kobiet.
Wiedzialam, ze foldera na pewno dotykal Wingo, Betty, Vander i ja. Innymi osobami, ktore mogly miec go w rekach, byli Tanner, Amburgey i Bill.
Przed oczyma zobaczylam jego twarz. Przypomnialam sobie nasze poniedzialkowe spotkanie i poczulam chlod; Bill byl tak niedostepny podczas rozmowy z Tannerem i Amburgeyem. Nie potrafil spojrzec mi w oczy ani wtedy, ani gdy we trzech siedzieli w moim pokoju konferencyjnym, przegladajac akta spraw.
Zobaczylam teczki spadajace z jego kolan na podloge i rozsypujace sie pod stolem. Tanner bardzo szybko zaoferowal sie je podniesc… jego pomoc byla automatyczna; ale to Bill w koncu podniosl papiery, miedzy ktorymi znajdowaly sie nie wykorzystane etykietki. Kiedy wraz z Tannerem porzadkowali akta, jakze latwo byloby ktoremus z nich zabrac je i niepostrzezenie wsunac do kieszeni…
Pozniej Tanner wyszedl wraz z Amburgeyem, ale Bill zostal ze mna. Przez jakies dziesiec, pietnascie minut rozmawialismy w biurze Margaret; byl czuly i obiecywal, ze kilka drinkow i wspolnie spedzony wieczor ukoja moje nerwy.
Wyszedl na dlugo przede mna; wracal sam, przez nikogo nie obserwowany…
Wyrzucilam te obrazy z umyslu; to bylo oburzajace. Tracilam panowanie nad soba. Bill nigdy nie zrobilby mi czegos podobnego. Nie mialby w tym zadnego celu. Zupelnie nie rozumialam, co mogloby mu przyjsc z sabotowania mojej pracy? Zle przyklejone etykietki na dowodach rzeczowych mogly rozlozyc w sadzie sprawe, w ktorej on ewentualnie bylby oskarzycielem. W ten sposob popelnilby profesjonalne samobojstwo.
Chcesz kogos obwinic za wlasne bledy, bo nie potrafisz sie do nich przyznac!
Te sprawy Dusiciela sa najdziwniejszymi, z jakimi spotkalam sie w calej karierze; panikowalam, bo zbytnio sie w nie zaangazowalam. Moze popelnilam blad? Moze przestalam myslec racjonalnie i poddalam sie fantazjom?
– Musimy ustalic sklad tego dranstwa – odezwal sie Vander.
Jak ostrozni klienci, musielismy znalezc pudelko po mydle i uwaznie przeczytac sklad.
– Sprawdze w damskiej toalecie – zaproponowalam.
– A ja w meskiej.
Coz to bylo za poszukiwanie!
Po sprawdzeniu nieomal wszystkich w budynku poszlam po rozum do glowy i odszukalam Wingo. Jednym z jego obowiazkow bylo wypelnianie pojemnikow na mydlo w calej kostnicy. Skierowal mnie do malego pokoiku na pierwszym pietrze, kilkanascie jardow od mego gabinetu; tam, na gornej polce, obok sterty szmat do podlogi, stalo ogromne pudlo szarego mydla o nazwie borawash.
Glownym jego skladnikiem byl borax.
Szybko sprawdzilam w podreczniku chemicznym, dlaczego to swinstwo rozswietla sie niczym fajerwerki na swieto Czwartego Lipca. Boraks jest zwiazkiem boru, krystaliczna substancja, ktora w wysokich temperaturach przewodzi prad niczym metal. W przemysle uzywana jest do wytwarzania ceramiki, produkcji szkla, proszkow do mycia i srodkow dezynfekujacych, a takze paliwa rakietowego.
Jak na ironie, najwieksze zloza boraksu znajduja sie w Dolinie Smierci.
Nadszedl piatkowy wieczor i Marino nie zadzwonil.
O godzinie siodmej nastepnego ranka zaparkowalam samochod na tylach budynku kostnicy, weszlam do srodka i z niepokojem sprawdzilam poranne wpisy do rejestru.
Powinnam wiedziec lepiej. Bylabym pierwsza osoba powiadomiona przez policje. Nie znalam ani jednego ciala, ktorego bym sie nie spodziewala, lecz cisza panujaca w budynku wydawala mi sie zlowieszcza.
Nie moglam otrzasnac sie z wrazenia, ze czeka na mnie nastepna zamordowana kobieta, ze morderca znowu uderzyl. Caly czas spodziewalam sie telefonu od Marino.
O wpol do osmej z domu zadzwonil do mnie Vander.
– Masz cos? – spytal.
– Zadzwonie, jezeli tylko bedziesz mi potrzebny – odparlam.
– Bede pod telefonem.
Na gorze, w jego laboratorium stal na wozku laser, przygotowany na wszelki wypadek, gdyby byl potrzebny w ciemni na dole. Wczoraj poznym popoludniem zarezerwowalam pierwszy stol autopsyjny, a Wingo wyczyscil go na wysoki polysk i ustawil obok dwa wozki wszelkich mozliwych narzedzi chirurgicznych; stol i wozki jak na razie nie byly mi potrzebne.
Jedynymi sprawami tego dnia byla autopsja faceta z Fredricksburga, ktory przedawkowal kokaine, oraz sekcja denata, ktory utopil sie gdzies w jeziorach powiatu James City.
Tuz przed poludniem pracowalam w kostnicy sam na sam z Wingo; ja mylam skalpele, a on wycieral podloge. Slyszalam ciche skrzypienie jego trampek na mokrych klepkach.
– Podobno wczoraj postawili na nogi ponad stu nadprogramowych policjantow – odezwal sie w pewnej chwili.
Przeszlam do biurka i zaczelam wypisywac akty zgonow.
– Miejmy nadzieje, ze na cos sie to zdalo.
– Na jego miejscu nie wytknalbym wczoraj nosa z domu. – Wingo zabral sie do wycierania stolow. – Musialby byc szalony, zeby sie na to odwazyc. Jeden z gliniarzy powiedzial mi, ze zatrzymywali kazdego, kto sie wloczyl po ulicach. Jezeli zobaczyli kogos wychodzacego na spacer bez psa, zatrzymywali go. A jesli widzieli samochod zaparkowany w dziwnym miejscu, spisywali numery rejestracyjne.
– Jaki gliniarz? – Spojrzalam na niego; tego dnia nie mielismy zadnego ciala z Richmond, wiec zaden gliniarz z Richmond nie pojawil sie w kostnicy. – Kto ci o tym mowil?
– Taki jeden z powiatu James City, ktory przyjechal z tym topielcem.
– Z powiatu James City? Skad on wiedzial, co sie dzialo wczoraj w Richmond?
Wingo popatrzyl na mnie ciekawie.
– Bo jego brat jest tu gliniarzem.
Odwrocilam sie, by nie mogl zobaczyc mej irytacji. Zbyt wiele osob nie potrafilo trzymac geby na klodke. Gliniarz, ktorego brat pracowal dla policji Richmond, powiedzial to wszystko Wingo, obcemu czlowiekowi, ot tak? Co jeszcze mowil? I komu? Stanowczo zbyt wiele sie mowi o tych sprawach. Zlapalam sie na tym, ze nawet w najniewinniejszych zdaniach doszukuje sie podtekstow.
– Moim zdaniem facet przywarowal – kontynuowal Wingo. – Chce sie ukryc, dopoki wszystko nie przycichnie. – Urwal i ostatnim pociagnieciem szmatki dokonczyl mycie stolu. – Albo to, albo tez zamordowal kogos zeszlej nocy, tylko jeszcze nie znaleziono ciala.
Nic nie odpowiedzialam, czujac, ze wzbiera we mnie irytacja.
– Chociaz sam nie wiem. Trudno jest mi uwierzyc, zeby jednak sprobowal. Moim zdaniem to by bylo zbyt ryzykowne. Ale wiem, jakie sa teorie na ten temat… Mowia, ze niektorzy tacy faceci dostaja z czasem absolutnej szajby. Niby wodza wszystkich za nosy, ale tak naprawde to chca, zeby ich zlapano. Nie potrafia sie powstrzymac od popelniania przestepstw i blagaja, by ktos to zrobil za nich…
– Wingo – ostrzeglam go, lecz mnie nie sluchal.
– Mozliwe, ze jest po prostu chory… – ciagnal. – Jestem pewien, ze zdaje sobie z tego sprawe. Moze blaga, by ktos go uratowal od samego siebie…
– Wingo! – Podnioslam glos i gwaltownie odwrocilam sie do niego na krzesle. Chcialam odwolac te slowa, lecz juz bylo za pozno; wisialy w ciszy kostnicy… – On nie chce zostac zlapany!
Rozchylil usta, zdziwiony moim gniewem.
– Ojej… Nie chcialem pani zdenerwowac, doktor Scarpetta, ja tylko…
– Wcale nie jestem zdenerwowana – warknelam. – Ale ludzie tacy jak ten sukinsyn wcale nie chca zostac zlapani, okay? On nie jest chory! Okay? To psychopata, zly do szpiku kosci… robi to, bo to wlasnie lubi, okay? On chce to robic.
Wingo, skrzypiac cicho butami po podlodze, przeszedl do zlewu i zaczal go myc mala szczoteczka. Nie patrzyl na mnie.
Przygladalam mu sie dluga chwile; poczulam wyrzuty sumienia.
Myl zlew, nie podnoszac glowy, a ja czulam sie naprawde fatalnie.
– Wingo? – Wstalam od biurka. – Wingo? – Niechetnie podszedl do mnie, a ja lekko dotknelam jego ramienia. – Przepraszam. Nie mialam zadnego powodu, by na ciebie naskakiwac.
– Nie ma sprawy – odparl; niepokoj w jego oczach dzialal mi na nerwy. – Wiem, co pani teraz przechodzi… Te sprawy mnie tez przyprawiaja o szalenstwo. Caly czas siedze i usiluje cos wymyslic… Ma pani na glowie strasznie