Najprosciej byloby aresztowac Catherine Blake i postapic za rada Boothby'ego: przeciagnac ja na swoja strone i zmusic do wspolpracy. Vicary nadal czul, ze to by sie nie udalo i ze falszywe materialy da sie przesylac przez Catherine Blake wylacznie wowczas, gdy nie bedzie tego swiadoma.
– Pamietam czasy, kiedy nie trzeba bylo podejmowac takich decyzji – powiedzial z zaduma Boothby. – A teraz jeden falszywy krok i mozemy przegrac wojne.
– Dziekuje, ze mi pan o tym przypomnial – odparl Vicary. – Nie ma pan gdzies tam w szufladzie szklanej kuli, sir Basilu?
– Niestety, nie.
– A co by pan powiedzial na monete?
– Alfredzie!
– Marna proba rozluznienia atmosfery, sir Basilu. Boothby ponownie bebnil w teczke.
– I jak brzmi pana decyzja, Alfredzie?
– Pozwolmy Catherine dalej dzialac.
– Modle sie, zeby sie pan nie mylil, Alfredzie. Prosze mi podac reke.
Vicary wysunal prawe ramie. Boothby przykul mu do nadgarstka teczke.
Pol godziny pozniej Grace Clarendon stala na Northumberland Avenue, przestepujac z nogi na noge dla rozgrzewki, i patrzyla na mijajace ja samochody. W koncu kiedy kierowca mrugnal ocienionymi reflektorami, zauwazyla duzego, czarnego humbera Boothby'ego. Samochod podjechal do chodnika, Boothby otworzyl tylne drzwiczki i Grace wskoczyla do srodka.
Cala sie trzesla.
– Co za diabelny mroz! Mielismy sie spotkac pietnascie minut temu. Nie wiem, dlaczego nie mozemy tego zrobic po prostu w twoim gabinecie.
– Za duzo wscibskich nosow, Grace. Gra idzie o zbyt duza stawke.
Wlozyla do ust papierosa, zapalila. Boothby zamknal szybke dzielaca go od szofera.
– No i? Co dla mnie masz?
– Vicary chce, zebym poszukala w archiwum paru nazwisk.
– Dlaczego nie zwroci sie wprost do mnie?
– Prawdopodobnie uwaza, ze mu ich nie dasz.
– Co to za nazwiska?
– Peter Jordan i Walker Hardegen.
– Sprytny lajdak – mruknal Boothby.
– Tak. Chcial, zebym poszukala czegos o nazwie Brum.
– Gdzie?
– Gdzie sie da. Wsrod nazwisk twoich pracownikow. Pseudonimow agentow. Niemieckich i angielskich. Kryptonimow akcji, biezacych i zamknietych.
– Chryste Panie – powiedzial Boothby. Odwrocil sie i zapatrzyl na jadace samochody. – Sam do ciebie z tym przyszedl czy przekazal przez Daltona?
– Przez Harry'ego.
– Kiedy?
– Wczoraj wieczorem.
Boothby popatrzyl na nia z usmiechem.
– Grace, znowu bylas niegrzeczna dziewczynka? Nie odpowiedziala, spytala tylko:
– Co mam mu powiedziec?
– Ze sprawdzilas we wszystkich dostepnych indeksach i nie znalazlas tam ani Jordana, ani Hardegena. To samo jesli chodzi o Bruma. Zrozumialas mnie, Grace?
Skinela glowa.
– Nie miej takiej ponurej miny. Pomysl o tym, ze wnosisz olbrzymi wklad w bezpieczenstwo narodowe.
Spojrzala na niego, przymruzywszy z gniewu zielone oczy.
– Oszukuje kogos bardzo mi drogiego. A to mi sie nie podoba.
– To juz niedlugo sie skonczy. A wtedy zaprosze cie na mila kolacyjke, jak za dawnych dobrych czasow.
Odrobine za mocno nacisnela klamke i wysunela nogi.
– Dam ci sie zabrac na bardzo droga kolacje, Basil. Ale to wszystko. Dawne dobre czasy zdecydowanie sie skonczyly.
Wysiadla, trzasnela drzwiami i patrzyla, jak woz Boothby'ego znika w mroku.
Vicary czekal w bibliotece na gorze. Dziewczeta przynosily mu kolejne raporty.
21.15 – w punkcie obserwacyjnym przy Earl's Court zauwazono, jak Catherine Blake opuszcza mieszkanie. Zdjecia w drodze.
21.17 – Catherine Blake idzie na polnoc, w strone Cromwell Road. Jeden obserwator ja sledzi. Oprocz tego pilnuje jej nasza furgonetka.
21.20 – Catherine Blake lapie taksowke i rusza na wschod. Furgonetka zabiera obserwatora i jedzie za taksowka.
21.35 – Catherine Blake dociera do Marble Arch i wysiada z taksowki. Inny obserwator wysiada z furgonetki i rusza jej sladem.
21.40 – Catherine Blake lapie kolejna taksowke na Oxford Street. Furgonetka omal jej nie gubi. Nie zdazyla zabrac obserwatora.
21.50 – Catherine Blake wysiada z taksowki przy Oxford Circus. Idzie na zachod, na Piccadilly. Nowy obserwator rusza jej sladem. Pilnuje jej furgonetka.
21.53 – Catherine Blake wskakuje do autobusu. Furgonetka jedzie za nim.
21.57 – Catherine Blake wysiada z autobusu. Wchodzi do Green Parku. Za nia udaje sie jeden obserwator.
Po pieciu minutach do pokoju wszedl Harry.
– Zgubilismy ja w Green Parku – powiedzial. – Dala nura w boczna alejke, obserwator musial isc dalej.
– W porzadku, Harry, wiemy, dokad zmierza.
Ale przez nastepne dwadziescia minut nikt jej nie widzial. Vicary zszedl na dol i nerwowo krazyl po pokoju. Przez mikrofony slyszal, jak Jordan kreci sie po mieszkaniu w oczekiwaniu na Catherine. Zauwazyla obserwatorow? Dostrzegla furgonetke? Ktos na nia napadl w Green Parku? Spotyka sie z drugim agentem? Probuje uciec? Vicary uslyszal warkot wracajacej furgonetki przed domem, potem ciche kroki pokonanych obserwatorow, ktorzy wchodzili do srodka. Znowu ich wykiwala. W tej samej chwili zadzwonil Boothby. Kontrolowal operacje z gabinetu i zadal informacji, co, u licha, jest grane. Kiedy Vicary mu powiedzial, wybelkotal cos i rozlaczyl sie.
Wreszcie zglosil sie punkt obserwacyjny przed domem Jordana.
22.25 – Catherine Blake zbliza sie do drzwi mieszkania Jordana. Naciska dzwonek.
Akurat o tym nie musieli Vicary'ego informowac, poniewaz w mieszkaniu Jordana umieszczono tak wiele mikrofonow, ze dzwiek dzwonka zawyl przez glosniki w punkcie dowodzenia niczym sygnal alarmu lotniczego.
Vicary zamknal oczy i sluchal. W miare jak przechodzili z pokoju do pokoju, ich glosy to podnosily sie, to opadaly, zaleznie od zasiegu mikrofonow. Sluchajacemu tych banalow Vicary'emu przypomnial sie dialog z jednego z romansow Alice Simpson: „Jeszcze drinka? Nie, dziekuje. A moze bys cos zjadl? Pewnie konasz z glodu. Nie, przekasilem cos wczesniej. Za to czegos innego teraz rozpaczliwie pragne'.
Slyszal, jak sie caluja. Probowal wychwycic w ich glosach falszywa nute. W domu po drugiej stronie ulicy umiescil grupe funkcjonariuszy, ktorzy tylko czekali na sygnal, w razie gdyby cos zle poszlo i Vicary postanowil aresztowac Catherine. Sluchal, jak Catherine mowi Jordanowi, jak bardzo go kocha, i ku swemu przerazeniu uswiadomil sobie, ze mysli o Helen. Przestali rozmawiac. Stukanie kieliszkow. Szmer wody. Kroki na schodach. Cisza, kiedy przemieszczali sie przez martwa strefe. Skrzyp lozka Jordana uginajacego sie pod ciezarem dwojga cial. Szelest zdejmowanych ubran. Szepty. Vicary nasluchal sie dosc.
– Ide na gore – zwrocil sie do Harry'ego. – Zawolaj mnie, kiedy Catherine zajmie sie dokumentami.
Clive Roach uslyszal to pierwszy, potem Ginger Bradshaw. Harry zasnal na kozetce, dlugie nogi przerzucil