Cialo pospiesznie zaslonieto brezentowa plachta. Na srodku zbierala sie woda i wyplywala bokiem niczym miniaturowy wodospad. Przykucniety Harry pochylal sie nad roztrzaskanym mozgiem.
Harry w swoim zywiole – pomyslal Vicary.
Tak naturalnie wygladal, taki sie wydawal zrelaksowany, kiedy ogladal cialo – mozna by pomyslec, ze wlasnie odpoczywa pod drzewem w upalny, letni dzien. Vicary przypatrzyl sie miejscu zbrodni. Kobieta upadla na plecy, wyladowala z rozrzuconymi rekami i nogami, jak dziecko, ktore bawi sie na sniegu w orla. Ziemia wokol glowy byla czarna od krwi. Nieboszczka w jednej rece nadal sciskala siatke, widac w niej bylo puszki warzyw i jakies mieso zawiniete w papier, ktory przesiakl krwia. Zawartosc torebki rozsypala sie przy nogach. Vicary nie dostrzegl tam pieniedzy.
Harry zauwazyl milczacego zwierzchnika i podszedl do niego. Przez dluzsza chwile stali bez slowa, niczym dwoch zalobnikow pochylajacych sie nad grobem, tylko Vicary obmacywal kieszenie w poszukiwaniu okularow.
– Moze to zbieg okolicznosci – odezwal sie Harry – ale ja nie wierze w zbiegi okolicznosci. Zwlaszcza jesli to dotyczy kobiety z kula, ktora przeszyla oko. – Umilkl, po raz pierwszy okazujac uczucia.
– Kto znalazl cialo?
– Przechodzien. Przesluchalismy go. Jego wersja sie sprawdza.
– Kiedy ja zabito?
– Zaledwie pare godzin temu. Czyli zginela poznym popoludniem albo wczesnym wieczorem.
– Ktos slyszal strzal?
– Nie.
– Moze bron byla z tlumikiem?
– Niewykluczone.
Zblizyl sie do nich nadinspektor.
– Niech mnie kule bija, toz to Harry Dalton, ktory rozgryzl sprawe Spencera Thomasa. – Policjant zerknal na Vicary'ego i znowu spojrzal na Harry'ego. – Slyszalem, ze ostatnio pracujesz na zlecenie.
Harry zmusil sie do usmiechu.
– Witam, nadinspektorze.
– Od tej pory sprawa nalezy do sluzb bezpieczenstwa – powiedzial Vicary. – Stosowne dokumenty otrzyma pan jutro rano. Harry ma koordynowac sledztwo. Wszystko powinno przechodzic przez niego. Poza tym sporzadzi w pana imieniu protokol. Chce, by opisano to jako nieudany napad rabunkowy. Opisac rane zgodnie z prawda. Nie wdawac sie w szczegoly dotyczace miejsca. W protokole napisac, ze policja szuka pary zbiegow nieznanego pochodzenia, ktorych widziano w parku w porze zbrodni. Swoim ludziom nakazac dyskrecje. Dziekuje, nadinspektorze. Harry, spotkamy sie jutro z samego rana.
Harry i nadinspektor odprowadzili wzrokiem sylwetke kulejacego profesora, ktory zszedl ze wzgorza i zniknal w gestych ciemnosciach. Nadinspektor popatrzyl na Harry'ego.
– Chryste, a tego co ugryzlo?
Harry zostal w parku, dopoki nie zabrano ciala. Bylo juz po polnocy. Poprosil jednego z policjantow, zeby go podrzucil do domu. Moglby wezwac woz sluzbowy, ale nie chcial, by w pracy wiedziano, dokad jechal. Wysiadl w okolicy mieszkania Grace Clarendon i ostatni odcinek przeszedl pieszo. Z powrotem dala mu dawny klucz i wszedl bez pukania. Grace zawsze spala jak dziecko – na brzuchu, z rozrzuconymi rekami i nogami, jasna stopa wysuwala sie spod nakrycia. Harry rozebral sie cicho i nie zapalajac swiatla, probowal sie wslizgnac do lozka, tak by nie obudzic kochanki. Sprezyny zaskrzypialy pod jego ciezarem. Grace poruszyla sie, przewrocila na bok i pocalowala go.
– Balam sie, ze znowu mnie porzuciles, Harry.
– Nie, po prostu mialem bardzo dluga i wyjatkowo obrzydliwa noc.
Oparla sie na lokciu.
– Co sie stalo?
Harry jej powiedzial. Nie mieli przed soba tajemnic.
– Mozliwe, ze zabila ja ta agentka, ktorej szukamy.
– Wygladasz, jakbys zobaczyl ducha.
– To bylo makabryczne. Strzelono jej prosto w twarz. Taka rzecz trudno zapomniec, Grace.
– Moge sprawic, zebys zapomnial?
Harry chcial wylacznie spac. Byl wykonczony, a po ogladaniu trupow zawsze czul sie brudny. Lecz Grace go pocalowala, najpierw powolutku, bardzo delikatnie. Potem stopniowo sprowokowala go, zeby zdjal z niej kwiecista koszule nocna i zaczelo sie szalenstwo.
Rozdzial czwarty
Nastepnego popoludnia w tajnym pokoju przy Grosvenor Square 47 zebrali sie wokol duzego modelu portu
Spotkanie zaczelo sie w dosc przyjaznej atmosferze, ale po paru minutach wybuchly sprzeczki. Obie strony zasypywaly sie zarzutami, oskarzeniami o balagan i opieszalosc, padlo nawet kilka komentarzy osobistych, ktorych bardzo szybko pozalowano.
– Brytyjscy konstruktorzy okazali sie nadmiernymi optymistami.
– Bo wy, Amerykanie, jestescie zbyt niecierpliwi, zbyt… no, zbyt cholernie amerykanscy!
Wszystko to wina napiecia, zgodzili sie wreszcie, i zaczeli jeszcze raz.
Wynik inwazji zalezal od tego, czy sztuczne porty znajda sie na miejscu i czy zaczna funkcjonowac tuz po ladowaniu pierwszych oddzialow. Tymczasem, choc od dnia inwazji dzielilo ich tylko trzy miesiace, realizacja projektu
– To te cholerne Phoenixy – warknal jeden z angielskich oficerow, ktory, tak sie zlozylo, wspoltworzyl akurat te bardziej udana skladowa akcji
Niestety, mial racje: produkcja gigantycznych betonowych blokow, jadra calego projektu, niebezpiecznie sie opozniala. Pojawialo sie mnostwo problemow, ktore moglyby sie wydac zabawne, gdyby gra nie szla o tak wysoka stawke. Ciagle brakowalo cementu i stali do zbrojen. Ciagle brakowalo miejsc do produkcji, a poludniowe wybrzeze Anglii mialo za malo portow, w ktorych mozna by przechowac bloki. Nie wspominajac o niedoborach wykwalifikowanych kadr i o tym, ze robotnicy byli oslabieni i niedozywieni na skutek ciaglych brakow w zaopatrzeniu.
Istna kleska. Bez blokow, ktore pelnilyby role falochronow, cala operacja
Wybrali bylego naczelnego inzyniera Northeast Bridge Company, komandora porucznika Petera Jordana.