dwoch dni.

– A wydaje sie, jakby uplynal miesiac. Ja tez chcialem sie z toba spotkac.

– Czy to naprawde wykluczone?

– Wroce do domu najwczesniej o jedenastej.

– Swietnie.

– A o piatej rano bedzie na mnie czekal samochod.

– To tez swietnie.

– Ale, Catherine…

– Oto moja propozycja. Spotkamy sie przed twoim domem o jedenastej. Upitrasze cos dla nas. Ty sie odprezysz i przygotujesz do wyjazdu.

– Bede musial sie jeszcze troche zdrzemnac.

– Obiecuje, ze dam ci zasnac.

– Ostatnio niewiele sypialismy.

– Zrobie, co w mojej mocy, zeby sie powstrzymac.

– To do zobaczenia o jedenastej. – Cudownie.

Nad podwojnymi drzwiami gabinetu Boothby'ego bardzo dlugo plonelo czerwone swiatlo. Vicary juz wyciagal reke, zeby jeszcze raz zadzwonic – lamiac w ten sposob jeden z edyktow Boothby'ego – ale sie powstrzymal. Zza grubych drzwi dobiegly odglosy klotni. Jeden glos z pewnoscia nalezal do kobiety, drugi do Boothby'ego.

– Nie zrobisz mi tego!

To krzyknela kobieta, bardzo glosno, odrobine histerycznie. Boothby odpowiedzial cos spokojniej, tonem ojca karcacego dziecko. Czujac sie jak skonczony kretyn, Vicary przysunal ucho do futryny.

– Lajdak! Skonczony dran!

Znowu kobieta. Potem lomot zatrzaskiwanych drzwi. Nagle zapalilo sie zielone swiatlo. Vicary nie zwrocil na to uwagi. Sir Basil mial w gabinecie rowniez drugie, dyskretne wejscie, z ktorego korzystal wylacznie pan i wladca oraz dyrektor generalny. Ale nie bylo takie znowu dyskretne – jesli chwile poczeka, kobieta wyloni sie zza zakretu korytarza i wtedy jej sie przyjrzy. Slyszal juz gniewne stukanie obcasow na podlodze. Wynurzyla sie zza rogu. To byla Grace Clarendon. Zatrzymala sie i spod zmruzonych powiek zmierzyla go pogardliwym wzrokiem. Po policzku splywala jej lza. Otarla ja i zniknela w glebi korytarza.

W gabinecie panowal mrok, ktory rozjasniala jedynie lampka na biurku Boothby'ego. Z cygara, ktore lezalo nietkniete przy lokciu generala, unosil sie bardzo silny zapach. Boothby w szelkach i koszuli przegladal dokumenty. Nie podnoszac wzroku, dzgnieciem zlotego dlugopisu wskazal Vicary'emu miejsce przed biurkiem.

– Slucham – powiedzial.

Vicary szybko przekazal mu najnowsze doniesienia. Zrelacjonowal rezultaty jednodniowego dochodzenia w sprawie morderstwa Rose Morely. Powiedzial o mozliwosci istnienia zwiazku miedzy niemiecka agentka i morderstwem Vernona Pope'a. Wytlumaczyl, ze teraz przede wszystkim nalezy znalezc Roberta Pope'a i go przesluchac. Zazadal zaangazowania do poszukiwan jak najwiekszej liczby ludzi. Przez caly czas Boothby zachowal stoickie milczenie. Wyjatkowo niczym sie nie bawil, nie krazyl po gabinecie, zdawal sie sluchac baczniej niz zwykle.

– No – odezwal sie w koncu – wreszcie jakas dobra wiadomosc w tej sprawie. Przez wzglad na pana mam nadzieje, ze nie myli sie pan w kwestii zwiazku miedzy tymi morderstwami.

Trzeszczal cos o znaczeniu cierpliwosci, wnikliwych badan i poszukiwan. Vicary myslal o Grace Clarendon. Kusilo go, zeby spytac Boothby'ego, co robila w jego gabinecie, ale nie znioslby kolejnego kazania o tym, co oficer ma prawo wiedziec lub nie. Nekaly go okropne wyrzuty sumienia. Wiec sie pomylil. Podlozyl Grace dla zdobycia glupiego punktu w przegranej dyskusji i Boothby teraz zalatwil dziewczyne. Ciekawilo go, czy general ja wyrzucil, czy jedynie udzielil surowej nagany. Byla cenna pracownica: inteligentna, oddana. Mial nadzieje, ze Boothby jej darowal.

– Natychmiast dzwonie do szefa obserwatorow, niech da tylu ludzi, ilu moze.

– Dziekuje, sir Basilu – powiedzial Vicary, wstajac z krzesla.

– Wiem, ze dochodzilo miedzy nami do pewnych niezgodnosci w tej sprawie, Alfredzie, i szczerze powiadam: mam nadzieje, ze sie pan teraz nie myli. – Boothby sie zawahal. – Pare minut temu rozmawialem z dyrektorem generalnym.

– O?

– Dal panu przyslowiowe dwadziescia cztery godziny. Jesli nie dojdzie do przelomu w sprawie, obawiam sie, ze zostanie pan od niej odsuniety.

Po wyjsciu Vicary'ego Boothby siegnal po sluchawke specjalnego telefonu. Wykrecil numer i czekal na zgloszenie.

Jak zwykle mezczyzna z drugiej strony sie nie przedstawil, tylko rzucil:

– Tak?

Boothby tez sie nie przedstawil.

– Zdaje sie, ze nasz przyjaciel zaciska petle – powiedzial. – Lada chwila zacznie sie drugi akt.

Tamten cos wymamrotal i odlozyl sluchawke.

Piec po jedenastej taksowka zatrzymala sie przed domem Petera Jordana, ktory czekal na chodniku przed drzwiami z latarka w reku. Catherine wysiadla, zaplacila kierowcy. Gdzies w glebi ulicy zawarczal silnik. Taksowka odjechala. Catherine ruszyla wlasnie w strone Jordana, gdy rozlegl sie ryk silnika, pisk opon pedzacych po mokrej jezdni. Odwrocila glowe i zobaczyla mknaca na siebie furgonetke. Dzielilo ja od niej zaledwie pare metrow, za malo, by uskoczyc. Zamknela oczy w oczekiwaniu smierci.

Dicky Dobbs nigdy wlasciwie nikogo nie zabil. Jasne, wyrobil swoja dzialke polamanych kosci, twarzy przerobionych na papke. Trwale okaleczyl tez jednego typka, ktory odmawial uparcie zaplacenia haraczu. Ale nigdy przedtem nie odebral nikomu zycia.

Powinno mi sprawic przyjemnosc zalatwienie tej suki.

Zabila Vernona i Vivie. Urwala mu sie tyle razy, ze juz by nie zliczyl. I Bog jeden wie, co robi z tym amerykanskim oficerem. Taksowka skrecila w ciemna ulice. Dicky delikatnie przekrecil kluczyk, uruchamiajac silnik. Odrobine otworzyl, przepustnice, zwiekszajac doplyw paliwa do silnika. Taksowka odjechala. Kobieta ruszyla na druga strone ulicy. Dicky wrzucil bieg i ruszyl z kopyta.

Otaczala ja miekka, ciepla ciemnosc. I odlegle dzwonienie w uszach. Probowala otworzyc oczy, nie mogla. Probowala oddychac, nie mogla. Myslala o ojcu i matce. O Marii. I wydawalo jej sie, ze znowu znalazla sie w Hiszpanii, wyleguje sie na cieplym glazie nad strumieniem. Nie bylo zadnej wojny. Kurt Vogel nie pojawil sie w jej zyciu. Potem stopniowo zaczela odczuwac ostry bol z tylu czaszki i olbrzymi ciezar przygniatajacy jej piersi. Pluca domagaly sie tlenu. Zbieralo jej sie na mdlosci, a mimo to nadal nie mogla oddychac. Widziala smugi ostrego swiatla, niczym komety przemykajace przez wielka czarna pustke. Cos nia potrzasalo. Ktos ja wolal po imieniu. I nagle sobie uswiadomila, ze jednak nie umarla. Mdlosci nagle ustapily, wreszcie mogla zaczerpnac tchu. Otworzyla oczy i zobaczyla twarz Petera Jordana. – Catherine, slyszysz mnie, kochanie? Nic ci nie jest? Chryste Panie, on chyba chcial cie zabic! Catherine, slyszysz mnie?

Zadne z nich nie mialo ochoty na jedzenie. Oboje chcieli sie napic. Jordan trzymal teczke przykuta do reki – po raz pierwszy przyniosl tak wazne dokumenty. Przeszedl do gabinetu. Catherine slyszala, jak kreci galka sejfu, otwiera ciezkie drzwi i potem je zamyka. Wrocil do salonu. Nalal dwie solidne porcje koniaku i przyniosl kieliszki na gore do sypialni.

Wracali do siebie, popijajac koniak. Catherine z trudem trzymala kieliszek. Rece jej drzaly, serce dudnilo, miala wrazenie, ze zaraz zwymiotuje. Zmusila sie do lykniecia trunku. Jego cieplo rozplynelo jej sie po ciele, zaczela sie odprezac.

Popelnila straszliwa omylke. Nie powinna byla sie zwracac do Pope'ow. Wymyslilaby inny sposob. Ale zrobila jeszcze inny blad. Powinna byla przy pierwszej nadarzajacej sie okazji zabic tez Roberta Pope'a i Dicka.

Jordan usiadl przy niej na lozku.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ОБРАНЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату