rzecz, wiedziala, ale skoro wykonuje meski zawod, to moze sobie pozwolic na meskie nalogi. Poza tym podobala sie sobie z papierosem: wygladala seksownie, wyrafinowanie, na wiecej niz swoje dwadziescia trzy lata. Poza tym uzaleznila sie od tego obrzydlistwa. Wykonywala stresujaca prace, harowala w najdziwniejszych godzinach, a zycie w Scarborough byla przerazliwie nudne. A mimo to cieszyla sie kazda spedzona tu chwila.
Tylko raz szczerze nienawidzila swojej pracy: w czasie bitwy o Anglie. Podczas dlugich, straszliwych walk powietrznych funkcjonariuszki WRNS w Scarborough sluchaly pogawedek brytyjskich i niemieckich pilotow. Raz Charlotta slyszala jakiegos mlodziutkiego Anglika, ktory wyl z bolu i wzywal matki, gdy jego zestrzelony spitfire spadal do morza. Kiedy lacznosc sie urwala, Charlotta wybiegla na podworze i zwymiotowala. Cieszyla sie, ze te dni juz minely.
Spojrzala na zegar. Dochodzila polnoc. Pora siadac do pracy. Wstala i wygladzila wilgotny mundur. Ostatni raz zaciagnela sie papierosem – w jej klitce nie wolno bylo palic – potem zgasila go w malej metalowej popielniczce, pelnej petow. Wyszla z kantyny i skierowala sie do pomieszczen radiooperatorow. Machnela przepustka straznikowi. Bacznie ja obejrzal, choc widzial ja juz setki razy, po czym oddal przepustke, nieco zbyt promiennie sie usmiechajac. Charlotta wiedziala, ze jest ladna, ale to nie bylo miejsce na podrywki. Pchnela drzwi, weszla do pomieszczenia i usiadla przy swoim stanowisku.
Przeszyl ja leciutki dreszczyk – jak zwykle.
Przez chwile wpatrywala sie w podswietlone galki RCA AR- 88, superheterodynowego radioodbiornika, w koncu nalozyla sluchawki. Dzieki zamontowanym w RCA specjalnym krysztalom mogla kontrolowac wszystkie niemieckie komunikaty nadawane alfabetem Morse'a w calej polnocnej Europie. Nastawila odbiornik na czestotliwosci, ktore dzisiejszej nocy miala sprawdzac, i czekala.
Niemieccy radiotelegrafisci najszybciej na swiecie nadawali sygnaly Morse'a. Charlotta potrafila natychmiast rozpoznac niektorych z nich po specyficznym sposobie stukania. Ona i jej kolezanki nawet ich ochrzcily: Wagner, Beethoven, Zeppelin.
Nie musiala dlugo czekac na pierwszy sygnal.
Pare minut po polnocy w sluchawkach rozlegl sie komunikat Morse'a, nadany nie znana jej reka, w miernym tempie, wolno, z wahaniem.
Amator – uznala. Ktos rzadko korzystajacy z radia. Z pewnoscia zaden z zawodowcow z BdU czy Kriegsmarine.
Szybko uruchomila oscylograf – urzadzenie, dzieki ktoremu uzyskiwalo sie radiowe „odciski palcow' sygnalu, nazywane Tina – i blyskawicznie zanotowala na kartce wiadomosc. Kiedy amator skonczyl, Charlotta uslyszala na tej samej czestotliwosci kolejna „wypowiedz'. Tej nie nadawal amator; Charlotta i jej kolezanki zdazyly juz poznac nadawce. Nazywaly go Frycem. Byl radiotelegrafista z U- boota. Szybko zanotowala i jego komunikat.
Po Frycu odezwal sie amator swoim lamanym Morse'em i zapadla cisza. Chariotta zdjela sluchawki, wyrwala wydruk z oscylografu i przemaszerowala przez pokoj. Zazwyczaj przekazywala transkrypcje nadanych informacji kurierowi, ktory przewozil je do Bletchley Park, gdzie je rozszyfrowywano. Ta jednak rozmowa byla inna – poznala to po pracy radiotelegrafistow: Fryca z U- boota i amatora z blizej nie okreslonego miejsca. Podejrzewala, ze wie, o co chodzi, ale bedzie musiala sie diabelnie postarac, zeby przekonac szefa. Stawila sie u kierownika nocnej zmiany, bladego, wyczerpanego mezczyzny nazwiskiem Lowe. Rzucila mu na biurko transkrypcje i wydruk oscylografu. Podniosl wzrok i patrzyl na nia zaskoczony.
– Mozliwe, ze sobie to ubzduralam – odezwala sie Charlotta, starajac sie nadac glosowi zdecydowany ton – ale zdaje mi sie, ze wlasnie podsluchalam, jak niemiecki szpieg kontaktuje sie z U- bootem na wybrzezu.
Kapitanleutnant Max Hoffman nigdy nie zdolal przywyknac do smrodu U- boota zbyt dlugo przebywajacego w zanurzeniu: mieszanki potu, moczu, oleju napedowego, ziemniakow i nasienia. Jego nozdrza nie wytrzymywaly tego zaduchu, wiec wolal trzymac straz na galeryjce wystajacej nad woda wiezyczki, niz siedziec w srodku.
Stojac w kiosku U- 509, czul pod stopami drzenie elektrycznych silnikow, gdy zataczali nudne kregi dwadziescia mil od brytyjskiej linii brzegowej. W lodzi unosila sie mgielka pary wodnej, otaczajac aureola lampy. Wszystkie przedmioty byly lepkie i zimne. Hoffman chetnie sobie wyobrazal, ze to poranna rosa, ale jedno spojrzenie na zatloczony, klaustrofobiczny swiat, w ktorym mieszkal, natychmiast rozwiewalo te zludzenia.
Nudzilo go jego zadanie: tkwic tygodniami przy brytyjskim wybrzezu, bez konca czekajac na ktoregos ze szpiegow Canarisa. Z zalogi Hoffmana tylko pierwszy oficer znal prawdziwy cel ich misji. Reszta zapewne sie tego domyslala, poniewaz nie wykonywali zadnych patroli. Coz, moglo byc gorzej. Jesli wziac pod uwage przerazajaca statystyke strat – prawie dziewiecdziesiat procent U- bootow – Hoffman i jego zaloga mogli sie uwazac za diabelnych szczesliwcow, przezywszy do tej pory.
W kiosku pojawil sie pierwszy oficer. Na jego twarzy malowala sie powaga, w dloni sciskal kartke. Hoffman spojrzal na podwladnego, przygnebiony mysla, ze on sam zapewne wyglada rownie fatalnie: zapadniete oczy i policzki, ziemista cera marynarza lodzi podwodnej, niechlujna broda, poniewaz zbyt malo mieli swiezej wody, by ja marnowac na golenie.
– Nasz czlowiek w Wielkiej Brytanii wreszcie sie wynurzyl – odezwal sie pierwszy oficer. – Zabiera sie do domu jeszcze dzisiejszej nocy.
Hoffman usmiechnal sie i pomyslal: nareszcie. Wezmiemy go i wrocimy do Francji, gdzie czeka na nas przyzwoite jedzenie i czysta posciel.
– Jaka jest najswiezsza prognoza pogody? – spytal.
– Nie najlepsza,
– Rany boskie! A ten pewnie przyplynie jakas lupina, o ile dopisze nam szczescie. Zorganizuj przyjecie powitalne i przygotuj sie do wynurzenia. Niech telegrafista powiadomi BdU o naszych planach. Ustaw kurs na miejsce spotkania. Wynurzamy sie calkowicie. Gowno mnie obchodzi pogoda. – Hoffman sie skrzywil. – Dluzej nie zniose tego smrodu.
– Tak jest,
Pierwszy oficer wykrzyczal serie rozkazow, powtorzonych jak echo przez zaloge. Po dwoch minutach U- 509 wynurzyl sie ze wzburzonych wod Morza Polnocnego.
System oficjalnie nosil nazwe wykrywacza kierunku ultradzwiekow, ale wszyscy, ktorzy sie nim poslugiwali, nazywali go Huff Duff. Opieral sie na zasadzie triangulacji. Radiowe „odciski palcow' odtworzone przez oscylograf w Scarborough pomagaly zidentyfikowac rodzaj nadajnika oraz jego zasieg. Jesli stacje nasluchu w Flowerdown i Islandii rowniez uruchomily oscylografy, dzieki tym trzem zapisom mozna bylo okreslic linie graniczne – nazywane cieciami – a te z kolei pozwalaly ustalic polozenie nadajnika. Czasem Huff Duff z dokladnoscia do pietnastu kilometrow okreslal polozenie radionadajnika. Zwykle system byl znacznie mniej dokladny, promien wynosil od piecdziesieciu do dziewiecdziesieciu kilometrow.
Lowe nie pomyslal, ze Charlotta Endicott cos sobie ubzdurala. Co wiecej, uwazal, ze mogla natrafic na niezwykle wazna informacje. Dzis wieczorem major Vicary z MI- 5 rozeslal do wszystkich stacji nasluchu wiadomosc, zeby wlasnie na cos takiego zwrocili szczegolna uwage.
Przez nastepne kilka minut Lowe rozmawial ze swoimi kolegami z Flowerdown i Islandii, probujac ustalic polozenie radionadajnika. Niestety kontakt byl krotki, a ustalenia niezbyt precyzyjne. Prawde powiedziawszy, Lowe mogl tylko zawezic polozenie do sporej czesci wschodniej Anglii – Norfolk, wiekszosci Suffolk, hrabstw Cambridge oraz Lincoln. Pewnie wiele to nie da, ale zawsze cos.
Lowe grzebal w papierach na biurku, w koncu znalazl numer Vicary'ego w Londynie i siegnal po zielona sluchawke.
Warunki atmosferyczne nad polnocna Europa praktycznie uniemozliwialy wszelki kontakt radiowy miedzy Wyspami Brytyjskimi a Berlinem. Dlatego tez centrum radiowe Abwehry miescilo sie w piwnicy duzej rezydencji na obrzezach Hamburga, w Wohldorf, okolo dwustu kilometrow na polnoc od stolicy Niemiec.
Piec minut po tym, jak radiooperator z U- 509 przeslal wiadomosc do BdU w polnocnej Francji, oficer dyzurny BdU przekazal krotka informacje do Hamburga. Sluzbe w Hamburgu pelnil wlasnie weteran Abwehry, kapitan Schmidt. Zarejestrowal komunikat, polaczyl sie poprzez linie specjalna z kwatera Abwehry w Berlinie i poinformowal porucznika Wernera Ulbrichta o rozwoju wypadkow. Nastepnie opuscil rezydencje i udal sie do pobliskiego hotelu, gdzie zamowil rozmowe z Berlinem. Nie chcial dzwonic z naszpikowanych podsluchem linii