kanapy…
– …tacy faceci maja zazwyczaj okreslony sposob dzialania. To nie o seks im chodzi, ale o zdobywanie. Wiesz, o podboj…
Byl tak gwaltowny! Sprawial mi bol. Wpychal mi jezyk do ust. Nie moglam oddychac, dusilam sie. To nie byl on. To bylo tak, jakby w mgnieniu oka stal sie kims innym.
– I nie ma zadnego znaczenia, ze to przystojniak… ze moglby miec kazda. Rozumiesz? To szajbus…
Zupelnie jak Tony, kiedy sie upil i byl na mnie wsciekly.
– …chodzi mi o to, ze to pieprzony gwalciciel, doktorku. Wiem, ze nie chcesz tego sluchac, ale taka jest prawda, do ciezkiej cholery! Moim zdaniem powinnas cos wyczuc…
Bill za duzo pil; a gdy sie wstawil, bywal jeszcze gorszy.
– …zdarza sie caly czas. Nie uwierzylabys, ile mlodych babek wzywa mnie do swoich mieszkan nawet w dwa miesiace po fakcie. Wreszcie zdobywaja sie na odwage, by komus powiedziec. Jakas przyjaciolka przekonuje je, by poszly na policje. Bankierzy, biznesmeni, politycy; spotykaja kociaka w barze, kupuja jej drinka, niepostrzezenie wsypuja do niego wodzian chloralu. Bum! A potem dziewczyna budzi sie w lozku z takim zwierzeciem i czuje sie tak, jakby przejechala ja ciezarowka…
Nigdy nie sprobowalby podobnej rzeczy ze mna! Zalezalo mu na mnie. Nie bylam dla niego obca osoba… obiektem do wyladowania zadzy… Albo moze po prostu trzymal sie na wodzy… Zbyt duzo wiedzialam. Nigdy nie udaloby mu sie z tego wykrecic.
– …tym draniom przez wiele lat uchodzi to na sucho. Niektorym nawet przez cale zycie. Ida do grobu z wieksza iloscia naciec na pasie niz Jack Wielki Zabojca…
Zatrzymalismy sie na czerwonym swietle. Nie mialam pojecia, jak dlugo juz jedziemy.
– To odpowiednia aluzja, co? Jack to ten idiota, co zabijal muchy, i po kazdym polowaniu robil sobie naciecia na pasku, za kazda zabita sztuke…
Swiatlo nadal nie chcialo sie zmienic na zielone.
– Czy on ci to kiedys zrobil, doktorku? Czy Boltz cie zgwalcil?
– Co takiego? – Powoli odwrocilam sie i spojrzalam na niego. Nie patrzyl na mnie; siedzial z rekoma na kierownicy, wpatrujac sie w czerwone swiatlo nad jezdnia. – Co takiego? – powtorzylam, czujac, jak serce zaczyna mi dziko lomotac w piersi.
Swiatlo zmienilo sie wreszcie na zielone i ruszylismy.
– Czy on cie zgwalcil? – nalegal Marino, jakby mnie nie znal; jakbym byla jedna z tych „babek”, ktore go wzywaly w przeszlosci. Poczulam, ze krew naplywa mi do twarzy. – Czy kiedykolwiek sprawil ci bol? Usilowal dusic czy cos w tym stylu?…
Pociemnialo mi przed oczyma; uslyszalam krew pulsujaca w skroniach. Jeszcze nigdy w zyciu nie bylam tak wsciekla.
– Nie! Powiedzialam ci o nim wszystko, co wiem! Nie zamierzam mowic juz nic wiecej, do ciezkiej cholery! Koniec i kropka!
Marino byl tak zdumiony, ze zamilkl; przez chwile nie wiedzialam, gdzie jestesmy.
Dokladnie na wprost nas znajdowala sie biala twarz zegara; cienie i rozmazane ksztalty wreszcie zlozyly sie w calosc i zobaczylam parking przed kostnica, budynek mego biura i samochod stojacy nieopodal.
Trzesacymi sie dlonmi odpielam pasy i wysiadlam z wozu Marino. Drzalam na calym ciele.
We wtorek padalo; deszcz lal sie z szarego nieba tak poteznymi strumieniami, ze wycieraczki nie nadazaly sciagac go z przedniej szyby. Wraz z kilkoma tysiacami innych samochodow pelzlam powoli w korku na autostradzie.
Pogoda doskonale odzwierciedlala moj nastroj; po rozmowie z Marino czulam sie jak chora; bylo mi niedobrze. Od jak dawna wiedzial? Jak czesto widywal audi Billa zaparkowane na podjezdzie przed moim domem? Czy przejezdzal moja ulica powodowany zwykla ciekawoscia, czy bylo w tym cos wiecej? Ciekawilo go, jak mieszka pani naczelny koroner. Zaloze sie, ze wiedzial, ile wynosi moja pensja i jak wielka zaciagnelam hipoteke na dom.
Widzac przed soba migajace swiatla, zjechalam na lewy pas i minelam ambulans; policjanci kierowali ruchem, przepuszczajac samochody obok niezle pokiereszowanej furgonetki. Moje mysli przerwaly wiadomosci radiowe.
– …Henna Yarborough zostala zgwalcona i uduszona, policja uwaza, ze zbrodnie popelnil ten sam czlowiek, ktory w ostatnich dwoch miesiacach zamordowal w Richmond juz cztery kobiety…
Zrobilam glosniej radio i sluchalam informacji, ktore powtarzano po raz kolejny tego ranka. Zdawalo sie, ze w ostatnich dniach mieszkancow Richmond interesuja tylko morderstwa.
– …ostatnie doniesienie: wedle informacji dostarczonych nam przez zrodlo blisko zwiazane z dochodzeniem, doktor Lori Petersen najprawdopodobniej usilowala dodzwonic sie na policje tuz przed tym, jak zostala brutalnie zamordowana…
Ten interesujacy szczegol zostal dokladnie opisany na pierwszej stronie porannych gazet.
– …Dyrektora do Spraw Bezpieczenstwa Publicznego, Normana Tannera, zastalismy w domu…
Tanner przeczytal najwyrazniej wczesniej przygotowane oswiadczenie.
– Policja zostala juz poinformowana o zaistnialej sytuacji. Ze wzgledu na dobro dochodzenia nie moge udzielic zadnych innych komentarzy…
– Czy wie pan, kto dostarczyl te informacje, panie Tanner? – zapytal jeden z dziennikarzy.
– Nie mam prawa z kimkolwiek o tym rozmawiac.
Nie mogl o tym rozmawiac, bo nie mial pojecia.
Ale ja wiedzialam.
Tak zwanym zrodlem blisko zwiazanym z dochodzeniem byla z cala pewnoscia sama Abby. Nigdzie nie znalazlam artykulu podpisanego jej nazwiskiem. Najwyrazniej szef zdjal ja z tego przydzialu. A poniewaz nie mogla pisac tego, co chciala, dostarczala informacji kolegom po fachu. Przypomnialam sobie jej grozbe: „Ktos mi za to zaplaci…” Chciala, zeby zaplacil Bill, policja, wladze miasta i sam Pan Bog. Czekalam, kiedy pojawia sie wiadomosci o wlamaniu do mojego komputera i zle oznakowanym folderze PERK-u – wtedy to ja bym jej zaplacila.
Do biura dojechalam dopiero o wpol do dziewiatej; telefony juz sie urywaly.
– Ciagle wydzwaniaja dziennikarze z gazet i telewizji, a przed chwila chcial z pania rozmawiac jakis facet z New Jersey, ktory podobno ma zamiar napisac ksiazke o tych sprawach – powiadomila mnie Rose, podajac mi jednoczesnie gruby plik karteczek z wiadomosciami.
Zapalilam papierosa.
– Byloby strasznie, gdyby sie okazalo, ze Lori Petersen faktycznie usilowala zadzwonic na policje – dodala; na jej twarzy zobaczylam troske.
– Po prostu odsylaj wszystkich ciekawskich na druga strone ulicy – odparlam. – Kazdy, kto chce cos wiedziec, niech dzwoni do Amburgeya.
Komisarz przyslal mi juz kilka elektronicznych wiadomosci, domagajac sie natychmiastowego dostarczenia mu raportu z autopsji Henny Yarborough; w ostatniej slowo „natychmiast” zostalo wytluszczone i podkreslone, a na koncu dran dopisal: „Spodziewam sie wyjasnienia dotyczacego rewelacji w»Timesie«.”
Czyzby implikowal, ze w jakis sposob bylam odpowiedzialna za ten ostatni przeciek informacji? Czyzby oskarzal mnie o powiedzenie dziennikarzom o oddalonym wezwaniu Lori?
Nie zamierzalam mu sie z niczego tlumaczyc. Nic dzis ode mnie nie dostanie, nawet gdyby przyslal mi jeszcze dwadziescia podobnych wiadomosci, a potem zjawil sie tu osobiscie!
– Przyszedl sierzant Marino – dodala Rose, zupelnie wyprowadzajac mnie z rownowagi. – Przyjmie go pani?
Wiedzialam, czego chce Marino; juz zrobilam dla niego kopie raportu z autopsji. Mialam jednak nadzieje, ze przyjdzie do biura pozniej, kiedy ja juz stad wyjde.
Wlasnie podpisywalam sterte raportow toksykologicznych, gdy uslyszalam w korytarzu jego ciezkie kroki. Odwrocilam sie; mial na sobie granatowy plaszcz przeciwdeszczowy, a rzadkie siwe wlosy przykleily mu sie do czaszki. Byl ponury.
– Jezeli chodzi o wczorajszy wieczor… – zaczal, lecz najwyrazniej moja mina powstrzymala go przed dalszymi wynurzeniami. Rozejrzal sie nerwowo po pokoju, rozpial plaszcz i wyciagnal papierosy z kieszeni. – Leje jak z cebra – mruknal. – Cokolwiek by to znaczylo… Jak sie nad tym tak porzadnie zastanowic, zadne z tego typu powiedzonek nie ma za wiele sensu. – Urwal, a po chwili dodal: – Podobno po poludniu ma przestac.