– Jakich papierow?
– Nie jestem do konca pewna – odparlam ze zdenerwowaniem. Nie odwazylam sie podac mu szczegolow, powiedziec o zaginionej etykietce PERK-u ze sprawy Lori Petersen. – Zastanawialam sie tylko, czy moze zauwazyles, by ktos cos przez przypadek…
Gwaltownie cofnal ramie i wypalil:
– Cholera! Czy nie mozesz zapomniec o tych cholernych sprawach na jeden pieprzony wieczor?
– Bill…
– Dosc juz tego, dobra? – Wepchnal rece w kieszenie spodni i odwrocil ode mnie wzrok. – Jezu, Kay. Ty mnie doprowadzasz do szalenstwa! One nie zyja. Te kobiety juz od dawna nie zyja, do kurwy nedzy! Sa martwe! Sztywne! Ale my zyjemy, okay? Zycie toczy sie nadal! A w kazdym razie powinno… Jezeli nie przestaniesz tak sie tym przejmowac, zginiesz… oboje zginiemy.
Lecz przez reszte wieczoru, podczas gdy Bill i Lucy gawedzili o malo waznych rzeczach, ja wsluchiwalam sie w cisze; w kazdej chwili spodziewalam sie telefonu od Marino.
Kiedy wreszcie rozlegl sie dzwonek, bylo juz rano i deszcz bil monotonnie o dach mego domu. Nie moglam sobie przypomniec, co mi sie snilo.
Po omacku odnalazlam sluchawke.
Nikt nie odpowiedzial.
– Halo? – powtorzylam, wlaczajac lampke przy lozku.
Po drugiej stronie drutu slychac bylo cicho grajacy telewizor; slyszalam tez odlegle glosy wypowiadajace slowa, ktorych nie potrafilam odroznic. Serce walilo mi jak oszalale; z glosnym trzaskiem odlozylam sluchawke na widelki. Ogarnelo mnie obrzydzenie.
W poniedzialek przed poludniem przegladalam raporty laboratoryjne dotyczace testow wykonywanych przez naukowcow na gorze.
Dali sprawom Dusiciela najwyzszy priorytet i wszystkie inne sprawy – poziomy alkoholu we krwi denatow, narkotyki oraz zatrucia zwiazkami chemicznymi – chwilowo czekaly na spokojniejsze czasy. Jak na razie czterech doskonalych naukowcow pracowalo dla mnie nad sladowymi ilosciami swiecacej substancji, ktora mogla byc tanim mydlem w proszku, jakie mozna znalezc w kazdej publicznej toalecie w miescie.
Wstepne raporty nie byly zbyt pomyslne; jak na razie nie potrafili powiedziec zbyt wiele nawet o probce borawashu, ktora przynioslam im z toalety na dole. W przyblizeniu mydlo skladalo sie z dwudziestu pieciu procent obojetnego chemicznie zwiazku oraz siedemdziesieciu pieciu procent boranu sodowego. Wiedzielismy az tyle, bo uswiadomili nas chemicy pracujacy dla wytworcy borawashu. Jednak pod skaningowym mikroskopem elektronowym zobaczylismy cos dziwnego – wszystko, od boranu sodowego, przez azotan sodowy, po weglan sodowy, wygladalo dokladnie tak samo. Sladowe ilosci swiecacej substancji za kazdym razem wskazywaly na obecnosc sodu. Bylo to mniej wiecej tak dokladne, jak powiedzenie, ze cos zawiera sladowe ilosci olowiu – olow znajduje sie wszedzie: w powietrzu, w ziemi, w deszczu. Nigdy nie wykonywalismy testow na obecnosc olowiu w domach zastrzelonych ofiar, gdyz wyniki pozytywne nie bylyby warte funta klakow.
Innymi slowy, nie wszystko, co sie swieci, musi byc od razu boraksem.
Substancja znaleziona na cialach zamordowanych kobiet mogla byc czyms zupelnie innym, na przyklad azotanem sodowym, ktorego uzywa sie w produkcji sztucznych nawozow i materialow wybuchowych, albo krystalicznym weglanem sodowym, wchodzacym w sklad wywolywacza fotograficznego. Teoretycznie morderca mogl spedzac cale dnie, pracujac w ciemni, w szklarni albo na farmie. Bog jeden wie, w sklad ilu substancji wchodzi sod.
W laboratorium na gorze Vander badal pod laserem rozne zwiazki sodu, by sprawdzic, ktore z nich reaguja na promienie; byla to najszybsza droga, by skreslic niepotrzebne substancje z naszej listy.
W tym czasie ja usilowalam sie dowiedziec, kto w okregu miasta Richmond oprocz Departamentu Zdrowia Publicznego zamawia tonami borawash. Zadzwonilam wiec do firmowego dystrybutora w New Jersey; polaczylam sie z jakas sekretarka, ktora przelaczyla mnie do dzialu sprzedazy, skad polaczono mnie z ksiegowoscia, potem z dzialem informatycznym, potem z dzialem public relations, a na koniec odeslano mnie z powrotem do ksiegowosci.
I tu zaczela sie awantura.
– Lista naszych klientow jest scisle tajna. Nie wolno mi udzielac takich informacji. Wlasciwie to skad pani dzwoni?
– Z Departamentu Zdrowia Publicznego w Wirginii – odparlam, powoli cedzac slowa. – Jestem doktor Scarpetta i…
– Och. To wy wydajecie licencje dla lekarzy…
– Nie. Prowadzimy sekcje nieboszczykow.
Chwila ciszy.
– Chce pani powiedziec, ze… jest pani koronerem, tak? – Wreszcie do niego dotarlo. – Nic nie rozumiem. Sugeruje pani, ze uzywanie borawashu jest fatalne w skutkach? Alez to niemozliwe. Z tego, co wiem, borawash z cala pewnoscia nie jest toksyczny. Nigdy nie mielismy z nim problemu… Czyzby ktos to zjadl? Musze pania przelaczyc do mego przelozonego…
Wyjasnilam, ze substancja, ktora moze byc borawashem, zostala znaleziona na kilku ofiarach morderstwa, lecz mydlo nie mialo nic wspolnego z ich smiercia, a potencjalna toksycznosc srodka zupelnie mnie nie interesuje. Dodalam tez, ze moge zdobyc nakaz sadowy udzielenia mi koniecznych informacji, ale to tylko zajeloby jeszcze wiecej cennego czasu nas obojga. Uslyszalam klikanie klawiszy komputera.
– Chyba bedzie lepiej, jezeli przefaksuje pani cala liste. Mam tu siedemdziesiat trzy nazwy klientow w samym Richmond.
– Taak, bylabym bardzo wdzieczna, gdyby przyslal mi pan faks jak najszybciej. Ale prosze, niech pan zrobi dla mnie cos jeszcze: prosze mi przeczytac te liste przez telefon, dobrze?
Mimo iz bardzo mu sie ten pomysl nie podobal, spelnil moja prosbe, i dobrze sie stalo. Nie rozpoznalam nazw wiekszosci przedsiebiorstw, oprocz Departamentu Policji, Biura Zaopatrzenia Miasta, no i, rzecz jasna, Departamentu Zdrowia Publicznego. Codziennie ponad dziesiec tysiecy osob uzywalo borawashu, od sedziow przez obroncow z urzedu, po wszystkich policjantow w miescie, az do mechanikow w warsztatach samochodowych. Gdzies w tym ogromnym oceanie ludzi znajdowal sie Pan Nikt z obsesyjna mania czystosci.
Bylo pare minut po trzeciej i wlasnie siadalam za biurkiem z kubkiem goracej kawy, gdy Rose powiedziala, ze na drugiej linii dzwoni do mnie Marino.
– Nie zyje juz od jakiegos czasu – powiedzial tylko.
Zapomnialam o kawie, chwycilam torebke i wybieglam.
Rozdzial jedenasty
Wedle slow Marino policjanci nadal szukali sasiadow, ktorzy widzieli ofiare podczas weekendu. Kolezanka z pracy usilowala sie do niej dodzwonic w sobote i w niedziele, lecz nikt nie odbieral telefonow. Kiedy przyjaciolka nie zjawila sie w poniedzialek, by poprowadzic zajecia o pierwszej po poludniu, zadzwonila na policje. Policjant, ktory odpowiedzial na zgloszenie, obszedl budynek dokola i zobaczyl, ze okno na trzecim pietrze jest otwarte na osciez. Ofiara mieszkala z wspollokatorka, ktora najwyrazniej wyjechala na weekend z miasta.
Jej dom znajdowal sie niecala mile od srodmiescia, tuz obok campusu Uniwersytetu Stanowego Wirginii, ogromnego konglomeratu zamieszkanego przez ponad dwadziescia tysiecy studentow. Wiele wydzialow uniwersytetu porozmieszczanych bylo w zwyklych domach i kamienicach przy West Main. Mimo lata czesc katedr prowadzila letnie kursy, wiec wielu studentow przebywalo jeszcze w miescie. Jezdzili na rowerach i skuterach, przesiadywali w malych kafejkach i barach, popijajac kawe i rozmawiajac z przyjaciolmi i wygrzewajac sie w promieniach czerwcowego slonca.
Henna Yarborough miala trzydziesci jeden lat i uczyla dziennikarstwa, jak poinformowal mnie Marino. Zeszlej jesieni przeprowadzila sie do Richmond z jakiejs miesciny w Karolinie Polnocnej. Nic wiecej o niej nie wiedzielismy, oprocz faktu, ze nie zyje od kilku dni.
Reporterzy i policjanci krecili sie, wtykajac nosy w kazdy kat.