przez oparcie. Roach wyciagnal reke i uderzyl go w podeszwe buta. Harry poderwal sie i nasluchiwal. Rzucil sie na gore, omal nie wylamal drzwi biblioteki. Vicary przeniosl tu swoja polowke z gabinetu. Spal, jak to mial w zwyczaju, przy zapalonej lampce, ktora mu swiecila prosto w twarz. Harry potrzasnal go za ramie. Vicary blyskawicznie sie ocknal i spojrzal na zegarek. Druga czterdziesci piec. Bez slowa zszedl za Harrym na dol. Juz wczesniej bawil sie zdobycznymi niemieckimi aparatami fotograficznymi i natychmiast rozpoznal ten dzwiek. Catherine Blake zamknela sie w gabinecie Jordana i szybko fotografowala pierwsza porcje dokumentow Kettledrum. Po chwili wszystko ucichlo. Vicary uslyszal szelest skladanych papierow i odglos zamykania drzwiczek sejfu. Potem pstrykniecie wylaczanego swiatla, Catherine wrocila na gore.

Rozdzial dziesiaty

Londyn

– Prosze, prosze, coz za punktualnosc! – zaswiergotal Boothby, otwierajac tylne drzwiczki swego humbera. – Niech pan wsiada, Alfredzie, nim zamarznie tu pan na smierc. Wlasnie przedstawilem najnowsze wydarzenia Komitetowi Dwadziescia. Nie musze chyba dodawac, ze sa uszczesliwieni. Prosili, zebym przekazal pan gratulacje. Wiec gratulacje, Alfredzie.

– Coz, chyba wypada podziekowac – odparl Vicary, rownoczesnie zastanawiajac sie, kiedy Boothby zdolal sie spotkac z komitetem.

Dochodzila ledwie siodma rano, padalo, bylo diabelnie zimno, Londyn spowijala bura poswiata zimowego poranka. Samochod ruszyl cicha ulica. Vicary opadl na siedzenie, odchylil glowe i przymknal oczy, choc tylko na chwile. Byl smiertelnie wyczerpany. Czul zmeczenie we wszystkich kosciach. Osiadlo mu na piersi jak zapasnik, sciskalo glowe niczym obrecza. Po tym jak sluchal Catherine Blake fotografujaca materialy Kettledrum, juz nie spal. Co mu nie pozwalalo zasnac? Podniecenie, ze tak genialnie oszukal wroga czy obrzydzenie, ze musi to robic wlasnie w ten sposob?

Vicary otworzyl oczy. Kierowali sie na wschod, przez Belgravie, Hyde Park Corner, Park Lane do Bayswater Road. Na ulicach bylo pusto, tu i owdzie jakas taksowka, jedna, dwie ciezarowki, samotni przechodnie, ktorzy przemykali chodnikiem jak niedobitki uciekajace przed zaraza.

– O co tu w ogole chodzi? – spytal Vicary, znowu przymykajac oczy.

– Pamieta pan, jak mowilem, ze Komitet Dwadziescia zastanawia sie, czyby nie wykorzystac niektorych naszych podwojnych agentow do wzmocnienia wiarygodnosci Kettledruml

– Pamietam – potwierdzil Vicary.

Pamietal tez, ze zdumialo go tempo, w jakim podjeto decyzje. Komitet Dwadziescia slynal z biurokratycznej powolnosci. Kazdy, co do jednego, komunikat przygotowany dla podwojnego agenta musial zyskac aprobate komitetu, nim mozna go bylo nadac do Niemiec. Czasem Vicary calymi dniami wyczekiwal na zgode, zeby moc wyslac swoj tekst przez siatke Beckera. Skad ta nagla mobilnosc?

Za bardzo byl zmeczony, by szukac teraz wyjasnienia. Ponownie zamknal oczy.

– Gdzie jedziemy?

– Na wschod. Dokladniej do Hoxton.

Vicary odrobine uchylil powieki, po czym znowu zamknal oczy.

– Skoro udajemy do wschodniego Londynu, to dlaczego jedziemy na zachod Bayswater Road?

– Zeby sie upewnic, czy nie sledza nas funkcjonariusze innego wywiadu, wrogiego czy zaprzyjaznionego.

– A kto moze nas sledzic, sir Basilu? Amerykanie?

– Szczerze mowiac, Alfredzie, to bardziej mnie niepokoja Rosjanie.

Vicary podniosl glowe i usilowal obrocic ja w strone Boothby'ego, ale mu opadla na skorzane oparcie.

– Zazadalbym wyjasnienia, ale jestem zbyt zmeczony.

– Za pare minut wszystko stanie sie dla pana jasne.

– A czy tam bedzie kawa? Boothby parsknal smiechem.

– Tak, za to moge reczyc.

– Dobrze. Nie pogniewa sie pan, jesli skorzystam z okazji i zdrzemne sie na chwile.

Zasnal, nim zdazyl uslyszec odpowiedz Boothby'ego.

Samochod gwaltownie zahamowal. Drzemiacy Vicary poczul, jak glowa leci mu do przodu, potem znowu opada na oparcie siedzenia. Uslyszal metaliczny chrzest otwieranych drzwiczek, uderzenie zimnego powietrza sieknelo go po twarzy. Nagle oprzytomnial. Spojrzal na lewo. Zaskoczylo go, ze widzi tam Boothby'ego. Zerknal na zegarek.

Wielkie nieba, dochodzi osma! Krazyli po ulicach Londynu przez godzine. Kark go bolal od drzemki w niewygodnej pozycji: ze spuszczona glowa i broda wpijajaca sie w mostek. W glowie mu pulsowalo, potrzebowal kofeiny i nikotyny. Oparl sie i podciagnal do pozycji siedzacej. Wyjrzal przez okno: wschodni Londyn, Hoxton, paskudna wiktorianska zabudowa przypominala fabryke borykajaca sie z trudnymi czasami. Budynki po drugiej stronie byly zniszczone przez bomby: tu dom, tam gruzowiska, znowu dom i kolejne zgliszcza – przywodzilo to na mysl usta pelne zepsutych zebow.

– Niech sie pan obudzi, Alfredzie – uslyszal glos Boothby'ego. – Jestesmy na miejscu. A przy okazji, co takiego sie panu snilo?

Vicary'ego ogarnal niepokoj. Rzeczywiscie, co mu sie snilo? Czyzby mowil przez sen? Francja nie snila mu sie od… Od kiedy? Od kiedy namierzyli Catherine Blake. A moze snila mu sie Helen? Wysiadajac, poczul fale zmeczenia i musial sie oprzec o samochod. Boothby zdawal sie tego nie dostrzegac, gdyz stal na chodniku, niecierpliwie spogladajac na podwladnego i brzeczac drobnymi w kieszeni. Deszcz rozpadal sie na dobre. W tej ponurej okolicy wydawal sie jeszcze zimniejszy. Podchodzac do Boothby'ego, Vicary gleboko wdychal ostre powietrze i natychmiast zrobilo mu sie lepiej.

Boothby poprowadzil go do wnetrza domu. Weszli na korytarz. Budynek widocznie wynajmowano, bo na jednej ze scian wisialy metalowe skrzynki na listy. W glebi, na wprost wejscia, byla klatka schodowa. Vicary puscil drzwi, ktore same sie zamknely, i otoczyla ich nieprzenikniona ciemnosc. Wyciagnal reke, szukajac wlacznika swiatla – gdzies tutaj mu mignal. Namacal go, przekrecil – nic.

– Tu zaciemnienie traktuje sie nieco powazniej niz w zachodnich dzielnicach Londynu – powiedzial Boothby.

Vicary wyjal z kieszeni plaszcza latarke. Dal ja Boothby'emu, ktory poprowadzil ich na gore po drewnianych schodach.

Vicary nie widzial prawie nic, tylko zarys szerokich barow zwierzchnika i slaba smuzke swiatla latarki. Jego pozostale zmysly natychmiast sie wyostrzyly jak u slepca. W nozdrza uderzyla go mieszanka obrzydliwych zapachow: uryny, starego piwa, srodkow dezynfekujacych, jaj smazonych na starym tluszczu. Potem uslyszal odglosy: rodzic bijacy dziecko, klocaca sie para, inna para glosno kopulujaca. Skads dobiegl dzwiek organow i meskiego choru. Najpierw pomyslal, ze w poblizu jest kosciol, ale po chwili uswiadomil sobie, ze to BBC. Dopiero wtedy do niego dotarlo, ze dzis niedziela. Kettledrum i polowanie na Catherine Blake odarlo go z poczucia czasu.

Dotarli na pietro. Boothby oswietlil korytarz. Swiatlo latarki odbilo sie w zoltawych slepiach koscistego kota. Boothby ruszyl w strone glosu radia. Spiew ucichl, zgromadzeni odmawiali Modlitwe Panska. Boothby mial klucz. Wlozyl go do zamka i zanim wszedl do srodka, zgasil latarke.

Pokoik byl maly i zapuszczony: nie poslane lozko, nie wieksze od polowki Vicary'ego w gabinecie MI- 5, malenka wneka kuchenna, gdzie na gazie pyrkotala kawa, niski stolik, przy ktorym nieruchomo tkwilo dwoch mezczyzn, sluchajac radia. Obaj palili cuchnace gauloisy. Pomieszczenie wypelnial siny dym. Jedyne zrodlo swiatla stanowilo waskie okno z widokiem na tyl budynkow z drugiej ulicy. Vicary podszedl do okna i wyjrzal na zaulek zasypany smieciami. Dwoch chlopcow podrzucalo puszki i uderzalo w nie kijami. Powial wiatr, podrywajac stare gazety, ktore zalopotaly w powietrzu niczym krazace mewy. Boothby nalewal przypalona kawe do dwoch podejrzanych emaliowanych kubkow. Dal jeden Vicary'emu, drugi zatrzymal dla siebie. Kawa byla paskudna:

Вы читаете Ostatni szpieg Hitlera
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату