Ich nabrzmiale twarze, kable wpijajace sie w ich szyje.

Dwanascie cali, nie wiecej. Byl to najdluzszy dystans, jaki kiedykolwiek musialam pokonac.

Nie mial pojecia, ze pod moja poduszka lezy bron.

Byl zdenerwowany, niepewny i chyba zdziwiony. Widzialam rumieniec na jego szyi, pot sciekajacy po ubraniu i gwaltowne unoszenie sie klatki piersiowej z kazdym wysilonym oddechem.

Nie patrzyl na moja poduszke; rozgladal sie po calym pokoju, lecz nie patrzyl na poduszke.

– Jezeli drgniesz… – Lekko przycisnal ostry koniuszek noza do mego gardla.

Patrzylam na niego rozszerzonymi oczyma.

– Spodoba ci sie to, suko. – Mial zimny, niski glos; z piekla rodem. – Zaoszczedzilem cie na koniec. – Ponczocha wydymala sie coraz szybciej. – Chcialas sie dowiedziec, jak to robie… zaraz ci pokaze. Powolutku.

Ten glos. Znajomy.

Moja prawa dlon; gdziez jest ten rewolwer? Bardziej na prawo czy bardziej na lewo? A moze dokladnie posrodku poduszki? Nie moglam sobie przypomniec. Po prostu nie moglam! Musial jakos dobrac sie do kabli od lampy… nie mogl odciac ich teraz, gdyz pokoj pograzylby sie w mroku. Musial najpierw zapalic gorne swiatlo. Widzialam, ze przyglada sie wlacznikowi obok drzwi.

Przesunelam prawa dlon o cal w strone poduszki.

Spojrzal na mnie, a potem znowu na zaluzje.

Prawa reke mialam zakryta koldra nieomal po ramie.

Poczulam, jak krawedz materaca unosi sie, gdy wstal z lozka; plamy potu pod jego pachami robily sie coraz wieksze. Byl juz prawie calkiem mokry.

Spogladal to na kontakt przy drzwiach, to na sznur od zaluzji i zdawalo sie, ze nie potrafi sie zdecydowac.

Wszystko potem wydarzylo sie strasznie szybko. Dotknelam dlonia zimnego, znajomego ksztaltu, schwycilam go mocno i zsunelam sie z lozka na podloge, pociagajac za soba koldre. Odciagnelam kurek z glosnym kliknieciem; usiadlam wyprostowana, z koldra owinieta dokola bioder. Wszystko stalo sie jednoczesnie.

Nie pamietam, bym cokolwiek z tego zrobila swiadomie. Dzialalam instynktownie, jakby decyzje podjal ktos inny. Polozylam palec na spuscie; rece trzesly mi sie tak bardzo, ze lufa rewolweru podskakiwala w gore i w dol.

Nie pamietam, kiedy wyjelam knebel z ust.

Slyszalam tylko swoj glos.

Wrzeszczalam na niego z dzika nienawiscia:

– Ty sukinsynu! Ty cholerny sukinsynu!

Bron podskakiwala w moich dloniach, a ja krzyczalam, wyrzucajac z siebie nienawisc i przerazenie; przeklinalam go tak okropnymi slowami, jakich jeszcze nigdy nie uzylam do nikogo. Krzyczalam, by zdjal maske.

Zamarl pod drugiej stronie lozka; zdawalo mi sie, ze obserwuje te sytuacje gdzies z daleka. Zauwazylam, ze noz w jego dloni to tylko zwykly skladany scyzoryk.

Wpatrywal sie w rewolwer.

– Zdejmij maske!

Jego ramie poruszylo sie powoli i bialy pasek materialu splynal na podloge…

Morderca obrocil sie na piecie…

Krzyczalam… a w tej chwili w pokoju rozlegly sie huki wystrzalow… szybko, jeden po drugim, a potem brzek tluczonego szkla… Nie wiedzialam, co sie dzieje.

To bylo szalenstwo. Szyba rozprysla sie w drobny mak, noz, padajac na podloge, blysnal w swietle lampy… morderca rabnal o krawedz nocnego stolika i lecac na ziemie, pociagnal za soba lampe.

W pokoju zapanowala ciemnosc.

Chwile potem od strony drzwi rozleglo sie pospieszne skrobanie po scianie…

– Gdzie sie zapala swiatlo w tym przekletym pokoju?

Zrobilabym to.

Wiem, ze bym to zrobila.

Nigdy w zyciu nie pragnelam niczego rownie mocno, jak pociagnac za spust.

Chcialam przestrzelic mu serce na wylot i zostawic w nim dziure wielkosci ksiezyca.

Walkowalismy to juz po raz piaty. Marino sprzeczal sie ze mna i uwazal, ze sprawy potoczyly sie nieco inaczej, niz pamietam.

– Hej! W chwili gdy zobaczylem go wchodzacego do twojego domu przez okno, sledzilem go, doktorku. Nie mogl byc w twojej sypialni dluzej niz trzydziesci sekund, zanim ja tam wpadlem. I wcale nie wyciagnelas broni. Usilowalas to zrobic, stoczylas sie z lozka, a wtedy wszedlem i zastrzelilem skunksa.

Siedzielismy w moim biurze w miescie; byl poniedzialek rano. Wlasciwie nie pamietalam, co dzialo sie przez ostatnie dwa dni. Czulam sie tak, jakbym znajdowala sie przez ten czas pod woda albo na innej planecie.

Bez wzgledu na to, co mowil Marino, swiecie wierzylam, ze mierzylam do mordercy z rewolweru, gdy on nagle stanal w drzwiach mej sypialni i wladowal w drania cztery kule ze swojego magnum 357. Nie sprawdzilam mu pulsu; nie usilowalam zatamowac krwawienia. Siedzialam na podlodze, na zwinietej koldrze i trzymalam rewolwer na kolanach, podczas gdy lzy strumieniami ciekly mi po twarzy; dopiero wtedy uswiadomilam sobie, ze ruger nie byl naladowany.

Kiedy tego wieczora poszlam do sypialni, bylam tak zdenerwowana i zmeczona, ze zapomnialam go naladowac. Kule nadal tkwily w pudelku w szafie z ubraniami, gdzie je schowalam, by Lucy nie mogla ich znalezc.

Morderca nie zyl.

Byl juz martwy, gdy padl na dywan kolo mego lozka.

– Nie zdjal tez maski – ciagnal Marino. – Pamiec plata dziwne figle, co? Sam sciagnalem te przekleta ponczoche z jego twarzy, gdy dolaczyli do nas Snead i Riggy. A wtedy on juz byl martwy.

Byl zaledwie chlopcem.

Chlopcem o twarzy pokrytej bliznami po tradziku i popielatoblond wlosach; pod nosem mial cieniutki wasik.

Nigdy nie zapomne jego oczu; okna, przez ktore nie widac bylo duszy. Byly tylko pustymi oknami otwartymi na ciemnosc, jak te, przez ktore wchodzil do mieszkan swych ofiar, gdy ich glosy uslyszal przez telefon.

– Wydawalo mi sie, ze cos powiedzial – mruknelam do Marino. – Wydawalo mi sie, ze uslyszalam, jak cos mowi, padajac na podloge. – Po chwili wahania zapytalam: – Powiedzial cos?

– O, tak.

– Co? – Drzaca reka siegnelam do popielniczki i strzepnelam popiol z papierosa.

Marino usmiechnal sie zlosliwie.

– Te same ostatnie slowa, jakie zazwyczaj rejestruja czarne skrzynki samolotow, ktore ulegly katastrofom. Te same ostatnie slowa, ktore wypowiada wiekszosc lajdakow. Powiedzial: „O, cholera!”

Jedna kula przebila aorte, druga pluca. Inna przeszla przez zoladek i utknela w kregoslupie. Czwarta przeszla na wylot przez miekkie cialo i strzaskala szybe w moim oknie.

Nie ja robilam jego sekcje; raport podpisany przez jednego z moich podwladnych lezal juz na moim biurku. Nie pamietam, bym wzywala go do tej roboty, lecz musialam to zrobic.

Nie czytalam gazet. Nie mialam na to sil. Wystarczyly mi naglowki wczorajszego wieczornego wydania „Timesa”. Wpadly mi w oczy, gdy wrzucalam wszystkie gazety do smieci chwile po tym, jak wyladowaly na moim trawniku.

DUSICIEL ZASTRZELONY PRZEZ DETEKTYWA W SYPIALNI DOKTOR KAY SCARPETTY KORONERA OKREGOWEGO STANU WIRGINIA

Pieknie. Ciekawe, co tez sobie ludzie pomysla; ze kto byl w mojej sypialni o drugiej nad ranem, Marino czy morderca?

Pieknie.

Zastrzelonym psychopata okazal sie oficer lacznosciowy zatrudniony przez wladze miasta jakis rok temu. Oficerowie lacznosciowi w Richmond nie sa nawet policjantami; to cywile. Pracowal na zmianie od szostej po poludniu do polnocy. Nazywal sie Roy McCorkle, czasem przyjmowal zgloszenia 911. Czasem pracowal przy

Вы читаете Post Mortem
Добавить отзыв
ВСЕ ОТЗЫВЫ О КНИГЕ В ИЗБРАННОЕ

0

Вы можете отметить интересные вам фрагменты текста, которые будут доступны по уникальной ссылке в адресной строке браузера.

Отметить Добавить цитату