wszystkiego? – spytalam z rozpacza, patrzac na caly czas rosnaca sterte wydrukow.

– Czy znasz sie na obsludze mainframe’ow *

– Oczywiscie, ze nie.

Marino rozejrzal sie dokola i rzekl konspiracyjnym szeptem:

– Nikt w tej dziurze nie ma o nich pojecia; na gorze mamy tylko jednego goscia od komputerow. Tak sie akurat sklada, ze w tej chwili ma wakacje. Jedynym sposobem na sciagniecie tu eksperta jest totalne zalamanie systemu. Wtedy departament sciagnie fachowca i straci siedemdziesiat dolarow na godzine; nawet jezeli moi szefowie chcieliby wspolpracowac, te dupki zawsze sie ociagaja i mielibysmy speca od komputerow na jutro, poniedzialek albo w ogole pod koniec przyszlego tygodnia, i to tez, jezeli masz szczescie, doktorku. Prawda wyglada w ten sposob, ze mielismy cholerne szczescie, iz znalazlem w tej budzie kogos, kto potrafil wlaczyc drukarke.

Przez nastepne pol godziny stalismy w tym pokoju; wreszcie drukarka przestala pracowac i Marino oderwal wydruk. Sterta papieru na podlodze miala blisko trzy stopy wysokosci. Marino wsadzil ja do pudelka po papierze do drukarki, ktore gdzies znalazl i podniosl wszystko z cichym jekiem.

Kiedy wychodzilismy juz na korytarz, odwrocil sie do przystojnego czarnego oficera lacznosciowego.

– Jezeli zobaczysz Corcka, przekazesz mu cos ode mnie? – spytal.

– Strzelaj – odparl tamten z szerokim ziewnieciem.

– Powiedz mu, zeby nie jezdzil swoja bryka jak osiemnastokolowa ciezarowa, i ze zycie to nie „Mistrz kierownicy ucieka”.

Czarny policjant rozesmial sie glosno; w tej chwili do zludzenia przypominal Eddiego Murphy’ego.

Przez nastepne poltora dnia nawet sie nie ubieralam; siedzialam w domu, majac na sobie zwykly dres i sluchawki na uszach.

Bertha zachowala sie jak aniol i zabrala Lucy na calodzienny spacer.

Nie chcialam pojechac do biura w miescie, gdzie z cala pewnoscia ktos ciagle by mi przerywal. Toczylam wyscig z czasem, modlac sie, bym cos znalazla, zanim piatek zacznie przechodzic w sobote i nastana pierwsze poranne godziny weekendu. Bylam przekonana, ze w tym tygodniu morderca znowu uderzy.

Dwukrotnie kontaktowalam sie z Rose; powiedziala, ze sekretarka Amburgeya usilowala sie ze mna skontaktowac az cztery razy, odkad wczoraj po poludniu wyszlam z biura w towarzystwie Marino. Komisarz domagal sie, bym natychmiast do niego przyszla; zadal, bym wytlumaczyla mu wczorajszy artykul w gazecie i wyjasnila, jak doszlo „do tego ostatniego i najbardziej oburzajacego przecieku”. Zadal ode mnie raportu DNA; byl tak wsciekly, ze osobiscie zadzwonil do Rose i zaczal jej grozic, nieswiadom faktu, ze moja Rozyczka ma cale mnostwo kolcow.

– I co mu odpowiedzialas? – spytalam w bezbrzeznym zdumieniu.

– Ze zostawie ci wiadomosc na biurku. Kiedy zagrozil, ze wywali mnie z roboty, jezeli natychmiast go z toba nie polacze, odparlam, ze nie ma sprawy. Jeszcze nigdy w zyciu nie zaskarzylam pracodawcy do sadu, ale co tam…

– Nie powiedzialas tego…

– Oczywiscie, ze powiedzialam. Gdyby palant mial drugi mozg, moze by zrozumial, ale tak…

Od wczoraj mialam na stale wlaczona automatyczna sekretarke i nie przyjmowalam zadnych telefonow. Gdyby Amburgey usilowal dodzwonic sie do mnie do domu, nadzialby sie na moje mechaniczne ucho.

Tasmy byly istnym koszmarem – kazda zawierala telefony z calej doby. Na szczescie zadna nie byla az tak dluga, gdyz zdarzaly sie na przyklad dwa lub trzy kilkuminutowe telefony na godzine. Wszystko zalezalo od tego, jak pracowity dzien mieli policjanci przyjmujacy zgloszenia 911. Moim najwiekszym problemem bylo odnalezienie dokladnego czasu, kiedy zgloszono morderstwo; gdybym sie zniecierpliwila, moglabym przewinac tasme za daleko, przegapic to, co wazne, i wracac do samego poczatku. To bylo okropne.

I przygnebiajace jak wszyscy diabli. Telefony pod numer 911 wykonywali wszyscy: od umyslowo niedostosowanych czubkow, ktorych ciala zostaly zagarniete przez kosmitow, przez pijanych osobnikow, ktorzy sami nie wiedzieli, czego chca, po biednych ludzi, ktorych bliscy wlasnie zmarli na zawal czy wylew. Zglaszano mnostwo wypadkow samochodowych, wlaman, szczekajacych psow, zbyt glosno puszczonych magnetofonow i uragajacych sasiadow.

Szybko przewijalam tasme za tasma. Jak na razie udalo mi sie znalezc trzy telefony: zgloszenia smierci Brendy, Henny i, dopiero co, Lori.

Przewijalam tasme do tylu, dopoki nie znalazlam telefonu Lori, ktory tak bezmyslnie zostal odrzucony przez operatora. Lori wykrecila 911 dokladnie o 0:49 w nocy, w sobote, siodmego czerwca; na tasmie zapisany byl tylko spokojny glos policjanta przyjmujacego zgloszenie i dlugi sygnal.

Zlozylam z powrotem papier wydruku komputerowego, starajac sie znalezc odpowiedni fragment. Gdy na ekranie policyjnego komputera pojawilo sie nazwisko Lori, obok niego widnial adres domu zarejestrowanego na nazwisko L.A. Petersen. Nadajac zgloszeniu czwarty priorytet, policjant przy telefonie przekazal zgloszenie dystrybutorowi siedzacemu za szklana sciana; trzydziesci dziewiec minut pozniej woz patrolowy numer 211 otrzymal polecenie sprawdzenia domu L.A. Petersen. Szesc minut po tym przejechal kolo posiadlosci, a nastepnie odjechal wezwany do klotni rodzinnej.

Adres Petersenow pojawil sie ponownie na ekranie komputera dokladnie szescdziesiat osiem minut po tym, jak pierwsze wezwanie pomocy zostalo zignorowane. O 1:57 Matt Petersen znalazl cialo swej zony; gdyby tylko nie mial tamtego wieczora proby kostiumowej, pomyslalam. Gdyby tylko wrocil do domu godzine, poltorej wczesniej…

Wlaczylam tasme.

– 911, slucham.

Dyszenie.

– Moja zona! – Glos przepelniony panika. – Ktos zabil moja zone! Prosze, pospieszcie sie! – Krzyk. – Och, Boze! Ktos ja zamordowal! Blagam, pospieszcie sie!

Ten przepelniony histeria glos doslownie mnie sparalizowal; Petersen nie potrafil sklecic poprawnego zdania, gdy oficer dyzurny pytal, czy ma w komputerze dobry adres.

Zatrzymalam tasme i przeliczylam szybko w pamieci; Petersen pojawil sie w domu dwadziescia dziewiec minut po tym, jak pierwszy woz patrolowy odpowiedzial na wezwanie, a policjant z patrolu zaswiecil latarka w okna i powiedzial centrali, ze wszystko jest w porzadku. Odrzucone zgloszenie nadeszlo o 0:49, a policja przyjechala do domu Petersenow o 1:34.

Gdzies zginelo czterdziesci piec minut; morderca nie mogl z nia byc dluzej niz te trzy kwadranse.

Ale o 1:34 juz go nie bylo. Swiatlo w sypialni bylo zgaszone. Gdyby nadal przebywal w tym pokoju, lampy musialyby byc wlaczone. Tego jednego jestem pewna. Watpie, by az tak dobrze widzial w ciemnosci, zeby bez zapalania swiatla odciac kable od lamp i zwiazac nimi ofiare.

Poza tym byl sadysta; na pewno chcial, by ofiara widziala jego twarz, tym bardziej jezeli nosil maske. Chcial, zeby ofiara widziala kazdy jego ruch… zeby z drzeniem czekala na kazda nastepna niewyobrazalna rzecz, jaka planowal jej zrobic…

Kiedy bylo juz po wszystkim, spokojnie wylaczyl swiatlo i wyszedl przez okno w lazience, prawdopodobnie na kilka minut przed tym, jak woz patrolowy przejechal ulica, i niecale pol godziny przed powrotem Matta Petersena. Dziwaczny zapach jego ciala wisial jeszcze w powietrzu, niczym smrod dobywajacy sie z kosza na smiecie.

Jak na razie nie znalazlam ani jednego wozu patrolowego, ktory odpowiedzialby na zgloszenia do wszystkich spraw; zawod i zmeczenie zaczely dawac o sobie znac.

Zrobilam sobie przerwe, gdy uslyszalam chrobot klucza we frontowych drzwiach. Bertha i Lucy wrocily zmeczone i szczesliwe, opowiedzialy mi dokladnie, co robily podczas tego dlugiego dnia, a ja robilam, co w mej mocy, by usmiechac sie i wygladac na zadowolona.

– Brzuch mnie boli – jeknela Lucy.

– I nic dziwnego – odparla Bertha. – Mowilam ci, zebys nie jadla tych wszystkich smieci. Wata cukrowa, prazona kukurydza… – Potrzasnela glowa.

Przyrzadzilam Lucy rosol z kurczaka i polozylam ja do lozka.

Wrocilam do gabinetu i niechetnie nalozylam z powrotem sluchawki.

Stracilam poczucie czasu.

– 911, slucham.

Вы читаете Post Mortem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату