– Kawe, prosze. Nikt nie moze nam przeszkadzac. Dziekuje.
Vicary opadl na krzeslo. Czul sie fatalnie. Sir Basil zniknal na trzy godziny. Kiedy ostatni raz mu mignal, wypadl z gabinetu, mamroczac cos o morwach *. Vicary'emu ten kryptonim nic nie mowil. Wiedzial tylko, ze to drzewo o slodkich owockach. Reszte czasu spedzil, krazac po swoim gabinecie i zastanawiajac sie, jak powazne sa straty. I jeszcze cos mu nie dawalo spokoju. Sprawe od poczatku prowadzi on, tymczasem to Boothby relacjonuje ja Eisenhowerowi i Churchillowi.
Weszla sekretarka z taca ze srebrnym czajniczkiem z kawa oraz eleganckimi porcelanowymi filizankami. Ostroznie postawila ja na biurku zwierzchnika i zniknela. Boothby nalal kawy.
– Mleka, Alfredzie? Prawdziwe.
– Tak, chetnie.
– To, co panu teraz powiem, jest scisle tajne – zaczal general. – Wie o tym zaledwie garstka ludzi: autorzy projektu i ci, ktorzy uczestnicza w jego realizacji. Nawet ja znalem jedynie ogolniki. Az do dzis.
Boothby siegnal do aktowki, wyjal z niej mape i rozlozyl ja na biurku. Wlozyl okulary, czego nigdy nie robil w obecnosci Vicary'ego, i posluzyl sie zlotym olowkiem jako wskazowka.
– Oto plaze Normandii – pokazal. – A to Zatoka Sekwany. Autorzy projektu inwazji stwierdzili, ze jedynym sposobem na tyle szybkiego przerzucenia ludzi i sprzetu na brzeg, zeby operacja sie powiodla, jest posiadanie duzego, funkcjonujacego portu. Bez niego inwazja moze sie zakonczyc fiaskiem.
Sluchajacy uwaznie Vicary skinal glowa.
– Ale tu sie pojawia problem: nie zamierzamy zdobyc zadnego portu – podjal Boothby. – W rezultacie stworzono to.
Ponownie siegnal do walizki i wyjal inna mape tego samego fragmentu wybrzeza Francji, tyle ze tym razem znajdowaly sie na niej oznaczenia przedstawiajace konstrukcje przy brzegu.
– Nazywa sie to operacja
– Dobry Boze – mruknal Vicary.
– Zaraz stanie sie pan czlonkiem bardzo ekskluzywnego bractwa, Alfredzie, niech pan slucha uwaznie. – Boothby znowu wskazywal olowkiem. – Oto gigantyczne stalowe tratwy, ktore beda zakotwiczone pare mil od wybrzeza. Maja za zadanie splaszczyc fale plynace do brzegu. Tutaj, jeden obok drugiego, zatopi sie mnostwo starych statkow handlowych, by stworzyly falochron. Ta czesc operacji nosi kryptonim
– Godne podziwu – wtracil Vicary.
– Powodzenie calej akcji zalezy jednak od tych tu, tu i tu – ciagnal Boothby, dzgajac olowkiem w trzech punktach mapy. – Nosza nazwe Phoenixow. One jednak nie unosza sie na wodzie.
Tona. To olbrzymie bloki z betonu i stali, ktore zostana przeciagniete przez La Manche i zatopione w szeregu w celu stworzenia wewnetrznego falochronu. Wlasnie one stanowia najwazniejsza skladowa operacji
– O Boze – jeknal Vicary.
– Niestety, to nie wszystko. Projekt Phoenix boryka sie z problemami. Tworcy planu inwazji zamierzaja wybudowac sto czterdziesci piec takich blokow. A to sa olbrzymie konstrukcje, wysokosci okolo dwudziestu metrow. W niektorych mieszcza sie pomieszczenia dla zalogi i baterie przeciwlotnicze. Do zbudowania kazdej potrzeba niewyobrazalnych ilosci cementu, drutow zbrojeniowych i wysoko wykwalifikowanych robotnikow. Od samego poczatku prace hamowal brak surowcow i opoznienia konstrukcyjne.
Boothby zlozyl mapy i schowal je do szuflady.
– Ubieglej nocy komandorowi Peterowi Jordanowi zlecono objechanie miejsc budowy na poludniu i realistyczna ocene, czy zdazy sie na czas dokonczyc budowy Phoenixow. Budynek przy Grosvenor Square czterdziesci siedem opuscil z walizka przykuta do nadgarstka. W tej walizce spoczywaly wszystkie informacje dotyczace Phoenixow.
– Boze wszechmogacy! Czemu, do cholery, to zrobil?
– Jego rodzina ma dom w Londynie. Jordan w nim teraz mieszka. W srodku jest sejf. Sluzby bezpieczenstwa SHAEF sprawdzily go i uznaly za bezpieczny.
Nie doszloby do tego, gdyby Boothby przekazal moje ostrzezenie o zagrozeniu! – pomyslal Vicary, a glosno powiedzial:
– Wiec jesli komandor Jordan zostal kupiony, mozliwe, ze znaczna czesc planow operacji
– Obawiam sie, ze tak – przyznal Boothby. – A to jeszcze nie koniec zlych wiadomosci.
– Boze! A kim, u licha ciezkiego, jest ten caly komandor Peter Jordan?
Boothby znowu pogrzebal w teczce. Wyciagnal cienkie dossier i rzucil je na biurko.
– Pracowal jako glowny inzynier w Northeast Bridge Company. To jedna z najwiekszych amerykanskich firm budowlanych, specjalizujacych sie w konstrukcji mostow. Uwaza sie go za swego rodzaju cudowne dziecko. Wciagnieto go do operacji
– Gdzie on jest w tej chwili?
– Nadal na poludniu, dokonuje inspekcji. Spodziewaja sie, ze na Grosvenor Square wroci okolo siodmej. O osmej ma sie spotkac z Eisenhowerem i przekazac mu wnioski. Pan i Harry macie go przejac na Grosvenor Square, bardzo dyskretnie, i zawiezc do Richmond. Tam go przesluchamy. Pan poprowadzi przesluchanie.
– Dziekuje, sir Basilu. Vicary wstal.
– Plan minimum to zyskanie pomocy Jordana w zwinieciu pana siatki.
– Zgadza sie – odparl Vicary. – Ale mozliwe, ze bedziemy potrzebowac jego scislejszej wspolpracy. To zalezy od rozmiaru szkod.
– Ma pan jakis pomysl, Alfredzie?
– Cos mi sie zaczyna kluc. Przed przesluchaniem chcialbym obejrzec od srodka dom Jordana. Jakies sprzeciwy?
– Nie – odparl Boothby. – Ale dyskretnie, Alfredzie, bardzo dyskretnie.
– Prosze sie nie bac, bede bardzo dyskretny.
– Niektorzy obserwatorzy specjalizuja sie w tego rodzaju zadaniach… No, wie pan, wlamywaniu do budynkow.
– Wlasciwie to mam juz kogos upatrzonego.
Harry Dalton cienkim metalowym narzedziem grzebal w zamku drzwi wejsciowych domu Petera Jordana. Vicary stal twarza do ulicy, zaslaniajac Harry'ego. Po chwili uslyszal ciche stukniecie ustepujacego zamka. Harry, niczym skonczony zawodowiec, pewnym ruchem otworzyl drzwi i wkroczyl do srodka, jakby byl panem tego domu.
– Cholernie jestes w tym dobry – pochwalil Vicary. – Widzialem na filmie, jak to ktos robil.
– Dziwnie nie chce mi sie w to wierzyc.
– Zawsze wiedzialem, ze z ciebie inteligentny jegomosc. Harry zamknal drzwi.
– Wytrzyj buty – przypomnial.
Vicary otworzyl drzwi salonu i wszedl do srodka. Przebiegl wzrokiem po skorzanych meblach, dywanach, fotografiach mostow na scianach. Przysunal sie do kominka i obejrzal zdjecie w srebrnej ramce, ktore stalo na polce.
– Pewnie jego zona – domyslil sie Harry. – Byla piekna.
– Tak – powiedzial Vicary. Zdazyl sie zapoznac z dokumentami wojskowymi Jordana i jego zyciorysem, ktorych dostarczyl mu Boothby. – Nazywala sie Margaret Lauterbach- Jordan. Zginela tuz przed wojna w wypadku