z parkingu przed restauracja Franco okolo dziesiatej wieczorem. Gliniarze sa wscibscy, szczegolnie gdy nie maja nic konkretnego do roboty, a ruch na ulicach jest niewielki. Wiec tak sie zlozylo, ze pojechalem za wami…

– Niech pan przestanie! – szepnela, potrzasajac gwaltownie glowa. – Niech pan przestanie!

Ale Marino ja zignorowal.

– Boltz nie odwiozl pani do redakcji gazety, zabral pania prosto do domu, a gdy przejezdzalem tamtedy kilka godzin pozniej – bingo! To jego sliczne biale audi nadal stalo na podjezdzie, a swiatla w pani domu byly zgaszone. I co dalej? Wkrotce potem w pani artykulach zaczely sie pojawiac krwiste szczegoly dotyczace sledztwa! Zdaje mi sie, ze to jest wlasnie pani definicja „znajomego z pracy”, tak?

Abby trzesla sie na calym ciele; siedziala z twarza ukryta w dloniach. Nie patrzylam na nia. Nie potrafilam spojrzec Marino w oczy – zbytnio wytracil mnie z rownowagi tymi oskarzeniami. Nie moglam uwierzyc, ze uderzyl ja w tak okrutny sposob zaraz po tym, co ja spotkalo.

– Nie spalam z nim. – Glos drzal jej tak bardzo, ze ledwie mogla mowic. – Nie spalam z nim. Nie chcialam. On… on mnie wykorzystal.

– Jasne – burknal Marino.

Gwaltownie podniosla wzrok, po czym na chwile przymknela oczy.

– Spedzilam z nim caly dzien – zaczela. – Ostatnie spotkanie, na ktore z nim poszlam, skonczylo sie po siodmej wieczorem; zaproponowalam kolacje, powiedzialam, ze to na koszt gazety. Pojechalismy do restauracji Franco. Wypilam jeden kieliszek wina, to wszystko. Jeden. Niedlugi czas potem zaczelo mi sie strasznie krecic w glowie. Wprost nieprawdopodobnie. Jak przez mgle pamietam, ze wyszlismy z restauracji… wsiedlismy do jego samochodu. Potem pamietam, jak ujal mnie za reke i powiedzial, ze jeszcze nigdy nie robil tego z dziennikarka. Nie za wiele pamietam z tego, co sie dzialo tamtej nocy… Obudzilam sie wczesnym rankiem nastepnego dnia i on tam byl…

– Co mi przypomina… – Marino zgasil papierosa w popielniczce. – Gdzie w tym czasie byla pani siostra?

– Tutaj. W swoim pokoju. Nie pamietam. To i tak nie ma znaczenia. My bylismy na parterze… na podlodze czy na kanapie… nie pamietam… Nie jestem pewna, czy w ogole o tym wiedziala!

Marino patrzyl na nia z obrzydzeniem.

– Nie moglam w to uwierzyc! – ciagnela Abby, a w jej glosie pobrzmiewaly nutki histerii. – Bylam przerazona… zle sie czulam, zupelnie jakbym sie zatrula. Jedyne, co mi przychodzi do glowy, to, ze gdy bylam w toalecie, Boltz wsypal mi cos do wina. Wiedzial, ze moze sobie na to pozwolic… ze nie pojde na policje. Kto by mi uwierzyl, gdybym powiedziala, ze prokurator okregowy… zrobil cos takiego? Nikt by mi nie uwierzyl!

– Ma pani racje – wtracil Marino. – Hej! Przeciez Boltz to przystojny facet. Nie musi wsypywac babce srodka nasennego, zeby sie z nia zabawic!

– To szuja! – wrzasnela Abby. – Pewnie robil to juz wiele razy i za kazdym razem uchodzilo mu na sucho! Postraszyl mnie, ze jezeli kiedykolwiek komukolwiek o tym wspomne, zrobi ze mnie szmate! Powiedzial, ze mnie zrujnuje!

– I co potem? – nalegal Marino. – Potem zaczal miec wyrzuty sumienia i zaczal przekazywac pani informacje?

– Nie! Wiecej nie mialam nic do czynienia z tym scierwem! Gdybym znalazla sie w odleglosci dziesieciu jardow od niego, rozwalilabym mu leb! Zadna z moich informacji nie pochodzila od niego!

To nie mogla byc prawda.

To, co mowila Abby, musialo byc klamstwem. Chcialam jakos wymazac z pamieci jej slowa, lecz jak? Wszak tylko potwierdzaly wczesniejsze wydarzenia.

Tamtego wieczora musiala od razu rozpoznac biale audi Billa zaparkowane na podjezdzie przed moim domem. Tego ranka, gdy zastala go w swoim domu, krzykiem kazala mu sie wynosic, bo nie mogla zniesc jego widoku.

Bill ostrzegal mnie przed nia; twierdzil, ze jest pelna zlosci i checi zemsty, ze nie cofnie sie przed niczym. Dlaczego mi to powiedzial? Dlaczego? Czyzby przygotowywal sobie grunt obrony, gdyby Abby kiedykolwiek osmielila sie go oskarzyc?

Oklamal mnie. Nie odrzucil jej awansow, kiedy odwiozl ja do domu po kolacji, jak mi powiedzial… jego samochod stal przed jej domem do wczesnych godzin rannych.

Przed oczyma mialam wspomnienia tych kilku razy, gdy bylismy z Billem sam na sam w moim salonie, na kanapie. Slabo zrobilo mi sie na mysl o tym, jak bardzo byl brutalny… lecz wtedy wine za jego agresywne zachowanie zrzucilam na wypity alkohol. Czyzby takie wlasnie bylo jego drugie oblicze? Czyzby znajdowal przyjemnosc w braniu sila?

Kiedy przyjechalam na miejsce, juz tu byl, w tym domu. Nic dziwnego, ze tak szybko zareagowal; jego zainteresowanie znacznie wykraczalo poza ramy profesjonalizmu. Na pewno rozpoznal adres Abby i pewnie wiedzial, do czyjego domu dostal wezwanie, na dlugo zanim policja sprawdzila dane w swych rejestrach. Chcial zobaczyc cialo na wlasne oczy; upewnic sie.

Moze nawet mial nadzieje, ze to Abby padla ofiara Dusiciela? Wtedy nie musialby juz sie martwic, ze komukolwiek pisnie slowo na temat tego, co jej zrobil.

Siedzac bez ruchu, usilowalam zachowac kamienna twarz. Nie moglam tego po sobie okazac! Och, Boze… nie moglam przeciez tego po sobie okazac…

W drugim pokoju zaczal nagle dzwonic telefon; dzwonil i dzwonil, lecz nikt nie poszedl go odebrac.

Od strony schodow znowu daly sie slyszec kroki oraz brzeczenie metalu ocierajacego sie o stopnie i ciche buczenie krotkofalowek. To sanitariusze wnosili nosze na trzecie pietro.

Abby usilowala zapalic papierosa, lecz rece drzaly jej zbyt mocno; w koncu wrzucila papierosa i zapalona zapalke do popielniczki.

– Jezeli naprawde kazal pan mnie sledzic – odezwala sie cichym glosem – i zrobil to pan, chcac sie przekonac, czy sypiam z Boltzem, by wyciagnac od niego informacje, to powinien pan wiedziec, ze mowie prawde. Po tym, co sie wydarzylo tamtej nocy, nie zblizylam sie do skurwysyna!

Marino nic nie odpowiedzial, lecz cisza wystarczyla.

Abby nie spotkala sie z Boltzem od tamtego czasu. Pozniej, gdy sanitariusze znosili nosze, stala oparta o framuge, zaciskajac na niej palce tak mocno, az pobielaly jej klykcie. Z twarza zamieniona w maske bolu i rozpaczy obserwowala bialy ksztalt na noszach.

Delikatnie dotknelam ramienia Abby i wyszlam, wiedzac, ze w zaden sposob nie jestem w stanie zlagodzic jej bolu. Na schodach czuc bylo zapach zgnilizny; gdy wyszlam wreszcie przed dom, jasne slonce zupelnie mnie oslepilo.

Rozdzial dwunasty

Cialo Henny Yarborough, mokre od wielokrotnego mycia, lsnilo na metalowym stole niczym marmur. Bylam z nia sama w sali autopsyjnej, zaszywajac ostatni kawalek dlugiego ciecia w ksztalcie litery Y, biegnacego od jej wzgorka lonowego do mostka i rozgaleziajacego sie na piersi.

Wingo, zanim wyszedl wieczorem do domu, zajal sie jej glowa; gorna czesc czaszki znajdowala sie idealnie na miejscu, a naciecie z tylu przykryte zostalo zgrabnie ciemnymi wlosami ofiary. Od jasnej skory szyi odcinalo sie czerwone znamie po stryczku, ktorym zostala uduszona. Jej twarz byla nabrzmiala i purpurowa, czego ani ja, ani specjalisci z domu pogrzebowego nigdy juz nie zmienia.

Przy drzwiach do kostnicy zabrzeczal dzwonek; zerknelam na zegar – bylo pare minut po dziewiatej wieczorem.

Przeciawszy nic skalpelem, przykrylam cialo przescieradlem i zdjelam rekawiczki. Kiedy wiozlam cialo do chlodni, uslyszalam jak Fred, nocny straznik, rozmawia z kims przy drzwiach.

Gdy wyszlam z chlodni i zamknelam za soba ciezkie stalowe drzwi, zobaczylam Marino opierajacego sie o biurko i palacego papierosa.

Przygladal sie w milczeniu, jak zbieram probki tkanki i krwi i przyklejam etykietki na tubki.

– Znalazlas cos, o czym powinienem wiedziec?

– Przyczyna jej smierci jest niedotlenienie spowodowane uduszeniem przez zadzierzgniecie sznura wokol szyi – odparlam mechanicznie.

– A co z wloknami, sladami…

Вы читаете Post Mortem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату