– To dobry czlowiek – powiedziala, jakby sie chciala usprawiedliwic. – I wiele nas laczy. Jestem pewna, ze bede z nim szczesliwa.

– Nie watpie w to – burknal.

Wyprostowala sie, wyraznie odzyskujac panowanie nad soba, jakby wkladala niewidzialna zbroje.

– I mam nadzieje, ze my nadal bedziemy przyjaciolmi.

Jack dokladnie wiedzial, o co jej chodzi. Maja zachowac pozory luznej przyjazni, od czasu do czasu wspolnie pracowac i odnosic sie do siebie chlodno i bezosobowo. Jakby nie odebral jej niewinnosci, jakby nigdy nie dotykal jej w intymny sposob, nie calowal, nie zaznal slodyczy jej ciala. Krotko skinal glowa.

– Powiedzialas Hartleyowi o naszym romansie? – To pytanie wyrwalo mu sie mimowolnie.

Ku swojemu zaskoczeniu zobaczyl, ze Amanda potaknela

– Pan Hartley wie o wszystkim – powiedziala cicho, z lekkim usmiechem. – To bardzo wielkoduszny czlowiek i prawdziwy dzentelmen.

Jack poczul, ze zalewa go gorycz. Czy on przyjalby taka wiadomosc jak dzentelmen? Watpil w to. Charles Hartley rzeczywiscie byl o wiele lepszym czlowiekiem niz on.

– Dobrze – odrzekl opryskliwie. Mial ochote troche ja zirytowac. – Nie chcialbym, zeby pan Hartley utrudnial nam zawodowa wspolprace. Przewiduje, ze zarobie na tobie i twoich powiesciach gore pieniedzy.

Zacisnela usta.

– Tak. Najwazniejsze, zeby nic nie przeszkodzilo ci w pomnazaniu majatku. Zegnam. Mam dzis wiele spraw do zalatwienia. Musze rozpoczac przygotowania do slubu. – Odwrocila sie i ruszyla do drzwi, a biale piora na niebieskim kapelusiku poruszaly sie przy kazdym jej kroku.

Jack powstrzymal sie przed sarkastycznym pytaniem, czy i on bedzie zaproszony na te wspaniala uroczystosc. Patrzyl za nia z kamienna twarza i nie zaproponowal, ze ja odprowadzi, choc tak nakazywaly dobre maniery.

Amanda zatrzymala sie na progu i popatrzyla na niego. Wygladalo to tak, jakby chciala mu cos jeszcze powiedziec.

– Jack… – Byla wyraznie zdenerwowana i szukala w myslach odpowiednich slow. Przez chwile patrzyli sobie w oczy; jej byly szare i zatroskane, jego niebieskie i zimne jak lod.

Nagle Amanda z rezygnacja potrzasnela glowa i wyszla z gabinetu.

Czujac ogien w glowie, sercu i ledzwiach, Jack ciezko usiadl za biurkiem. Poszukal w szufladzie szklaneczki i napelnil ja whisky z krysztalowej karafki, ktora zawsze mial pod reka.

Slodkawo dymny smak wypelnil mu usta, a przelykany trunek lekko sparzyl gardlo. Oproznil szklaneczke i ponownie ja napelnil. Moze Fretwell ma racje, pomyslal kwasno. Czlowiek na jego stanowisku ma lepsze zajecia niz noszenie skrzyn z ksiazkami. Postanowil, ze na dzisiaj zakonczy prace. Bedzie tu siedzial i pil, az zdusi w sobie wszelkie uczucia i mysli, a przede wszystkim utopi w morzu alkoholu powracajacy wciaz obraz nagiej Amandy w lozku z dobrze wychowanym Charlesem Hartleyem.

– Panie prezesie… – Oscar Fretwell stanal w drzwiach. Mine mial zaniepokojona. – Nie chcialbym przeszkadzac, ale…

– Jestem zajety – warknal Jack.

– Oczywiscie. Ale ma pan nastepnego goscia. To pan Francis Tode. Zdaje sie, ze jest prawnikiem nadzorujacym wykonanie dyspozycji dotyczacych majatku pana ojca.

Jack patrzyl na niego bez mrugniecia okiem. Nadzorujacy wykonanie dyspozycji dotyczacych majatku ojca. Koniecznosc zatrudnienia w tym celu prawnika mogla zaistniec tylko w przypadku…

– Popros go – powiedzial glucho, zanim zdazyl do konca sie nad tym zastanowic.

Pan Tode, zgodnie z brzmieniem swojego nazwiska, rzeczywiscie przypominal ropuche. Byl nieduzy, lysy, mial szeroka szczeke i wilgotne, czarne oczy, nieproporcjonalnie duze w stosunku do twarzy. Jednak patrzyl bystro i zabral sie do zalatwiania sprawy rzeczowo i z powaga, co natychmiast spodobalo sie Jackowi.

– Panie Devlin – powital go, wyciagajac dlon do uscisku. – Dziekuje, ze zgodzil sie pan mnie przyjac. Zaluje, ze nie spotykamy sie w milszych okolicznosciach. Mam panu do przekazania bardzo smutna wiadomosc.

– Hrabia nie zyje – powiedzial Jack. Tylko taki mogl byc powod wizyty Tode'a.

Gosc skinal glowa; jego ciemne oczy przybraly wyraz uprzejmego wspolczucia.

– Tak, panski ojciec wczoraj wieczorem odszedl we snie. – Zerknal na stojaca na biurku karafke whisky. – Widze, ze juz pan o tym slyszal.

Jack rozesmial sie krotko. Prawnik najwidoczniej zakladal, ze alkohol mial zlagodzic smutek po smierci ojca.

– Nie, nic o tym nie wiedzialem.

Przez chwile panowala niezreczna cisza.

– Dobry Boze, jaki pan jest podobny do ojca – stwierdzil Tode. Jak zauroczony wpatrywal sie w twarz Jacka. – Nie moze byc najmniejszej watpliwosci, kto nim jest.

Jack zakolysal zlocistym plynem w szklance.

– Niestety, ma pan racje.

Prawnik nie okazal zaskoczenia tym dziwnym komentarzem. Niewatpliwie hrabia zyskal sobie bardzo wielu wrogow podczas swojego dlugiego, niezbyt chwalebnego zycia, a wsrod nich musialo byc kilkoro gorzko zawiedzionych nieslubnych dzieci

– Zdaje sobie sprawe z faktu, ze hrabia i pan nie byliscie… zbyt zaprzyjaznieni.

Jack usmiechnal sie lekko, slyszac tak powsciagliwe stwierdzenie, ale nic nie odpowiedzial.

– Niemniej jednak – mowil dalej prawnik – hrabia przed smiercia uznal za stosowne umiescic pana w swoim testamencie. To, co panu zapisal, nie ma wielkiego znaczenia dla tak zamoznego czlowieka… ale bylo to cos waznego dla samego hrabiego i jego rodziny. Ojciec zapisal panu mala posiadlosc ziemska w Hertfordshire. Dom jest pieknie polozony i swietnie utrzymany. Po prostu klejnocik. Zbudowal go panski prapradziadek.

– Co za zaszczyt – zauwazyl Jack.

Tode zignorowal sarkazm w jego glosie.

– Panscy bracia i siostry tak wlasnie uwazaja – odrzekl. – Wielu z nich liczylo, ze ten majatek przypadnie wlasnie im. Nie musze dodawac, jak bardzo byli zaskoczeni, kiedy okazalo sie, ze trafil w panskie rece.

I bardzo dobrze, pomyslal Jack ze zlosliwa satysfakcja. Cieszyl sie, ze zdenerwowal kilkoro uprzywilejowanych snobow, ktorzy zawsze go lekcewazyli. Na pewno teraz narzekali i biadali nad faktem, ze ulubiona posiadlosc, bedaca od pokolen w rekach rodziny, dostala sie przyrodniemu bratu z nieprawego loza.

– Ojciec panski zmienil zapis niedawno – powiadomil go Tode. – Moze zaciekawi pana, ze z wielkim zainteresowaniem sledzil panska kariere. Zdaje sie, ze wierzyl, iz pod wieloma wzgledami bardzo go pan przypomina.

– I chyba mial racje – przyznal Jack, czujac obrzydzenie do samego siebie.

Prawnik przechylil glowe i przez chwile uwaznie mu sie przygladal.

– Hrabia mial bardzo zlozony charakter. Mial wszystko, o czym mozna zamarzyc, a jednak, biedaczysko, po prostu nie umial byc szczesliwy.

Takie ujecie sprawy zainteresowalo Jacka, na moment odrywajac go od gorzkich mysli.

– Czy bycie szczesliwym wymaga jakiejs szczegolnej umiejetnosci? – zapytal, wpatrujac sie w szklanke z whisky.

– Zawsze bylem o tym przekonany. Znam pewnego prostego chlopa, ktory dzierzawi ziemie od panskiego ojca. Mieszka w prostej chacie z klepiskiem zamiast podlogi, a jednak czerpie z zycia wiecej radosci, niz kiedykolwiek udalo sie to panskiemu ojcu. Przekonalem sie, ze szczescie to jest cos, co czlowiek sam wybiera, a nie stan zupelnie niezalezny od jego woli.

Jack sceptycznie wzruszyl ramionami.

– Sam nie wiem – baknal.

Siedzieli w milczeniu, az w koncu Tode odchrzaknal i wstal.

– Zycze panu powodzenia, panie Devlin. Teraz pana opuszcze, ale niedlugo przysle dokumenty konieczne do objecia spadku. – Zamilkl i dopiero po chwili, z wyraznym zazenowaniem, dodal: – Obawiam sie, ze nie mozna tego powiedziec dyplomatycznie… Slubne dzieci hrabiego prosily, zebym panu przekazal, ze nie zycza sobie jakichkolwiek kontaktow z panem. Innym slowy, na pogrzeb…

– Prosze sie nie obawiac, nie wybieram sie na te uroczystosc – oznajmil Jack z nieprzyjemnym smiechem. – Moze pan zawiadomic moich przyrodnich braci i siostry, ze tak jak i oni nie zamierzam szukac z nimi kontaktu.

Вы читаете Namietnosc
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату