przemierza na rowerze wiele kilometrow dziennie, szukajac sladow dzialan wojskowych, robiac zdjecia umocnien obronnych wybrzeza. Informacje przekazywal lacznikowi Abwehry w Londynie, a ten z kolei przesylal je do Berlina. Sean uwazal to wszystko za ogromnie niebezpieczne i rozkoszowal sie kazda chwila swej misji.
Mary za to jej nienawidzila. Lekala sie, ze Sean wpadnie. Wszyscy polowali na szpiegow; stalo sie to narodowa obsesja. Jedno nieostrozne slowo, jeden blad, a Seana aresztuja. Ustawa z 1940 roku przewidywala tylko jedna kare za szpiegostwo: smierc. Mary czytala w prasie relacje z wykonania wyrokow przez powieszenie w Wandsworth i Pentonville i krew jej zastygala w zylach. Bala sie, ze pewnego dnia przeczyta o egzekucji Seana.
Deszcz zacinal coraz mocniej, a wiatr tak wsciekle szarpal malym, przysadzistym domkiem, ze ogarnal ja strach; a nuz budynek sie zawali. Wyobrazila sobie, ze zostanie sama na starym, zapuszczonym gospodarstwie. Okropnosc. Wzdrygnela sie, odsunela od okna i podeszla do ognia.
Moze inaczej by to wygladalo, gdyby mogla mu dac dzieci. Otrzasnela sie z tej mysli. I tak za dlugo juz bezsensownie sie zadrecza. Po co wywlekac rzeczy,
Seanie – pomyslala Mary – co sie, na Boga, z toba stalo?
Lomot do drzwi tak zaskoczyl Mary, ze wylala sobie herbate na fartuch. Sean na ogol sam sobie otwieral. Odstawila kubek i pobiegla wpuscic meza. Juz chciala huknac, zeby bral klucz, kiedy gdzies wychodzi, gdy w drzwiach zobaczyla Jenny Colville, dziewczyne, ktora mieszkala po drugiej stronie wsi. Stala w deszczu, na koscistych ramionach wisial blyszczacy sztormiak. Niczym nie oslonila glowy i wlosy przylepily jej sie do czaszki, okalajac nie uksztaltowane rysy, ktore pewnego dnia mogly zmienic sie w sliczna twarz.
Mary spostrzegla, ze dziewczyna musiala plakac.
– Co sie stalo, Jenny? Czyzby ojciec znowu cie bil? Pil? Jenny skinela glowa i wybuchnela placzem.
– Uciekaj z tego deszczu – rozkazala Mary. – Zaziebisz sie na smierc, jesli bedziesz sterczala na tej zawierusze.
Kiedy Jenny wchodzila, Mary rozejrzala sie za rowerem, ktory dziewczyna zwykle zostawiala przy ogrodku od frontu. Nie bylo go: przeszla pieszo cala droge z domu, dwa kilometry.
Zamknela drzwi.
– Rozbierz sie. Przemoklas na wskros. Przyniose ci szlafrok, owiniesz sie, poki twoje rzeczy nie wyschna.
Zniknela w sypialni, a Jenny zrobila, co jej kazano. Zmordowana rozpiela sztormiak, zsunal sie jej z ramion na podloge. Potem sciagnela gruby welniany sweter i upuscila na podloge obok kurtki.
Pojawila sie Mary ze szlafrokiem.
– Sciagaj reszte, moja panno – powiedziala z udawanym gniewem.
– Ale co z Seanem?
– Naprawia dziure w jednym z tych swoich zakichanych plotow – sklamala Mary.
– W taka pogode? – spytala Jenny z charakterystycznym dla mieszkancow Norfolk zaspiewem, nieco odzyskujac swa wrodzona pogode. Mary zdumiewala odpornosc dziewczyny. – Zglupial, czy co?
– Zawsze wiedzialam, ze spostrzegawcze z ciebie dziecko. A teraz jazda z tymi mokrymi lachami.
Jenny zdjela spodnie i podkoszulek. Jak wiele wiejskich dziewczat ubierala sie po chlopiecemu, choc u niej to bylo jeszcze wyrazniejsze. Jej mlecznobiale ramiona pokrywala gesia skorka. Bedzie miala szczescie, jesli nie zlapie solidnego przeziebienia. Mary podala dziewczynie szlafrok i szczelnie ja nim owinela.
– I jak, lepiej?
– Tak, dziekuje, Mary. – Jenny znowu wybuchnela placzem. – Nie wiem, co bym bez ciebie poczela.
Mary przyciagnela Jenny do siebie.
– Zawsze bede przy tobie, Jenny, obiecuje.
Jenny skulila sie w starym fotelu przy ogniu i otulila sie stechlym kocem. Podkurczyla nogi i po chwili drzenie ustalo; zrobilo jej sie cieplo, ogarnelo ja poczucie bezpieczenstwa. Mary krzatala sie przy kuchni, nucac.
Wkrotce gulasz zabulgotal, napelniajac mieszkanie cudownym aromatem. Jenny przymknela powieki, znuzony umysl przeskakiwal od jednego przyjemnego odczucia do drugiego: cieply zapach gulaszu jagniecego, zar ognia, rozkoszna slodycz glosu Mary. W okno tuz za jej glowa siekl deszcz, wiatr hulal. Jak cudownie w taka burze siedziec bezpiecznie w spokojnym domu. Zalowala, ze tak nie moze byc wiecznie.
W pare minut pozniej Mary przyniosla tace z gulaszem, bochenkiem twardego chleba i parujacym kubkiem herbaty.
– Usiadz prosto, Jenny – powiedziala, ale nie doczekala sie odpowiedzi.
Odstawila tace, przykryla dziewczyne jeszcze jednym kocem i pozwolila jej spac.
Mary czytala przy kominku, kiedy Dogherty wrocil do domu. Bez slowa zmierzyla go wzrokiem. Machnal reka w strone fotela, w ktorym spala Jenny, i spytal:
– Skad tu sie wziela? Ojciec znowu ja pobil?
Mary wstala i zaprowadzila meza do kuchni. Dogherty nalal sobie herbaty i usiadl.
– Wiesz, Martinowi Colville'owi przydalaby sie odrobina jego wlasnego lekarstwa. A ja jestem odpowiednim czlowiekiem, ktory moze mu je dac.
– Uspokoj sie, Sean, on jest od ciebie o polowe mlodszy, za to dwa razy wiekszy.
– Co to ma znaczyc, Mary?
– To znaczy, ze moglby ci zrobic krzywde. Tylko tego ci trzeba, zeby zwrocic na siebie uwage policji przez jakas idiotyczna bojke. A teraz dojedz kolacje i siedz cicho. Obudzisz mala.
Dogherty posluchal i zajal sie jedzeniem. Wzial do ust lyzke z gulaszem, skosztowal i skrzywil sie.
– Jezu, toz to zimne jak lod.
– Nie byloby, gdybys wrocil do domu o przyzwoitej porze. Gdzie sie wloczyles, Sean?
Nie podnoszac glowy znad talerza, Dogherty lypnal koso na zone.
– Bylem w stodole – odparl zimno.
– I przy radiu czekales na instrukcje z Berlina? – szepnela kpiaco Mary.
– Pozniej, kobieto – warknal Sean.
– Nie rozumiesz, ze tylko marnujesz tam czas, Sean? A do tego ryzykujesz swoja i moja glowe?
– Powiedzialem: pozniej, kobieto!
– Stary durny cap!
– Dosc tego, Mary!
– Moze pewnego dnia chlopcy z Berlina wyznacza ci prawdziwe zadanie, Sean. Wtedy pozbedziesz sie tej nienawisci, ktora cie spala od srodka, i jakos uda nam sie uratowac resztki tego, co zostalo z naszego zycia. – Wstala i popatrzyla na niego, krecac glowa. – Jestem zmeczona, Sean. Ide spac. Dorzuc do ognia, zeby Jenny nie zmarzla. I uwazaj, zeby jej nie zbudzic. Ma za soba ciezki wieczor.
Cicho zamknela za soba drzwi. Kiedy zniknela, Dogherty wyjal z szafki butelke Bushmills. Ostatnio whisky sprzedawano na wage zlota, ale to byla wyjatkowa noc, wiec nalal sobie hojna reka.
– Moze chlopcy z Berlina zrobia dokladnie to, co powiedzialas, Mary Dogherty – powiedzial, podnoszac szklaneczke w gescie toastu. – Co wiecej, chyba wlasnie zrobili.
Rozdzial dziewiaty
Wlasciwie w czasie I wojny Alfred Vicary posluzyl sie podstepem, by znalezc sie w wywiadzie. Mial dwadziescia jeden lat, konczyl studia w Cambridge i byl przekonany, ze Anglia rozpaczliwie potrzebuje wszystkich mlodziencow, ktorych zdola dopasc. Nie chcial dac sie zaciagnac do piechoty. Wystarczajaco dobrze znal historie, by wiedziec, ze nie znajdzie sie tam chwaly, tylko nude i biede oraz, co bardzo prawdopodobne, smierc lub powazne rany.