i dowiedziala sie, jakie sa jej zamiary.
Kierowniczka kliniki ucieszyla sie, ze wreszcie moze z kims o tym porozmawiac. Pacjentka, o ktora chodzilo, byla bardzo klopotliwa; jej lekarz bal sie, ze zostanie przez nia porwany do sadu. Otoz pani Ryan wywodzila sie z rodu irlandzkich katolikow, zwolennikow licznych rodzin, a co za tym idzie, nieprzejednanych przeciwnikow aborcji. Wrodzone wady, ich zdaniem, byly wyrazem woli bozej. Jedna z siostr pacjentki miala dziecko z zespolem Downa. Wszystko to sprawilo, ze trzydziestoszescioletnia pani Ryan, matka piatki zdrowych dzieci, odmowila zgody na wszelkie badania prenatalne. Problem zostal wykryty dopiero wtedy, gdy lekarz, zaniepokojony faktem, ze nie moze wymacac glowy dziecka, uparl sie ze zrobi ultrasonografie. Wynik badania byl jednoznaczny.
Poczatkowo pani Ryan zareagowala na te wiadomosc z calkowita obojetnoscia. Stwierdzila, ze takie rzeczy sie zdarzaja i ze urodzi jeszcze niejedno dziecko. Zamierzala poczekac do porodu, a potem zyc dalej.
Zdaniem Brittena najlepiej byloby, gdyby zdecydowala sie na aborcje. Jednak przepisy obowiazujace w stanie Nowy Jork zabranialy usuwania tak dalece zaawansowanej ciazy. Britten sprawdzil dane na temat rodziny. Ryanowie lacznie zarabiali trzydziesci tysiecy dolarow rocznie, nie zaliczali sie zatem do ludzi bogatych. W tych czasach pieniadze przemawialy do wszystkich; Hugh Britten postanowil wiec przemowic niezwykle przekonujaco.
Podajac sie za jednego z dyrektorow AmeriCare do spraw medycznych, zadzwonil do panstwa Hyan, by powiadomic ich o rozterkach firmy. AmeriCare, powiedzial, zrobi dla pani Ryan wszystko, co sie da; mial na uwadze przede wszystkim jej dobro. Potem sklamal, twierdzac, ze przedyskutowal sytuacje z jej ginekologiem. Razem uznali, ze najkorzystniej bedzie doprowadzic do natychmiastowego porodu. Nie, ciagnal, to nie aborcja. Pani Ryan byla na to w zbyt zaawansowanej ciazy. Najlepszym rozwiazaniem bedzie wywolanie porodu. Zeby choc troche zlagodzic bol panstwa Ryan, firma gotowa jest wyplacic im piec tysiecy dolarow, jesli szybko podejma decyzje. Obiecal, ze zadzwoni znowu tego samego dnia.
Reakcja Ryanow byla taka, jak nalezalo oczekiwac. Skoro to nie aborcja, to oboje gotowi sa postapic zgodnie z zaleceniami lekarzy. Wiedzieli, ze niezbadane sa wyroki boskie. Co musza zrobic, dokad pojsc i kiedy dostana pieniadze? Britten powiedzial, ze da im znac.
Teraz musial znalezc odpowiednia osobe do tego zadania. Lekarza, ktory jest profesjonalista i potrafi dzialac przy zachowaniu calkowitej dyskrecji.
Musial to byc ktos, kto bedzie potrafil utrzymac jezyk za zebami, ktos, kto ma wobec Brittena dlug wdziecznosci.
Pora skontaktowac sie z doktorem Schubertem.
Schubert nie mial juz ochoty rozmawiac ze swoim lacznikiem z Ameri-Care – czlowiekiem, ktory podrzucal mu kolejne pacjentki, ktory wyciagal go z finansowej opresji. Jak nalezalo sie spodziewac, uslyszawszy jego glos w sluchawce, byl, delikatnie mowiac, rozdrazniony.
– Doktorze Schubert, w czasie naszej ostatniej rozmowy troche mnie ponioslo – zaczal Britten. – Chcialbym skorzystac z okazji, by pana przeprosic. Wszyscy zyjemy w ciaglym stresie. Wie pan, przemyslalem to, co pan mowil.
Schubert sluchal tych slow z narastajaca podejrzliwoscia. Wydawalo sie niemozliwe, by cos takiego mowil ten sam wunderkind z AmeriCare, z ktorym do tej pory mial do czynienia.
– Zaczyna pan rozumiec moj punkt widzenia?
– Do pewnego stopnia. Jesli chodzilo panu o to, ze chce pan ograniczyc swoja dzialalnosc, to rozumiem doskonale. Teraz, kiedy dzieki panu program tak doskonale sie rozwija, latwe powinno byc przerzucenie czesci obowiazkow i dochodow na innych lekarzy. Oczywiscie, nie bedzie juz tak, jak wtedy, kiedy mialem do czynienia tylko z panem. Poza tym nadal licze na pana, jesli chodzi o ogolny nadzor i kierownictwo. Jednak co sie tyczy panskich obowiazkow, mysle, ze mozemy zaczac je przekazywac innym dostawcom.
– Rozumiem – powiedzial Schubert, ktory tak naprawde nic nie rozumial. Britten byl bezwzgledny i z pewnoscia nie zrezygnowalby tak latwo z dokonania zemsty. – A finanse…?
– Nadal bede oczekiwal od pana jak najwiekszej skutecznosci. Jako dowod, ze dzialam w dobrej wierze, proponuje, bysmy kontynuowali nasza wspolprace na dotychczasowych warunkach.
– Jest pan bardzo hojny. – Zawiesil glos. – A co z moimi starymi aktami personalnymi?