Hyde Park podczas zaciemnienia. Gdyby nie szum samochodow na Bayswater Road, mogloby sie wydawac, ze ida przez gestwine lasu Sherwood. Zapalily swoje latarki, dwa strumienie slabego, zoltawego swiatla. Rose w drugiej rece trzymala torbe z zakupami.

– Boze, jak tu wykarmic dzieci z czterech uncji miesa na tydzien. Boje sie, ze nie urosna.

Przed nimi zamajaczyl zagajnik, bezksztaltna czarna plama rysujaca sie na prawie juz zupelnie ciemnym niebie.

– Musze juz isc, Anno. Milo cie bylo spotkac.

Ida jeszcze troche dalej. Zrob to tutaj, wsrod drzew. Nikt nie zobaczy. Policja pomysli, ze to jakis rabus albo zbiegly wiezien. Wszyscy wiedza, jak przerazajaco wraz z wybuchem wojny wzrosla liczba przestepstw w West Endzie. Zabierz jej zakupy i pieniadze. Niech to wyglada na napad rabunkowy, w ktorym napastnik musial sie posunac do ostatecznosci.

– Tak cudownie bylo cie spotkac po tylu latach, Rose. Rozstaly sie w zagajniku. Rose skierowala sie na polnoc, Catherine na poludnie. Potem Catherine odwrocila sie i ruszyla za gospodynia. Z torebki wyjela mauzera. Musiala zabic blyskawicznie.

– Rose, o czyms zapomnialam!

Rose zatrzymala sie i obejrzala. Catherine podniosla bron i strzelila jej prosto w oko.

Diabelny tusz, nie chce sie zmyc. Ponownie namydlila dlonie i szorowala je, az bolalo. Zastanawiala sie, dlaczego tym razem nie zwymiotowala. Vogel mowil, ze po pewnym czasie zacznie jej to przychodzic latwiej. Szczotka zmyla tusz. Jeszcze raz spojrzala w lustro, ale teraz wytrzymala swoj wzrok. Catherine Blake – zamachowiec. Catherine Blake – morderczyni.

Rozdzial trzeci

Londyn

Alfred Vicary uznal, ze wieczor w domu wyjdzie mu na dobre. Mial ochote na spacer, wiec wyrwal sie z pracy na godzine przed zachodem slonca; zdazy dojsc do Chelsea, nim miasto pograzy sie w mroku. Popoludnie bylo ladne, chlodne, ale bezdeszczowe i prawie bezwietrzne. Puchate, szare chmury z brzuszkami zarozowionymi od promieni zachodzacego slonca sunely nad West Endem. Londyn zyl. Vicary obserwowal tlumy na Parliament Square, z podziwem spogladal na dziala przeciwlotnicze na Birdcage Walk, blakal sie wsrod cichych, osiemnastowiecznych zakatkow Belgravii. Zimowe powietrze cudownie oczyszczalo mu pluca, powstrzymal sie od zapalenia papierosa. Ostatnio dreczyl go suchy, ostry kaszel, taki sam jak podczas egzaminow koncowych w Cambridge i poprzysiagl sobie, ze po zakonczeniu wojny rzuci przeklete palenie.

Minal Belgrave Square i skierowal sie w strone Sloane Square. Czar prysnal. Sprawa znowu zaabsorbowala jego mysli. Nigdy wlasciwie o niej nie zapominal. Czasami tylko udawalo mu sie zepchnac ja na nieco dalszy plan. Styczen przeszedl w luty. Wkrotce nadejdzie wiosna i inwazja. A jej powodzenie lub kleska moze zalezec przede wszystkim od niego.

Myslal o ostatniej rozszyfrowanej wiadomosci, ktora mu przeslali chlopcy z Bletchley Park. Nadano ja ubieglej nocy do agenta dzialajacego w Anglii. Nie pojawil sie tam zaden pseudonim, lecz Vicary zakladal, ze to jeden z agentow, na ktorych poluje. Donoszono, ze przekazane dotychczas informacje sa dobre, ale potrzeba dalszych. Zadano rowniez raportu o tym, w jaki sposob agent sie skontaktowal ze zrodlem. Vicary probowal sie dopatrzyc w tym jakichs dobrych stron. Skoro Berlin potrzebuje wiecej materialu, to znaczy, ze nie ma pelnego obrazu. A jesli nie ma pelnego obrazu, to on, Vicary, zdazy jeszcze zdezorientowac wroga. Cala sprawa tak go przygnebiala, ze czerpal pocieche z takiej oto logiki.

Minal Sloane Square i znalazl sie w Chelsea. Przypomnial sobie takie same wieczory sprzed niepamietnych czasow – sprzed wojny i cholernego zaciemnienia – kiedy to wracal z uniwersytetu do domu, dzwigajac teczke wypchana ksiazkami i notatkami. Wtedy najwieksze jego zmartwienia byly o wiele prostsze. Czy uspilem studentow wykladem? Czy zdaze skonczyc ksiazke na czas?

I cos jeszcze do niego doszlo. Niezaleznie od tego, co twierdzi Boothby, okazal sie doskonalym oficerem kontrwywiadu. Sam charakter go do tego predysponowal. Nie nalezal do proznych. Nie potrzebowal publicznych pochwal ani zachwyconych wielbicieli. Wystarczalo mu w samotnosci rozkoszowac sie wlasnymi zwyciestwami. Podobalo mu sie, ze nikt nie wie, co wlasciwie robi. Z natury byl skryty i zamkniety w sobie, a praca w wywiadzie tylko poglebila te cechy.

Pomyslal o Boothbym. Dlaczego zabral teczke Vogla i wyparl sie tego? Dlaczego nie chcial przekazac Eisenhowerowi ani Churchillowi ostrzezenia Vicary'ego? Dlaczego przesluchal Karla Beckera, ale nie przekazal mu informacji o istnieniu oddzielnej niemieckiej siatki szpiegowskiej? Vicary'emu nie nasuwalo sie zadne logiczne wytlumaczenie postepowania zwierzchnika. Przypominalo to luzne notatki, ktorych w zaden sposob nie mogl ulozyc w harmonijna calosc.

Dotarl do swego domu przy Draycott Place. Pchnal drzwi i po stercie nie podnoszonej od wielu dni poczty przeszedl do zaciemnionego salonu. Zastanawial sie, czyby nie zaprosic na kolacje Alice Simpson, ale doszedl do wniosku, ze brak mu sil na uprzejma pogawedke. Nalal do wanny goracej wody i moczyl sie, sluchajac sentymentalnej muzyki w radiu. Wypil szklanke whisky i przejrzal gazety. Od kiedy zamieszkal w swiecie kontrwywiadu, nie wierzyl w ani jedno drukowane w nich slowo. Wtedy zaczal dzwonic telefon. Pewnie z biura, bo ostatnio juz nikt inny sie do niego nie odzywal. Wyszedl z kapieli, wlozyl szlafrok. Telefon stal w gabinecie. Vicary podniosl sluchawke.

– Tak. Harry? – odezwal sie.

– Twoja rozmowa z Karlem Beckerem nasunela mi pomysl. Harry od razu przystapil do rzeczy. Woda kapala z Vicary'ego na papiery porozrzucane na biurku. Sprzataczka wiedziala, ze pod zadnym pozorem nie wolno jej wchodzic do gabinetu. Dzieki temu stanowil on oaze akademickiego balaganu w sterylnie czystym domu.

– Anna Steiner na poczatku lat dwudziestych przez dwa lata mieszkala z ojcem na placowce dyplomatycznej w Londynie. Bogaci dyplomaci najmuja sluzbe: kucharzy, lokai, pokojowki.

– Zgadza sie, Harry. Mam nadzieje, ze to dokads doprowadzi.

– Od trzech dni sprawdzalem kazda agencje w miescie, probujac sie dokopac nazwisk ludzi, ktorzy pracowali u tej rodziny.

– Dobry pomysl.

– Znalazlem pare osob. Wiekszosc juz nie zyje, inni sa starzy jak swiat. Trafilem jednak na jedno obiecujace nazwisko: Rose Morely. W mlodosci pracowala u Steinera jako kucharka. Dzis ustalilem, ze jest zatrudniona u komandora Higginsa i prowadzi mu dom na Marylebone.

– Dobra robota, Harry. Jutro z samego rana umow z nia spotkanie.

– Chcialem, ale wlasnie ktos strzelil jej w samo oko i zostawil cialo w srodku Hyde Parku.

– Piec minut i jestem gotowy.

– Pod twoim domem juz czeka samochod.

Po pieciu minutach Vicary wyszedl z domu i zamknal za soba drzwi. Dopiero w tej chwili uswiadomil sobie, ze na smierc zapomnial o umowionym lunchu z Helen.

Samochod prowadzila ladna, mloda funkcjonariuszka WRNS, ktora podczas krotkiej podrozy nie odezwala sie ani slowem. Zatrzymala sie o dwiescie metrow od miejsca mordu, najblizej jak sie dalo, u stop lagodnego wzniesienia. Znowu sie rozpadalo, wiec Vicary pozyczyl od niej parasol. Wysiadl i cicho zamknal drzwiczki, jakby przyjechal na pogrzeb. Przed nim silne strumienie bialego swiatla omiataly okolice. Przywodzily mu na mysl reflektory, probujace wychwycic z mrokow nocy niemieckiego bombowca. Jeden ze strumieni objal i jego – oslonil oczy przed swiatlem. Dotarcie na miejsce zajelo mu wiecej czasu niz przypuszczal, gdyz wzniesienie okazalo sie wlasciwie pagorkiem. Wysoka, bardzo wilgotna trawa zmoczyla mu nogawki az do kolan. Jakbj brodzil po strumieniu. Ledwie sie pojawil w polu widzenia funkcjonariuszy, opuscili latarki niczym miecze. Nadinspektor Jakistam lagodnie ujal go pod reke i poprowadzil na miejsce. Wykazal sie rozsadkiem i nie wypowiedzial glosno nazwiska Vicary'ego.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату