sie o prace, moglabym miec wiecej watpliwosci i byc moze wcale bym go nie zatrudnila, ale nawet przed soba nie lubilam sie do tego przyznawac.
Jakze latwo jest myslec stereotypowo, gdy na co dzien spotyka sie najgorszych z kazdego rodzaju ludzi. W kostnicy widzialam transwestytow ze sztucznymi piersiami i sztucznie wypelnionymi biodrami; homoseksualistow, ktorzy wpadli w furie i zamordowali swych kochankow, albo mlodociane meskie prostytutki, zamordowane gdzies w krzakach przez homofobow. Widzialam wiezniow z obscenicznymi tatuazami na calym ciele, ktorzy znani byli z gwalcenia wszystkiego, co tylko chodzilo na dwoch nogach, oraz zarazonych AIDS zagorzalych przeciwnikow kondomow, ktorzy zabawiali sie w lazniach i barach, nie przejmujac sie tym, kto zlapie od nich smiertelna chorobe.
Wingo nie pasowal do zadnej z tych grup. Wingo byl po prostu soba i kropka.
– Da pani sobie tu juz rade? – spytal; gniewnymi ruchami myl rekawiczki i rece z krwi.
– Taak, sama dokoncze – odrzeklam, mierzac jednoczesnie dlugosc rany na tylnej powierzchni uda dziewczyny.
Wingo podszedl do szafki pod sciana i wyjal buteleczki plynu dezynfekujacego, szmatki i inne dziwne przedmioty, ktorych uzywal do czyszczenia pily. Potem wsadzil na glowe male sluchawki od walkmana, ktorego stale nosil przy pasku od spodni, i po chwili, pograzony w muzyce i pracy, zapomnial o calym swiecie.
Pietnascie minut pozniej czyscil mala lodoweczke, gdzie przez weekend przechowywalismy dowody z autopsji. Katem oka zobaczylam, ze cos z niej wyciaga i przyglada sie temu przez dluga chwile.
Kiedy podszedl do stolu, przy ktorym pracowalam, sluchawki walkmana mial zsuniete na szyje; na jego twarzy malowal sie dziwny wyraz. W dloni trzymal nieduza tekturowa teczke z probkami PERK-u.
– Um… doktor Scarpetta? – odezwal sie, odkaszlnawszy cicho. – Znalazlem to w lodowce.
Nie powiedzial nic wiecej.
Nie bylo takiej potrzeby.
Z przykrym uczuciem sciskania w zoladku odlozylam skalpel. Z boku teczki napisany byl numer sprawy, imie i nazwisko oraz data autopsji Lori Petersen – z ktorej dowody oddalam cztery dni temu.
– Znalazles to w lodowce? Cos tu nie gra.
– Z tylu, na dolnej polce. – Zawahal sie, po czym dodal: – Nie jest podpisana. Chodzi mi o to, ze pani jej nie podpisala.
Musialo istniec jakies logiczne wytlumaczenie.
– Oczywiscie, ze jej nie podpisalam – odparlam ostro. – W sprawie Lori Petersen zebralam tylko jeden PERK, Wingo.
Ale juz w chwili gdy wypowiadalam te slowa, poczulam niepokoj; usilowalam sobie przypomniec, jak to bylo.
Przechowalam probki z autopsji Lori Petersen w lodowce przez weekend wraz z probkami z innych sobotnich spraw. Jak przez mgle pamietalam, ze wlasnorecznie dostarczylam jej PERK do laboratorium w poniedzialek wraz z tekturowa teczka, w ktorej znajdowaly sie probki wymazow z ust, odbytu i pochwy. Nigdy nie oddawalam do analizy wylacznie PERK-u, zawsze zalaczalam plastikowe torebki z probkami wlosow, probowki i wszystko inne.
– Nie mam pojecia, skad to sie tu wzielo – rzeklam z przekonaniem.
Niespokojnie przeniosl ciezar ciala na druga noge i odwrocil wzrok. Doskonale wiedzialam, o czym mysli; dalam plame, a on bardzo nie chcial mowic mi tego w oczy.
Zawsze istnialo zagrozenie. Przerabialismy to z Wingo setki razy w przeszlosci, odkad Margaret wprowadzila do komputera w kostnicy program do oznakowywania probek.
Zanim ktorykolwiek z patologow rozpoczal autopsje, szedl do komputera i wpisywal dane osobowe delikwenta, ktorego mial kroic. Komputer generowal tabele na wpisanie wszystkich mozliwych do zgromadzenia probek, takich jak krew, zolc, mocz, zawartosc zoladka oraz PERK i drukowal odpowiednie etykietki na papierze samoprzylepnym. Zaoszczedzalo to mnostwo czasu; zakladajac – rzecz jasna – ze patolog bedzie bardzo uwazal i odpowiednia tabelke naklei na wlasciwa tubke.
Byl tylko jeden aspekt tego cudu techniki, ktory mnie niepokoil – zawsze zostawalo kilka etykietek niezapisanych, poniewaz nigdy nie udalo sie nam zebrac wszystkich probek; laboratoria byly przeladowane praca, a sily roboczej zawsze bylo za malo. Niby po co mialam wysylac scinki paznokci do analizy, skoro osiemdziesiecioletni pacjent zszedl na zawal podczas koszenia trawnika?
Co zrobic z wolnymi etykietkami? Z cala pewnoscia lepiej bylo nie zostawiac ich na wierzchu, bo zawsze ktos mogl sie pomylic i przykleic je na niewlasciwe tubki. Wiekszosc patologow po prostu darla je i wyrzucala do kosza. Ja mialam zwyczaj wkladac je do akt sprawy zmarlego, by w kazdej chwili wiedziec, co w jego przypadku bylo badane, a co nie, i jak duzo probek wyslalam do analizy.
Wingo przeszedl na koniec sali i sprawdzil dziennik; czulam na sobie wzrok Marino, nadal czekajacego za szklanymi drzwiami na kule wyciagniete z ciala denata. Ruszyl w moja strone, gdy tylko Wingo znowu przy mnie stanal.
– Tamtego dnia mielismy szesc spraw – odezwal sie, jakby nie widzac zblizajacego sie Marino. – To byla sobota; dobrze pamietam. Na stole lezalo mnostwo etykietek, moze wiec jedna z nich…
– Nie – odparlam glosno. – Zupelnie nie widze, jak by to sie moglo stac… Nie zostawilam na wierzchu ani jednej etykietki z jej sprawy. Byly przy moich dokumentach, przypiete do nich…
– Cholera – zaklal Marino ze zdumieniem. Spogladal mi przez ramie. – Czy to jest to, co mi sie wydaje?
Pospiesznie sciagnelam rekawiczki, wzielam kartonowy folder od Wingo, podwazylam tasme klejaca i zajrzalam do srodka. Wewnatrz znajdowaly sie cztery probniki, z czego trzy byly czyms umazane, lecz nikt ich nie oznakowal w standardowy sposob literkami „O”, „A” i „W” w zaleznosci od zawartosci; w ogole nie byly oznakowane z wyjatkiem standardowej etykietki na zewnatrz.
– Moze wiec oznaczyla to pani, chciala do czegos uzyc, a potem sie rozmyslila? – zasugerowal Wingo.
Nie odpowiedzialam od razu; nie moglam sobie przypomniec!
– Kiedy ostatni raz sprawdzales zawartosc lodowki? – spytalam.
Wzruszyl ramionami.
– W zeszlym tygodniu; zdaje sie, ze w ubiegly poniedzialek, kiedy wyciagalem wszystkie probki, by doktorzy mogli je zaniesc na gore do laboratoriow. W ostatni poniedzialek mialem wolne. Dzis po raz pierwszy od zeszlego tygodnia zajrzalem do srodka.
Dopiero teraz przypomnialam sobie, ze w poniedzialek Wingo faktycznie mial urlop; osobiscie wyjelam probki ze sprawy Lori Petersen z lodowki i zanioslam je na gore. Czy jest mozliwe, bym zapomniala o kartonowej teczce? Czy jest mozliwe, bym byla tak zmeczona, tak rozkojarzona, ze pomylilam probki z jej sprawy z probkami ktoregos z pozostalych nieboszczykow? A jezeli tak, to ktory z PERK-ow faktycznie pochodzil od Lori Petersen, ten, ktory oddalam do laboratorium, czy ten, ktory teraz trzymalam w rekach? To chyba sen! Przeciez zawsze uwazalam, co robie!
Rzadko kiedy wychodzilam z kostnicy, nie zmieniwszy ubrania; wlasciwie nigdy. Nawet w czasie alarmu przeciwpozarowego. Kilka minut pozniej laboranci przygladali mi sie ze zdumieniem, gdy wpadlam na gore w zielonym fartuchu zachlapanym krwia. Betty siedziala w swoim malenkim gabinecie na trzecim pietrze i popijala kawe. Wystarczylo, by na mnie spojrzala; zamarla z kubkiem w pol drogi do ust.
– Mamy problem – rzeklam bez wstepu. Patrzyla na kartonowy folder, ktory mialam w rece; na etykietke.
– Wingo znalazl to przed kilku minutami w lodowce na dole.
– Och, Boze – szepnela.
Idac za nia do laboratorium serologicznego, wyjasnilam, ze nie pamietam, bym robila podwojne wymazy ani dwa zestawy PERK w sprawie Lori Petersen; nie mialam pojecia, co sie dzieje.
Betty naciagnela rekawiczki i siegnela po buteleczki stojace w specjalnej szafce.
– Uwazam, ze te, ktore mi przyslalas, Kay, to prawdziwe wymazy Lori Petersen – powiedziala. – Pasuja do innych probek plynow organicznych z jej ciala, a takze wyszlo na nich, ze napastnik byl nonsekreterem. To, co znalazl Wingo, musi byc dodatkowym zestawem, o ktorym po prostu zapomnialas.
Znowu poczulam watpliwosci. Przeciez zebralam tylko jeden zestaw wymazow, prawda? Czy moglabym przysiac? Ostatnia sobota jawila sie w mej pamieci jako ciag rozmytych wydarzen. Nie potrafilam przypomniec sobie wszystkich swoich krokow z absolutna pewnoscia.
– Podejrzewam, ze nie ma przy tym zadnych innych probek? – spytala Betty.
– Zadnych – odparlam. – Tylko folder wymazow. To wszystko, co Wingo znalazl.
– Hmm – mruknela. – Zobaczmy, co tu mamy. – Ulozyla wymazy pod mikroskopem, przygladala im sie przez