skonczyc, ale chciala, zeby to sie odbylo wlasnie tak. Od poczatku wiedziala, ze Vogel jej to zrobi. Bo po coz innego chcialby miec agentke, jak nie po to, by uwodzila oficerow alianckich i wykradala im sekrety? Zawsze sobie wyobrazala, ze jej ofiara bedzie tlustym, owlosionym oblesnym starcem, nie kims takim jak Peter. Skoro zostala kurwa Kurta Vogla, to przynajmniej niech cos z tego ma.

Boze, Catherine, nie powinnas tego robic. Nie powinnas tracic panowania nad sytuacja.

Ale nic na to nie mogla poradzic. To jej sprawialo przyjemnosc. I tracila panowanie nad sytuacja. Krecila glowa, rece same sie podniosly do piersi, palcami gladzila brodawki, a po chwili poczula w sobie cieple nasienie Petera i zalala ja fala cudownej rozkoszy.

Bylo pozno, nie wczesniej niz czwarta nad ranem, choc Catherine nie mogla tego wiedziec na pewno, gdyz gesty mrok uniemozliwial sprawdzenie godziny na zegarku przy lozku. Niewazne. Najwazniejsze, ze Peter Jordan lezal gleboko uspiony u jej boku. Oddychal spokojnie, regularnie. Zjedli suta kolacje, sporo wypili i dwa razy sie kochali. Zapewne przespalby teraz i nalot Luftwaffe, no, chyba ze ma wyjatkowo lekki sen. Catherine wysunela sie spod koldry, wlozyla jedwabny szlafrok, ktory dal jej Jordan, i cicho przeszla przez sypialnie. Drzwi byly uchylone. Otworzyla je szerzej, wyslizgnela sie z pokoju i zamknela za soba.

Cisza dzwieczala jej w uszach. Slyszala dudnienie swego serca. Zmusila sie do spokoju. Zbyt ciezko pracowala, zbyt wiele zaryzykowala, by dotrzec do tego wlasnie punktu. Jeden glupi blad zrujnowalby caly jej wysilek. Szybko ruszyla w dol po waskich schodach. Zaskrzypial jeden stopien. Znieruchomiala, nasluchujac, czy Jordan sie nie obudzil. Na dworze jakis samochod przejechal po kaluzy. Gdzies ujadal pies. Z oddali dobieglo trabienie ciezarowki. Uswiadomila sobie, ze to po prostu zwykle odglosy nocy, na ktore spiacy w ogole nie reaguja. Szybko zbiegla po schodach, do holu. Na stoliku, obok swojej torebki, znalazla klucze Jordana. Wziela jedno i drugie, po czym zabrala sie do pracy.

Na dzis wyznaczyla sobie skromne zadanie. Chciala sobie zapewnic regularny dostep do gabinetu Jordana i jego osobistych dokumentow. A wiec musiala miec wlasny komplet kluczy do drzwi wejsciowych, gabinetu i walizki Petera. Na kolku Jordana wisialo ich sporo. Nie miala problemow z wyborem klucza do drzwi wejsciowych – to ten najwiekszy. Z torebki wyjela blok miekkiej brazowej masy plastycznej. Wybrala klucz, odcisnela go w masie. Kluczyk do walizki tez blyskawicznie rozpoznala – to ten najmniejszy. Gorzej z gabinetem; tu juz niemal kazdy sie nadawal. Tylko w jeden sposob mogla to sprawdzic. Wziela torebke, teczke Jordana i przeniosla sie z tym wszystkim pod zamkniety gabinet. Tam zaczela wyprobowywac wszystkie klucze. Trafila za czwartym razem. Zdjela go z kolka i odcisnela w masie.

Mogla na tym poprzestac. I tak bardzo duzo dzis osiagnela. Zrobi duplikaty kluczy i wroci, kiedy Jordana nie bedzie. Wtedy spokojnie sfotografuje to, co znajdzie w gabinecie. Moglaby tak zrobic. Ale ona chciala wiecej. Udowodni Voglowi, ze jest utalentowana agentka. Wedle swoich szacunkow wyslizgnela sie z lozka przed niecalymi dwoma minutami. Stac ja na jeszcze dwie.

Otworzyla drzwi gabinetu, weszla do srodka i zapalila swiatlo. Pokoj byl ladny, umeblowany podobnie jak salon, po mesku. Stalo w nim duze biurko, skorzany fotel, deska kreslarska, a przy niej wysoki drewniany stolek. Catherine siegnela do torebki i wyjela dwie rzeczy: aparat fotograficzny i swojego mauzera z tlumikiem. Polozyla bron na biurku. Przysunela aparat do oka i pstryknela dwa zdjecia pokoju. Potem otworzyla aktowke Jordana. Niewiele tam znalazla: portfel, etui na okulary i maly kalendarz w skorkowej okladce.

Zawsze to cos – pomyslala. Moze sa w nim nazwiska waznych osobistosci, z ktorymi spotyka sie Jordan. Jesli Abwehra bedzie wiedziala, z kim sie widuje, moze sie domysli, nad czym pracuje.

Ile razy robila to w czasie szkolenia? Boze, sama juz nie zliczy; ze sto razy na pewno. I ten Vogel, ktory wiecznie wisial nad nia z cholernym stoperem. „Za dlugo! Za glosno! Za duzo swiatla! Za malo! Zaraz cie dopadna! Juz cie maja! I co teraz zrobisz?'. Polozyla kalendarzyk na biurku i zapalila lampke. Wygiela ja, zeby swiatlo padalo wprost na kartki – idealne warunki do fotografowania dokumentow.

Trzy minuty. Bierz sie ostro do roboty, Catherine.

Otworzyla notatnik, poprawila lampke. Jesli swiatlo bedzie padac pod zlym katem albo ze zbyt bliska, zniszcza sie negatywy. Zrobila dokladnie tak, jak uczyl ja Vogel, i zaczela robic zdjecia. Nazwiska, daty, krotkie, nabazgrane notatki. Po kilku stronach natknela sie na cos bardzo interesujacego: szkic czegos w rodzaju pudelka. Z boku widnialy liczby, zapewne wymiary. Fotografujac te kartke, dbala, by zachowal sie rysunek.

Cztery minuty.

Jeszcze jedna rzecz. Sejf. Stal na podlodze, obok biurka. Vogel przekazal Catherine kombinacje, ktora miala go otwierac. Przykleknela i obrocila galke. Szesc cyfr. Po ostatniej uslyszala, jak zamek sie otwiera. Pchnela rygiel. Odskoczyl. Czyli podali jej dobra kombinacje. Pociagnela drzwiczki i zajrzala do srodka: dwie teczki papierzysk, sporo notatnikow z pojedynczymi kartkami. Sfotografowanie tego zajmie jej godziny. Poczeka. Skierowala obiektyw na wnetrze sejfu i zrobila zdjecie. piec minut.

Pora odlozyc wszystko na miejsce. Zamknela sejf, zatrzasnela zamek i obrocila galke. Ostroznie wlozyla do torebki mase, zeby nie zniszczyc odciskow. Potem wrzucila do niej aparat i mauzera. Odlozyla kalendarzyk Jordana z powrotem do teczki i zamknela ja. Zgasila swiatlo i wyszla z gabinetu. Przekrecila klucz w zamku.

Szesc minut. Za dlugo.

Odniosla klucze, walizke i torebke z powrotem na miejsce. Gotowe! Potrzebuje wymowki. Chcialo jej sie pic. To byla prawda: w ustach jej zaschlo z napiecia. Poszla do kuchni, wyjela z szafki szklanke i napelnila zimna woda z kranu. Wychylila ja jednym haustem, znowu nalala i wrocila ze szklanka do sypialni.

Ogarnela ja ulga, a rownoczesnie rozsadzalo zdumiewajace poczucie wladzy i triumfu. Wreszcie, po miesiacach treningu i latach wyczekiwania, cos zrobila. Nagle zdala sobie sprawe, ze odpowiada jej szpiegostwo – satysfakcja, jaka daje drobiazgowe opracowanie planu, wykonanie zadania, dziecinna radosc odkrycia sekretu, poznanie czegos, czego ktos nie chce zdradzic. Oczywiscie, Vogel od samego poczatku mial racje. Pod kazdym wzgledem nadawala sie do tego zawodu.

Otworzyla drzwi i wsunela sie do pokoju.

Peter Jordan siedzial na lozku.

– Gdzie sie podziewalas? Martwilem sie o ciebie. – Konalam z pragnienia.

Nie wierzyla, ze ten spokojny, opanowany glos rzeczywiscie nalezy do niej.

– Mam nadzieje, ze i dla mnie troche przynioslas. Och, dzieki Bogu. Znowu mogla oddychac normalnie.

– Oczywiscie.

Dala mu szklanke, wypil.

– Ktora godzina? – spytala Catherine.

– Piata. Musze za godzine wstac, zeby zdazyc na spotkanie o osmej.

Pocalowala go.

– Wiec zostala nam jeszcze godzina.

– Catherine, przeciez nie dam…

– Och, zaloze sie, ze dasz.

Zsunela z ramion jedwabny szlafrok i przyciagnela Jordana do swoich piersi.

Kiedy pozniej tego samego dnia Catherine Blake szla Chelsea Embankment, nad rzeka siapila zimna mzawka. W trakcie przygotowan Vogel przekazal jej kombinacje dwudziestu roznych spotkan, kazde w innym punkcie centrum Londynu, kazde o nieco innej porze. Kazal wbic je sobie do glowy i zakladala, ze to samo zrobil z Horstem Neumannem, zanim go wyslal do Anglii. Ustalono, ze to Catherine zdecyduje, czy ma dojsc do spotkania. Jesli zauwazy cos, co jej sie nie spodoba – podejrzana twarz, mezczyzn w zaparkowanym samochodzie – nie nawiaze kontaktu, i wtedy maja sprobowac w kolejnym miejscu z listy, o okreslonej porze.

Catherine nie zauwazyla niczego niezwyklego. Zerknela na zegarek. Przyszla o dwie minuty za wczesnie. Spacerowala i, co zrozumiale, wrocila myslami do wydarzen ubieglej nocy. Bala sie, czy nie posunela sie za daleko, czy to sie nie stalo za szybko. Miala nadzieje, ze Jordana nie szokowaly jej pieszczoty ani pieszczoty, ktorych zazadala. Moze angielska mieszczka tak by sie nie zachowala.

Teraz juz za pozno na watpliwosci, Catherine.

Ranek uplynal jak we snie. Czula sie, jakby w tajemniczy sposob zmieniono ja w kogos innego i wrzucono do innego swiata. Ubrala sie i przygotowala kawe, podczas gdy Jordan sie golil i bral prysznic; zwyczajna domowa scenka wydawala jej sie dziwaczna. Strach ja ogarnal, kiedy Jordan otworzyl drzwi gabinetu i wszedl do srodka.

Czy nie zostawilam jakichs sladow? Czy domysla sie, ze tam wczoraj bylam?

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату