sir Basil Boothby. On tu wszystkim kieruje.

Byl ranek nastepnego dnia, godzina po swicie. Szli waska sciezka wsrod drzew – Harry pare krokow przed nimi, niczym zwiadowca, Vicary z Jordanem obok siebie, a za nimi Boothby, pilnujacy tylow. W nocy deszcz ustal, ale niebo nadal przeslanialy geste chmury. Szare swiatlo zimowego poranka wypralo z wszelkich barw drzewa i wzgorza. W kotlinach zebrala sie mgla, w powietrzu unosila sie won dymu z kominkow plonacych w domu. Jordan przelotnie popatrzyl kolejno na przedstawianych mu mezczyzn, ale nie wyciagnal reki. Obie schowal w kieszeniach sztormiaka, ktory dostarczono mu do pokoju wraz z welnianymi spodniami i grubym swetrem.

Przez pewien czas spacerowali w milczeniu, jak starzy szkolni kumple, umawiajacy sie na solidne sniadanie. Chlodne powietrze niczym gwozdz wwiercalo sie w kolano Vicary'ego. Szedl wolno, z dlonmi zaplecionymi z tylu i spuszczona glowa, jakby czegos szukal na ziemi. Drzewa sie skonczyly i przed nimi pojawila sie Tamiza. Na brzegu stalo kilka drewnianych lawek. Harry usiadl na jednej z nich, Vicary z Jordanem na drugiej, Boothby stal.

Vicary wyjasnil Jordanowi, czego od niego oczekuja. Jordan sluchal, nie patrzac na nich. Siedzial bez ruchu, z rekami w kieszeniach, z wyciagnietymi nogami, ze wzrokiem utkwionym w jakims nieokreslonym punkcie na rzece. Kiedy Vicary skonczyl, powiedzial:

– Znajdzcie inny sposob. Nie dam rady. Bylibyscie glupcami, gdybyscie mi to zlecili.

– Prosze mi wierzyc, komandorze, ze gdyby istnial inny sposob naprawienia szkody, skorzystalbym z niego. Niestety, to jedyne rozwiazanie. Pan musi to zrobic. Jest nam pan to winien. Nam i tym zolnierzom, ktorzy beda nadstawiac karku, probujac zdobyc plaze Normandii. – Zawiesil glos i przez chwile wzorem Jordana zapatrzyl sie w wode. – I jest pan to winien sobie, komandorze. Popelnil pan straszliwy blad. Teraz pan musi pomoc go naprawic.

– Czy to kazanie?

– Nie, nie uznaje kazan. To prawda.

– Jak dlugo to potrwa?

– Tak dlugo, jak bedzie konieczne.

– Nie odpowiedzial pan na pytanie.

– Zgadza sie. Moze pare dni, moze pare miesiecy. Po prostu nie wiemy. Nie mamy do czynienia z nauka scisla. Skonczymy najszybciej, jak sie da. Ma pan na to moje slowo.

– Odnioslem wrazenie, ze w pana zawodzie niewielkie sie przywiazuje znaczenie do danego slowa, Vicary.

– Owszem, ale tym razem tak bedzie.

– A co z moja praca nad operacja Mulberry?

– Bedzie pan odgrywal role aktywnego uczestnika wydarzen, ale tak naprawde zostaje pan od niej odsuniety. – Vicary wstal. – Pora juz wracac do domu, komandorze. Przed wyjazdem trzeba podpisac pare papierow.

– Jakich papierow?

– Och, na przyklad zobowiazanie, ze po kres swoich dni ani slowem nikomu pan o tym nie wspomni.

Jordan oderwal wzrok od rzeki i wreszcie spojrzal na Vicary'ego.

– Wierzcie mi, o to nie musicie sie troskac.

Rozdzial osmy

Ketrzyn, Niemcy

Kurt Vogel poprawial kolnierz. Nie pamietal, kiedy ostatnio tak dlugo nosil mundur. Przed wojna dobrze na nim lezal, ale teraz Vogel, podobnie jak prawie wszyscy, schudl i bluza wisiala na nim jak wiezienny pasiak.

Byl piekielnie zdenerwowany. Nigdy jeszcze nie spotkal fuhrera, nigdy nawet nie znalazl sie w tym samym pomieszczeniu co on. Osobiscie uwazal go za szalenca i potwora, ktory doprowadzil Niemcy na skraj katastrofy. Mimo to, ku swemu zdziwieniu, nie mogl sie doczekac tego spotkania i z niepojetych przyczyn chcial wywrzec pozytywne wrazenie. Zalowal, ze nie ma przyjemniejszego brzmienia glosu. Zeby sie uspokoic, palil papierosa za papierosem – i w samolocie z Berlina, i teraz, w samochodzie. W koncu Canaris poprosil, zeby zgasil to cholerstwo, bo jamniki sie dusza. Lezaly u stop Vogla, dwie spasione parowki, lypiace na niego slepiami. Vogel uchylil okno i cisnal niedopalek w wirujace platki sniegu,

Limuzyna zatrzymala sie na pierwszym punkcie kontrolnym Wilczego Szanca Hitlera. Czterech esesmanow dopadlo wozu, otworzyli maske i bagaznik, wsuneli pod spod lusterka, zeby sprawdzic podwozie. W koncu machneli, ze mozna jechac. Wkrotce samochod dotarl do obozu. Mimo poznego popoludnia polacie sniegu wsrod drzew skrzyly sie w blasku reflektorow. Straznicy z owczarkami alzackimi patrolowali sciezki.

Mercedes ponownie sie zatrzymal i znowu opadli go esesmani. Tym razem zrewidowali pasazerow. Kazali wysiasc i przeszukali ich. Voglem wstrzasnal widok Wilhelma Canarisa, szefa niemieckiego wywiadu, ktory stoi z podniesionymi rekami, podczas gdy esesman go obmacuje jak jakiegos pospolitego pijaczyne.

Straznik zazadal teczki Vogla i kapitan niechetnie mu ja podal. Znajdowaly sie w niej zdjecia dokumentu aliantow wraz ze wstepna analiza pracownikow technicznych Abwehry. Esesman zanurzyl reke, sprawdzajac, czy w walizce nie ma broni albo srodkow wybuchowych. Uspokojony oddal ja Voglowi.

Vogel przylaczyl sie do Canarisa i obaj bez slowa ruszyli ku schodom prowadzacym w glab bunkra. Dwa zdjecia Vogel zostawil w Berlinie, zamkniete w szafce: fotografie listu. To byla jej dlon. Vogel rozpoznal nierowna szrame na kciuku. Byl rozdarty w sobie. Spelnic jej prosbe i wyciagnac z Anglii czy zostawic ja na miejscu? Podejrzewal, ze decyzja zostanie podjeta za niego.

Kolejny esesman czekal przy schodach, na wypadek gdyby goscie fuhrera jakims cudem zdolali sie uzbroic w trakcie krotkiego spaceru po obozie. Canaris i Vogel staneli, poddajac sie kolejnej rewizji.

Canaris spojrzal na Vogla.

– Witaj w obozie Paranoja – powiedzial.

Canaris z Voglem przybyli jako pierwsi.

– Pal teraz, poki sie nie zjawi hodowca drobiu – powiedzial Canaris.

Vogel az sie skulil na te uwage. Pomieszczenie z pewnoscia bylo na podsluchu. Przerzucajac kartki, walczyl z pragnieniem wypalenia papierosa.

Kapitan obserwowal, jak jeden za drugim zjawiaja sie najpotezniejsi ludzie Trzeciej Rzeszy: reichsfuhrer SS Heinrich Himmler, brigadenfuhrer Walter Schellenberg, feldmarszalek Gerd von Rundstedt, feldmarszalek Erwin Rommel oraz Hermann Goring.

Wszyscy wstali, kiedy do sali wkroczyl Hitler, spozniony dwadziescia minut. Ubrany byl w szare spodnie i czarna bluze. Stal, nawet gdy wszyscy usiedli. Vogel przypatrywal mu sie zafascynowany. Posiwiale wlosy, ziemista cera i zaczerwienione oczy. Cienie pod oczami rysowaly sie tak mocno, ze wygladaly na siniaki. A mimo to promieniowal niesamowita energia. Przez dwie godziny dominowal nad zebranymi, prowadzac konferencje na temat przygotowan do inwazji: badajac, podwazajac i odrzucajac informacje lub wnioski, ktore uwazal za bezwartosciowe. Dla Vogla nie ulegalo watpliwosci, ze Adolf Hitler wiedzial rownie duzo, co jego generalowie – jesli nie wiecej – o stanie swej armii na zachodzie. Zdumiewala uwaga, jaka zwracal na szczegoly. Chcial wiedziec, czy w Calais jest o trzy mniej dzial przeciwlotniczych niz w ubieglym tygodniu. Zadal szczegolowych informacji o rodzaju cementu, z ktorego sporzadzono Wal Atlantycki, oraz dokladnej grubosci fortyfikacji.

Wreszcie, gdy konferencja dobiegala konca, zwrocil sie do Canarisa:

– Mowiono mi, ze Abwehra odkryla kolejne informacje, ktore moga rzucic swiatlo na zamiary wroga.

– Szczerze powiedziawszy, mein Fuhrer, operacja ta od poczatku do konca stanowi dzielo kapitana Vogla. Niech on sam przedstawi swoje odkrycia.

– Swietnie – odparl Hitler. – Kapitanie Vogel? Vogel nie wstal z krzesla.

– Mein Fuhrer, dwa dni temu jeden z naszych najlepszych agentow w Londynie wszedl w posiadanie pewnych dokumentow. Jak juz wiadomo, odkrylismy, ze nieprzyjaciel rozpoczal akcje pod nazwa operacja Mulberry. W oparciu o te nowe dokumenty mozemy blizej okreslic, na czym ona polega.

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату