– W Islington mieszka bardzo mila niewiasta, ktora twierdzi, ze dwie godziny po smierci Vernona wlamales sie do jej pensjonatu, szukajac jakiejs kobiety.
– Twoja bardzo mila niewiasta z Islington najwyrazniej sie myli.
– Przestan mi tu chrzanic glupoty, Pope!
– Wiecej opanowania, Harry.
– Szukasz jej od tygodni, ale nie zdolales znalezc. Nie przyszlo ci przypadkiem na mysl, dlaczego tak swietnie gubi ciebie i twoje wtyki?
– Nie, nie przyszlo mi na mysl, bo nie wiem o czym, kurwa, gadasz.
– A czy zastanawiasz sie, dlaczego nie udalo wam sie znalezc jej adresu?
– Nigdy nie probowalem, bo nie znam tej kobiety! Harry zauwazyl pot na twarzy Pope'a.
Wreszcie do niego trafiam – pomyslal. Vicary najwyrazniej tez to dostrzegl, gdyz wlasnie w tej chwili po raz pierwszy sie odezwal.
– Nie jest pan z nami szczery, panie Pope – powiedzial uprzejmie, nadal studiujac swe dlonie, po czym podniosl wzrok i dorzucil: – Choc, coz, my tez nie bylismy z panem do konca szczerzy, prawda, Harry?
Doskonale wyczucie czasu, Alfredzie – pomyslal Harry. Swietna robota!
– Tak, Alfredzie, nie do konca bylismy z panem Pope'em szczerzy – potwierdzil na glos.
Pope wygladal na kompletnie zagubionego.
– O czym wy dwaj, kurwa, mowicie?
– Wspolpracujemy z Ministerstwem Wojny. Zajmujemy sie kwestiami bezpieczenstwa.
Po twarzy Pope'a przemknal cien.
– A jaki zwiazek ma smierc mojego brata z wojna? Jego glos stracil na pewnosci.
– Bede z panem szczery. Wiemy, ze ta kobieta to niemiecki szpieg. I wiemy, ze zwrocila sie do was o pomoc. Wiec jesli pan nie zacznie natychmiast mowic, bedziemy zmuszeni do dosc drastycznych posuniec.
Pope zwrocil sie do Harry'ego, jakby ten byl jego adwokatem z urzedu.
– Nie moge mu nic powiedziec, bo nic nie wiem. Nigdy nie widzialem tej baby.
Vicary wygladal na rozczarowanego.
– Coz, w takim razie jest pan aresztowany, panie Pope.
– A niby o co sie mnie oskarza?
– O szpiegostwo.
– Szpiegostwo! Nie mozecie tego zrobic! Nie macie dowodow!
– Posiadamy wystarczajaco duzo dowodow i dosc wladzy, zeby cie zamknac, a pieprzony klucz rzucic w morze. – W glosie Vicary'ego zabrzmiala niebezpieczna nuta. – Jesli nie chcesz reszty zycia spedzic w brudnym, cuchnacym pierdlu, to lepiej zacznij gadac, i to juz!
Pope mrugal oczami, wodzac wzrokiem od Vicary'ego do Harry'ego. Byl pokonany.
– Zaklinalem Vernona, zeby nie bral tej roboty, ale on nie sluchal – zaczal. – Myslal tylko o tym, jak sie dobrac do tej cipy. Od poczatku wiedzialem, ze cos z nia nie w porzadku.
– Czego od was chciala? – spytal Vicary.
– Zebysmy sledzili amerykanskiego oficera. Zazadala dokladnego raportu ze wszystkich jego ruchow po Londynie. Zaplacila nam za to dwiescie funtow. Od tej pory bardzo czesto sie z nim spotyka.
– Gdzie?
– W restauracjach, u niego.
– Skad wiesz?
– Sledzilismy ich.
– Jak sie nazywa?
– Catherine, nazwiska nie znam.
– A ten oficer?
– Komandor Peter Jordan z amerykanskiej marynarki wojennej.
Vicary natychmiast aresztowal Roberta Pope'a i Dicky'ego Dobbsa. Nie mial powodu dotrzymywac slowa danego zlodziejowi i oszustowi. Poza tym nie mogl dopuscic, zeby szwendali sie po ulicach. Ustalil, ze MI- 5 przetrzyma ich w zamknieciu poza Londynem.
Harry Dalton zadzwonil do Amerykanow na Grosvenor Square i spytal, czy w siedzibie SHAEF pracuje oficer marynarki nazwiskiem Peter Jordan. Po kwadransie ktos oddzwonil i spytal:
– A kto chce wiedziec?
Kiedy Harry zapytal o misje Jordana, Amerykanin odparl:
– Powyzej twojej ligi, koles. Twojej i mojej razem wzietych. Harry zrelacjonowal Vicary'emu rozmowe. Vicary poczul, jak krew mu odplywa z twarzy.
Przez poltorej godziny nikt nie potrafil znalezc Basila Boothby'ego. Bylo dosc wczesnie i nie dotarl do biura. Vicary dzwonil do jego mieszkania przy Cadogan Square. Rozdrazniony lokaj poinformowal go, ze sir Basil juz wyszedl. Sekretarka twierdzila, ze nic nie wie o ruchach generala, ale spodziewa sie go juz wkrotce. Stugebna plotka glosila, jakoby Boothby zyl w przekonaniu, ze wszedzie czyhaja na niego wrogowie, wiec notorycznie nie udzielal konkretnych informacji, gdzie mozna go zastac. Wreszcie, tuz po dziewiatej, zjawil sie w pracy. Wygladal na niezwykle
Boothby podszedl do biurka, zdjal sluchawke zielonego aparatu. Wykrecil numer i czekal.
– Halo, general Betts? Dzwoni Boothby z piatki. Musze sprawdzic amerykanskiego oficera marynarki, niejakiego Petera Jordana.
Przerwa. Boothby bebnil palcami o blat. Vicary zdartym czubkiem buta wiercil dziure w perskim kobiercu generala.
– Tak, jestem – odezwal sie Boothby. – Naprawde? Niech to cholera wezmie! Lepiej poszukajcie generala Eisenhowera. Natychmiast musze sie z nim spotkac. Osobiscie skontaktuje sie z biurem premiera. Obawiam sie, ze mamy dosc powazne problemy.
Boothby wolno odlozyl sluchawke i popatrzyl na Vicary'ego. Twarz mial koloru popiolu.
Zamarznieta mgla wisiala niczym dym nad wrzosowiskiem Hampstead. Siedzaca na lawce wsrod bukow Catherine Blake zapalila papierosa. Z jej punktu obserwacyjnego rozciagal sie widok na kilkaset metrow w kazda strone. Byla pewna, ze siedzi tu sama. Z mgly wynurzyl sie Neumann. Rece gleboko wepchnal w kieszenie i szedl pewnym krokiem czlowieka, ktory wie, dokad zmierza. Kiedy od Catherine dzielilo go pare metrow, odezwala sie glosno:
– Chce z toba porozmawiac. Wszystko w porzadku. Jestesmy sami.
Siadl przy niej na lawce, Catherine poczestowala go papierosem, zapalil go od jej papierosa.
Dala mu koperte z dwoma rolkami filmu.
– Jestem prawie pewna, ze wlasnie tego szukaja – powiedziala. – Przyniosl to wczoraj ze soba: notes ze szczegolami projektu, nad ktorym pracuje. Sfotografowalam calosc.
Neumann wsunal koperte do kieszeni.
– Gratulacje, Catherine. Dopilnuje, zeby bezpiecznie dotarly do rak naszego przyjaciela z portugalskiej ambasady.
– Na jednej rolce umiescilam cos jeszcze. Prosze Vogla, zeby nas stad wyciagnal. Cos sie popsulo. Boje sie, ze moj kamuflaz dlugo nie wytrzyma.
– Chcesz o tym pogadac?
– Im mniej wiesz, tym lepiej, wierz mi.
– Ty tu rzadzisz, ja jestem tylko chlopcem na posylki.
– Pamietaj, badz gotowy w kazdej chwili sie zwijac. Wstala i odeszla.
– Wejdz, Alfredzie, i siadaj – zaprosil Boothby. – Zdaje sie, ze zwalilo nam sie na glowe prawdziwe nieszczescie.
Boothby ruchem glowy wskazal jedno z krzesel przy biurku. Dopiero co wrocil, na ramionach ciagle jeszcze mial zarzucony plaszcz. Zdjal go i podal sekretarce, wpatrujacej sie w niego wzrokiem wiernego psa, ktory czeka na nastepny rozkaz.