samochodowym na Long Island.

Mineli hol, zajrzeli do jadalni i kuchni. Harry nacisnal klamke kolejnego pomieszczenia. Okazalo sie zamkniete na klucz.

– Otworz – polecil Vicary.

Harry przykleknal i wsunal narzedzie do zamka. Po chwili weszli do srodka. Pokoj byl umeblowany jak miejsce pracy, z pewnoscia sluzyl mezczyznie: biurko z ciemnego drewna, fotel obity doskonale wyprawiona skora i jeden mebel, ktory bardzo wiele mowil o wlascicielu – stol kreslarski ze stolkiem, z ktorego korzystalby inzynier albo architekt.

Vicary zapalil lampke na biurku.

– Idealne miejsce do fotografowania dokumentow – stwierdzil.

Sejf stal przy biurku. Stare urzadzenie wygladalo jakby wazylo co najmniej piecset funtow. Vicary przyjrzal sie dokladniej nogom; byly przymocowane do podlogi.

– Rozejrzyjmy sie na gorze – powiedzial.

Miescily sie tam trzy sypialnie, dwie z widokiem na ulice, trzecia, wieksza, w drugiej czesci domu. Dwie pierwsze najwyrazniej sluzyly jako pokoje goscinne. W szafach bylo pusto, brakowalo jakichkolwiek elementow osobistych. Vicary z Harrym weszli do sypialni Jordana. Na podwojnym lozku lezala rozrzucona posciel, podniesione zaluzje odslanialy widok na zaniedbany ogrodek, otoczony murem. Vicary otworzyl edwardianska szafe i zajrzal do srodka: dwa mundury amerykanskiej marynarki wojennej, liczne pary cywilnych welnianych spodni, kupka swetrow i sporo schludnie zlozonych koszul z marka sklepu na Manhattanie. Zamknal szafe i rozejrzal sie po pokoju. Nawet jesli agentka tu byla, nie zostawila po sobie sladu, najwyzej lekka smuzke perfum, ktora unosila sie w powietrzu i kojarzyla sie Vicary'emu z zapachem, ktorego uzywala Helen.

„Prosze sie odezwac? Och, niech to licho!'. Vicary spojrzal na Harry'ego i powiedzial:

– Zejdz na dol, cicho otworz drzwi od gabinetu, wejdz do srodka i zamknij je za soba.

Harry wrocil po dwoch minutach.

– Slyszales cos?

– Nic.

– Wiec moglaby sie wyslizgnac w nocy do jego gabinetu i fotografowac dokumenty, ktore przynosil z pracy.

– Musimy to przyjac, tak. Sprawdz lazienke. Zobacz, czy nie zostawila tam jakiegos osobistego drobiazgu.

Vicary slyszal, jak Harry buszuje w szafce z lekarstwami. Za chwile wrocil do sypialni.

– Nie ma tam niczego, co by nalezalo do kobiety.

– Dobra. Na razie tyle nam wystarczy.

Wrocili na dol, zamkneli na klucz drzwi do gabinetu i wyszli na zewnatrz. Zaparkowali tuz za rogiem. Kiedy skrecili na chodnik, Vicary spojrzal w gore na rzad kamienic po drugiej stronie ulicy. Blyskawicznie spuscil wzrok. Przysiaglby, ze w zacienionym oknie dostrzegl kogos, kto patrzyl na niego. Twarz mezczyzny: ciemne oczy, czarne wlosy, waskie usta. Jeszcze raz zerknal na gore, lecz czlowiek zniknal.

Zeby oczekiwanie mniej mu sie dluzylo, Horst Neumann wymyslil sobie zabawe: zapamietywal twarze. Zrobil sie w tym calkiem dobry. Patrzyl na twarze ludzi – w pociagu albo na zatloczonym placu – kazda z nich zapamietywal, a potem w duchu je odtwarzal, jakby przewracal strony albumu ze zdjeciami. Tyle juz czasu spedzil na trasie Hunstanton – Liverpool Street! Wydawalo mu sie, ze caly czas widzi znajome twarze. Pyzaty sprzedawca, ktory zawsze pogladzil noge dziewczyny, zanim sie z nia pocalowal na do widzenia w Cambridge, dokad wracal do zony. Stara panna, ktora wiecznie wygladala, jakby lada chwila miala wybuchnac placzem. Wojenna wdowa, ktora bezustannie patrzyla w okno i zapewne – tak przynajmniej sobie wyobrazal Neumann – w mijanym szarozielonym krajobrazie widziala twarz meza. Na Cavendish Square poznal juz wszystkich tubylcow: mieszkancow domow otaczajacych plac, spacerowiczow, ktorzy lubili posiedziec na lawce wsrod spiacych roslin. Monotonne zajecie, ale dzieki temu utrzymywal umysl w formie i zabijal czas.

Grubas zjawil sie o trzeciej – ten sam szary plaszcz, ten sam kapelusz, to samo niepewne zachowanie przyzwoitego mezczyzny, ktory popelnia niecny uczynek. Dyplomata otworzyl drzwi domu i wszedl do srodka. Neumann przeszedl przez plac i wsunal koperte z filmem w szpare. Uslyszal znajome siekniecie, kiedy pulchny dyplomata sie po nia schylil.

Neumann wrocil na swoje stanowisko i czekal. Po kilku minutach dyplomata wyszedl, zlapal taksowke i odjechal. Neumann stal jeszcze kilka minut, zeby sie upewnic, czy nikt nie sledzil samochodu.

Do pociagu zostaly mu jeszcze dwie godziny. Wstal i ruszyl w strone Portman Square. Przez okno ksiegarni zauwazyl dziewczyne. W sklepie bylo pusto. Siedziala za kontuarem i czytala te same wiersze Eliota, ktorych tomik mu przed tygodniem sprzedala. Poczula, ze ktos ja obserwuje, bo szybko podniosla wzrok, jakby ja cos przestraszylo. Potem rozpoznala Neumanna, usmiechnela sie i gestem zaprosila do srodka. Otworzyl drzwi i wszedl.

– Wlasnie powinnam sobie zrobic przerwe – powiedziala dziewczyna. – Po drugiej stronie ulicy jest kawiarnia. Przylaczy sie pan do mnie? A tak przy okazji, nazywam sie Sara.

Ech, raz kozie smierc – pomyslal Neumann.

– Z przyjemnoscia, Saro – odparl.

Deszcz cicho bebnil w dach humbera. Zimno przenikalo do srodka, tak ze wewnatrz unosily sie obloczki pary, gdy rozmawiali. Na Grosvenor Square panowal niezwykly spokoj, w gestych ciemnosciach nie widzieli nic. Jak dla Vicary'ego, rownie dobrze mogli parkowac pod Reichstagiem. Na plac wjechal amerykanski samochod sluzbowy. W slabym swietle oslonietych reflektorow widac bylo mokra ulice. Z wozu wysiadlo dwoch mezczyzn; zaden z nich nie byl Jordanem. Po chwili przez mrok przemknal kurier na motocyklu. Vicary'emu przypomniala sie Francja.

Zacisnal powieki, zeby odpedzic tamten widok i przywolal przed oczy twarz mezczyzny w oknie na Kensingtonie. Najprawdopodobniej to tylko wscibski sasiad – tlumaczyl sobie w duchu. Ale cos go niepokoilo: to ze mezczyzna stal o krok od okna, a w pokoju bylo ciemno. Odtwarzal w pamieci tamta twarz: ciemne wlosy i oczy, waskie usta, jasna cera, rysy, ktore nie wskazywaly na zadna narodowosc. Moze Niemiec, moze Wloch, moze Grek albo Rosjanin. Albo i Anglik.

Harry cmil papierosa, potem zapalil Vicary i po chwili tak nadymili, ze wnetrze samochodu przypominalo laznie turecka. Vicary odrobine uchylil okno od swojej strony. Do srodka wdarlo sie zimno, siekac go w twarz.

– Nie wiedzialem, ze z ciebie taka gwiazda, Harry. Kazdy policjant w Londynie zna twoje nazwisko.

– Sprawa Spencera Thomasa – wyjasnil Harry.

– Jak go dopadles?

– Skonczony kretyn. Wszystko spisywal.

– Jak to?

– Chcial zapamietac szczegoly zbrodni, ale nie ufal pamieci. Wiec prowadzil ten makabryczny dziennik. Znalazlem go, przeszukujac jego pokoj. Zdziwilbys sie, gdybys wiedzial, jakie rzeczy ludzie potrafia wypisywac.

Nie, nie zdziwilbym sie – pomyslal Vicary, przypominajac sobie list od Helen.

„Udowodnilam Ci swa milosc w sposob, w jaki juz zadnemu mezczyznie nie udowodnie. Lecz nie zamierzam poswiecic mego zwiazku z ojcem dla malzenstwa'.

– Co slychac u Grace Clarendon? – zagadnal Vicary. Nigdy przedtem o nia nie pytal, wiec zabrzmialo to nienaturalnie, jakby zagadnac o rugby albo krykieta.

– Wszystko dobrze – odparl Harry. – Czemu pytasz?

– Wczoraj w nocy widzialem ja pod gabinetem Boothby'ego.

– Boothby zawsze prosi, zeby Grace osobiscie dostarczala mu dokumenty. Jej zdaniem dlatego, ze lubi patrzec na jej nogi. Polowa ludzi w wydziale mysli, ze ma z nim romans.

Do Vicary'ego tez w swoim czasie doszly te pogloski: Boothby spal z kazda wolna panienka z wydzialu, a Grace Clarendon nalezala do jego ulubionych zdobyczy.

„Nie zrobisz mi tego! Lajdak! Skonczony dran!'.

Vicary zalozyl, ze Boothby udzielal Grace nagany za teczke Vogla. Ale calkiem mozliwe, ze podsluchal sprzeczke kochankow. Postanowil wiecej nie poruszac z Harrym tego tematu.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату