– Dobrze, choc ja powinienem zadac to pytanie. To pana premiera dopadlo chorobsko.
– Jak nowo narodzony – zapewnil Churchill. – Wprowadz mnie w sprawe.
– Przechwycilismy dwie wiadomosci z Hamburga do niemieckich agentow dzialajacych w Anglii. – Vicary podal je premierowi. – Jak pan wie, zakladalismy, ze aresztowalismy, powiesili albo przeciagneli na swoja strone wszystkich niemieckich szpiegow w Wielkiej Brytanii. Jesli agenci przekaza jakakolwiek informacje, ktora zaprzeczy temu, co wysylamy przez podwojnych agentow, Berlin wszystkiego sie domysli. Sadzimy rowniez, ze Abwehra zamierza wprowadzic do kraju nowego agenta.
– Jak chcecie temu zapobiec?
Vicary przedstawil Churchillowi kroki, ktore juz podjeto.
– Ale niestety, panie premierze, sa nikle szanse natychmiastowego schwytania agenta. Wczesniej, na przyklad latem czterdziestego roku, kiedy Niemcy przysylali szpiegow w zwiazku z planowana inwazja, moglismy na biezaco ich wylapywac, gdyz czesto dokladnie informowali starych agentow dzialajacych w Anglii, gdzie, kiedy i jak pojawia sie nastepni.
– A ci starzy agenci byli juz i waszymi agentami.
– Albo siedzieli w wieziennej celi, zgadza, sie. Jednak w tym wypadku wiadomosc przekazana tutejszemu szpiegowi byla bardzo niejasna, skladala sie tylko z jednego zdania: „Rozpocznij procedure przyjecia numer jeden'. Jemu to powiedzialo wszystko, nam, niestety, nic. Mozemy sie tylko domyslac, jak nowy szpieg zamierza sie dostac do kraju. A jesli nie dopisze nam szczescie, szanse jego schwytania rownaja sie wlasciwie zeru.
– Niech to szlag – zaklal Churchill, walac reka w oparcie fotela. Wstal i nalal im obu brandy. Zapatrzyl sie w szklanke i mamrotal pod nosem, jakby zapomnial o obecnosci Vicary'ego.
– Pamietasz tamto popoludnie, kiedy prosilem cie, zebys przeszedl do MI- 5?
– Oczywiscie, panie premierze.
– Mialem racje, prawda?
– Co ma pan na mysli?
– Bawisz sie, jak nigdy w zyciu, co? Spojrz na siebie, Alfredzie, jestes zupelnie innym czlowiekiem. Wielkie nieba, jakzebym chcial wygladac tak dobrze jak ty.
– Dziekuje, panie premierze.
– I swietnie sie spisywales. Ale to wszystko nie bedzie nic znaczyc, jesli ci niemieccy szpiedzy znajda to, czego szukaja. Zdajesz sobie z tego sprawe, Alfredzie?
Vicary ciezko westchnal.
– Zdaje sobie sprawe z powagi sytuacji, panie premierze.
– Trzeba ich zatrzymac. Zgniesc.
Vicary szybko mrugal powiekami i automatycznie siegnal do kieszeni na piersi w poszukiwaniu okularow do czytania. Churchillowi cygaro zgaslo w dloni. Zapaliwszy je ponownie, przez chwile rozkoszowal sie jego smakiem.
– Co slychac u Boothby'ego? – spytal w koncu. Vicary westchnal.
– Nic nowego, panie premierze.
– Udziela ci wsparcia?
– Chce, zebym go na biezaco informowal o kazdym ruchu.
– I to zapewne na pismie. Boothby uwielbia miec na wszystko podkladke. Jego biuro zuzywa wiecej papieru niz
Vicary pozwolil sobie na cichy chichot.
– Nigdy ci o tym nie wspominalem, Alfredzie, ale mialem pewne watpliwosci, czy ci sie powiedzie. Czy posiadasz cechy niezbedne do poruszania sie w swiecie kontrwywiadu. Och, nigdy nie watpilem w twoj umysl i inteligencje. Nie wiedzialem tylko, czy masz chytrosc niezbedna, by zostac dobrym oficerem wywiadu. I watpilem, czy bedziesz sie umial zdobyc na bezwzglednosc.
Jego slowa zdumialy Vicary'ego.
– Dlaczego tak na mnie patrzysz, Alfredzie? Jestes jednym z najprzyzwoitszych ludzi, jakich znam. W tym zawodzie najczesciej sukces odnosza osobnicy pokroju Boothby'ego. Aresztowalby wlasna matke, gdyby uwazal, ze dzieki temu awansuje, albo dzgnalby przeciwnika w plecy.
– Alez ja sie zmienilem, panie premierze. Zrobilem rzeczy, ktorych nigdy sie po sobie nie spodziewalem. A takze rzeczy, ktorych sie wstydze.
Churchill wygladal na zmieszanego.
– Wstydzisz?
– Skoro sie czysci kominy, nalezy sie spodziewac, ze na palcach pozostanie sadza – odparl sentencjonalnie Vicary. – Te slowa napisal sir James Harris, gdy sluzyl jako minister w tysiac siedemset osiemdziesiatym piatym roku. Nie mogl sie pogodzic, ze musi dawac lapowki szpiegom i informatorom. Czasem mi sie marzy, zeby to nadal bylo takie proste.
Vicary przypomnial sobie noc z wrzesnia czterdziestego roku. Razem ze swoim oddzialem ukrywal sie wsrod wrzosow na klifie nad kamienista plaza Kornwalii, chroniac sie przed deszczem pod czarna nieprzemakalna peleryna. Wiedzial, ze tej nocy zjawi sie Niemiec; Abwehra kazala Karlowi Beckerowi przygotowac sie na jego przyjecie. Vicary pamietal, ze agent okazal sie prawie chlopcem, a gdy dotarl na brzeg w dmuchanym pontonie, niemal zamarzl na smierc. Wpadl prosto w ramiona gosci z wydzialu specjalnego, belkoczac po niemiecku, szczesliwy, ze w ogole zyje. Papiery mial fatalne, dwiescie funtow w kiepsko sfalszowanych banknotach, a jego znajomosc angielskiego ograniczala sie do kilku komunalow. Mowil tak zle, ze Vicary musial prowadzic przesluchanie po niemiecku. Szpieg mial gromadzic informacje o uzbrojeniu wybrzeza, a w chwili inwazji zajac sie sabotazem. Vicary uznal, ze chlopak do niczego sie nie nadaje. Zastanawial sie, ilu jeszcze takich jak on wysle Canaris – nie przygotowanych, slabo wyposazonych, prawie bez pieniedzy, wlasciwie bez szans przezycia. Podtrzymanie skomplikowanej intrygi MI- 5 wymagalo, by czesc szpiegow skazac na smierc, Vicary wiec polecil stracic chlopaka. Uczestniczyl w egzekucji w wiezieniu Wandsworth i nigdy nie zapomni spojrzenia szpiega, kiedy kat wsuwal mu kaptur na glowe.
– Musisz zmienic swoje serce w kamien, Alfredzie – odezwal sie Churchill chrapliwym szeptem. – Nie mamy czasu na takie uczucia, jak wstyd czy wspolczucie, zaden z nas. Nie teraz. Musisz zapomniec o moralnosci, odlozyc wszelkie ludzkie uczucia, jakie jeszcze posiadasz, i robic tylko to, co prowadzi do zwyciestwa. Czy jasno sie wyrazilem?
– Tak, panie premierze.
Churchill pochylil sie ku niemu i powiedzial tonem zwierzenia:
– Niestety, na wojnie obowiazuje jedno nieprzyjemne prawo. Wprawdzie to, zeby jeden czlowiek wojne wygral, jest praktycznie niemozliwe, ale jest bardzo mozliwe, ze jeden czlowiek ja przegra. – Zawiesil glos. – Przez wzglad na nasza przyjazn, Alfredzie, nie badz tym czlowiekiem.
Do glebi poruszony Vicary wzial swoje rzeczy i skierowal sie do drzwi. Gdy je otworzyl i byl juz jedna noga na korytarzu, wpadl mu w oko napis na scianie z aktualizowana co godzina prognoza: DESZCZOWO. Za jego plecami Churchill mamrotal cos pod nosem. Dopiero po chwili do Vicary'ego dotarlo, co mowil premier.
– Zakichana angielska pogoda – mruczal Churchill. – Zakichana angielska pogoda.
Vicary instynktownie szukal sladow w przeszlosci. Raz za razem studiowal rozszyfrowane komunikaty przeslane z Hamburga do agentow z Anglii. Zamkniete sprawy, nawet te, w ktore byl zaangazowany. Przejrzal raport koncowy jednego ze swoich pierwszych zlecen, epizod, ktory zakonczyl sie na polnocy Szkocji, w miejscu o bardzo odpowiedniej nazwie: Przyladek Gniewu. Przeczytal dolaczona do jego akt pochwale, niechetnie skreslona przez sir Basila Boothby'ego, ktorej kopie dostarczono premierowi, Winstonowi Churchillowi. Znowu zalala go fala dumy.
Harry Dalton, niczym sredniowieczny giermek, krazyl miedzy gabinetem Vicary'ego a archiwum, przynoszac jedne dokumenty i odnoszac drugie. Pozostali oficerowie, wyczuwajac napiecie narastajace w wydziale Vicary'ego, dwojkami i trojkami mijali drzwi jego gabinetu niby motocyklisci, ktorzy przejezdzaja obok wypadku: odwracajac wzrok i rzucajac szybkie, sploszone spojrzenia przez ramie.
Kiedy Vicary uporal sie z jedna sterta papierzysk, Harry pytal:
– Masz cos?
A Vicary tylko marszczyl brwi i odpowiadal: – Nie, nic, niech to licho!
O drugiej po poludniu sciany zaczely sie na niego walic. Wypalil za duzo papierosow i wypil za duzo splesnialej burej herbaty.