– Ile osob wie o tym?
– Nikt o tym nie mowi, Kay – odpowiedzial Boltz. – Nawet sierzant Marino nie ma o tym pojecia. A w kazdym razie szczerze watpie, by wiedzial. Tej nocy nie mial sluzby, wyciagnelismy go z domu, kiedy mundurowi pojawili sie na miejscu zbrodni. W departamencie policji powiedzielismy, ze ktokolwiek wie o tym, ma trzymac gebe na klodke.
Wiedzialam, co to oznaczalo. Dzieki zmowie milczenia winny policjant wroci do drogowki albo za biurko na posterunku.
– Jedynie dlatego informujemy pania o tym niefortunnym zdarzeniu, ze musi pani znac powody nami kierujace, by zrozumiec kroki, jakie chcemy podjac – odezwal sie Amburgey, wolno cedzac slowa.
Siedzialam spieta i przygladalam mu sie z napieciem. Wlasnie mialam sie dowiedziec, o co w tym wszystkim chodzi. I dobrze.
– Wczoraj wieczorem rozmawialem z doktorem Spiro Fortosisem, psychiatra sadowym, ktory byl na tyle mily, by podzielic sie ze mna spostrzezeniami. Omawialem te sprawy z FBI. Chodzilo mi o zebranie opinii ekspertow… wszyscy sa zgodni, ze tego typu morderce podnieca zainteresowanie tlumow. Kiedy czyta o swoich wyczynach, puszy sie i nastepnym razem chce zaszokowac ich jeszcze bardziej, by znowu o nim napisali.
– Nie mozemy ograniczac wolnosci prasy – przypomnialam mu bezpardonowo. – Nie mamy mozliwosci kontrolowania tego, co pisza dziennikarze.
– Alez mamy. – Amburgey wygladal przez okno. – Nie napisza zbyt wiele, jezeli nie dostarczymy im informacji. Niestety, jak na razie dostarczylismy ich im calkiem sporo. – Urwal. – Albo przynajmniej ktos inny to zrobil.
Nie mialam pojecia, dokad on zmierza, lecz wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywaly, ze w moim kierunku.
– Sensacyjne wiadomosci – kontynuowal moj szef – zaowocowaly okropnymi, tragicznymi artykulami i naglowkami na pol strony. Wedle opinii doktora Fortosisa, to moze przyspieszyc dzialania mordercy; dzieki takiej reakcji mediow, dran moze zabic po raz kolejny juz wkrotce. Zainteresowanie tlumow podnieca go, ale jednoczesnie niebywale stresuje. Poped do mordu znowu rosnie, i musi wybrac nastepna ofiare, bo tylko wtedy znajdzie satysfakcje. Jak wam wszystkim wiadomo, pomiedzy morderstwami Cecile Tyler i Lori Petersen byl tylko tydzien przerwy…
– Czy rozmawial pan o tym z Bentonem Wesleyem? – przerwalam.
– Nie musialem. Rozmawialem z Suslingiem, jednym z jego kolegow z oddzialu behawioralnego w Quantico. To znany ekspert z tej dziedziny, ma sporo publikacji na swoim koncie.
Dzieki Bogu. Nie znioslabym mysli, ze Wesley dopiero co siedzial w moim pokoju konferencyjnym i ani slowem nie wspomnial o tym, o czym przed chwila sie dowiedzialam. Podejrzewam, ze gdyby wiedzial, bylby rownie wsciekly jak ja; komisarz pchal sie z butami w sledztwo, co nie nalezalo do jego obowiazkow. Obchodzil mnie, obchodzil Marino i Wesleya, dzialal za naszymi plecami i bral sprawy w swoje rece.
– Ewentualne skutki sensacyjnych wiadomosci, ktore moga pochodzic z przeciekow informacji, czyjejs gadaniny – ciagnal Amburgey – oraz fakt, ze policja moze zostac oskarzona o niewypelnianie swych obowiazkow w zwiazku z tym oddalonym wezwaniem 911, oznacza, ze musimy przedsiewziac powazne srodki ostroznosci, doktor Scarpetta. Od tej chwili, az do odwolania, wszystkie informacje z komendy glownej policji beda przechodzic przez rece Billa i Norma. Pani ma nie udzielac zadnych informacji, a wszystkich ciekawskich kierowac bezposrednio do mnie. Zrozumiano?
Nigdy wczesniej nie mialam problemow z przeciekami w moim biurze i on doskonale o tym wiedzial. Nigdy nie udzielalismy pochopnych ani zbyt szczegolowych informacji, a ja jak najbardziej ograniczalam kontakty z prasa.
Co tez pomysla sobie reporterzy – albo ktokolwiek inny – gdy odesle sie ich do komisarza po informacje, ktore powinni uzyskac w moim biurze? Od czterdziestu dwoch lat, odkad istnieje w Wirginii funkcja naczelnego koronera, nic podobnego nie mialo miejsca. Uciszajac mnie, Amburgey pozbawi mnie autorytetu, sugerujac jednoczesnie, ze nie moze mi ufac.
Rozejrzalam sie dokola; nikt nawet nie raczyl spojrzec mi w oczy. Bill Boltz z uporem wpatrywal sie w fusy na dnie swej filizanki.
Amburgey zaczal znowu kartkowac notatki.
– Najgorsza wsrod dziennikarzy jest Abby Turnbull, ale to nic nowego. Nie dostaje nagrod za pasywnosc. – Potem odwrocil sie do mnie: – Czy zna pani panne Turnbull?
– Rzadko kiedy udaje sie jej przedostac dalej niz do sekretariatu.
– Rozumiem. – Przerzucil nastepna kartke.
– Ona jest niebezpieczna – odezwal sie Tanner. – „Times” stanowi czesc jednej z najwiekszych sieci w kraju. Maja wlasne zrodla informacji.
– W takim razie nie ma watpliwosci co do tego, ze to panna Turnbull sprawia nam najwiekszy klopot. Pozostali dziennikarze po prostu komentuja i cytuja jej elaboracje i wzniecaja kurz – skomentowal Bill Boltz. – Musimy sie tylko dowiedziec, skad, u licha, czerpie swe informacje? – I do mnie: – Musimy zabezpieczyc wszystkie mozliwe kanaly. Na przyklad, kto oprocz ciebie ma dostep do twoich danych?
– Kopie raportow wysylam urzedowi miasta i policji – odrzeklam spokojnie; przeciez to on i Tanner sa przedstawicielami urzedu miasta i policji.
– A co z rodzinami ofiar?
– Jak na razie nie dostalam prosb o tego typu dokumenty ze strony rodzin zadnej z zamordowanych kobiet. Poza tym najprawdopodobniej odeslalabym je do twojego biura.
– A co z firmami ubezpieczeniowymi?
– Tez tylko na wyrazna prosbe. Jednak po drugim zabojstwie zabronilam moim pracownikom wysylania raportow komukolwiek, z wyjatkiem policji i twojego biura. Od jakiegos czasu staram sie ograniczyc ich dostepnosc, by nie wpadly w niepowolane rece i nie wywolaly sensacji.
– Kto jeszcze? – spytal Tanner. – A co z oddzialem statystycznym? Czy przypadkiem nie maja zwyczaju podpierania sie waszymi danymi? Nie wysylacie im kopii wszystkich raportow CME-1 oraz raportow z autopsji?
Zaskoczona, nie odpowiedzialam od razu. Tanner z cala pewnoscia niezle sie przygotowal na to spotkanie. Bo niby skad moglby wiedziec o takich szczegolach dzialania mojego biura?
– Przestalismy wysylac im dokumenty wkrotce po skomputeryzowaniu biura – wyjasnilam. – W koncu i tak wyciagaja od nas wszystkie potrzebne im dane, ale dopiero pod koniec roku, gdy sporzadzaja roczne raporty…
Tanner przerwal mi z sila wystrzelonej kuli.
– Czyli zostaje tylko twoj komputer. – Zaczal okrecac w palcach swoj styropianowy kubeczek po kawie. – Zakladam, ze dostep do waszej bazy danych jest zastrzezony dla bardzo niewielu osob?
– To bylo moje nastepne pytanie – mruknal Amburgey.
Doprawdy fatalnie wymierzone; nieomal wolalam, by Margaret nie wspomniala mi dzis o wlamaniu do komputera w biurze.
Desperacko usilowalam wymyslic jakas odpowiedz, gdy w srodku skrecalam sie z paniki. Czy mozliwe, by morderca mogl zostac pojmany juz wczesniej? Czy gdyby nie zdarzyly sie te przecieki, utalentowana mloda lekarka zylaby jeszcze? Czy to mozliwe, by anonimowe „medyczne zrodlo” bylo nie jakas konkretna osoba, lecz moja baza danych?
Zdaje sie, ze chwila, w ktorej musialam sie przyznac do tego wlamania, byla najgorsza w moim zyciu. Nie mialam jednak wyboru.
– Pomimo wszystkich zabezpieczen ktos dostal sie do naszej bazy danych. Dzis rano znalezlismy dowod na to, ze ktos usilowal wyciagnac z komputera dane na temat zabojstwa Lori Petersen. Nic nie zyskal, gdyz dane nie zostaly jeszcze wprowadzone.
Przez kilka chwil nikt sie nie odzywal.
Zapalilam papierosa, na co Amburgey obdarzyl mnie wscieklym spojrzeniem, po czym rzekl:
– Ale dane z trzech pierwszych spraw byly?
– Tak.
– I jest pani pewna, ze nie zrobil tego zaden z pracownikow? Albo moze ktos z innego dystryktu?
– Jestem tego prawie stuprocentowo pewna.
Znowu cisza.
– Czy jest mozliwe, ze ten, kto wlamal sie do bazy danych, robil to juz wczesniej? – zapytal wreszcie.
– Nie mamy zadnej pewnosci. Rutynowo zostawiamy wieczorami komputer w trybie automatycznego