Rowerem do plazy zwykle jechalo sie okolo pieciu minut. Poznym popoludniem Sean Dogherty sprawdzal to jeszcze; musial byc pewny. Pedalowal spokojnie, niespiesznie, wystawiajac twarz na odswiezajacy podmuch wiatru od morza. Zalowal, ze rower jest w tak kiepskim stanie. Tak samo jak wojenna Anglia byl zniszczony, poobijany i na gwalt potrzebowal naprawy. Lancuch skrzypial przy kazdym obrocie pedalow, ale brakowalo smaru, a opony tak sie starly i Dogherty tyle razy je latal, ze rownie dobrze moglby jezdzic na obreczach.

Deszcz ustal kolo poludnia. Puchate pojedyncze chmury przefruwaly nad glowa Dogherty'ego jak balony, ktore zerwaly sie ze sznurka. Za jego plecami slonce, niczym kula ognia, plonelo na horyzoncie. Moczary i stoki wzgorz zalala pomaranczowa luna.

Dogherty czul narastajace, rozsadzajace mu piers podniecenie. Niczego takiego nie doznal od czasu, kiedy po raz pierwszy, w poczatkach wojny, spotkal w Londynie swojego lacznika z Abwehra.

Droga konczyla sie wsrod sosen u stop wydm. Zniszczony znak ostrzegal przed minami na plazy. Dogherty, podobnie jak wszyscy mieszkancy Hampton Sands, wiedzial, ze nie ma tam zadnych min. W koszyku wiozl dobrze zabezpieczony sloik bezcennej benzyny. Wyjal go teraz, wepchnal rower w zarosla i starannie oparl go o drzewo.

Sprawdzil godzine. Dokladnie piec minut.

Ruszyl sciezka miedzy drzewami na wydmy, czujac pod nogami piasek i kolki; slychac juz bylo loskot rozbijajacych sie fal.

Przed nim rozciagalo sie morze. Dwie godziny temu przyplyw osiagnal najwyzszy poziom. Fale uderzaly mocno i twardo. O polnocy, kiedy przewidywano zrzucenie szpiega, wzdluz krawedzi wody pojawi sie szeroki pas piachu. Idealne ladowisko dla spadochroniarza.

Dogherty mial plaze wylacznie dla siebie. Wrocil do sosnowego zagajnika i przez nastepne piec minut zbieral drewno na trzy male ogniska sygnalizacyjne. Cztery razy musial zawracac, by je przeniesc na plaze. Sprawdzil wiatr: polnocno- wschodni, jakies trzydziesci kilometrow na godzine. Dogherty ulozyl drewno w trzy kupki oddalone od siebie o pare metrow.

Swiatlo dnia gaslo. Otworzyl sloik i polal drewno benzyna. Dzis wieczorem mial czekac przy odbiorniku, dopoki nie otrzyma z Hamburga sygnalu, ze samolot juz leci. Wtedy tu wroci, zapali ogniska i przejmie agenta. Proste, o ile wszystko pojdzie zgodnie z planem.

Obejrzal sie i na szczycie wydm zauwazyl Mary. Jej sylwetka ostro sie rysowala w promieniach zachodzacego slonca. Stala z zalozonymi rekami. Wiatr zarzucal jej wlosy na twarz. Powiedzial jej wczoraj w nocy, ze Abwehra kazala mu przyjac agenta. I ze ma wyjechac z Hampton Sands i zamieszkac u przyjaciol albo rodziny w Londynie, az bedzie po wszystkim. Odmowila. A od tej pory nie odezwala sie do niego slowem. Obijali sie o siebie w ciasnym domku, trwajac w zacietym milczeniu, nie patrzac sobie w oczy. Napiecie Mary objawialo sie grzechotaniem garnkami na kuchni, tluczeniem talerzami i kubkami. Tak jakby zostala, zeby go ukarac swa obecnoscia.

Zanim wspial sie na wierzcholek wydmy, Mary zniknela. Szedl sciezka do miejsca, gdzie zostawil rower. Zabrala go Mary.

Kolejna runda naszej cichej wojny – pomyslal Dohgerty. Podniosl kolnierz, zaslaniajac sie przed wiatrem, i na piechote wrocil do domu.

Jenny Colville znalazla to miejsce, kiedy miala dziesiec lat – male zaglebienie wsrod sosen, kilkaset metrow od drogi, zasloniete od wiatru przez dwie duze skaly. Idealna kryjowka.

Ulozyla krag z kamieni i umiescila na nich maly metalowy ruszt; w ten sposob powstala prymitywna obozowa kuchenka. Przygotowala ognisko: podsypala kolek, suchej trawy, szczapy z polamanych galezi drzew, potem przylozyla zapalke. Delikatnie rozdmuchala ogien i po chwili zaplonal z trzaskiem.

Pod skalami trzymala mala skrzynke pod oslona warstwy igliwia. Teraz rozgarnela kolki i wydobyla skrzynke. Otworzyla pokrywe i wyjela z niej zawartosc: zniszczony welniany koc, metalowy garnuszek, obity emaliowany kubek i puszke suchej zakurzonej herbaty. Rozlozyla koc przy ogniu. Siadla i grzala dlonie nad plomieniami.

Dwa lata temu jakis mieszkaniec wioski odkryl jej kryjowke i doszedl do wniosku, ze na plazy mieszka wloczega. Od czasu pozaru kosciola w 1912 roku wioska nie miala podobnej sensacji. Przez pewien czas Jenny omijala swoje miejsce. Ale skandal szybko przycichl i teraz mogla tu wracac.

Plomienie przygasly, ognisko tylko sie zarzylo. Jenny nalala do garnka wody z manierki, ktora przyniosla z domu. Postawila garnek na ruszcie i czekala, az woda sie zagotuje, wsluchana w szum morza i swistanie wiatru w sosnach.

Jak zwykle schronienie uruchomilo swe czary.

Zaczela zapominac o swoich problemach – o ojcu.

Dzis, kiedy wrocila ze szkoly, siedzial przy kuchennym stole pijany. Wiedziala, ze lada chwila zrobi sie wojowniczy, potem sie rozzlosci, a w koncu zacznie bic. Wyzyje sie na kims, kto akurat mu wejdzie pod reke; nieodmiennie tym kims okazywala sie Jenny. Postanowila uciec przed biciem, zanim do niego dojdzie. Przygotowala ojcu talerz skromnych kanapek i czajnik herbaty i zostawila to na stole. Nic nie powiedzial ani sie nie zaniepokoil, gdzie idzie, gdy wlozyla plaszcz i wymknela sie za drzwi.

Woda zawrzala. Jenny nasypala do garnka herbaty, przykryla i zdjela go z ognia. Pomyslala o innych dziewczetach z wioski. One teraz sa w domu, siadaja z rodzicami do kolacji, rozprawiaja o wydarzeniach dnia, zamiast ukrywac sie wsrod drzew przy plazy, a za cale towarzystwo nie musi im wystarczac huk fal i kubek herbaty. Totez byla inna niz one: starsza, madrzejsza. Odarto ja z dziecinstwa, czasu niewinnosci, zmuszono, by u progu zycia uswiadomila sobie, ze swiat moze przypominac pieklo.

Boze, dlaczego on mnie tak nienawidzi? Przeciez nic mu nie zrobilam.

Mary jak umiala, starala sie jej wytlumaczyc postepowanie Martina Colville'a. On cie kocha – powtarzala tysiace razy – ale jest zraniony, zly i nieszczesliwy i odbija sobie na tym, kogo najbardziej kocha.

Jenny starala sie postawic na miejscu ojca. Jak przez mgle pamietala dzien, gdy matka spakowala sie i odeszla. Pamietala, jak ojciec blagal i zaklinal ja, by zostala. I pamietala wyraz jego twarzy, gdy matka odmowila, brzek pekajacego szkla, trzask tluczonych talerzy, straszliwe rzeczy, jakie oboje wygadywali. Przez wiele lat nie wiedziala, dokad odeszla jej matka. Po prostu nie poruszano tego tematu. Kiedy pytala ojca, odchodzil wsciekly bez slowa. To w koncu Mary jej powiedziala: matka zakochala sie w mezczyznie z Birmingham, miala z nim romans i teraz z nim mieszka. Na pytanie Jenny, dlaczego matka nigdy nie probowala sie z nia skontaktowac, Mary nie znalazla odpowiedzi. A co gorsza, dodala, ze Jenny jest podobna do niej jak dwie krople wody. Jenny brakowalo na to dowodow. Kobieta, ktora wtedy widziala, byla zdesperowana, zrozpaczona, miala zapuchniete, czerwone od lez oczy, a ojciec dawno zniszczyl wszystkie zdjecia zony.

Jenny nalala sobie herbaty i tulila w dloniach emaliowany kubeczek, zeby sie rozgrzac. Wiatr powial mocniej, kolysal sosnowym baldachimem nad jej glowa. Na niebie pojawil sie ksiezyc, za nim pierwsze gwiazdy. Jenny czula, ze zanosi sie na bardzo zimna noc. Dlugo tu nie wysiedzi. Dorzucila dwa wieksze kawalki drewna do ognia i obserwowala taniec cieni na skalach. Dopila herbate, zwinela sie w klebek, podkladajac rece pod policzek.

Wyobrazila sobie, ze jest gdzie indziej, z dala od Hampton Sands. Chciala zrobic cos wielkiego i wiecej nie wrocic. Miala szesnascie lat. Niektore dziewczeta z okolicznych wiosek wyjechaly do Londynu lub innych wielkich miast, by zajac stanowiska zwolnione przez mezczyzn. Znalazlaby zajecie w fabryce, zostala kelnerka, cokolwiek.

Zapadala w sen, kiedy wydalo jej sie, ze gdzies znad wody dobiega jakis odglos. Przez chwile myslala, ze moze rzeczywiscie na plazy mieszkaja wloczedzy. Wybita ze snu zerwala sie na nogi. Sosny konczyly sie na wydmach. Ostroznie wyszla z zagajnika, bo szybko zapadaly ciemnosci, i ruszyla w gore po piaszczystym zboczu. Zatrzymala sie na szczycie. Wokol jej nog tanczyla na wietrze wysoka trawa. Jenny popatrzyla w kierunku, z ktorego dobiegaly odglosy. Zobaczyla czlowieka w sztormiaku i gumiakach.

Sean Dogherty.

Ukladal w kupki drewno, chodzil, odmierzal jakas odleglosc. Moze Mary ma racje. Moze Seanowi padlo na glowe.

Wtedy Jenny dostrzegla inna postac na wydmach. Mary. Po prostu stala na wietrze z zalozonymi rekami, wpatrujac sie w Seana. Potem sie odwrocila i spokojnie odeszla, nie czekajac na meza.

Kiedy Sean zniknal jej z oczu, Jenny schowala swoje rzeczy, zalala zar i wrocila rowerem do wioski. W domu bylo pusto, zimno i ciemno. Ogien juz dawno zgasl, ojciec gdzies zniknal, nie zostawil wiadomosci, gdzie sie podziewa. Przez pewien czas Jenny lezala w lozku, wsluchujac sie w wiatr, odtwarzajac w pamieci scene na

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату