„…Hej! Nie ma problemu… Zycze milego dnia…”
Klik.
„…wcisnelam dziewiatke zamiast czworki…”
„911, slucham…”
„Hej!…to przystojny facet. Nie musi wsypywac kobiecie narkotyku do drinka, zeby sie z nia zabawic…”
„To szuja!”
„…bo wyjechal z miasta, Lucy. Pan Boltz pojechal na wakacje…”
„Och! – Oczy wypelnione bezgranicznym smutkiem. – Kiedy wroci?”
„Dopiero w lipcu…”
„Ojej. Dlaczego nie mozemy do niego dolaczyc, ciociu Kay? Czy pan Boltz pojechal na plaze?”
„…nigdy nie mowisz prawdy o naszym zwiazku. – Jego twarz ukryta za welonem dymu i rozgrzanego powietrza i jasne wlosy lsniace w promieniach slonca”.
„911, slucham”.
Bylam w domu mojej matki, ktora cos do mnie mowila.
Na niebie krazyl ogromny ptak, a ja jechalam vanem z kims, kogo nie znalam ani nie widzialam. Wysokie palmy mijaly nas w pedzie. Na mokradlach staly dlugoszyje biale czaple; obracaly glowy, spogladajac na nas. Na mnie.
Odwrocilam sie na plecy, szukajac wygodniejszej pozycji.
Moj ojciec siedzial na lozku i obserwowal mnie, gdy opowiadalam, jak minal mi dzien w szkole. Jego twarz miala kolor popiolu. Nie mrugal powiekami, a ja nie slyszalam wypowiadanych przez siebie slow. Nie odpowiadal mi, lecz tylko wpatrywal sie we mnie nieruchomym wzrokiem. Strach przeszyl mi serce; jego twarz byla blada, a oczy puste, nieruchome.
Nie zyl.
– Tatoooo!!!
Nozdrza wypelnil mi slodkawy zapach zgnilizny, gdy wtulilam twarz w jego piers…
Cos nagle we mnie zaskoczylo.
Ocknelam sie powoli, niczym banka powietrza wyplywajaca z glebiny. Wiedzialam, ze cos jest nie tak. Czulam, ze serce wali mi jak oszalale.
Ten zapach.
Czy istnial naprawde, czy tylko mi sie przysnil?
Ten zgnily, slodkawy zapach! Czy istnial naprawde?
Poczulam ogarniajace mnie przerazenie; serce tluklo mi sie w piersi.
Cos poruszylo sie w smierdzacym powietrzu i otarlo o lozko.
Rozdzial szesnasty
Odleglosc miedzy moja prawa dlonia a rewolwerem ukrytym pod poduszka wynosila nie wiecej niz dwanascie cali.
A jednak byl to najwiekszy dystans, jaki mi przyszlo w zyciu pokonac. Byl niekonczacy sie; niemozliwy. Nie myslalam o niczym innym, tylko o odleglosci miedzy reka a bronia, podczas gdy serce tluklo mi sie w piersi jak oszalale. Krew huczala mi w uszach. Kazdy najmniejszy miesien w moim ciele napial sie pod wplywem stresu i panicznego strachu. Wewnatrz sypialni bylo czarno.
Powoli skinelam glowa, czujac, jak jego dlon rozgniata mi wargi o zeby. Kiwnelam glowa, by zapewnic go, ze nie wrzasne.
Noz, ktory przyciskal mi do gardla, byl ogromny niczym maczeta. Lozko przechylilo sie na prawa strone i na chwile osleplam; gdy oczy przyzwyczaily mi sie do swiatla, spojrzalam na niego i ledwie powstrzymalam krzyk.
Nie moglam sie poruszyc ani oddychac. Czulam ostra niczym brzytwa, lodowata krawedz noza przycisnieta do szyi.
Jego twarz byla biala, a rysy rozmazane i rozplaszczone pod maska z bialej nylonowej ponczochy. Z dziur wycietych na oczy patrzyly na mnie ciemne, zwierzece slepia, ziejace nienawiscia. Ponczocha wydymala sie i wciagala w rytm jego oddechu. Twarz, nieludzka i straszliwa, znajdowala sie zaledwie kilka cali od mojej.
– Pisniesz, a poderzne ci gardlo do ucha do ucha.
Mysli przebiegaly mi przez glowe z zawrotna szybkoscia i w roznych kierunkach. Lucy. Usta mi zdretwialy i poczulam w nich metaliczny, slonawy smak krwi. Lucy, tylko sie nie obudz. Umre.
Nie. Nie rob tego. Nie chcesz tego zrobic. Nie musisz tego robic.
Jestem czlowiekiem, jak twoja matka czy siostra. Nie chcesz mi tego zrobic. Jestem ludzka istota, tak jak ty. Moge ci powiedziec bardzo wiele ciekawych rzeczy o tych sprawach. O tym, co wie policja. Chcesz wiedziec, ile ja wiem.
Nie rob tego. Jestem czlowiekiem. Ludzka istota! Moge z toba porozmawiac. Musisz mi pozwolic z soba porozmawiac!
Fragmenty zdan; niewypowiedziane, bezuzyteczne. Tkwilam w milczeniu. Prosze, nie dotykaj mnie. Och, Boze, tylko mnie nie dotykaj.
Musialam jakos przekonac go, by zdjal reke z moich ust i pozwolil mi odezwac sie do siebie.
Usilowalam zmusic moje cialo do odprezenia sie, zwiotczenia; poskutkowalo. Rozluznilam sie nieco, a on to wyczul.
Cofnal reke z moich ust, a ja wolno przelknelam sline.
Mial na sobie granatowy kombinezon. Pot zabrudzil kolnierzyk, a pod pachami widnialy ogromne polksiezyce. Dlon trzymajaca noz na mojej szyi obleczona byla w cieniutka chirurgiczna rekawiczke. Czulam zapach gumy; czulam zapach, jaki on wydzielal.
Zobaczylam kombinezon lezacy na stole w laboratorium Betty i poczulam slodkawy smrod zgnilizny, gdy Marino otworzyl plastikowa torbe.
„Czy to ten zapach, ktory pamieta Petersen?” – przypomnialam sobie wlasne slowa, niczym dialog ze starego filmu. Marino wycelowal we mnie wskazujacy palec i mrugnal radosnie: „Bingo!”
Oddychal chrapliwie.
– Prosze – szepnelam, nie ruszajac sie ani na centymetr.
– Zamknij sie!
– Moge ci powiedziec…
– Zamknij sie! – Jego reka znowu zacisnela sie na moich ustach. Jeszcze chwila i szczeka trzasnie mi jak skorupka jajka!
Rozgladal sie po pokoju; jego oczy zatrzymaly sie na chwile na zaluzjach i zwisajacych przy nich sznurach. Wiedzialam, o czym mysli. Wiedzialam, co chce z nimi zrobic. Potem jego wzrok przeskoczyl na kabel idacy od lampy przy lozku do sciany. Cos bialego blysnelo w jego rece; wyciagnal biala szmatke z kieszeni i wepchnal mi ja do ust. Dopiero wtedy odsunal noz od mego gardla.
Szyje mialam tak zesztywniala, ze ledwie moglam ruszyc glowa. Wargi mnie bolaly; usilowalam przepchnac szmate w ustach nieco do przodu, tak by on tego nie zauwazyl. Slina sciekala mi do przelyku.
W domu panowala absolutna cisza. W uszach slyszalam dudnienie krwi. Lucy. Och, Boze, prosze.
Inne kobiety robily to, co on im kazal; widzialam, jak skonczyly… widzialam ich napuchniete twarze i martwe oczy…
Usilowalam przypomniec sobie wszystko, co o nim wiedzialam, i uporzadkowac to w jakas logiczna calosc. Noz nadal znajdowal sie kilka cali od mej twarzy, lsniac zlowrozbnie w blasku lampy. Rzuc sie do przodu i rozbij lampe.
Moje rece i nogi byly uwiezione pod koldra. Nie moglam poruszyc sie, kopnac ani wierzgnac. Jezeli lampa spadlaby na podloge, pokoj pograzylby sie w ciemnosciach.
Nie moglabym nic zobaczyc, a on mial noz.
Moglabym go od tego odciagnac, gdybym tylko byla w stanie go przekonac; gdybym tylko byla w stanie mowic.