znalezc pozostalych agentow siatki i odkryc, w jaki sposob kontaktuja sie z Berlinem. Boothby przyjal funkcje lacznika z Komitetem Dwadziescia, miedzywydzialowa grupa, kontrolujaca cala dzialalnosc i siatke podwojnych agentow. Nazwa wziela sie stad, ze takich agentow oznaczano podwojnym X, ktore mozna odczytac tez jako rzymska dwudziestke. Boothby wraz z komitetem mial przygotowywac specjalnie opracowane dokumenty do teczki Jordana i skoordynowac operacje
– Niezla chatka – odezwal sie Harry, wchodzac do pokoju. Nalal sobie herbaty i stanal tylem do kominka, zeby ogrzac plecy. – Gdzie jest Jordan?
– Na gorze. Spi.
– Skonczony glupek – stwierdzil Harry przyciszonym glosem.
– Nie zapominaj, ze od tej pory my odpowiadamy za tego skonczonego glupka. Co znalazles?
– Odciski palcow.
– Co?
– Odciski palcow. Swieze odciski palcow, bynajmniej nie nalezace do Petera Jordana, w srodku sejfu. Na biurku. Na sejfie. Jordan twierdzi, ze zabronil sprzataczce ruszac gabinetu. Nalezy wiec zalozyc, ze owe odciski zostawila Catherine Blake.
Vicary wolno pokrecil glowa.
– Juz wyszykowalismy mieszkanie Jordana – ciagnal Harry. – Tak je nafaszerowalismy mikrofonami, ze uslyszysz pierdzaca mysz. Eksmitowalismy rodzine z naprzeciwka i przyszykowalismy tam sobie punkt obserwacyjny. Widok idealny. Kazdy, kto sie zblizy do domu, bedzie mial fotke.
– A co z Catherine Blake?
– Na podstawie numeru telefonu znalezlismy adres na Earl's Court. Przejelismy mieszkanie w budynku vis- a- vis.
– Dobra robota, Harry.
Harry przez dluzsza chwile przypatrywal sie zwierzchnikowi.
– Nie obraz sie, Alfredzie, ale wygladasz koszmarnie.
– Nie pamietam, kiedy ostatnio spalem. Co cie trzyma na nogach?
– Kilka benzedryn i niezliczone ilosci herbaty.
– Przekasze cos, a potem sprobuje zasnac. A co z toba?
– Coz, wieczor mam juz zajety.
– Grace Clarendon?
– Zaprosila mnie na kolacje. Pomyslalem, ze skorzystam z okazji. Podejrzewam, ze w ciagu najblizszych paru tygodni nie bedziemy mieli duzo wolnego czasu. Vicary wstal i nalal sobie znow herbaty.
– Harry, nie chcialbym wykorzystywac twojego zwiazku z Grace, ale zastanawialem sie, czy nie moglbym jej poprosic o przysluge. Chcialbym, zeby dyskretnie sprawdzila w archiwum pare nazwisk i zobaczyla, co z tego wyniknie.
– Poprosze ja. O jakie nazwiska ci chodzi?
Vicary wzial filizanke, podszedl do kominka i stanal obok Harry'ego.
– Peter Jordan, Walker Hardegen i cos lub ktos ukrywajacy sie pod nazwiskiem Brum.
Grace nigdy nie lubila jesc, zanim sie kochali. Po wszystkim Harry lezal w jej lozku, palac papierosa, sluchajac plyty Glenna Millera i odglosow jej krzataniny w malenkiej kuchni. Wrocila do sypialni po dziesieciu minutach. Miala na sobie szlafrok luzno zwiazany w szczuplej talii i niosla tace z ich kolacja: zupa i chlebem. Harry usiadl, Grace naprzeciwko niego, miedzy nimi lezala taca. Grace podala mu talerz. Dochodzila polnoc i oboje konali z glodu. Harry nie mogl oderwac oczu od kochanki. Prosty posilek zdawal sie jej sprawiac taka rozkosz! A szlafrok tak cudownie sie rozchylal, odslaniajac jedrne, doskonale uksztaltowane cialo.
Zauwazyla, ze jej sie przyglada.
– O czym pan mysli, Harry Daltonie? – spytala.
– O tym jak bardzo bym chcial, zeby to sie nigdy nie skonczylo. I jak bardzo bym pragnal moc w ten sposob spedzac wszystkie wieczory mego zycia.
Jej twarz spowazniala; nie potrafila ukrywac uczuc. Kiedy byla szczesliwa, cala sie rozswietlala. A gdy byla zla, jej zielone oczy pochmurnialy. W chwilach smutku zas – tak jak teraz – sztywniala.
– Nie wolno ci mowic takich rzeczy, Harry. To wbrew regulom gry.
– Wiem, ze to wbrew regulom gry, ale to prawda.
– Czasem lepiej prawde trzymac przy sobie. Nie wypowiedziana na glos nie boli tak bardzo.
– Grace, chyba sie w tobie… Rabnela lyzka o tace.
– Chryste, Harry! Nie mow takich rzeczy! Czasem tak cholernie wszystko komplikujesz. Najpierw mowisz, ze nie mozesz sie ze mna spotykac, bo czujesz sie winny, a teraz, ze sie we mnie zakochales.
– Przepraszam, Grace. To po prostu prawda. Sadzilem, ze zawsze mozemy byc wobec siebie szczerzy.
– Dobra. Wiec bedziesz mial prawde. Jestem zona cudownego czlowieka, bardzo mi drogiego, ktorego nie chce skrzywdzic. Ale po uszy zakochalam sie w pewnym policjancie przerobionym na lowce szpiegow, niejakim Harrym Daltonie. I gdy ta przekleta wojna sie skonczy, bede musiala z nim zerwac. A ilekroc to dopuszczam do swiadomosci, to boli jak ciezka cholera. – Jej oczy zasnula mgielka. – A teraz zamknij sie, Harry, i dokoncz zupe. Prosze. Rozmawiajmy o czyms innym. Caly dzien tkwie w tym koszmarnym archiwum, a za cale towarzystwo mam Jago z jego diabelna fajka. Chce wiedziec, co sie dzieje w prawdziwym swiecie.
– Zgoda. Chcialbym cie poprosic o przysluge.
– Jakiego rodzaju? – Zawodowa.
Poslala mu szatanski usmieszek.
– Niech to szlag, mialam nadzieje, ze chodzi o cos zwiazanego z seksem.
– Chcialbym, zebys dyskretnie przejrzala kilka nazwisk w archiwum. Zobacz, czy nie znajdziesz czegos interesujacego.
– Jasne. O kogo chodzi? Harry podal jej nazwiska.
– Dobra, zobacze, co sie da zrobic.
Dojadla zupe, oparla sie o poduszki i obserwowala Harry'ego konczacego posilek. Kiedy oproznil talerz, zebrala naczynia i odstawila tace na podloge przy lozku. Zgasila swiatlo i zapalila swieczke na szafce nocnej. Zdjela szlafrok i kochala sie z Harrym tak, jak nigdy przedtem: powoli, cierpliwie, jakby byl ze szkla. Na moment nie odrywala wzroku od jego twarzy. A po wszystkim opadla na niego, zwiotczala, spocona. Czul na szyi jej cieply oddech.
– Chciales prawdy, Harry. Oto prawda.
– Musze byc z toba szczery, Grace. Nie bolala.
Zaczelo sie nastepnego dnia, pare minut po dziesiatej, gdy z biblioteki na pietrze lokalu Vicary'ego przy West Halkin Street
Peter Jordan wykrecil numer mieszkania Catherine Blake. Przez dluzszy czas zapis tej minutowej rozmowy znajdowal sie na pierwszym miejscu pod wzgledem liczby odtworzen w historii sluzby wywiadowczej Imperium. Sam Vicary setki razy sluchal tego diabelstwa, dopatrujac sie w nim niedoskonalosci niczym jubiler badajacy diamenty w poszukiwaniu skazy. To samo robil Boothby. Kopie nagrania kurier blyskawicznie dostarczyl na St James's Street i przez godzine nad drzwiami generala plonelo czerwone swiatlo, podczas gdy on sam raz za razem odtwarzal rozmowe.
Za pierwszym razem Vicary slyszal tylko Jordana. Stal pare krokow od niego, grzecznie odwrociwszy sie plecami, ze wzrokiem wbitym w ogien.
– Sluchaj, przepraszam, ale nie moglem wczesniej zadzwonic. Bylem zajety jak cholera. Wrocilem do Londynu dzien pozniej i zupelnie nie mialem jak cie powiadomic.
Cisza, kiedy Catherine mowi, ze nie musi sie tlumaczyc.
– Bardzo za toba tesknilem. Bez przerwy o tobie myslalem. Cisza, kiedy Catherine mowi, ze ona tez strasznie tesknila i nie moze sie doczekac, kiedy znowu sie spotkaja.